Cienka niebieska linia

Wyobraź sobie dużą, zalaną słońcem polanę otoczoną ciemnym, pachnącym świerkami i jodłami lasem. Na środku polany stoi dom. Pod jego oknami czasami przebiegnie sarna. Czasem dzik. Bywa, że i łoś. Na ganku wysychają puste butelki po mleku. W powietrzu czuć wiosnę i słychać brzęczenie owadów. O wschodnią ścianę domu stoi oparty rower. Na skraju lasu okalającego dom ktoś narysował cienką niebieską linię. Za tą linią znajduje się nowy, wspaniały świat. Jest tam Facebook, Instagram i YouTube. Jest Microsoft i Apple. Tinder, Sympatia.pl oraz PornHub. Jest tam cały internet, nie wspominając o deep web. Za niebieską linią znajomi, wiedza, pieniądze, nagie dziewczyny o jędrnych oraz obwisłych cyckach, a także wszelkie najbardziej obrzydliwe ludzkie skrzywienia są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy wcisnąć Enter.

– Chyba w końcu znalazłem kogoś, z kim może się udać – słyszę w słuchawce znajomy głos, trochę podekscytowany, trochę niepewny.
– To gdzie ją poznałeś? – pytam, mieszając energicznie fusy. Najchętniej bym zapaliła, ale palenie zabija i skonsultuj się z lekarzem i farmaceutą, więc może jednak zostanę przy herbacie. Zielonej. Z owocem pigwy.
– Na Tinderze – odpowiada, a ja nie wiem…  Śmiać się, czy jednak wziąć to na poważnie?

 

Projektowanie tożsamości

 

Dla młodego pokolenia sieć nie jest przestrzenią zewnętrzną wobec materialnej rzeczywistości, jest raczej integralnym elementem codzienności, który skłania do coraz odważniejszego projektowania własnej tożsamości i zarządzania nią. Internet i dostępność nowych technologii prowokują do ekspresyjnego indywidualizmu, do „kuratorowania” naszych wirtualnych egzystencji. Liczy się afekt i obecność. A jednak architektura sieci, w której tak żywiołowo lubimy, hejtujemy, rekomendujemy, blogujemy i kreujemy rankingi, nie sprzyja poznaniu Innego, lecz ogranicza nas do kompulsywnej potrzeby dokumentowania siebie i optymistycznej afirmacji „znajomych naszych znajomych [fragment opisu wystawy „Ustawienia prywatności” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie].

Albo wchodzimy w tę internetową siekę na pełnej kurwie, prędzej czy później zatracając po drodze poczucie racjonalności i zasadności własnych działań [40 selfie, 125 postów, 333 emotikonki i 20 nowych znajomych w ciągu miesiąca], albo – zmęczeni i zniesmaczeni własnym widokiem w lustrze – rzucamy korpo czy inną fabrykę, sprzedajemy samochód, oddajemy 70% ubrań do Caritasu i wyjeżdżamy w Bieszczady ciosać drewno i produkować stoły. A wszystko po to, żeby już nigdy w życiu nie wejść na fejsa i zapamiętać, co jest w życiu ważne. Ze skrajności w skrajność, jak banda dzieciaków niezdolnych do samodzielnego myślenia i kontroli własnych działań. 

 

Instrukcja obsługi siebie sieci

 

– Zlikwidowałem aplikację facebookową z telefonu.
– Mogłeś po prostu wyłączyć powiadomienia.
– Nie, bo wciąż bym je widział na ekranie.
– Mhm…
– A tak dziś rano po przebudzeniu sięgnąłem po telefon i co?
– Co?
– Zalogowałem się na fejsa przez przeglądarkę. Strasznie wkurwiające to jest.

Nikt nie daje nam na dzień dobry instrukcji obsługi internetu. Nie oferuje spotkania z psychologiem, który opowie o zagrożeniach w sieci i odradzi tym, dajmy na to, obsesyjno-kompulsywnym tweetowania, wrzucania zdjęć na insta i upubliczniania swoich statusów na fejsie. Większość ludzi wchodzi w wirtualną rzeczywistość nieprzygotowana i nie mówię tu o dzieciach, bo to temat na osobny tekst. Mówię o dorosłych z porysowanym ego. Tych, którzy ustawiając sobie na profilowym zdjęcie swojego syna myślą, że to normalne. Tych prężących muskuły i wypinających cycki do samowyzwalacza. Tych piszących #yolo #swag #xoxo. Tych udostępniających swoje wyniki z Endomondo. Been there, done that. Teraz trochę żałuję.

Wszyscy tak bardzo chcemy być postrzegani lepszymi niż jesteśmy w rzeczywistości. Więc zamiast się w tej rzeczywistości zmieniać, naginamy ją w kodzie html. Mechanicznie. Bezrefleksyjnie. W oczekiwaniu na kolejne lajki i komentarze, które połechcą naszą próżność. Za cienką niebieską linią życie ot tak, bez większego wysiłku, staje się nowe, lepsze. Wystarczy przyciąć, skadrować, przepuścić przez filtr. Hashtag i do przodu.

 

Świat przed internetem

 

Nie był lepszy ani gorszy. Był inny. Mniej ekshibicjonistyczny, więc skutecznie ułatwiał ukrycie swoich słabości, tęsknot, pragnień i potrzeb. A jednak, paradoksalnie, w tamtym świecie nieco trudniej było udawać innego człowieka. Internet, od IRC’a poczynając, a na sado-maso porno mandze kończąc, dał nam do ręki broń strzelającą ślepakami. Prosto w autoportret. A wiadomo, jak jest z bronią – nie tykaj, jeśli nie umiesz z niej korzystać. 

Nie wiem, czy pamiętacie, ale już Neron wskazywał zwycięzców i przegranych unosząc kciuk do góry lub kierując go w dół. Tak więc bawmy się. Igrzyska trwają. 

 

Fot. Matthias Zomer, Unsplash.com

0 Like

Share This Story

Style
  • uwielbiam ten tekst. powinien byc dolaczany do instruckji kazdego smartfona.

  • aniaja

    A gdzie to jest „natinderze”? ;) Ze wszystkich wymienionych przez Ciebie portali znam właściwie tylko fb, z którego korzystam od chyba 5 lat, przeniosłam się z nk. Co jakiś czas robię „czystkę”, weryfikuję listę znajomych, w tej chwili jest ich około 100. Nie ukrywam, że lubię zaglądać (zawsze tylko przez przeglądarkę ;), „lajkuję”, podglądam, odkrywam nowe poprzez innych linki, czasem coś od siebie wrzucę, bo mam ochotę podzielić się z tymi nieoglądanymi na co dzień czymś, co akurat mi w głowie piszczy. I tak, łechcę swoje ego polubieniami, ze świadomością, że to właśnie czynię wtedy, gdy mi tego potrzeba. Takie szybkie zaspakajanie potrzeby bycia docenianym, trochę jak kawa instant, smaku toto nie ma, ale na chwilę działa. I jest mi z tym dobrze. Może dlatego, że realnie podchodzę do tej nierealnej rzeczywistości? To takie podręczne lustereczko, nie lustro z białym światłem, gdzie widać wszystkie zmarchy i pryszcze. Czasem potrzebujemy szybko się przejrzeć i stwierdzić, że jednak jest ok :)
    No i dzięki fb zawsze wiem, kiedy napiszesz coś nowego :) Ścisk

    • ale żeby pornhuba nie znać? :D a tak serio… też nie wiem, co to tinder. idę googlać. ;)

  • Blogowanie łechce moje ego…daje szybką informacje zwrotną…zaspakaja jak szybki seks w łazience gdy dzieci oglądają bajkę, satysfakcja jest tu i teraz, adrenalina bez podnoszenia tyłka…to uzależnia, szczególnie w czasach gdy możliwości jest kupę, a my gubimy się co wybrac, bo wydaje się takie namacalne, możemy wszystko, a gówno prawda bo dużo wcale nie znaczy lepiej….
    Dopiero spotkanie z przyjaciółką, obiad u mamy, spacer daje tą prawdziwą energię… dopiero wtedy czuję, że płynie we mnie czerwona, a nie „niebieska” krew…
    wierzę, że to jest prawdziwy feedback…a z drugiej strony nie ma nic złego w „szybkim seksie” od czasu do czasu :P

  • Tomi

    Idziesz w fajną stronę, choć jeszcze daleko do relatywizmu. Ale czyta się Ciebie coraz przyjemniej.

    Ps. Dziki i łosie bywają niebezpieczne. Wiem, że może to brzmieć śmiesznie dla kogoś kto siedzi tylko w necie, bo w jpg wyglądają miło ;)

  • Janka

    Porównanie do igrzysk i Nerona – genialne.
    Ależ czuć dekadencję!

  • Internet powinien służyć za narzędzie a nie stawać się integralną częścią życia, bez której nie potrafimy się obejść. A wszystko na to wskazuje, że właśnie taka przyszłość nas czeka. To raczej słabo, bo zanika zdolność ludzi do konwersowania i poznawania siebie „analogowo”.

    • Aka

      Zanika także ich zdolność do myślenia, żyjemy w dobie internetu gdzie myśli za nas komputer, a większość naszych informacji pochodzi z sieci. Jest to smutne, że tracimy tradycyjne zdolności poznawcze, takie jak konstruktywne rozmowy z innymi i przeczytanie czegoś więcej jak tylko wpisy na fejsie czy Twitterze. Ale czasy już się raczej nie zmienią, a ludzie tym bardziej.

  • Anna

    Coraz więcej depresji w twoich wpisach… Nie zmienia to jednak faktu, że pozostają one wciąż ciekawe i zmuszające do myślenia.

    • Mylisz się, Aniu. To nie depresja. To przewartościowanie pewnych kwestii i późne, ale świadome wchodzenie w dorosłość. Pozdrawiam :)

      • Anna

        W takim razie ja dorosłam za dziecka i teraz za wszelką cenę próbuję to odwrócić ;)

  • A ja właśnie tego nie rozumiem – tego udawania kogoś w sieci, kogoś innego niż jest się naprawdę. Nigdy nie miałam takiej pokusy. Przecież czytają mnie znajomi, rodzina, kumpele chyba by mnie wyśmiały, a prawdopodobnie nawet skomentowały: „Co ściemniasz!?” jeślibym zaczęła zgrywać kogoś, kim nie jestem.

    Choć tak, faktycznie, znam kilka osób osobiście (mowa głównie o światku blogowym ;)), które wymyśliły sobie nową tożsamość i udają przed Czytelnikami kogoś lepszego niż są w rzeczywistości. W komentarzach słodkie pitu-pitu, w rzeczywistości inna osoba. To się jednak od razu da wyczuć!

    • ktostam

      A ja Cię Ilona znam i wiem, że jesteś inną osobą niż kreujesz się na blogu.

  • yerbert

    Igrzyska trwają! Dobry tekst. Cóż, mogłoby się wydawać, że złoty środek istnieje tylko w idei. Materiał zakończony z precyzją godną chirurga nerwowego :) Propsik

  • Dużo białej poświaty monitora. Mało błysku w oczach. Dużo wystukanych słów. Mało wypowiedzianych. Dużo emotikon. Mało realnych uśmiechów. Dużo spacji. Mało przerwy. Dużo ciasta z cukierni. Mało tego z piekarnika. Dużo nocnych rozważań. Mało snu. Dużo online. Mało offline.

    Pstryk.

    Skąd ja to znam…

  • mgdkn

    Wiesz co? Aż pójdę sobie zapalić :)

  • Jan Muła

    Malwina w Twoje teksty wchodzę na #pełnejkurwie

  • O tak, obserwuje to na własnym przykładzie od dłuższego czasu. Strasznie wkurzające jest, gdy zaraz po przebudzeniu, sięgasz po telefon i kilkoma niemal automatycznymi ruchami, odświeżaszz feeda w FB, INSTA, sprawdzasz maile, które przyszły w nocy. I jestem już zmęczona. Osiągnęłam zbyt duży poziom rozproszenia.

  • Uff jak dobrze, że nie wiem co to tinder. Seriously wystarczy mi fejs ;) A tak całkiem serio to z mediów społecznościowych korzystam dla promocji bloga i swojego biznesu, ewentualnie śledzenia blogów i rzeczy, które mnie interesują. Dziwie się osobom, które całymi dniami przesiadują na fb. Ale już mnie nic nie zdziwi. Internet to dobra rzecz, ale niestety jak ze wszystkim i z tym można przesadzić. Ja się staram nie przesadzać. Dzieci to rzeczywiście inna bajka. Mam dwie młodsze siostry(szkoła średnia i gimbaza) jedna non stop fb druga tt. Z tym, że druga na tt jest mini gwiazda w stylu kartki na święta, cuksy na Halloween, pluszaki dostaje. Za dużo tego, a rodziców nikt nie uczył jak radzić sobie z siecią to i nie bardzo wiedzą jak uczyć tego dzieci. Nie czerpię energii z ilości lajków, subów czy czego tam jeszcze. Fajnie jak te liczby rosną bo przekłada się to na reklamę itp. Dużo lepsze są komentarze i spotkania z realnymi przyjaciółmi, które już zawsze będą dawać największą radochę :) Tak samo jak zmuszenie sióstr do odłączenia się od sieci i np., wspólnego biegania niekoniecznie dla wyników, ale dla przyjemności.

  • Kalutka

    Kolejny Twoj tekst dotyczacy podobnych tematow, ale jak zwykle wyciagasz na wierzch inne kwestie, podkreslasz inne aspekty i te swietne zakonczenia! Propsy za podejscie do tematu, rozwiniecie i zakonczenie. Twoje pioro takie ostre! ;)

  • Grider

    FB mam bo służy jako śmietnik na różne rzeczy, przydasię i jednorazowy login tam gdzie trzeba się logować.Tinder to bardzo przyjazne narzędzie, bo chyba tak trzeba traktować. Jak pamiętam nastoletnie lata 90 i późniejsze 20 letnie, to kiedyś trzeba więcej wysiłku, niż parę linijek i umówienie się gdzie :P. Nowy świat cyfrowy,nowe pokolenia to i nowe metody co ma swoje plusy i minusy.

  • wisznu

    „Na Tinderze”?
    Poważnie? I co powie dzieciom, jak spytają „Tata, a jak poznałeś mamę?”
    Że co? że „w internecie”?

    Kiedyś takie sprawy odbywały się naturalnie, np. jego dziadek mógłby odpowiedzieć na takie pytanie: „normalnie, wygrałem ją w karty”
    ;P

  • Marcin

    Bardzo lubię co piszesz.. ale bardzo w każdym akapicie brakuje mi puenty.

  • Ostatni akapit – zauważenie „mostu” między Neronem a współczesnym internetem – niesamowite! Gratuluję i pozdrawiam!

    Humanista :)

  • Izabela Banach

    Oczywiście ci uzależnieni od internetu to nie my, tylko wszyscy naokoło. Gdybym tylko dostawała 50zł za każdym razem, kiedy słyszę „nie no, ja też mam fejsbuka, ale JA go używam tylko do kontaktów ze znajomymi”, ewentualnie „żeby polubić pewne strony, żeby mieć zniżki, żeby otrzymywać powiadomienia o tym, co mnie interesuje”. Pozostali to oczywiście pustaki nie posiadające prawdziwego życia poza wirtualnym, których zaszufladkowujemy w jednej z fejsbukowych grup, do których wszystkich wrzucamy.