Co gryzie Roberta P.?

Napisał do mnie Czytelnik z prośbą o radę. Robert ma problem natury damsko-męskiej. Jako że nigdy w żadnej gazecie/miesięczniku/poradniku ani nawet magazynie lajfstajlowym nie prowadziłam działu pt. „Malvina odpowiada” albo „Psycholog radzi” i nie czuję się na tyle kompetentna, by dawać komuś recepty na życie, zamieszczam list R. na blogu. Jestem pewna, że z chęcią podzielicie się z nim swoimi radami i przemyśleniami, a i ja dorzucę parę groszy od siebie :)

 

Cześć,

postaram się możliwie jak najkrócej opisać sytuację i proszę o walnięcie mnie w głowę. ;) Przez kabel.

Może obędzie się bez. Generalnie nie jestem zwolenniczką stosowania przemocy ;)

Jestem od 5 miesięcy w związku. Poprzednie związki to były jakieś bzdury. Wcześniejsze „jednorazowe ruchanka” w klubach też były niczym, bo teraz czuję się… zakochany. Moja kobieta mi to pierwsza powiedziała, ja jej po kilku dniach powiedziałem to samo. Ale nie o to chodzi. Jestem otoczony ludźmi, którzy zdradzają lub byli zdradzani. I jest to na porządku dziennym. Dwóch moich braci regularnie zdradzało i byli zdradzani. Moi kumple też. Koleżanki – nie. Ale faceci tak.
 
Czyli przywykłeś do następującego modelu: ludzie, którzy teoretycznie się kochają i powinni pozostać sobie wierni, robią się nawzajem w bolo, co jest nie tylko smutne, ale też każe zastanowić się nad kondycją współczesnych związków i podejściem do partnerstwa. Też zauważyłam, że ludziom coraz lżej przychodzi zdrada. Zresztą, pisałam już o tym na blogu
 
Wracając do mojej kobiety – z jej otoczenia nikt nikogo nie zdradził. Ona, z tego co mówiła, też nigdy nikogo. Mimo wszystko boję się jak cholera, że ona mnie zdradzi. Mam paranoiczne wręcz lęki, zupełnie bezpodstawne, produkowane jedynie przez moją samoocenę i moje chore mniemanie o kobietach, którego de facto nabrałem przez chodzenie po klubach i ruchanie po 20 minutach znajomości, całowanie się z mężatkami i flirtowanie z dziewczynami z wieczorów panieńskich.
 
To ciekawe, co piszesz. Oznacza, że w przeciwieństwie do Ciebie, Twoja obecna partnerka obracała się w towarzystwie o mocnym kręgosłupie moralnym. Tym sposobem wchodzicie w związek z kompletnie różnymi doświadczeniami. Czy ona w ogóle wie o Twoich lękach? Czy zna Twoją przeszłość i wie, jak wyglądały Twoje dotychczasowe relacje z kobietami? A jeśli nie, dlaczego nie chcesz z nią o tym porozmawiać? Z doświadczenia wiem, że szczerość popłaca bardziej niż ukrywanie swoich największych demonów. One i tak prędzej czy później z Ciebie wyjdą. To raz.
 
Dwa  przyznajesz, że Twoje mniemanie o kobietach jest chore. Nic dziwnego, jeśli oceniasz je z perspektywy swoich dotychczasowych doświadczeń i wrzucasz do jednego worka laski poznane w klubach, które (podobnie jak Ty) szukały okazji na jedną noc i potencjalne kandydatki na przyszłą partnerkę. Nie wszystkie kobiety dają dupy na prawo i lewo, nie wszystkie zdradzają i nie wszystkie lecą na kasę. Jeśli Twoje pojęcie o kobietach jest właśnie takie, to nie zajdziesz daleko w żadnym związku i być może warto byłoby nad tym popracować? Piszesz też, że masz niską samoocenę. Why? Czy wynika to z faktu, że ktoś już Cię kiedyś zdradził? A może jest jakiś inny problem, którego rozwiązanie może okazac się pomocne?
 
Wiem, że jak jej będę pokazywał że się tego boję, to mogę podświadomie ją sprowokować do zdrady… a to byłby samobój. Boję się, że moja ukochana, której rzekomo ufam, zdradzi mnie. Dla mnie zdrada=koniec związku. 
 
Nie wydaje mi się, żebyś mógł sprowokować swoją dziewczynę do zdrady tylko dlatego, że obawiasz się tego typu „wyskoku” z jej strony. Gdybyś nagle zaczął urządzać jej sceny zazdrości, śledzić ją, kontrolować albo zaglądać do laptopa za jej plecami, wtedy rzeczywiście mogłaby się zdrowo wkurwić i miałaby przesłanki, żeby od Ciebie odejść. Jednak dopóki Twoja obawa pozostaje obawą, nic Ci nie grozi, tak myślę.
 
Oczywiście nigdy nie możesz mieć 100-procentowej pewności, że ta druga osoba będzie Ci wierna. Powiem więcej: nigdy nie powinieneć mieć takiej pewności, bo to usypia Twoją czujność  jeśli pojawiają się sygnały, że związkowi zagraża ten trzeci/ta trzecia, Ty zamiast zareagować, zawalczyć, nie zrobisz nic. Dlatego warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Ale wszystko w granicach rozsądku, w końcu zaufanie do partnera to podstawa udanego związku. Jeśli sam do tego nie dojdziesz, z żadną kobietą nie będziesz szczęśliwy.
 
Czy mogłabyś coś poradzić? Przekazać swoją kobiecą perspektywę? 

 

Myślę, że powinieneś sobie odpowiedzieć na parę pytań (skąd wynika Twoja niska samoocena? Czy masz jakiekolwiek przesłanki, żeby nie ufać swojej dziewczynie? Czy ona wie o Twoich obawach i je rozumie? A jeśli tak, jakie jest jej stanowisko w tej sprawie?). Jeśli odpowiedzi nie przyniosą rozwiązania, chyba warto pogadać z kimś, kto spojrzy na Twój problem z boku. Może z psychologiem, jeśli w grę wchodzą jakieś traumy, ciężkie do rozpracowania sprawy z przeszłości? Warto też podzielić się sowimi obawami z dziewczyną. Być może długa, szczera rozmowa z nią wystarczy, żeby problem zniknął? 

A Wy, co byście doradzili Robertowi?

0 Like

Share This Story

Relacje