Przygody Wesołego Taksówkarza

Wożę się taksówkami dość nieregularnie, w sytuacjach ekstremalnych, zwykle około czwartej nad ranem, gdy po wyjściu ze znajomymi na „dwa piwa” w końcu postanawiam jakoś dotrzeć do domu i dumnie powitać T. słowami „Kchchanie, wciłam!”. Tak też było ostatnio, kiedy to poznałam Wesołego Pana Taksówkarza.

 

Na początek krótki opis postaci. Przeciętny Wesoły Taksówkarz jest średniego wzrostu, ma bęcoł, siwe skronie i nosi wąsy. Wąsy to jest w ogóle pozycja obowiązkowa i must have każdego sezonu. Wesoły Taksówkarz zwykle ma na imię Zdzisiek, Jasiek albo Rysiek i totalnie nie zna najnowszej męskiej kolekcji Prady. Totalnie. Koniec opisu.

Wesoły Taksówkarz, którego spotkałam przedwczoraj, był tak miły, że zupełnie bez pytania i najmniejszego skrępowania, w ciągu 20 minut jazdy opowiedział mi wszystkie swoje wesołe przygody. A ponieważ po pięciu kieliszkach wina mnie też już było całkiem wesoło, to – zaśmiewając się do łez – oboje wspólnie doszliśmy do wniosku, że moim zasranym obowiązkiem, jako przyszłej wielkiej blogerki i wieszczki narodowej, jest dokonać swoistego spisu przygód wszystkich Wesołych Taksówkarzy, jakich spotkałam w swoim 28-letnim życiu.

Jesteście gotowi usłyszeć historie mrożące krew w żyłach i kompromitujące nasz ludzki gatunek? Do dzieła!

 

#1

 

 

To było ze 20 lat temu… Dostałem zgłoszenie:

– Litr wódki i paczkę prezerwatyw.
– Gdzie?
– Szpital na Czerwonej Górze. Oddział chirurgii.

„Przesyłkę” odebrała ode mnie pani doktor. Topless.

 

 

#2

 

Wsiada dwóch chłopaczków. Od razu widać, psze Pani, że to podejrzane typy. Mówią, że chcą jechać za miasto.

– Kasa będzie? – pytam.
– Będzie, będzie – śmieją się, ale co zrobić, taki zawód sobie człowiek wybrał. Jadę.

Tuż po wyjeździe z miasta ten, który siedzi za mną, przykłada mi nóż do szyi.

– Dobra, dziadku, pokaż, co tam masz w tej swojej magicznej sakiewce.

Wiadomo było, że to amatorzy i pewno tylko postraszyć chcieli, ale tak się, psze pani, jakoś zestrachałem. Wszedłem w zakręt mocno, chyba żem ze strachu gaz docisnął, a tu pach! Jak nas policja nie zatrzyma, jak się pies nie wydrze. Psze pani… jakie oni wtedy mieli miny. Do tej pory te ich skrzywione mordy pamiętam, błehehehe. Zapłaciłem mandat i już mnie nie mieli z czego okradać. Nie wiem, jak wrócili do miasta, pewno autostopem.

Dlaczego nie powiedziałem policji, że mnie chcieli okraść? Psze pani, taksówkarze i złodzieje muszą żyć ze sobą w zgodzie. Bo jak nie, to na drugi dzień szyby wybite, karoseria porysowana. Albo człowiek w rowie. Nigdy pani nie wie, co takiemu do łba strzeli.

 

#3

 

Wsiada Włoch. Zadbany, elegancki, przy kasie. Ale po polsku ni w ząb. No, prawie.

– Dziwczyny – mówi lakonicznie.

Myślę sobie, że pewnie na striptiz chce.  No to kręcę ramionkami i pytam:

– Dansen dansen?

Włoch kręci głową, że nie.

– Bunga bunga? – pytam.

– Cipa cipa – przytakuje Włoch rozradowany.

No to już wiem. Kierunek: burdel.

 

#4

 

To były moje początki na taksówce, miałem 22 lata wtedy. Pamiętam jak dziś, był marzec 1985 roku i mój pierwszy dzień na postoju. Wsiada kobieta, a właściwie to nie wsiada, tylko zostaje wrzucona przez jakiegoś starszego gościa. Pijana w sztok. Lecą epitety, nie będę się tu przy pani wyrażał, no ale tak, kurwy leciały, że aż miło.

Ciepło było, wiosna, słońce, a baba w kożuchu. Pytam się jej, gdzie jedziemy. A tamta co? Nie uwierzy pani! [Kiwam głową, że nie uwierzę, taksówkarz uśmiecha się z aprobatą]. No normalnie kobita rozchyliła ten kożuch, a tam nic, tylko pończochy! I tak leży przede mną golusieńka, jak ją Pan Bóg stworzył i się pyta, czy ja bym z nią nie tenteges, wie pani. Młody chłopak byłem, tuż po ślubie, dziecko mi się dopiero co urodziło, to mnie nie takie rzeczy wtedy w głowie były. Kazałem się babie ubrać i ją wyrzuciłem z samochodu. Kolega ją zabrał. Ten sam, co mi ją, cholera, do taksówki wsadził.

 

#5

 

Dzwoni facet, że pilnie potrzebuje, żeby mu leki kupić, bo chory. A że leki na receptę, no to trzeba podjechać. Dzwonię do gościa i mówię „schodź pan”. Facet jęczy, że nie zejdzie, bo chory, żeby na górę wejść. No nie powiem, żebym się uradował, bo godzinę wcześniej żem golonkę w barze strzelił i tak mi trochę ciężko na żołądku było. Ale mus to mus, wchodzę na górę i se myślę: a jak to jakiś pederasta jest? Jak mnie pacnie w łeb a potem, wie pani, wygrzmoci? Różne się już historie zdarzały… 

Wchodzę na tę górę, piąte piętro bez windy, myślałem, że mi krew oczy zaleje. Pukam, facet uchyla drzwi, w samych gaciach, trzęsie się na ugiętych nogach i ledwo stoi. No to ładnie – myślę sobie, jak mi już koleś na dzień dobry w samych kalesonach drzwi otwiera. Facet łapie mnie za rękę, gorączkowo te recepty wciska i ledwo żywy jęczy:

– Szybko! Ja… muszę… Jezus maria, srakę mam od rana, nie wytrzymam! 

I zamyka mi drzwi przed nosem. Powiem pani, że jak już se wymyłem tę rękę, co mi ją obmacał, to się nawet uśmiałem z całej tej historii.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Od jutra jeżdżę taksówkami! Codziennie :D

  • kel

    Taksówkarze to mają często takie historie, ale jestem pewien, że część z nich jest mocno podkoloryzowana. :)

  • Malv, Ty nie rób takich wpisów, bo zejdę… ze śmiechu :) Pan Sraczka #thabest :D

  • Małgorzata Zdziebko Zięba

    Uwielbiam te historie taksówkarzy, znałam kiedyś jednego takiego mistrza, który w czasie jednej trasy sprzedał mi chyba ze cztery takie opowieści :)

  • Hahah:D Genialne historie, że też nie jeżdżę taksówkami…

  • pozytywny akcent tego wieczoru! :D mega facet :D

    • To akurat jest kompilacja kilku taksówkarzy, z którymi miałam do czynienia :)

  • ziero

    Haha też lubię wesołych taksówkarzy. Mi jakiś czas temu sprzedał pan taką historię:

    Odebrałem raz zamówienie żeby gościowi zrobić w środku nocy zakupy: truskawkowe prezerwatywy i kwasek cytrynowy. Jadę na stację, o dziwo kupuję wszystko co trzeba, potem pod wskazany adres, gościu schodzi, ładnie gotóweczką płaci i już chce odchodzić, kiedy nie wytrzymuję i pytam:

    -Panie!!!Ale powiedz pan, na co panu ten kwasek cytrynowy!?!?

    -Jak to….do herbaty lubię

    • Dobre :D Nie wiem, jak inni, ale ja się od razu zaczęłam zastanawiać, co może wyjść ciekawego z połączenia truskawkowych gumek i kwasu cytrynowego ;)

  • Kiedyś zdarzyło mi się, że dwa razy zamówiłam taksę w dyspozytorni i dwa razy przyjechał ten sam taksówkarz. Natchniony tym faktem opowiedział, jak pewnego razu klient go oszukał. Kazał się wysadzić pod bankomatem i zwiał. Kilka lat później dyspozytornia wysłała go pod mieszkanie, skąd miał odebrać klienta. Okazało się, że to ten sam. Poznał go, o kasę się upomniał z odsetkami :D

  • Taki taksówkarz, to ma życie… Chyba znalazłam mój wymarzony zawód :D

  • piotrek

    Ha mój tata był taksówkarzem w Krakowie. Co się historii nasłuchałem, to moje :)

  • Daniel

    Jestem taksówkarzem w Warszawie, jeżdże głównie w nocy i często są różne historie.
    Zazwyczaj człowiek się z nich śmieje, ale dopiero jak adrenalinka zejdzie, także niestety nie jest tak kolorowo jak to opisują.

    • Nie, pierwsze widzę :) Z chęcią sprawdzę.

      • Sprawdź koniecznie, przepadłam tam kiedyś na pół nocy :).

  • Ania

    Uśmiałam się oczywiście, ale do tego zwróciło moją uwagę to zdanie: „Młody chłopak byłem, tuż po ślubie, dziecko mi się dopiero co urodziło, to mnie nie takie rzeczy wtedy w głowie były”.
    Czyli, że jak by nie był dopiero po ślubie, to by go interesowało, tak np. za kilka lat? :))

    Młody
    chłopak byłem, tuż po ślubie, dziecko mi się dopiero co urodziło, to 
    mnie nie takie rzeczy wtedy w głowie były. – See more at:
    http://malvina-pe.pl/post/145-przygody-wesolego-taksowkarza#sthash.C5Xins6k.dpuf
    Młody
    chłopak byłem, tuż po ślubie, dziecko mi się dopiero co urodziło, to 
    mnie nie takie rzeczy wtedy w głowie były. – See more at:
    http://malvina-pe.pl/post/145-przygody-wesolego-taksowkarza#sthash.C5Xins6k.dpuf
    Młody
    chłopak byłem, tuż po ślubie, dziecko mi się dopiero co urodziło, to 
    mnie nie takie rzeczy wtedy w głowie były. – See more at:
    http://malvina-pe.pl/post/145-przygody-wesolego-taksowkarza#sthash.C5Xins6k.dpuf

  • Marek Paweł

    Niedawno: zamowilem taksowke na dworzec (a stamtad pociag na lotnisko), przyjechal taki taksowkarz jak opisalas i ruszamy. Ja lekko spozniony pytam, czy zdazymy na ta i na ta, chociaz wiem, ze szanse nikle… A on zachichotal gdzies w glebi (chichoczac syczal) i powiedzial, ze bedzie ciezko. Juz w poblizu dworca widze, ze nie ma szans, bo jeszcze sobie nogi polamie na schodach, a i tak nie zlapie pociagu, wiec pytam, czy by mnie nie zawiozl od razu na lotnisko (poza miasto Lublin-Swidnik), a on znowu zachichotal (trzesac sie przy tym, a brzyszysko mial spore), ze zawiezie. Powiedzial malo, bo 50zl (to nawet tanio, bo za bilet na pociag bym musial u konduktora doplacac, a jeszcze kawalek mnie po miescie musial przewiezc). I w ten sposob po drodze poznalem go troche, opowiedzial mi jak to lata po Europie ogladac mecze pilki noznej (zespolow nie pamietam, bo sie tym nie interesuje wcale, ale glownie Hiszpania, a poza tym Anglia i chyba Wlochy) i jeszcze na swoim wielkim smartfonie (ktory wycenil na wiecej wart niz swoj samochod i w sumie mu uwierzylem), w czasie jazdy, pokazywal zdjecia i filmy z tych wyjazdow.
    Bardzo pozytywnie i polecam tego kierowce.:)
    Plus na zakonczenie byl taki, ze podjechal pod samo lotnisko i na wjezdzie minal znak zakazu ruchu z tabliczka, ze nie dotyczy Taxi i tu wlasnie nazwa jego korporacja. Takze w czepku urodzony :)
    Ps.: Wiem, ze moze zszokowac tym sie nie da, ale bardzo pozytywny przejazd i kierowca, a jeszcze jak potrafi realizowac swoje pasje, mimo ze zycie taksowkarza nie jest lekkie. To tak jako komentarz do tego, co gdzies czytalem na twoim blogu, ze Polacy nie potrafia sie cieszyc ;) To chyba wychodzi przy blizszym spotkaniu, albo przy alkocholu. (to co dopiero o Anglikach powiedziec;).