Co sobie myślę, gdy biegnę i mam ochotę puścić pawia?

Z bieganiem jest tak, że większość ludzi, łącznie z biegaczami, go nienawidzi. No bo umówmy się, co to za przyjemność wbiegać piętnaście razy pod górę i z niej zbiegać? Nakurwiać interwały w tempie przedzawałowym? Albo wlec się trzy godziny po lesie truchtem, bo szybciej nie możesz, bo tak masz rozpisane w treningu, a przeca trening rzecz święta i blablabla i pierdu pierdu? Prawda jest taka, że kiedy z rekreacyjnego tuptania przechodzisz na wyższy poziom, tj. zaczynasz biegać według ściśle określonego planu (bo np. przygotowujesz się do zawodów albo chcesz poprawić swoje biegowe skillsy), sam proces dążenia do celu może być wkurwiający. Bolesny. Wymagający przekraczania własnych granic. I to jest z jednej strony fajne, piękne i budujące, a z drugiej cholernie uciążliwe. Bo przecież każdy z nas jest człowiekiem, który ma czasem ochotę powiedzieć „Pierdolę, nie robię. Dajcie mie browar i PS4. Będę grał w grę”.

 

 


RUNIKU

Bywa i tak,
że pot zalewa mi oczy,
żołądek do gardła podchodzi.
Jednak noga za nogą kroczy
i jakoś to w sumie wychodzi.
Jak ja to robię?
Kurwa, nie wiem.
To chyba głosy w mojej głowie.

 

Czyli pięć pająkowych, schizofrenicznych tekstów, które powtarzam sobie, tłukąc kolejne kilometry.

 

#1. Nie bądź miękka pała

 

Ten wysoce wysublimowany, kobiecy zwrot podśpiewuję pod nosem zwykle podczas pierwszego kryzysu. Takie chwilowe face to face z własnym ego w obliczu zagrożonej samooceny.

No bo jak to? JA NIE DAM RADY?

Ja? Mały Terminator? Człowiek-Pająk? Dziewczyna z kieleckiego Czarnowa? Bicz, pliz… No i biegnę. Dopóki nie przyjdzie drugi, trzeci, czwarty kryzys…

 

#2. Będziesz wściekła na siebie, jak tego nie zrobisz


Na początku wjeżdżanie sobie na ambicję daje całkiem niezłe efekty. Sęk w tym, że po pewnym czasie, kiedy już wyraźnie widzisz, że wcale nie jesteś taki kozak, jak Ci się początkowo wydawało, teksty typu „ja nie dam rady?” zaczynają brzmieć groteskowo, tracą na sile, dezaktualizują się.

To jest moment, kiedy – bez odpowiedniej motywacji – możesz bardzo szybko odpuścić. Perspektywa natychmiastowego przerwania treningu, zwolnienia tempa, odpuszczenia kolejnego podbiegu jest bardzo kusząca. Kto jednak choć raz w życiu poddał się za wcześnie, ten wie, jak bardzo później ta porażka ciąży człowiekowi na sumieniu. Pojawiają się pytania: „A co, jeśli jednak dałbym radę?”, „Po cholerę odpuszczałem?”, itd.

Dlatego u mnie na tym etapie świetnie sprawdza się Empatia Mode, czyli wizualizowanie sobie własnego auto-wkurwa, który uruchomi się chwilę po tym, jak powiem STOP.

UWAGA: Nie działa w warunkach ekstremalnych, czyli „Muszę-na-Dwójkę” Mode.

 

#3. Ja Wam pokażę!

 

Dochodzimy do etapu, w którym włącza się wyobraźnia. Sam dla siebie przestajesz powoli być motywatorem, potrzeba Ci chleba i igrzysk. To jest ten moment, kiedy między drzewami naprzeciwko rozpościera się wstęga mety, a krzewy 50 metrów dalej to wiwatujący tłum. Wyobrażasz sobie własną wygraną w zawodach, uśmiech mamy, dumę ojca, chwałę i splendor wśród znajomych. Przypomina Ci się Grzesiek z drugiej A, który na każdej przerwie konsekwentnie przypominał Ci, że wyglądasz jak kawał słoniny. Oczyma wyobraźni widzisz wuefistkę z liceum, która udupiła Cię w biegu na 100, 200 i 1000 metrów.

Niekiedy, raczej rzadko, przypominam sobie słowa lekarzy, którzy wmawiali moim rodzicom, że nigdy nie będę mogła biegać, a co dopiero uprawiać sport. Byłam astmatykiem, alergikiem, wcześniakiem i połowę dzieciństwa spędziłam w szpitalach i sanatoriach. Chwile, gdy startuję w zawodach, są dla mnie takim małym triumfem. Dowodem na to, że jak się bardzo chce, to można.

Tak więc polecam włączenie wyobraźni.

 

#4. Komu by tu przypierdolić?

 

To ten moment, kiedy z „ja wam pokażę” przechodzimy do „ja wam wpierdolę”.

Nie powiem, żebym była jakoś szczególnie dumna z tego właśnie sposobu na pozostanie w grze, ale przychodzi taka chwila w życiu każdego biegacza, że ma ochotę komuś spuścić łomot. Z bezsilności. Z bólu. Z buzującej, uderzającej do głowy adrenaliny. Wściekłość na siebie (swoją kondycję) i sytuację (po chuj mi w zasadzie to całe bieganie?) sięga zenitu, ale przebiegłeś/aś już tyle, że choćby skały srały, nie odpuścisz.

No więc wyobrażasz sobie, że każdy kolejny krok to cios zadany komuś, kogo wyjątkowo nie lubisz. Kto zalazł Ci za skórę. Zawiódł. Skrzywdził. Wepchał się przed Tobą w kolejkę. Nie musi to być nawet realna osoba. To może być, na przykład, bohater znienawidzonego serialu.

Tylko droga, Ty i Rysiek z „Klanu”.

 

#5. Niech to się już skończy. Chcę umrzeć.

 

Nie czujesz nic poza bólem. Głowa i nogi rozdzielają się, a pomiędzy nimi jest tylko powietrze. W czaszce huczy, w gardle zbiera się nadmiar śliny, każda komórka ciała krzyczy „ZWOLNIJ!!!”, ale nogi biegną: wbrew Tobie, wbrew naturze i wszelkim prawom fizyki.

Chce Ci się płakać. Chcesz umrzeć. W zasadzie to najpierw opierdoliłbyś makaron. A później umarł. Niech to wszystko się już skończy.

Doświadczyłam takiego stanu kilka, może kilkanaście razy w życiu, ale chyba najlepiej zapamiętam końcówkę Półmaratonu Warszawskiego 2013. Jeśli po 15 kilometrze czułam euforię biegacza, to gdzieś w okolicach 20-go byłam co najwyżej biegaczem w stanie śmierci klinicznej.

Nie myślisz. Nie jesteś. Biegniesz.

Nawet nie wiesz, ile jesteś w stanie znieść. Dopóki nie spróbujesz.

Mam nadzieję, że pomogłam.

0 Like

Share This Story

Trening
  • P.

    JA – zdeklarowany NIEBIEGACZ, uwielbiający sport pod każdą postacią dopóki nie jest to bieganie, czytając post zaczęłam się zastanawiać nad opcją rozpoczęcia biegania. Trwało to chwilę, ale i tak wiedz, że „ruszyłaś monolit”.

    PS: świetny blog. Keep on doing whatever You’re doing. całkiem dobra w tym jesteś

    PS2: czyżbym była pierwsza?

  • il’ka

    Malvina! Kobieto! Wracam z biegania, kończę trening, wypowiadając chyba wszystkie znane mi przekleństwa, mówiąc pod nosem : „Dajesz kurwa, jeszcze jeden..!” Włączam internety, a tam Twój tekst, najbardziej w punkt dla mnie ever. Blog z Tobą, Pająku!

    • Dzięki! :)

    • AsiaSolo

      I ja miałam podobnie! Opierdoliłam dziś maminy, niedzielny obiad i biegło mi się fatalnie, never more. Znienawidziłam bieganie, po 5 min znów zatęskniłam. Dzięki za ten tekst!

  • Agata Lipiec

    I jak ja mam napisać relacje z dzisiejszego biegu, kiedy ty właśnie napisałaś ku wszystko? ;)

    • Agata, możesz szernąć ;)
      P.S. Gratuluję pierwszej oficjalnej dyszki! :)

      • Agata Lipiec

        Juz dawno to zrobiłam ;)

        Oraz dzięki ;) do tej pory mam ochotę na tego pawia ;)

  • Marek

    Dziś przetruchtałem moje pierwsze 10 km. Nigdy nie lubiłem biegać, ale to jedyny sport który powoduje że chudnę, a mam jeszcze sporo zapasu. Dobra muza to u mnie klucz, bez tego 10 km to wieczność.

    Inna kwestia, wytłumaczcie mi dlaczego ludzie startują w biegach masowych bez planu i przygotowania ? Startują na pełnej parze i puchną do tego stopnia że muszą przejść z biegu do marszu. To jakaś nasz ułańska fantazja czy psychologia tłumu?

    • Anna Kaminska

      Słabszy moment może się zdarzyć nawet przygotowanej osobie, ale generalnie bardzo dobre pytanie:) Może dlatego, że wyobrażenie o tym jest takie super, wow, przebiegłam/em półmaraton, maraton, a praca nad tym nie jest aż tak spektakularna? Czyli stały temat – chcę coś mieć, ale niekoniecznie chcę na to trochę popracować. Całkiem niedawno założyłam bloga na temat zmian – i chociaż piszę dużo o tym ile pracy mnie one kosztują, ile wysiłku włożyłam w przygotowania do pierwszego półmaratonu, to zdarza mi się dostawać pełne euforii wiadomości, że ktoś zdecydował, że też chce przebiec półmaraton – tyle że jest euforia, brak planu, rzucanie się na długie dystanse od razu, bez przygotowania – mnie to osobiście trochę przeraża, bo naprawdę dużo uwagi poświęcam aspektowi samej drogi, a nie celu, którym jest dany bieg. Tekst powyżej jest absolutnie genialnym opisem pracy i przygotowania – ale szczerze, no nie każdy jest gotów wziąć to na klatę:)

      • Marek

        Masz rację, może to kwestia rzucania się na głęboką wodę i oczekiwania że jakoś to będzie. Moje marne 10 km dla osób które nie biegają wydaje się prostą sprawą. Prostą póki ktoś nie spróbuje sobie wyznaczyć takiej trasy w okolicy w której mieszka… nagle okazuje się że to 10 km to odległości których nie da się pokonać bez samochodu.

  • Gola

    właśnie wróciłam z biegania … dopiero 3 dzień, ale na każdy wieczór czekam :-) Po zrzuceniu ponad 20 kg bez ćwiczeń i diety = masa ….. przyszedł czas na formę ;-)

  • blogini!

  • Saling

    Malvina biegaj :)

  • kamyk

    Nie cierpię biegać, w sumie od kiedy tylko pamiętam. Ale czytając twój dzisiejszy post przez chwilę pomyślałam, że przechodząc przez te wszystkie etapy można doświadczyć niezłego katharsis… Nawet przemknęło mi przez myśl, żeby spróbować. Szacun – nikt wcześniej tego nie dokonał ;)

  • Matko i córko…ja się zawsze boję tylko jednego, żeby mnie żaden pies zaatakował. Mam jakąś fobię i strach o własne łydki.

    • Elis

      Mam to samo :-)

  • Urszula Ka

    Fb jest baaardzo pomocne. Wszystkim mówisz, że masz start i chciałabyś zrobi to w jakimś czasie. Oznajmiesz wszem i wobec i nie chcesz spierdolić wpisu na fb z tego biegu. Ma być mln lajków i mnóstwo komentarzy z gratulacjami :-) To się nazywa napędzanie motywacji ;-)

    • Marek

      To się nazywa próżność.

  • O tak. Ten stan, kiedy po „odcięciu” biegnie się dalej, lecz już głową, a nie nogami.

    Biegam od 2 lat, ale miałem tak tak tylko raz: 18 kilometrów w nogach, do domu jeszcze trzy – nogi mówią „Nie. Ni chuja. Dalej nie biegniemy. NIE!” a ja przy każdym, dosłownie KAŻDYM kolejnym kroku odpowiadam im „Jeszcze jeden!”, na zmianę z krótszym „One more!” (jak w 4:23 tu: https://www.youtube.com/watch?v=t33f6srtuzw ). Jakimś cudem dobiegłem do domu. Bieganie jest w głowie. Zdecydowanie ;)

  • Sophie

    Dziękuję za ten wpis! Śledzę Cię już dłuższy czas ale ten tekst trafił w samo sedno.

  • Przybijam piątkę biegowego czubka. W zeszłym roku, w trakcie wyrywania kolejnych przebiegniętych metrów, bo ściana, bo wszystkie stawy bolą jak migrena na PMSie, dawno tak sobie miło nie mówiłam. „No zobacz, dobiegniemy do tego drzewka i będzie ładnie”, „Jeszcze troszeczkę, perełko, już niedaleko”.

    W tym roku stałam z boku. Wczorajsze kibicowanie na Cracovia Maraton:
    – Dajesz! Dajesz! Proszę pana, ile kilometrów ma ten maraton?
    – ZA DUŻO.

  • Brzeska

    W sumie to more or less nie tylko w biegu, mam tego typu teksty w glowie

  • Better

    U made my day!! Swietny tekst. Po tym jak wczoraj pierdylion chyba razy mijalam to samo drzewo ciagle zadajac sobie pytanie po co mi to i myslac, ze sie do tego nie nadaje i ze no jakos nie wiem skad w innych taka ekstaza jak widza swoje buty do biegania i ze nie ma szans ze bede jedna z nich dzisiaj wiem ze zrobie to znowu. Dzieki!

  • Ja na mecie pierwszego maratonu w jakim biegłem powiedziałem: Kurwa! za jakie grzechy? Nigdy więcej mnie tak nie powali” a na koniec dnia byłem zapisany na następny maraton… Bieganie ryje beret!

  • Asianna

    Nie jestem astmatykiem, alergikiem ani wcześniakiem. Jestem leniem, i co teraz? ;)

  • Fit Kobiecość

    Idealny tekst! I motywuje dużo lepiej niż słodkie gadanie o przekraczaniu własnych granic :) Chwała Ci za ten post!

  • Soń

    akurat tempo przedzawałowe wywołuje u mnie totalną euforię, banan na twarzy jak totalna idiotka i nie wiem, gdzie mam nogi ale wiem, że jest dobrze.
    A im szybciej biegnę, tym dalej w tyle zostaje wszystko inne!

  • olek

    Wróciłam do Insanity, wykorzystam te rady przy następnym treningu.