Trzy kobiety, które zrobiły mi dobrze

Źródło: http://www.freddieleiba.com/ Fot. Freddie Leiba

Lubię kobiety. Lubię ich sensualność, ciepło, dłonie, uśmiechy i zwoje mózgowe. Jako dziewczę o dość męskim podejściu do związków, seksu, pracy, życia generalnie, w kobietach cenię chyba to samo, co faceci, ale jednak inaczej, bo – było nie było – mam cycki i więcej połączeń nerwowych między prawą i lewą półkulą.

W mojej rodzinie to właśnie kobiety zawsze stanowiły wzorzec do naśladowania – silne psychicznie, waleczne, trochę zbuntowane. Nic dziwnego, że w okresie dorastania i światopoglądowego samokształtowania, kolejne wzorce odnajdowałam wśród kobiecych ikon (pop)kultury. Ten tekst to taki mój mały ukłon w ich stronę. Za to, gdzie jestem i jaka jestem. Bo choć czasem mam  ochotę sama siebie kopnąć w dupę i wytrzaskać po mordzie, to jednak lubię malvinę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o mizianie się po gaciach. Do rzeczy.

 

Frida Kahlo: Po co mi stopy, skoro mam skrzydła?

 
Nie będę ściemniać, że znałam Fridę zanim to było modne. O istnieniu malarki dowiedziałam się, jak pewnie większość ludzi w tym kraju, dopiero po obejrzeniu filmu z (wyjątkowo genialną w tej właśnie roli) Salmą Hayek. Miałam wtedy jakieś 18-19 lat. Wyszłam z kina na miękkich nogach i pół nocy przewracałam się z boku na bok – właśnie poznałam kobietę, którą sama chciałam być: twardą, niezależną, idącą naprzód mimo całego spectrum chujowatości tego świata. Wolną od konwenansów i etykiet. Świadomą siebie, swojego ciała, bólu, demonów i talentów. Piękną wewnętrznie. Inteligentną, nietuzinkową, a w tym wszystkim bezpretensjonalną.

Podziwiałam ją, zazdrościłam jej, czułam się jak zakochany kundel – chciałam wiedzieć o niej wszystko. Wywlec ją na drugą stronę, przeczytać skład i wytatuować go sobie na mózgu. Usmażyć nową Malvinę Pe. na kształt i podobieństwo Fridy Ka. Skraść jej to życie pełne bólu, cierpienia, bohemy, miłości i ekscytacji.

35 kaw i 100 nieprzespanych godzin później, kiedy przeczytałam już wszystko, co było do przeczytania na temat Magdaleny Carmen Friedy Kahlo y Calderón, spojrzałam w lustro i po raz pierwszy od kilkunastu dni ucieszyłam się, że nie mam wąsika pod nosem.

Paradoksalnie, chcąc być jak ona, poczułam, co to znaczy być sobą. Dotarło, że za podążanie własną drogą zawsze trzeba zapłacić pewną cenę. Dzięki Kahlo po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, że wolność jest wyborem. 

 Źródło: Pinterest.com


Krystyna Janda: Do tolerancji się dojrzewa

 

Kiedy zobaczyłam ją w „Człowieku z marmuru”, przepadłam. Trochę dla granej przez nią postaci – bezczelnej początkującej dziennikarki, trochę dla samej Jandy. Miałam wtedy jakieś 14 lat i jasno skrystalizowany plan na przyszłość – chcę pisać noł meter łot. Tak więc zlizywałam tę jandową postać z ekranu telewizora, zauroczona zacięciem i determinacją głównej bohaterki. Po drodze wątpiłam wiele razy, ale Agnieszka zawsze do mnie wracała. Taki prewencyjny wyrzut sumienia.

W „Shirley Valntine”, dla odmiany, zobaczyłam kobietę, którą nigdy nie chciałabym się stać. Od tamtego momentu poszło hurtem. „Kto się boi Virginii Woolf”, „Człowiek z żelaza”, „Kochankowie mojej mamy”, „Pestka”, „Tato”, Dekalogi, „Matka swojej matki”, „Boska!”, „Danuta W.”… Długo by wymieniać, co jest kompletnie bez sensu, bo nie znam ani jednego filmu czy sztuki, w których Janda zagrałaby źle. Poza tym, nie o aktorstwo tu chodzi, a o człowieka. Hiperaktywną, pogodzoną z sobą, prowadzącą żywą dyskusję ze światem, a przede wszystkim gotową do poświęcenia się dla sprawy kobietę.

Trzeba być niesamowicie silną i piekielnie zdolną osobowością, by zostać legendą za życia. Staram się o tym pamiętać za każdym razem, kiedy myślę, że mi się nie chce.

 Źródło: kinopodbaranami.pl


Patti Smith: Jezus umarł za czyjeś grzechy, ale nie moje

 

Długo zastanawiałam się, czy jako trzecią mentalną matkę Pająka podać Janis Joplin czy Patti Smith. Pat wygrała z jednego prostego powodu – nie przećpała się i nie opuściła  łez padołu w wieku 27 lat. To oznacza, że nawet jeśli miała (a pewnie miała, bo każdy ma), swoje demony, ułożyła się z nimi na tyle, by w wieku 68 lat wciąż aktywnie działać w sferze kulturalnej i politycznej.

Poznałam Pat w listopadowy wieczór, trzynaście lat temu. W szyby walił deszcz, słuchałam Trójki, czytałam coś, pewnie „W drodze” Kerouac’a, bo to lektura obowiązkowa dla każdej kwestionującej rzeczywistość, układającej się z sobą małolaty. I nagle Mann albo inny Baron puścił Patti Smith. Zastygłam. W jej muzyce była moc, było pierdolnięcie, ale było coś jeszcze. Świadomość? Energia? Potrzeba potrząśnięcia człowiekiem? Nie wiedziałam, kim ona jest, ile ma lat, skąd pochodzi i czy w ogóle jeszcze żyje. Ale wiedziałam, że ta kobieta musi być kimś więcej niż tylko kolejną drącą japę wokalistką. Miałam rację.

Gdyby nie Smith, dziś nie byłoby Courtney Love, Pussy Riots i feministycznego oblicza punk rocka. Możliwe, że nie byłoby też tego bloga. Teoretycznie nikt by od tego nie umarł, ale… co Pudzianowski wrzucałby wtedy na fejsa? ;)

Źródło: awardsdaily.com

 

A jak u Was? Jakie „ikony popkultury” wywarły na Was znaczący wpływ? Bez kogo nie bylibyście tym, kim jesteście dzisiaj? Śmiało. Zbanuję tylko tych, którzy napiszą, że bez Korwin-Mikkego.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • na mnie bardzo duży wpływ wywarł KorWin-Mikke ;) a tak serio to największy wpływ miał na mnie chyba Peter Gabriel. Ok – nie jest to ikona popkultury, ale chyba też się liczy? Tworzył całkowicie autorską muzykę, wspaniałą, inną, pełną poszukiwań, przeróżnych dźwięków, współpracował przy tym ze znakomitymi muzykami. Nie bał się na kilka lat nic nie nagrywać, żeby zająć się rodziną lub żeby odpocząć i przemyśleć, co chce w życiu robić. A teraz to zwykły dziadunio, który nie robi z siebie gwiazdy, a który dalej potrafi zadziwić wszystkich swoim głosem i muzyką.

    • pietruszka

      Callas. I Bjork.

  • Romeo must die.

    Rodzice, ikony życia.

  • J. Joplin. Jej chrypka zawsze robi dobrze.

  • no.2! Janda u mnie wygrywa.
    genialne typy!

  • pazurek

    Moja mama. Wciagu 21 lat miała w sobie siłę by wyhowac mnie tak bym radzila sobie sama ze wszystkim. Zrobiła ze mnie matkę, zone, kochanke i złota raczke.

    Jakos popkultura niedziala na mnie w zaden znaczący sposób.

  • Ktoś kojarzy Pati Smith? Większość tylko tę piosenkę, ale to po posłuchanie pierwszych sekund: https://www.youtube.com/watch?v=xACZHv-sLCg

    Jej autobiografię „Poniedziałkowe dzieci” czytałam dawno, z tego co pamiętam był to ukłon bardziej w stronę Roberta Mapplethorpe’a i sztuki, którą tworzyli, niż jej samej. A może tak nie było, a takie wrażenie pozostawiła po mnie ta lektura.;)

    • Marek Paweł

      No prosze, a zawsze wydawalo mi sie, ze to Cher spiewa ;) Czasami mozna sie czegos nowego dowiedziec :). Wpada w ucho, ale chyba po prostu tak mnie ten kawalek nie zafascynowal.

    • Akurat ta piosenka Patti Smith nigdy mi się nie podobała, podobnie jak jej kolejne covery. Taka Patt o wiele bardziej do mnie trafia:
      https://www.youtube.com/watch?v=A0B3Jfymfd8

  • Marcin Korbecky

    Bez Korwin-Mikkego. :)

  • Aniaja

    Maria Czubaszek. Cytuję bezczelnie, zwłaszcza, gdy palę i mówię, że muszę połączyć się z rozumem. Chcę być Nią, gdy/ jeśli dożyję Jej lat. Nina Andrycz. Betty White. Joan Rivers. Kręcą mnie bezczelne staruchy. One całym wszystkim mówią: zawsze i wszędzie bądź sobą. Na pohybel wszystkim, czarnym i czerwonym!

    • Guest

      Jest w nich jakiś ‚urok’. Mnie się strasznie podobają kreacje Jessici Lange w American Horror Story – zwłaszcza w Sabacie.

  • Pizz

    Nie Pudzianowski tylko niekompetentny admin profilu Pudzianowskiego. Trochę szacunku i bez generalizowania, bo jeszcze ktoś pomyśli, że Mariusz marnuje czas na czytanie blogów :)

  • Dawid Marecki

    Zabiłaś ćwieka Malvino..

    1. Brigit Bardot – mogłem mieć z 12 lat gdy na nielegalu zobaczyłem jej słynny taniec w „I bóg stworzył kobietę” Vadima. Oczywiście dziś uznano by to za niewinne pląsy ale wtedy…dupa nie bolała pomimo ostrego lania jakie dostałem – przed oczami miałem Ją. Narobiło to sporego bałaganu w moim młodym mózgu, ale posprzątałem… z czasem ;)
    2. Kaśka Nosowska – banalne? ok, w takim razie jestem banalny, ale Jej wrażliwość, teksty, emploi oraz fakt jakie to spójne, kompletne… doprawdy nie wiem czy bardziej chciałbym się z nią pieprzyć, wódki napić czy popłakać – w sumie… biorę pakiet. Posprzątam później.
    3. Oriana Fallaci – za bezkompromisowość, głębię przekonań i absolutnie unikalną umiejętność patrzenia „poprzez”. Piękny człowiek to był. Niemniej bywało, że rzucałem książką o ścianę, potrafiła mnie wk#$%$ jak mało… i choć nie we wszystkim podzielałem Jej poglądy, „zrobiła mi dobrze” na tyle, że często do Niej wracam i mówię… zobacz, zobacz co mi zrobiłaś. Nie chcę tego sprzątać, florentynko z NY.

    To tyle. Czwartą pozycję zostawiam sobie wolną na młodszą, oryginalniejszą no i żywą Kobietę, po której znowu zostanie trochę bałaganu… jak zawsze po tym gdy „robi mi dobrze”.

    • Za Kaśkę Nosowską masz wielkiego plusa. Aż żałuję, że zapomniałam o niej napisać ;)

  • Olka

    Na mnie wywiera znaczący wpływ każda wiadomość o kolejnej „ikonie”, która się zaćpała i umarła w wieku 27 lat (w sumie niekoniecznie w tym wieku). Nie znam tak naprawdę ich problemów, ale z punktu widzenia szarego człowieka [czyt. mojego] zawsze wtedy uświadamiam sobie, że warto jest mieć mniej niż więcej. Tak właśnie to powiedziałam.
    Nie za dużo kasy. Bo jak jej jest pod dostatkiem, raczej aż nadto, to nie wiadomo, co z nią robić.
    Nie za dużo seksu. Bo jak jest za dużo, to też się nudzi (hater’s gonna hate)
    Nie za dużo czasu (wolnego). Bo wtedy człowiek popada w lenihilizm.
    Nie za dużo pracy. Bo można ocipieć.
    Nie za dużo….
    Nie za dużo….
    itd. itp.

  • talita

    Janis Joplin, chociaż nie zawsze był to dobry wpływ ;)

  • Marek Paweł

    Najwiekszy wplyw na mnie mieli ludzie, z ktorymi sie spotykalem. Rodzice, rodzina, znajomi. Ktos kto zrobil dla mnie cos dobrego, albo jakies swinstwo. Wyciagalem z tego nauke.
    Jakos niespecjalnie interesowaly mnie biografie „gwiazd”, nie ciekawilo mnie jak zostac Stevem Jobsem, itp ;).
    Warto za to znac historie, a zwlaszcza ludzi (w tym zyjacych), ktorzy mieli, badz maja wplyw na moje zycie. (np. politycy, dziennikarze, itd.), zwlaszcza jesli kreuja siebie (badz sa kreowani) na kogos, kim nie sa (np. w rzeczywistosci to straszne mendy, szkodniki, itp.),

  • Janda jest boska! Nie tylko świetnie gra, dobrze też pisze – „różowe tabletki na uspokojenie”, czyli zbiór jej felietonów naprawdę mi się podobał. Inteligentna babka.

  • shelmahh

    ikony popkultury olałem jakiś czas temu gdy zorientowałem się, że wiemy o nich tylko tyle ile nam podano. że żyjemy wiedzą pozorną. więc sztuka TAK w wykonaniu różnych takich, ale one same nie, bo hgw co tam naprawdę w nich siedzi…

    i w drodze przez życie „ikon”, do których się odnoszę jest wiele. Najpierw Mama przeuwielbiana, by zostać rozpoznaną w dorosłym życiu, by z ikony stać się rodzicielką, pełną bólu, lęków, nadziei, radości… kimś prawdziwym, kto zmusza mnie do przemyśleń, nauki tolerancji, pokory…

    Dupeczki – te akurat miały największy wpływ. nie ma co się oszukiwać i pisać, że to Curie Skłodowska tak mnie zaskoczyła, że wyznaczyła moją dalszą drogę… nie nie nie. Dupeczki. Pierwsza 5 lat starsza, z ustami zawsze uśmiechniętymi i wydętymi, w białym fartuchu asystentki dentysty. TAK! Długo to przeżywałem, rozpamiętywałem i tworzyłem siebie w oparciu o okruchy wspomnień, które mi po sobie pozostawiła.

    Druga to już prawdziwy 5 letni związek, odejście do ochroniarza i wszystko poszło w pizdu! Ideały, romantyczność… srał to pies! Wtedy powstał shelmahh! bez konwenansu, bez patosu, prosto z mostu, z kijkiem w mrowisku i podniesionym czołem! 5 lat codziennego bzykania, nauki bycia razem, kompromisów, bycia pantoflem, bycia macho. I to wszystko po to, by zanegować takie akcje i obiecać sobie, że pod pantoflem byłem ostatni raz i jeśli któraś tylko odważy się mieć takie koncepcje, to zrobię uderzenie wyprzedzające i takie myśli z piedestału strące ;)

    Żona: pojawiła się nieplanowana. Ot pomarańczowy szalik, w oczach jakaś taka zima, zgrabny tyłek i randka taka normalna, bez zadęcia. Musiałem zostać, zamieszkać, zmienić świat i przyjąć na świat 2 synów, którzy dopełnili treścią mój dj’sko imprezowy świat!

    Żona jak nie żona. Życie płynęło z Nią pozytywnie, bez kłótni, bez wojen. I tak jak to wszystko się nagle stało, tak powoli się gdzieś tam rozeszło. Rozstanie normalne, z szacunkiem, bez kłótni, bez miłości…

    Mimo wszystko szanuję, pamiętam, chylę czoła, chociaż wiem, że to nie była moja właściwa droga.

    Ruda: to SKARB! Jesteśmy mimo przeciwieństw, złej „prasy”, złych „spojrzeń”… Jesteśmy jak wulkany dwa. Nie szukałem takiej. Wprost przeciwnie. Charakter nie dla mnie! a jednak coś jak magnes przyciągnęło, wchłonęło, nauczyło życia, dało ambicji więcej, spokoju, rozwagi, odwagi! Jestem spełniony, nie poszukujący niczego. Wszystko znalazłem w Niej. Nie mówiac o cyckach i pozostałych walorach :) Ruda i Jej zielone oczy… dzięki Niej nic nie muszę. Dzięki Niej mogę i robię to wszystko z przyjemnością!

    Mama Rudej: czy ktoś obcy, teściowa, to osoba, którą można pokochać? Kocham jak Matkę. Kocha mnie bardziej niż syna. Szacunek, mądrość, przyjaźń. To zyskałem i pielęgnuję po stokroć. I mówię Jej to samo, co piszę tutaj. Bo warto…

    Potwór: mały, z niebieskimi oczami, wielkimi jak 5 zł, z blond lokami dookoła głowy i miłością na dłoni gdy woła mnie non stop TATAAAAAAAA!!!!

    Ona zmieniła mnie najbardziej. Jej osoba wprowadziła w moim życiu pojęcie troski. Jest księżniczką, która opętała mnie bez reszty! Dbam i wiem, że taka miłość się nie zdarza :D

    Ikony, czasem ikonki, raz na piedestale, innym razem zrzucane z niego bez chwili zastanowienia. Pojawiają się nowe, stare odchodzą do lamusa. Życie nie znosi nudy i daje nam co raz nowe propozycje. a ja je z chęcia przyjmuje, by poznać coś, nauczyć się życia od nowa…







  • Na nikogo nie wyjdę w życiu :(. Nie mam żadnego kobiecego wzorca. Już mi wystarczy, że na dany moment bliżej mi do chłopa niż do baby. Naprawdę bym chciała mieć jakiś autorytet, ale jakoś to do mnie nie przenika i nikt nie jest na tyle mój, żeby móc mnie ukształtować. Kształtuję się więc w pełni sama, trochę na oślep, z nadzieją, że nic po drodze nie wybuchnie.

  • Dobry tekst, taki ‚meta-ludzki’ o poszukiwaniu własnej, indywidualnej tożsamości w świecie, który swoimi działaniami nieustannie zmusza nas do upodabniania się do szarej masy, do bycia ludźmi transparentnymi, przezroczystymi jak kalka którą można nałożyć na każdego i zawsze będzie wyglądać tak samo. Odnajdywanie samego siebie to bardzo trudny, złożony proces, często bolesny, ale dobrze, że boli. Wszystko co piękne i wartościowe, rodzi się w bólach

  • Sandra, Matka Teresa, Sasha Grey

  • trolololo

    Pan Marek Dyjak. Bez wątpienia.

    • Zdecydowanie!

    • jakby co, to Dyjak 7.12 podpisuje autobiografię we Wro :)

  • łazikant

    Beatrix Kiddo:)

  • Piotr Cies

    Malarsko – Salvadore Dali, tak na początku, jako gówniarza, zafascynowały mnie jego wizje. Potem Pablo Picasso, bo na nim skończyła się „Sztuka Przetwarzania Rzeczywistości”… i ta osobowość magnetyzująca kobiety, nawet gdy miał już 70 lat! Do tej pory mu tego zazdroszczę. :-)
    Muzycznie – Pat Metheny, za odkrycie muzyki jazzowej. Pat, to takie wrota do jazz’u. A to niesamowita muzyka, której należy nauczyć się słuchać. Jak obcego języka.
    Literacko – Waldemar Łysiak, za ekwilibrystkę używania języka polskiego. To poziom kosmiczny, nieosiągalny dla żadnego innego polskiego pisarza!
    Architektonicznie – Le Corbusier, choćby za http://villa-savoye.monuments-nationaux.fr/, zaprojektowaną 1928 roku. Jak porównacie co proponowali Polscy architekci w tym czasie, zrozumiecie jego wielkość.
    Filmowo „9 1/2 tygodnia”, bo gdy byłem studentem, ten film pokazał mi, jak będzie wyglądało moje przyszłe życie seksualne. :-)

  • W muzyce chyba najbardziej Nosowska i Sojka. Literacko oklepany Coelho, Dostojewski, Basia Rosiek. W malarstwie Salvador Dali (ale ni huhu nie mam pojęcia, gdzie o nim pierwszy raz usłyszałam!). Jeśli chodzi o medycynę i pedagogikę jednocześnie: Janusz Korczak i Maria Grzegorzewska. Gdyby się zastanowić, to znalazło by się więcej osób, które coś wniosły i zmieniły.. Ale te są jednak najważniejsze.

  • Fajny pomysł.
    1. Wojciech Jagielski (korespondent) – to on pokazał mi Południową Afrykę jakiej nie chciałbym zobaczyć, ale zakochałem się w Afryce ponownie i mam fiksację na temat Afryki.
    2. Hugh Heffner – bo stworzył najlepszy magazyn ever
    3. Penelope Cruz – bo jest… i ten hiszpański

  • Tak się głęboko zastanawiam… i oprócz kobiet, które podałaś (są też dla mnie pewną wartością bardzo ważną w życiu), mojej mamy, mam tylko typy literackie, które mnie inspirują, by się rozwijać i nigdy nie poddawać. Są to Sylvia Plath (pomimo tego, że osierociła dwójkę dzieci popełniając samobójstwo w wieku trzydziestu lat), Anne Rice i Janet Fitch. To jak te kobiety piszą/pisały jest dla mnie niesamowite. Poruszały mnie i poruszają nadal. I to właśnie literatura była głównym składnikiem mojej przemiany i kształtowania światopoglądu. W sumie nadal jest :)

  • Piździelec

    kilka pierwotnych męskich oburzeń przegrało z jakością tekstu – narodziny kilku połączeń;)?

  • kaska

    A ja tak z innej beczki. Chętnie poczytałabym jakieś wpisy o bieganiu. Wiem, że trenujesz, ja właśnie dziś(!) zaczęłam biegać i ogólnie chce poprawić swoją kondycje, może dowiedziałabym się od Ciebie czegoś ciekawego :D

  • Guest

    WOW! Miałam identycznie z Fridą. Miałam 16ście lat, randka w ciemno z jakimś kretynem, – zabrał mnie do kina na Fridę – pokazał mi ją i dzięki niemu ją odkryłam – nigdy więcej się nie spotkaliśmy, ale to nieistotne – najważniejsze, że Frida. Imponowała mi, chciałam wiedzieć o niej wszystko – miałam mnóstwo książek – albumy, biografie – wciąż szukałam o niej czegoś czego bym jeszcze nie wiedziałam – UWIELBIAM ją absolutnie, tylko teraz w trochę dojrzalszy sposób.

    Janda w ‚Człowieku z marmuru” zrobiła na mnie również ogromne wrażenie – silne kobiety, które idą swoją ścieżką i wiedzą czego chcą są najwyraźniej najbardziej wzorcowe dla mnie.

    Patti Smiths – postać raczej dla mnie obca, ale skoro wylądowała w takim zestawieniu u ciebie – to myślę, że może warto bliżej poznać.

    A tak pomijając te postaci, zawsze utożsamiałam się z Enid Colesław – bohaterką Ghost World, postać która była alter ego twórcy Daniela Clothesa. Krytycznie nastawiona do świata z jednej strony, z drugiej szukająca swojego miejsca. Mając do wyboru samej chujowe opcje, wokoł których się miotała w końcu zebrała się w sobie i zostawiła wszystko i wyruszyła szukać dalej… świetna historia.

    No i tak totalnie w popkulturę uderzając – Jane Lane, bohaterka Darii z MTV – widzę w niej dużo siebie. Pewnie drugie tyle przeszło z niej na mnie :P

  • Dominika

    Czemu nie wrzuciłaś nowego tekstu? Czekam z niecierpliwością!
    Pozdrawiam, D.

  • gabrielllla

    Anais Nin, Osiecka, Szymborska…kolorowe ptaki, wolne kobiety.

  • depesh

    Sytuację z Fridą miałam prawie że identyczną. Obejrzałam dwa lata temu film i dopiero wtedy, mimo, iż Fridę jako malarkę znałam już wcześniej, poczułam, że TO JEST TO, że też chcę być taką artystką, że właśnie ja nadaję się do życia w towarzystwie artystycznym, itd. Dzięki niej dostałam kopa, bo patrząc na jej obrazy czy czytając o jej życiu rozkminiłam, że wcale nie mam tak ciężko, bo nic mnie nie boli, nie choruję i nie mam rozjebanej nogi.
    Z Polek to na pewno Maria Czubaszek. Wspaniała kobieta, z poczuciem humoru tak zajebistymi abstrakcyjnym, że śmieszy mnie nawet wtedy, gdy ni chuja nie rozumiem. Przeczytałam dwie książki (wywiad-rzeka) z jej udziałem i stoją na ważnych miejscach na mojej półce.
    Jest i mężczyzna. Już nieżyjący, bo zamordowany przez zidiociałego małolata żądnego hajsu – Zdzisław Beksiński. Jego obrazy wywołują we mnie całe spektrum emocji, dobrych i złych. Płaczę, gdy na nie patrzę. Płakałam, gdy czytałam książkę Magdy Grzebałkowskiej o życiu tegoż człowieka. Dziwiłam się, jak można przeżyć śmierć dwóch najbliższych osób: syna i żony, i żyć dalej i robić to, co się kocha. Może właśnie dlatego żył, bo kochał to, co robił. A ja kocham jego i moim marzeniem (nie do spełnienia) będzie zawsze, aby spotkać gdzieś Beksińskiego. Nawet w zaświatach.

    Tyle mojego, a Tobie, Malvino, podzięki wielkie, bo czyta się Ciebie zajebiście. Nie ściemniasz, nie udajesz słodkiej pizdeczki z wychuchanym słownictwem (absolutnie nie zarzucam jego braku, oczywiście) i generalnie uderzasz w me gusta. Dzięki i nie zmieniaj się, bo jesteś super kobitka!

  • Kalutka

    Mnie fascynowal zyciorys Patti Smith i jej nowojorskie zycie z Mapplethorpe’m. Bardzo ciekawie i oryginalnie odkrywala swoja i jego seksualnosc. Pewnie czytalas „Just Kids” http://www.amazon.com/Just-Kids-Patti-Smith/dp/0060936223 Jezeli nie, to koniecznie polecam, genialna retrospekcja tamtych zwariowanych czasow.