Machacie czy nie machacie?

Biegłam tak sobie wczoraj wieczorem po Skaryszu i mi się smutno zrobiło. No bo piękny wieczór, trasa jak marzenie, dokoła śnieg i zapach zimy, w parku kilkunastu biegaczy i biegaczek… i nikt nikogo nie pozdrawia. Nikt. Ani „cześć”, ani machnięcia łapą, ni nawet skinięcia głową. No jak to?

 

W górach, na szlaku, przywitanie się: „hej”, „cześć”, czy „dzień dobry” to norma. Podobnie jest na kajakach, gdzie zwykle słyszymy soczyste „ahoj!”. Prosty, ciepły, przyjazny gest, który niewiele kosztuje, a daje mnóstwo radości i motywacji pozdrawianej osobie. To taki znak przynależności do jednej wielkiej rodziny: biegaczy, rolkarzy, miłośników gór – bez znaczenia. Człowiek jest zwierzęciem stadnym, istotą społeczną – potrzebuje akceptacji innych i poczucia przynależności do wspólnoty. W domu taką wspólnotą jest rodzina, w pracy – Kajetan i Mariolka, z którymi czasami chodzisz na piwo, a w sporcie ludzie podzielający twoją pasję.

Być może właśnie w tym poczuciu przynależności do jednego stada psychopatów wychodzących na 15-stopniowy mróz, żeby przebierać nóżkami, tkwi siła uśmiechu biegacza nadciągającego z naprzeciwka? Kiedy ktoś na trasie mnie pozdrawia, od razu biegnie mi się lepiej – przyjemniej i jakoś tak lżej. Zwykle wtedy też automatycznie przyspieszam, zupełnie jakby na mp3 właśnie wjechał mi kawałek „Mutant Cunt Sniffer”. Albo przynajmniej „Ona tańczy dla mnie”.

Dlaczego biegacze nie mają we krwi nawyku pozdrawiania się?

Zaraz ktoś odpowie, że ważniejsza jest koncentracja na technice biegu, regulacji oddechu i na tym, co dzieje się naprzeciwko. Trochę w tym racji jest, ale bez przesady. Nie jesteśmy cyborgami, nie mamy, jak konie wyścigowe, klapek na oczach. Jeśli truchtamy w parku, mijając 10-15 innych biegaczy, to naprawdę takim problemem jest pozdrowienie każdego z nich jeden raz? No przecież nie każę Wam iść na maraton i szczerzyć zęby do wszystkich mijanych przez Was osób, bo byście się kręczu karku nabawili. I choroby psychicznej.

Jeśli ktoś ma słuchawki na uszach, wystarczy machnąć. Jeśli biegnie szybko, można powiedzieć „cześć” albo się uśmiechnąć. Ja wiem, że żyjemy w smutnym kraju, gdzie człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak tylko popaść w depresję i dzielić się swym życiowym bólem z innymi, ale do Chuja Macieja, jesteście biegaczami! Gdzie się podziały Wasze endorfiny? Wszyscy wiemy, że prawdziwy biegacz to naćpany biegacz. A człowiek, jak jest naćpany, to się do wszystkich uśmiecha, macha rączkami i wierzy w to, że świat jest piękny i kolorowy. No co z Wami, ja się pytam?

Wczoraj zamachałam każdemu. Każdego obdarzyłam swym promiennym, radosnym niczym wiosna uśmiechem. I chuj. Nikt mi nie odmachał, nikt się nie oduśmiechnął i chyba też nikt nie powiedział „cześć” (miałam słuchawki na uszach, więc nie jestem w 100% pewna, ale z ruchu ust nie wynikało, żeby ktoś łaskawie przemówił). Nie powiem, żebym była zachwycona. Zwłaszcza, że minimum połowa z tych osób to byli zaprawieni biegacze, nie jacyś tam nowicjusze, którzy mogli nie wiedzieć, o co chodzi. Ale postanowiłam się nie poddawać. Będę machać, suszyć kły i wzbudzać podejrzliwość biegających neurotyków, dopóki się nie nauczą, na czym polega biegowy savoir vivre. Bo dla mnie pozdrowienie kogoś na trasie, to tak jak powiedzieć „dzień dobry” sąsiadce, panu z warzywniaka, czy akwizytorowi, któremu jednocześnie mówię „do widzenia”.

A Waszym zdaniem wzajemne pozdrawianie się to przejaw dobrego wychowania? Czy może denerwująca maniera? Machacie, czy nie machacie?

0 Like

Share This Story

Trening