Wymagam od siebie – wymagam od innych

fot. Silvia Path

Nie liczę na to, że gwiazdka z nieba weźmie i spadnie mi na łeb. Nie wypatruję księcia z bajki. Nie wierzę w los ani w przypadek. Nie czekam aż samo się zrobi – nie zrobi się. W boga też nie wierzę. Ale w człowieka, owszem. Więc od człowieka wymagam.

Odkąd pamiętam, zawsze brałam sprawy w swoje ręce. Kiedy chciałam kanapkę z szynką, to szłam do kuchni i sobie ją robiłam, zamiast wrzeszczeć z pokoju „mamooo, zrób mi kromkę”. Kiedy po roku studiów w Lublinie stwierdziłam, że to miasto mi nie leży, wysłałam papiery do Wrocławia, a potem spakowałam się i z dnia na dzień zmieniłam uczelnię, otoczenie, miasto, znajomych. A gdy spodobał mi się chłopak, po prostu pytałam go, czy umówi się ze mną na piwo. Nie pasowała mi praca? Szukałam, aż znalazłam taką, w której czułam się dobrze.

Czy można narzekać na swoje życie, kiedy nie robi się nic, by je zmienić?

No nie.

Narzekaczy spotykam codziennie. Wszystko im nie pasuje, ale palcem nie kiwną, żeby przejąć ster. Wolą sobie dryfować – bez celu, bez kierunku, za to z wieczną „kurwą” na ustach. Mają święty spokój, czują się rozgrzeszeni, bo zawsze mogą zwalić winę na system, boga, papieża, Tuska, albo pogodę. Żyją tak sobie z dnia na dzień i tak sobie umrą. Niezadowoleni.

Jasne, nie zawsze jest tak, że gdy dążysz do celu, to ten cel osiągasz. Ale przynajmniej próbujesz. Robisz coś, by kształtować swoje życie, rzeźbić je po swojemu. Proces twórczy trwa, a ty masz siłę sprawczą. To jest najważniejsze.

Człowiek nie świnia, błędy popełnia. Między innymi po to, żeby wyciągać jakieś wnioski i wdrażać je w życie. Jeśli mam słabszy tydzień i wspomagam się tabliczkami czekolady, to potem nie płaczę w poduszkę, że mi dupa urosła, tylko tę dupę zbieram i idę na siłownię albo pobiegać. Od powtarzania w kółko „ale jestem gruba” nie schudniesz. Cóż. Był okres, gdy pomimo intensywnego szukania, nie mogłam znaleźć pracy w żadnej szanującej się redakcji. W efekcie przez kilka lat bujałam się od jednej gównianej firmy do drugiej. Aż w końcu postawiłam na freelance. No i zaczęłam pisać bloga. Zarywam nocki, nie mam etatu, nie mam mieszkania, nie stać mnie na maraton we Frankfurcie, ale jestem szczęśliwa – robię to, co kocham i wierzę, że mój upór, wytrwałość i pracowitość przyniosą kiedyś wymierny efekt.

Wymagam od życia wiele, ale też wiele robię, żeby dostać to, czego chcę.

Z ludźmi jest podobnie. Skoro ja nie chodzę po domu w rozmemłanym podkoszulku, dbam o siebie, jestem aktywna i staram się dobrze wyglądać, to tego samego oczekuję od swojego partnera. Jeśli w pracy daję z siebie 100 %, a szefowa robi mi awanturę o to, że Urząd Miasta postawił przed firmą słupki parkingowe w kolorze biało-czerwonym, a nie czarno-złotym (prawdziwa historia), to ja jej dziękuję za współpracę i radzę konsultacje z psychologiem. Od przyjaciół wymagam lojalności, od dobrych znajomych – szczerości i prawdy, byle prosto w oczy. Jeśli ktoś obrabia mi tyłek za plecami, jest dla mnie skończony. Człowiek nie świnia, no chyba, że się świnią urodzi.  

Nie interesuje mnie życie na pół gwizdka. Nie chcę w wieku 60-ciu lat popatrzeć wstecz i pomyśleć „zjebałaś”. Wiem, że pozostając w zgodzie ze sobą i konsekwentnie realizując zamierzone cele, mogę mieć takie życie, jakiego pragnę. Nie potrzebna mi do tego umowa o pracę, ślub kościelny, dziecko w drodze, kredyt na mieszkanie ani inne oczekiwania, jakie społeczeństwo ma wobec mojej 27-letniej osoby. Potrzebni mi do tego oddani, szczerzy, wartościowi ludzie, którymi chcę się otaczać. Mamo, Tomku, Iwo, Toffiku, Karolo – dzięki, że jesteście.

Bo ja dużo daję, ale też dużo wymagam.

0 Like

Share This Story

Style
  • Sama prawda!! Ze wszystkim się zgadzam od początku do końca :) :) super tekst. Dzięki bo dzisiaj mam małe chwile zwątpienia…