Gównouprawnienie

Żeby nie było – jestem kobietą i dobrze mi z tym. Lubię wszelkie aspekty swojej kobiecości łącznie z porannymi wkurwami i upierdliwym przekonaniem, że z domu bez makijażu się nie wychodzi. Lubię też, kiedy mężczyzna przepuszcza mnie w drzwiach, pomaga nieść siatki z zakupami albo od czasu do czasu stawia wykwintną kolację. Ot tak, tylko dlatego, że on jest facetem, a ja kobietą. Czy równouprawnienie oznacza, że powinien przestać to wszystko robić?

 

Równouprawnienie – równość różnych podmiotów prawnych w ramach określonego systemu prawnego. Wykroczenia przeciw równouprawnieniu są określane jako dyskryminacja i uprzywilejowanie.

  • Dyskryminacja – gorsze traktowanie kogoś ze względu na jego kolor skóry, płeć, orientację seksualną, wiek, itd.
  • Uprzywilejowanie – lepsze traktowanie kogoś z tych powodów (za: Wikipedia).

 
W rozwiniętych społeczeństwach dyskusja dotycząca równouprawnienia toczy się zazwyczaj wokół takich zagadnień, jak zrównanie płac na tych samych stanowiskach, likwidacja szklanego sufitu, gwarancja powrotu kobiet do pracy po urlopie macierzyńskim, prawa do aborcji, etc. Mężczyznom równouprawnienie bimba, bo z reguły zarabiają więcej od kobiet, nie zachodzą w ciążę i nie rodzą dzieci, mają w dupie urlopy macierzyńskie i szklane sufity, aborcję mogą co najwyżej skrytykować, bo przecież nie zrobić… I tyle. Patrząc na równouprawnienie ze społeczno-prawnej perspektywy, w większości krajów (no, może poza Skandynawią), jest ono mitem. Nie istnieje, bo kobiety są dyskryminowane. Koniec, kropka.

Jednak w wielu aspektach życia codziennego my – kobiety – jesteśmy mocno uprzywilejowane. Co powiemy o facecie, który zaprasza dziewczynę na pierwszą randkę i płaci tylko za siebie? Że skąpa z niego pała. A kiedy nie ustąpi nam miejsca w tramwaju? Że to niewychowany cham. Nie oddaje nam swojej kurtki, gdy trzęsiemy się z zimna? Pieprzony egoista.

Nie chodzi o to, że same nie potrafimy naprawić kranu, przykręcić półki, czy zapłacić za wspólną kolację w restauracji. Potrafimy, możemy i niekiedy nawet z tych „przywilejów” zarezerwowanych dla mężczyzn korzystamy. Jednocześnie oczekujemy, że to jednak oni będą otwierać drzwi, wbijać gwoździe albo targać siaty z „Biedronki”. Jeśli tego nie zrobią, uznamy ich za nieporadnych frajerów, na dodatek pozbawionych szacunku do kobiet. I oni o tym wiedzą.

Większość mężczyzn nie oczekuje od nas, że będziemy przejmować stereotypowo męskie obowiązki. Przysłowiowe wbijanie gwoździ czy wnoszenie szafy na 10 piętro wciąż traktują jako swoje poletko do działania, na którym mogą wykazać się siłą i zaradnością. Testosteron musi być. I dobrze, że takie poletko mają, bo na tym dużym polu – polu bitwy, kobiety zaczynają dobierać im się do spodni, robiąc kariery, narzucając nowe style zarządzania oraz ostro egzekwując swoje prawa. Panowie czują się niepewnie, bo coraz więcej pań porzuca swoje stereotypowe kobiece role pralek, kucharek, zmywarek, nianiek, sprzątaczek i dziwek, całą swoją energię skupiając na tym, by wygrywać kolejne bitwy, a w ostateczności – wojnę.

Jeśli im się uda, być może będą musiały same wnosić sobie te szafy na 10 piętro. Dopóki jednak w aptekach nie sprzedają tabletek antykoncepcyjnych dla mężczyzn, a kobiety w większości krajów zarabiają średnio o 20 – 30 proc. mniej niż mężczyźni, wciąż mówimy o gównouprawnieniu. A panom, którzy nie przywykli do otwierania przed kobietą drzwi, zadam krótkie pytanie za 100 punktów: czy to już równouprawnienie, czy po prostu brak wychowania?

1 Like

Share This Story

Relacje
  • jakubhajost

    Dyskryminacja kobiet jest takim samym wykroczeniem przeciw rownouprawnieniu, jak ich uprzywilejowanie. To dziala w obie strony (patrz zacytowana przez Ciebie definicja). Wymaganie, że bedziemy płacić za kolację to taka sama dyskryminacja facetów, jak niźsze zarobki są dyskryminacją kobiet. Ktoś logicznie myslacy powiedzialby, ze faceci zarabiaja wiecej, bo to od nich sie oczekuje kolacji, futer, wycieczek i domu. Rownouprawnienie w sensie biologicznym, jak i psychologicznym to mit. Nieosiagalna utopia.

    • Wydaje mi sie, ze ‚tradycja’ placenia wychodzi stad, ze kobiety kiedys nie pracowaly, wiec nie zarabialy. Z racji mniejszych zarobkow, moze powinnysmy placic 20-30% mniej.
      A jeszcze co do placenia, uwazam, ze albo rachunek dzielimy, albo na zmiane.

      • A po co nam na siłę równouprawnienie? Chcemy być lepiej traktowane, to traktujmy też lepiej mężczyzn. Kobiety nie chcą być równe… chcą być na lepszych warunkach. Bo o ile opieką nad dziećmi można się podzielić, o tyle rodzeniem już nie.

        Kobieta chce równych pensji… to dajmy ją z przeciętnym facetem do kopania rowów i zobaczmy czy zarobi sobie tą równą pensję…
        A że pracodawca w korporacji mniej płaci? No drogie panie… na macierzyński, wychowawczy, zwolnienia w ciąży, na dziecko itp. trzeba sobie jakoś zarobić. Pracodawca zawsze ponosi tego konsekwencje.

        • Volusya

          To niech faceci rodzą dzieci i mają niższe pensje z powodu ciąży i zwolnienia na dziecko… :-) argument mega słaby…

          • Argument nie jest słaby, jest racjonalny. To oczywiście nie jest sprawiedliwe, ale co na tym świecie jest?

            To nie kobiet wina, że mają macice, ale to tak samo nie jest wina pracodawcy, który chce pracownika w pracy, a nie na zwolnieniach czy wielomiesięcznych urlopach.

          • Mirosław Jędras

            Sprawiedliwie to będzie wtedy, jak wreszcie zostaniemy zwolnieni z sawuarwiwrowego ucisku i oddawania czci kobietom, za to, że nimi są. Nigdy się nie pogodzę z tym, że jestem tym gorszym i niższym wg zasad dobrego wychowania, dlatego kiedy przepuszczam kobietę w drzwiach, bo „jej się należy, jako że jest potencjalną matką”, to bynajmniej na mojej twarzy nie gości uśmiech. Żeby była równość, trzeba by znieść sv w takiej formie, w jakiej obecnie jest i objąć kobiety obowiązkiem obrony kraju. Po prostu.

        • Maciej

          Jedyna kobieta, która mówi mądrze i widzi, że faceci są poszkodowani jak i pracodawcy

  • Kamil Maciejewski

    Wszystko fajnie, tylko jedna rzecz mnie zastanawia: Skoro statystycznie kobiet jest więcej (105:100), to wystarczyłoby żeby się zebrały solidarnie i mogą wybrać własnego prezydenta – kobietę, premiera – kobietę i rząd złożony z kobiet, który zapewni im równe traktowanie. Dlaczego tego nie zrobią?

    • Kamil, naprawdę sądzisz, że to działa w ten sposób? ;)
      W swoim tekście piszę o zakorzenionych w świadomości społecznej stereotypach płci, którymi – co z resztą zaznaczyłam – kierują się tak kobiety, jak i mężczyźni. Żeby zaszły zmiany, o których mówisz, najpierw musiałby się zmienić sposób postrzegania kobiecości i męskości jako takiej. A dopóki tak się nie stanie, cóż – zarówno my – kobiety, jak i wy – faceci, mamy gównouprawnienie.

      • Ale to się nigdy nie stanie, bo kobiety wcale nie chcą równouprawnienia. Bo to jest mit, i choćby przez aspekty czysto fizyczne, biologiczne to nie ma racji bytu. Facet nie urodzi dziecka, kobieta nie będzie tyrać w kopalni, nosić mebli. Chcemy równouprawnienia, a jednocześnie oburzamy się, że jest tylu zniewieściałych facetów… jak się ich takim podejściem kastruje, to trudno się dziwić!

        • Martyna Lipiec

          Kto się oburza, ten się oburza. To właśnie dziewczyny z wypranymi mózgami i „prawdziwi MENSZCZYŹNI” lamentują nad tym, że „faceci robią się zniewieściali”. Kobiety nie chcą równouprawnienia? Te, które nie są roszczeniowymi księżniczkami bez ambicji pewnie nie chcą. O ile o tym myślą w ogóle. Ja tam z chęcią wyzbyłabym się na przykład niepokoju i uczucia dyskomfortu kiedy idę w sukience przez miasto i słyszę albo trąbienie albo jakąś zaczepkę. Trzeba być pustym i nieodpowiedzialnym, żeby coś takiego cieszyło, a nie napełniało strachem czy zażenowaniem. Ale przecież to nic złego, prawda? Tak samo jak publiczne, ciche przyzwolenie na gwałt. No przecież sama chciała. Mogła ladacznica ubrać worek na ziemniaki.

  • Chris

    Problem polega na tym, że kobiety chciałyby korzystać z zalet równouprawnienia przy jednoczesnym odrzuceniu wszystkich jego wad.
    Z radością więc przyjmą taką samą pensję, ale oburzą się, gdy przyjdzie za siebie zapłacić w knajpie.
    (Tu nadmienię, że wg SV płaci ten kto zaprasza, niezależnie od płci a w przypadku spotkań umawianych, każdy powinien płacić za siebie).

    Poza tym, w nieskończoność będę powtarzał, że liczą się kompetencje, inteligencja, wiedza, zdolności (kolejność przypadkowa). Płeć jest sprawą prywatną, podobnie jak orientacja seksualna, wyznanie i poglądy polityczne.

    • Zgadzam się z Tobą, że równouprawnienie to nie tylko przejęcie przywilejów, ale też obowiązków – tak przez kobiety, np. w płaceniu za siebie w restauracji, jak i przez mężczyzn, np. w opiece nad dziećmi. I zgadzam się w 100%, że „liczą się kompetencje, inteligencja, wiedza, zdolności (kolejność
      przypadkowa). Płeć jest sprawą prywatną, podobnie jak orientacja
      seksualna, wyznanie i poglądy polityczne”.

  • Tak szczerze mówiąc, to kobiety wcale nie chcą równouprawnienia. Chcą po prostu lepszego traktowania. No bo chcą zarabiać tyle co faceci, ale chcą urlopów macierzyńskich i powrotu do pracy, kiedy facet podczas ich „wolnego” non stop zasuwa. Chcą równej płacy, ale na stanowisku kierowniczym. Jak ich ktoś wyśle do kopalni, to już z równouprawnienia cieszyć się nie będą… Równouprawnienie to ściema i nawet feministki to wiedzą, choć boją się przyznać :-)
    Z tym płaceniem za siebie też się zgodzę. Bo skoro chcą równouprawnienia to i one powinny postawić kolację, bo czemu nie?
    Ale ja tam nie jestem za równouprawnieniem. Ja sobie mogę siedzieć w domu, w kuchni, obiad gotować i dzieci rodzić ;-)

    • Martyna Lipiec

      No i fajnie, siedź sobie w domu, skoro cię to bawi. Ale nie każda kobieta chce dzielić twój los. Prawdziwe feministki tak naprawdę walczą też o to, żeby zrzucić z mężczyzny przymus bycia zawsze takim maczo, który musi zarobić na kobietę, bo jest mężczyzną czy bycia zawsze twardym, bo facet się nie może wzruszyć. Czy tylko mnie taki hermetyczny podział na słabiutką matkę polkę i prawdziwą supermęską głowę rodziny bawi?

      • Ale ja nikomu nie każę dzielić mojego losu. O tym, że wcale nie mówię, że faceci nie mogą się wzruszać, a kobiety mają być matkami polkami. Daleko mi do tego. Doskonale też zdaję sobie sprawę, ile dobrego feminizm zrobił dla kobiet. W zbyt wielu przypadkach jednak przypomina wykorzystywanie i próbę zdobycia przewagi niż dążenie do równości, której i tak nigdy nie osiągniemy, bo to jest z natury niemożliwe i w dodatku szkodzi naszemu gatunkowi.

    • Marek Paweł

      Byl taki program „survivalowy”, w ktorym grupa mezczyzn i grupa kobiet trafily na „bezludna wyspe”, kazda plec na inna wyspe. Mieli tam przetrwac miesiac, czy dluzej i na koncu mialo byc ocenione kto sobie lepiej poradzil. Na start mieli jakies proste narzedzia i chyba jakies jedzenie i wode. Mezczyzni poklocili sie troche o to kto ma „przewodzic w stadzie”, kto co ma robic, ale w koncu obgadali sprawe, kto co umie, itd. i kazdy poszedl robic, to co potrafi (lowic ryby, budowac szalas, czy jakies daszki przed dzeszczem, plesc jakies maty z lisci palm, itp.) i w miare szybko sobie zorganizowali i jedzenie i dach nad glowa i mogli jeszcze sie troche pobyczyc na sloncu. Natomiast kobiety dlugo sie klocily, kazda miala swoja koncepcje i chciala, zeby inne sie podporzadkowaly, co sie oczywiscie nie stalo i potem wiekszosc poszla sie opalac na plazy. Jakis czas pozniej skonczylo sie jedzenie, zaczelo padac, a w nocy bylo chlodniej i nie bylo na czym spac… Taka nedza i tragedia, ze az prowadzacy program postawnowili wprowadzic zmiany w programie i przeniesli 2 kobiety na „wyspe mezczyzn” i 2 mezczyzn na „wyspe kobiet”. Faceci jak zobaczli jaka tam bida i porazka, jak one wygladaja jak „porzucone”, to zabrali sie do roboty i jakos tam nieco ogarneli sytuacje, troche zarzadzili i (nie pamietam czy czesc, czy wszystkie) kobiety w tym im pomogly i jakos przetrwali wszyscy do konca. Natomiast te 2, ktore trafily na „wyspe mezczyzn” byly bardzo zdziwione jak to tam pieknie wyglada (oczywiscie jak na zycie „rozbitkow” na „bezludnej wyspie”) i w zasadzie mogly dalej lezec i sie opalac, bo wszyscy mezczyzni skakali dookola nich i chcieli sie przypodobac, albo po prostu poprzebywac w (milym) towarzystwie plci przeciwnej.

      Epilog. Czytalem, czy slyszalem, ze mloda dziewczyna o pogladach feministki, po obejzeniu tego programu, stracila caly zapal do feminizmu i dala sobie spokoj z walka o rownouprawnienie (innych) kobiet i po prostu zajela sie soba. Czy cos w tym stylu :)

      Ps.: Oczywiscie pewnie to nie byla zupelnie reprezentatywna grupa kobiet i mezczyzn, jacy tam trafili, ale jednak jakis obraz rzeczywistosci powstal. I nie pamietam juz, czy to czasem nie byla pierwsza, a chyba trzecia juz edycja tego programu.

      • Wcale się nie dziwię, że taki był wynik programu. Nie jeden raz zdarzało mi się pracować z kobietami i powiem, że gorszego układu wymyślić nie można. Dla kobiet „praca zespołowa” to robienie tak, żeby podkopać inne i dla siebie ugrać jak najwięcej. Niby to normalne, bo każdy dba o własny tyłek, ale u facetów nie dzieje się to na aż taką skalę…

  • Cichy Bob

    A ja jestem zwolennikiem dosłownie rozumianej równości w każdej dziedzinie. I równocześnie bardzo prosiłbym panie, żeby przestały sobie wycierać gębę dobrym wychowaniem. To co jest (niestety jeszcze ciągle) uznawane za przejawy dobrego wychowania, to najzwyklejsza dyskryminacja mężczyzn. Niestety poziom kobiecej hipokryzji kobiet w tym zakresie jest wręcz monstrualny. A rozwiązanie powinno być proste: albo chcesz być traktowana jak kobieta, ale wtedy zrzekasz się równości, nie studiujesz, nie masz praw wyborczych, nie zarabiasz na siebie. Wiadomo, że w obecnych czasach byłby to absurd i do tych czasów nie ma w zasadzie już powrotu. A więc pozostaje druga opcja: jesteś równa mężczyźnie, ale też jesteś identycznie traktowana (bez żadnego wyróżniania), o ile oczywiście nie jesteś jego szefową, matką, nauczycielką czy starszą panią. A więc nie ma, że facet musi przepuszczać w drzwiach, pierwszy się kłaniać czy nosić jaśnie pani siaty. Jak chce, to ewentualnie może na zasadzie aktu dobrej woli, a nie obyczajowego obowiązku. Macie panie szczęście, że ciągle trafiacie na zgraję frajerów, o typie myślenia: przepuszczam w drzwiach, bo tak mamusia mnie wychowała. Mamusia głupio wychowała, niestety… Tak jest niestety tylko jeszcze w Polsce. A jak czytam, jak kombinujecie, jakich karkołomnych meandrów myślowych dokonujecie, byleby tylko ożenić niezależność z księżniczkowaniem. Straszne to jest…

    • kinia

      Straszny jesteś ty…

    • Maciej

      Zgadzam się w 100% z twoją opinią nauczycielki w mojej szkolenia okropnie stawiają na „zasady dobrego wychowania” i dostałem 3 uwagi negatywne za: nie ustąpienie miejsca podczas wycieczki szkolnej, za nie założenie kurtki koleżance i za nie danie zdecydować koleżance o panie na pisane opowiadania w grupie, to jest jakiś żart a i tak jak ona to opowiadaniem napisała to dostaliśmy 3. Walczę z tym i za nic nie daję się zniewolniczyć kobietom przez jakieś głupie zasady dobrego wychowania, które wymyślił jakiś Francuz, który chciał podlizać się dziewczynie jak się da… Ostatnio byłem w Francji i nawet tam się ich już nie przestrzega, a przynajmniej nie widziałem aby ktokolwiek uztąpiwał babie. Być może społeczeństwo zachodnie ogarnęło, że to dyskryminacja mężczyzn i się bardziej ucywilizowało niż głupie polskie feministki, które myślą, że facet ma być tym niewolmikiem a baba guru

  • Późne rokokoko

    Na początku myślałem, że w końcu trafiłem na kobietę, która widzi hipokryzję postulatów równouprawnienia, ale się oczywiście myliłem. Bo sama twierdzisz, że zaprzestanie puszczania kobiety przodem to brak wychowania a nie równouprawnienie. Tylko, że to „dobre wychowanie” nakazujące traktować kobietę specjalnie nie wzięło się z sufitu a właśnie z faktu niegdysiejszego wyraźnego podziału ról. Zatem skoro tamten podział ról kobietom nie odpowiadał – zgoda, tylko czemu w takim razie tak wybiórcze traktowanie równouprawnienia. I nie pisze tego dlatego, że jestem przeciwko traktowaniu kobiet ze szczególna atencją… Po prostu irytuje mnie kobieca moralność kalego ujawniająca się na każdym kroku… Tak, wiem, że to nie jest przypadłość jedynie kobieca, ale śmiem twierdzić, że u kobiet występuje znacznie częściej. Nazwijcie mnie mizoginem zatem :)

    • Mirek

      No oczywiście, że się myliłeś, ja się dziwię, że w ogóle się łudziłeś. Ja po prostu twierdzę, że to takie samo „dobre wychowanie”, jak to że kiedyś Czarni musieli siedzieć na tylnych siedzeniach w pojazdach, czy getto ławkowe dla osób pochodzenia z niższych warstw czy Żydów. Jestem przeciwko traktowaniu kobiet „z atencją”, bo widzę w tym jaskrawą dyskryminację mężczyzn i żadne językowe łamańce i argumentacje nie są już w stanie dłużej ukryć tego faktu. Jestem przeciwko, jednak mieszkając w Polsce muszę chcąc nie chcąc, stosować się do tej „kultury” dla świętego spokoju. Spróbuj nie ustąpić miejsca koleżance w autobusie czy tramwaju, to się nasłuchasz nie tylko od niej, ale i współpasażerów, co ciekawe, także mężczyzn – damskich sługusów! Także nasza kultura jest wyjątkowo opresyjna i nieprzyjazna mężczyznom. Jakakolwiek drobna zmiana w celu ukręcenia łba tym postfeudalnym konwenansom będzie chyba możliwa dopiero jak wymrze jedno pokolenie, które wychowywało się jeszcze przed wojną. Nie od razu niestety, ale z czasem… Aha i mam nadzieję, że tym razem nie padnę ofiarą cenzury :)

  • Malwina

    Taaa… Mój
    ulubiony temat:D Można by pisać i pisać… Kiedy żaliłam się koleżankom i
    kuzynkom, że chodzę do pracy, zajmuję się dzieckiem i domem, a mąż tylko chodzi
    do pracy, mówiły: „No sama tego chciałaś – byłaś za równouprawnieniem”. Chyba
    się nie zrozumiałyśmy. Tak chciałam iść do pracy, nie chciałam być tylko kurą
    domową, przecież też uczyłam się kilkanaście lat… To nie znaczy, że nie powinien
    wtedy on facet przejąć części obowiązków w domu i nad dzieckiem…. Kolejna
    sytuacja – facet nie tylko nie otwiera ci drzwi (to idzie przeżyć) ale ryje się
    przed ciebie, zaprosił cię na kolację a czeka aż dołożysz połowę do rachunku…
    Bo ja jestem za równouprawnieniem. Ok, ale jak to się ma do bycia gentlemanem,
    kulturalnym miłym gościem? Równouprawnienie nie miało zrobić z baby chłopa,
    który niesie szafę na 10 piętro i nie miało z faceta zrobić baby w różowym
    fartuszku – tak myśli wielu facetów, uważa że same tego chciałyśmy. Nie! My
    chciałyśmy prawa do edukacji, pracy, pensji, własnych zainteresowań, podziału
    obowiązków!!!, prawa do głosowania, seksu, picia alkoholu, niezależności,
    własnego zdania, opinii itd. Nie chciałyśmy zamiany ról – mąż robi różowy
    torcik na deser obiad, żona rąbie drewno na opał. Choć nie zawadzi jak ta umie
    to, a ten to. Kultura, szacunek i to że facet jest szarmancki – to zawsze
    będzie na topie. Prawda jest taka, że kobiety nie miały żadnych praw – zapieprzaj
    w domu, dbaj o dzieci i stul pysk… Z tym że z tego równouprawnienia wyszedł
    niezły bajzel… I że to nasza wina? Nie sądzę, myślę że nasze intencje zostały
    bardzo źle zrozumiane…

  • Malwina

    Zresztą sama definicja równouprawnienia – równe traktowanie, równe prawa, a nie zamiana ról…

  • ex123

    Równouprawnienie to coś o czym kobiety głośno mówią , ale w rzeczywistości wcale tego nie chcą. Moja osoba jest najlepszym tego przykładem. Jestem po rozwodzie, w moim małżeństwie panował tradycyjny podział ról. Niestety ex naoglądała się seriali i nasłuchała koleżanek i wyszło jej że mąż to taki niewolnik co ma robić wszystko co damulka wyduma, bo jak nie to awantura. Miała mocne postanowienie że mnie tymi awanturami zmieni w pariasa, ja zaś jak tylko się zorientowałem że ona tak na serio to zrobiłem ewakuację i jestem po rozwodzie. Jako człowiek przywykły do bycia z kimś szybko odrobiłem pracę domową; dobrze gotuję , sprzątam robię zakupy i opłaty itd. Zaraz po tym zacząłem szukać drugiej połowy i tutaj byłem już tolerancyjny tj; mogła być taka co pasuje jej tradycyjny podział ról lub też nowoczesny czyli równouprawnienie we wszystkich dziedzinach związku. I wiecie co przez kilka lat nie spotkałaem żadnej dziewczyny która by chciała tradycyjnego podziału ról. Wszystkie które spotkałem chciały równouprawnienia, jednocześnie żadna z nich nie miała najmniejszej ochoty na związek w którym co drugi raz będą wymiemiały w samochodzie oleje, filtry , opony , usuwały droble awarie, żadna nie miała ochoty na dżwiganie ciężarów , żadna nie chciała malować mieszkania , skręcać mebli, wynieniać kranu , lampy czy żarówki , żadna nie chciała kłaść paneli , czy wymienić płytki w łazience, żadna z nich nie chciała się tego uczyć i żadna z nich nie miała najmniejszej ochoty zakupić swoich narzędzi do prac z tym związanych . I dlatego twierdzę że kobiety nie chcą równouprawnienia. tylko chcą z nas zrobić swoimi niewolnikami, będą leżały i pachniały, a my będziemy robić w pracy i w domu. I właśnie dlatego jest coraz więcej singli.

    • Mirosław Jędras

      Bo tak jest. Tylko utwierdziłem się w tym, że moje poglądy na tą sprawę są jak najbardziej słuszne. Dla mnie savoir-vivre to system mający obecnie na celu wyłącznie dowalenie mężczyznom i jeszcze większe zdegradowanie ich pozycji w społeczeństwie. A większość kobiet jest nieziemsko zakłamana i wygodnicka, aczkolwiek chyba tylko w Polsce tak jest. Przywileje wynikające z sv uderzyły im do głowy i ubzdurały sobie, że będą mieć je wiecznie, że dziedziczy je córka po babce i mamie. Mnie savoir-vivre odbiera męską dumę i godność i chociaż stosuję się doń, będą o tym krzyczał, gdzie się da. Mężczyzna to równy kobiecie człowiek, a nie jej służący czy wielbłąd. Skończyły się czasy niewolnictwa.