Bal maskowy

Agata siedzi przy stole i grzebie. A to widelcem w kapuście, a to nożem w śledziu. Grzebanie jest świetnym zajęciem w momencie, kiedy nie chcesz spojrzeć bliskim w oczy, a raczej – kiedy nie chcesz dać się złapać wzrokiem. Na przykład własnemu ojcu. Ojciec zawsze miał wobec Agaty wysokie wymagania. Wobec siebie już trochę mniejsze…

…w końcu dał jej życie, to powinno wystarczyć, to od boga dar, należy go właściwie wykorzystać. Na przykład stomatologiem zostać. Albo prawnikiem. Zdobyć praktykę, założyć własny gabinet i zarabiać tyle, żeby w razie czego zapewnić rodzicom bezpieczną starość. Gdzieś w międzyczasie chłopaka poznać, zakochać się, ale bez głupot, powiedzieć „tak”, wziąć ślub, a następnie urodzić dziecko. A najlepiej dwoje. Pasje? A na co to komu?! Niech się lepiej gotować nauczy. Bo jak baba z garami i ze ścierą ma nie po drodze, to i przez łóżko chłopa nie udobrucha. Może nawet wyglądać i pieprzyć się jak ta, no… Monika Beluczi. Ojciec wie, że Monika się umie pieprzyć, bo kiedyś obejrzał z nią taki jeden film. No, ale wracając… Pasje niekoniecznie. Dobra kuchnia, czyste mieszkanie i szparka w gotowości – oto, jak mądra kobita buduje udany związek. Tymczasem Agata się w starą pannę bawi. A czas leci, trzydziestka na karku. Niby był tam jakiś Zbyszek ze dwa lata temu, ale go ojciec ani razu na oczy nie widział. A podobno mieszkali razem. A jak razem mieszkali, to i razem żyli, on wie, on głupi nie jest. A przed Zbyszkiem był Tomek. Z tym też mieszkała, to i też się pewnie gzili po kątach. A kto to widział, żeby dziewczyna takie rzeczy wyprawiała? Zamiast się prowadzić grzecznie, znaleźć sobie kawalera, zaręczyć się, ślub wziąć… To nie, ta przebierać będzie, dobre sobie! Jakby co najmniej Miss Ameryki była. Brzydka może i nie jest, w końcu jego geny ma, ale chuda! Ani nie ma na czym usiąść ani czym oddychać. A baba to powinna mieć i kawał cyca i kawał dupy, żeby było za co złapać. A tu siedzi przed nim takie chuchro, grzebie w talerzu i wygląda jak siedem nieszczęść. No normalnie krew człowieka zalewa.

– Co tak grzebiesz? Jedz tego śledzia! Chuda jesteś jak szczapa, jak ty wyglądasz?!

Agata martwieje. Przecież nic nie zrobiła, nie dała mu pretekstu, żeby się odezwał. Je, może wolno, ale je. Śledź jest ohydny, matka w tym roku spektakularnie spierdoliła potrawy wigilijne, co w zasadzie Agatę dziwi, bo zawsze gotowała mistrzowsko. Agata upija spory łyk wina, pakuje śledzia do buzi i przeżuwa ze wstrętem. Nie będzie się odzywać. Nie będzie prowokować. Nie da ani matce, ani ojcu, ani babce, ani nawet tej cholernej kuzynce, którą nie wiadomo po co zaprosili, pretekstu do kolejnej chorej rozmowy a propos ich oczekiwań co do jej osoby. Zje, wypije kawę, wmusi w siebie kawałek spalonego sernika i pójdzie spać o 22. A jutro skłamie, że musi wracać do Warszawy, bo… Bo. Coś wymyśli. Musi – ocipieje, jeśli spędzi tym domu kolejne 24 godziny.

Je tego śledzia jakby chciała a nie mogła. Co się z tą dziewuchą dzieje? Wszystko dostała, pomogliśmy jej, przez całe studia tysiąc złotych lądowało na koncie, żeby miała za co żyć. A ona co? Po roku medycynę rzuciła i poszła na psychologię. Na PSYCHOLOGIĘ! A teraz co? W agencji reklamowej pracuje, pewnie jakieś ulotki rozdaje, co to w ogóle za zawód jest? Męża nie ma, dzieci nie ma, za to kota sobie przygarnęła. KOTA! Kurwa jego mać! Biega, medale jakieś zdobywa, po Europie się szlaja zamiast sobie na dupie usiąść i życie ułożyć. W dresach chodzi, jak facet, nawet na wigilię spodnie założyła! I tylko to suszi by jadła. I makarony. Dziwne, że jej jeszcze dupa od tych kluchów nie urosła. Chyba po matce taka chuda jest, wiadomo, że zawsze baba po babie odziedziczy, co najgorsze.

– Biegasz, biegasz i na co ci to bieganie? Chuda jesteś, jakby cię z Oświęcimia wywieźli, nic dziwnego, że żaden poważny facet się tobą nie interesuje. Jak dziecko wyglądasz. Wzięłabyś się za siebie, to i adorator jakiś by się znalazł. Kiedy sobie życie ułożysz? Po pięćdziesiątce?!
– Staszek…
– Ty mi tu Jolka nie staszkuj, do cholery! Widzisz ją? Widzisz, jak wygląda? Jak chudy babochłop! Fiu bździu w głowie, pracuje nie wiadomo gdzie, żyje nie wiadomo z kim, robi nie wiadomo co! Życie ci przez palce przecieka, dziewczyno. Kiedy Ty się w garść weźmiesz? Kiedy rodzinę założysz?

Odrywam wzrok od talerza. Patrzą na mnie. Cała czwórka. Ojciec, purpurowy ze złości. Matka, spięta i w gotowości. Zuzka, rozbawiona. I babcia, przerażona. Patrzę na nich i dociera do mnie, że jestem cholernie zmęczona. Chcę po prostu stąd wyjść, wsiąść w pociąg i wrócić o Warszawy, do L. jak najszybciej.

Wycieram usta serwetką, rzucam ją na talerz. Wstaję.

– Mamo, dziękuję za kolację. Babciu, Zuza – dobrze Was bylo zobaczyć. Tato, odpowiadając na Twoje pytanie – nigdy. Nigdy nie założę rodziny. I wbrew temu, co myślisz, moje życie jest wspaniałe, a ja jestem szczęśliwa. Odnoszę sukcesy w sporcie i w pracy. Jeżdżę po świecie. I mam kogoś, z kim chcę spędzić resztę życia. Na imię jej Lena. Lena czeka teraz na mnie w Warszawie. Wybaczcie, ale chciałabym jeszcze dziś do niej wrócić.

Wychodzę z pokoju. Nie słyszę nic poza przeraźliwym szumem w głowie. Serce mam gdzieś w gardle, kolana jak z waty, w ustach przeraźliwie sucho. A jednak po raz pierwszy od lat czuję ulgę… lekkość. Jestem wolna.

W O L N A.

 

*

 

Jakiś czas temu bliska mi osoba dokonała coming outu.

Mogę się tylko domyślać, ile ją to kosztowało.

Mogę się tylko domyślać, jak to jest, żyć i funkcjonować latami w gronie rodziny, znajomych i przyjaciół, nie mówiąc im, kim tak naprawdę jesteś, kogo naprawdę kochasz, jak naprawdę funkcjonujesz.

Mogę sobie tylko wyobrażać, jak to jest, szaleć na punkcie drugiego człowieka i bać mu się to okazać w towarzystwie innych, często najbliższych ci ludzi.

Mogę się tylko domyślać, jak wielki jest lęk przed odrzuceniem i brakiem zrozumienia. Jak bolą durne żarty albo homofobiczne hasła głoszone przy rodzinnym stole.

Mogę sobie tylko wyobrażać, jak wielkie jaja trzeba mieć w tym kraju i w tym społeczeństwie, żeby powiedzieć na głos „jestem homo” i żyć dalej, biorąc na klatę cały potencjalną nienawiść, agresję i brak akceptacji.

Mogę tylko spróbować postawić się w sytuacji osoby homoseksualnej, która wie, że nie spotka się ze zrozumieniem. Albo mogę napisać tekst, żeby uświadomić Wam, jak dużego farta mamy my – heterycy. Bo nawet, jeśli rodzina czy społeczeństwo rozliczają nas z naszych życiowych wyborów, nie podważają tego, kim tak naprawdę jesteśmy.

A to już bardzo, bardzo dużo.

 

Fot. Siyan Ren, unsplash.com

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Pionierka

    Za to w świecie młodych, wykształconych i tolerancyjnych z wielkich miast bardzo łatwo jest powiedzieć, że jest się homo. Powiedz: mam fajną dziewczyną, ma na imię Lena, pracuje w marketingu i jest cudowna – będzie super, wszyscy chcą poznać Lenę. Powiedz: mój facet jest ode mnie o …naście lat starszy. Od tolerancyjnego towarzystwa usłyszysz, że jesteś utrzymanką lecącą na kasę, która chce się w życiu ustawić pracując dupą. Taka to tolerancja.

    • Liwia Lipińska

      Mam nadzieję, że i to się zmienia. Za dużo znam osób w takich związkach, żeby się nie zmieniało… (chyba)

    • Niby to facet ma więcej zarabiać, ale jak już zarabia, to utrzymanka. Nie dogodzisz.

    • W praktyce nie każdy chce poznać Lenę i nie każdy twierdzi, ze fajnie i że super. Mieszkam w wielkim mieście, w którym żyją „młodzi, wykształceni, tolerancyjni”, mam sporo znajomych gej/les i widzę, że nie jest tak różowo, jak chcielibyśmy to widzieć. Ogólny obraz i przekaz jaki płynie z mediów taki właśnie jest – środowiska LGBT mają w wielkich, polskich miastach wspaniałe życie. A gówno prawda, niestety.

  • Czasem mam wrażenie, że przy świątecznym stole zasiadamy z oczekiwaniami :/

  • Wigilia to chyba najgorsze kilka godzin w roku.

  • Napisałbym, że znowu kapitalny tekst ale po co mam pisać oczywistości? ;)

    • Dzięki, Kamil :)

      • Wyznacznikiem tego jak dobry jest to tekst niech będzie fakt, że od pierwszej chwili i aż do samego końca miałem ochotę dać w mordę temu ojcu.

  • SIMON

    Malvina…

  • Daniel Chrzciciel

    Hmmm…
    Ja ujawniłem się w dwudzieste pierwsze urodziny. Brat i matka spierdolili od razu. Dziadkowie od jej strony nie przyszli na ślub siostry, kiedy dowiedzieli się, że jestem zaproszony. Babcia od strony ojca powiedziała, że w porządku i że mnie kocha. Obecnie rozmawia ze mną rzadko i tak, jakbym zrobił jej krzywdę, zwłaszcza odkąd dowiedziała się, że związałem się z kimś, kto jest chory. Ojciec dał mi po mordzie i kazał wypierdalać. Obecnie bardzo się stara, chociaż ciężko mu to przychodzi. Doceniam, że próbuje, naprawdę. Młodsza siostra przełknęła to bez problemu, uwielbiam ją. O starszej dowiedziałem się ostatnio, że urodziła dziecko i wzięła ślub. Od ojca. Przypadkiem. Wysłałem jej kartkę z życzeniami i w odpowiedzi dostałem „jeśli chcesz sprawić nam radość to podetnij sobie żyły”. Fajnego ma męża, nie powiem. Dwoje moich najbardziej tolerancyjnych przyjaciół po wszystkim ograniczyło więź do życzeń urodzinowych na Facebooku. Kumpel, który mówił, że „z pedałem nigdy by się nie chciał przyjaźnić” jest jedyną spoza rodziny osobą, którą znałem przed coming outem i na którą mogę liczyć. Widzisz, jeden wieczór, kilka słów i nagle znaczna większość rodziny traktuje mnie obecnie jak trędowatego nazistę. Są też tacy, którzy nie mają nic przeciwko temu, że żyję z facetem. Nie mają też nic przeciwko gadaniu po kątach, wytykaniu palcami i wścibstwie przekraczającym wszelkie granice dobrego smaku. Wszyscy moi homo-znajomi wspominają coming out jako zdarzenie dość traumatyczne. U jednych było lepiej, u innych gorzej, ale ostatecznie zawsze ktoś tam odpadał i o tym, żeby było jak dawniej można było zapomnieć. Wbrew pozorom to, że nie mogę wziąć ślubu z osobą, którą kocham, albo to, że zawsze mogę wrócić do domu z obitą mordą nie jest ani trochę gorsze od tego szoku, który przeżywasz, kiedy z dnia na dzień wpadasz w zupełnie nową, mniej naiwną rzeczywistość.
    Mój facet nigdy nie zdążył się przyznać. Stracił praktycznie wszystkich, kiedy pierwszy raz trafił do psychiatryka w czasie ciężkiego epizodu maniakalnego. Wszyscy mieli go odwiedzać i wszyscy spierdolili. To chyba nawet jeszcze większe skurwysyństwo. Można mówić, że dla niektórych moja orientacja albo jego choroba były za trudne, tak samo jak odejście od nas. Tylko że dla nas to też jest trudne. I my nie mamy dokąd przed tym spieprzyć. Dlatego podziwiam swojego ojca, bo chociaż zawsze uciekanie przed bliskimi osobami jest cholernie ciężkie to mimo wszystko łatwiejsze niż to, żeby zostać i chociaż próbować próbować.
    Nadal mam opory, żeby choćby objąć ramieniem swojego faceta w mniej hermetycznym gronie. Nadal się boję, kiedy tłumaczę poznanym ludziom z kim żyję i kogo kocham. Ludziom w okół mnie nadal łatwiej powiedzieć „pedał” niż „gej”, a mnie ciągle trudno się o to upominać. Ale jest lepiej. Idealnie chyba nigdy nie będzie, ale przynajmniej cała ta rodzinno-przyjacielska masakra odcedziła najbardziej zaufanych ludzi. Nad tymi, których poznaję mogę zapanować. Jest lepiej, nawet jeśli mam świadomość, że ani brat ani matka ani starsza siostra już nie wrócą.

    Wigilię spędziłem z nim, z ojcem, z młodszą siostrą, z jej narzeczonym, z sąsiadką striptizerką, która nigdy nie miała rodziny i ze wspomnianym wyżej kumplem, który wpadł na opłatek. Popierdolone grono. Ale chyba wolę to nić dłubanie widelcem w śledziu. I było naprawdę świetnie.
    Błagam, pokaż tej osobie, że traktujesz ją jak człowieka. To naprawdę dużo daje, kiedy nagle nie ma się nikogo.
    Ten post jest strasznie ciężki. Uświadamia jak często trudno choćby ruszyć palcem wśród ludzi, którzy teoretycznie powinni cię kochać.
    Pozdrawiam! :)
    Ufff wygadałem się. Przepraszam, wiem, że nie lubisz życiowych ekshibicjonistów (zdaje się pisałaś o tym), szczerze mówiąc aż mi cię szkoda, że przyjdzie ci te żale wszystkie czytać, ale no cóż. Wybacz, musiałem. Najwyżej potraktuj to jako sugestię, jak bardzo osoby tuż po coming oucie warto wspierać.

    • Sowa

      Danielu, z mojej strony wielki szacunek za walkę o wolność i prawdę w życiu codziennym. Mam dobrego znajomego geja, który jest wspaniałym człowiekiem. Od kilku lat żyje z chłopakiem. Oficjalnie boi się powiedzieć rodzicom, bo twierdzi,
      że pewnie już nie miał by po co do domu wracać. Tylko siostra wie, wspiera go.

      Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak musi być wam ciężko, i czuję w tym ogromną niesprawiedliwość. Pozdrawiam i życzę szczęścia wam obojgu. Gdyby więcej ludzi miało otwarte umysły, na świecie byłoby o wiele mniej cierpienia.

      • Daniel Chrzciciel

        Dzięki :) Te młodsze siostry to jednak mają coś w sobie ;). Gdybym miał powiedzieć coś osobom, które jeszcze z kąta nie wyszły to „Kiedykolwiek nie dostaniesz po mordzie i tak będzie boleć, więc chyba nie warto czekać na odpowiedni moment”. Chociaż rozumiem, że z takich rzeczy jak rodzina trudno się rezygnuje. Pozdrów kumpla :D!

        • k

          Daniel,
          ja pierdolę, jakbyś przejechał przedszkolaków po pijaku, nie spotkałbyś się chyba z takim rodzinnym odrzuceniem, jak w przypadku byciem gejem. Słyszałam podobne historie. Kumpel kilka lat z rzędu na rodzinne uroczystości podstawiał swą jedną, a potem drugą koleżankę jako Dziewczynę/Narzeczoną, póki jego potworny ojciec-terrorysta nie kipnął w końcu. To mi się po prostu nie mieści w głowie, bardziej niż teoria nieskończoności… Czym się, no.

          • Daniel Chrzciciel

            Bo takich historii jest sporo. O potwornych ojcach-terrorystach słyszałem kilka historii, dlatego cieszę się, że mój jest właściwie nie najgorszy :).
            Nie żeby coś, ale moja starsza siostra potrąciła kiedyś dzieciaka po pijaku. Na światłach. Maluch (ledwo) przeżył, więc nie siedziała za długo, ale do dziś pamiętam, jak matka płakała i panikowała, że biedaczka do więzienia pójdzie, że w złe towarzystwo wpadnie, że jej prawo jazdy zabiorą, a dopiero co samochód kupili. Ale oczywiście ona nie chciała zrobić nic złego, bo jest taką dobrą osobą i tylko jej ten bachor pod koła wlazł. A pedalstwo to już ostateczna degeneracja, naumyślna, złośliwa i nieodwracalna. Z resztą mój kuzyn sam powiedział w pamiętne dwudzieste pierwsze, że „z nim to się już nic nie za zrobić, tylko na zbity pysk wyjebać”. Więc widzisz, przejechanie przedszkolaka na pasach jest mimo wszystko dla wielu mniejszym złem. ;) Dzięki, czymam się, nie jest źle :)

    • Pandora

      Twoj komentarz mnie chwycil za serce.

    • Danielu, aż mnie przeszły ciarki. Choć Twoje słowa nie dotyczą mnie bezpośrednio, bardzo mnie to zabolało. Wiedziałam, że w Polsce jest problem, ale nie zdawałam sobie sprawy, że ludzie, najbliżsi są w stanie posunąć się tak daleko. Od jakiegoś czasu mieszkam za granicą, chyba w najbardziej tolerancyjnym mieście na świecie i za każdym razem wracając do Polski przeżywam szok, bo tutaj na ulicach homoseksualne pary, a z całą pewnością mijam ich na ulicach, nie trzymają się za rękę, nie okazują sobie czułości. Jest mi ogromnie przykro że tak jest, gorąco się wspieram i pozdrawiam!

      • Daniel Chrzciciel

        Wiesz, najbliżsi w wielu sytuacjach mogę posunąć się daleko, choćby w przypadku mojego faceta, tu przecież nie chodziło o orientację. I często też bywa lepiej, to znaczy, znam osoby, którym zachowała się cała najbliższa rodzina. U mnie akurat większość osób odpadła. Fakt, że bywa różnie, czasem gorzej niż u mnie, ale mimo wszystko nie martw się, często nie wygląda to tak źle :). Jeśli chodzi o okazywanie czułości publicznie… No cóż. Tu faktycznie nie jest najlepiej. Już pierdolić trzymanie się za ręce, ale skoro jakiś czas temu dotarło do mnie sobie, że trudno było mi się przemóc, żeby przytulić swojego chłopaka, który pierwszy raz w życiu szedł na elektrowstrząsy* i bał się jak cholera… faktycznie mogłoby być lepiej. No wiadomo, że w takich wypadkach trzeba po prostu nie być dupkiem i przełknąć, że usłyszysz na swój temat kilka niepochlebnych słów/wrócisz do domu z obitym pyskiem, ale stres pozostaje. Czasami rozważam, czy nie lepiej byłoby pieprzyć święty spokój i spróbować jakoś obyć z tym ludzi, ale… nie wiem, chyba jednak, jestem za bardzo pizdą. W każdym razie dzięki za pozdrowienia :D.

        *btw, gdyby ktoś się jeszcze zastanawiał, czy homoseksualizm można leczyć prądem – to nie działa.

    • Dziękuję, że napisałeś :)
      Ściskam Cię mocno.

    • nola

      Po prostu żyjemy w takim a nie innym kraju i w takim a nie innym społeczeństwie. W Polsce musisz wpisywać się w powszechnie przyjmowane i akceptowane standardy. Jeśli się w nie nie wpisujesz jesteś narażony na ostracyzm społeczny. Dotyczy to nie tylko osób homoseksualnych.

      Od małego słyszałam, że najważniejsze jest być dobrym człowiekiem. Jednak będąc dorosłą osobą zauważyłam, że w PL to za mało…..

      Mogłabym się tutaj na ten temat rozpisywać i mnożyć przykłady hipokryzji, która nas otacza. Swoją drogą mógłby z tego powstać ciekawy artykuł ;-)

      Moja konkluzja jest taka. Jeśli czegoś nie możesz zmienić, to się tym nie przejmuj. Ewentualnie zmień kraj i ludzi, którzy Cię otaczają……………….

  • gość

    wiem, że to mniej ważne, ale skoro zauważyłam, to piszę: główna postać jest najpierw Agatą – w 3os., l.poj., a potem ja – w 1os., l.poj.

    cieszę się, że poruszyłaś ten temat. mam homoseksualnych znajomych i mi to nie przeszkadza, ale ,niestety, wciąż gdzieś kręcą się ludzie, którym z niezrozumiałych powodów to się nie podoba, albo mówią: niech robią co chcą. ale nadal będą rzucać nieprzyjemne komentarze.

    • To był celowy zabieg :)

      • Aanek

        Niemożliwe … ;)

  • Smok

    Też jestem bi i łapię się na myśleniu, że faktyczne byłoby łatwiej gdybym znalazła sobie faceta, niż kobietę. To smutne, bo kiedyś niechcący mogę przez to odtrącić fajną dziewczynę, ale widzę, że świadomość się zmienia. Może nie jest na takim poziomie jakim bym chciała, ale staram się chociaż w moim otoczeniu trochę ludzi „nawracać” ;p

    • Aleksandra Swędrowska

      Ja nie patrzyłam na to jaka jest płeć a na charakter, po prostu o tym nie mówiłam, ukrywałam się… Siedziałam w szafie, a będąc wtedy nastolatką i nie mieszkając w mieście a na jego obrzeżach, gdzie codziennie spędzałam godzinę w komunikacji miejskiej by dostać się do szkoły, nie było łatwo. Szczególnie mając moich rodziców, gdzie najlepiej było jak wracałam od razu po szkole, a nie gdzieś zostawała i wraca późniejszym autobusem.. Ale cóż, zaczynając spotykać się z moim obecnym chłopakiem, ulżyło mi, naprawdę ; ) mimo iż to już nie te lata, jestem starsza, pracuje, na studia wyprowadziłam się do wielkiego miasta.. Ale nadal.

  • Contempt

    A mnie przeraża ten terror w rodzinie – nie ważne, czy jesteś lesbijką, czy gejem, co lubisz robić, gdzie mieszkasz, bo wciąż tatuś/wujcio/mama/babcia wiedzą LEPIEJ od Ciebie, co dla Ciebie jest najlepsze, często gówno o Tobie wiedząc. Widzą w Tobie wciąż małą dziewczynkę, ale oczekują od Ciebie „dorosłości”. A jak już powiesz im swoje zdanie, zupełnie inne niż oczekiwali, to w najlepszym wypadku odpowiedzą: „jeszcze Ci się odmieni, zobaczysz”. W takiej rodzinie ciężko coś o swoich wyborach powiedzieć, a co dopiero kim jesteś.

    • gwen

      Też o tym myślałam, Contempt, terror, czy jakieś takie zawłaszczenie, przynależność granicząca z chorym byciem posiadanym/-ną przez klan.
      Najbliżsi okazują sie najlepszymi KATAMI – nie przestanie mnie to zdumiewać, jak bardzo, jak często członkowie rodziny, ludzie połączeni więzami krwi, z lubością wykorzystują to, by celniej i precyzyjniej wbijać sobie szpilki, wypominać, drażnić, dogryzać, tresować, terroryzować i dowartościowywać się kosztem słabszego w stadzie. Homo-coming out jest tylko w tym momencie topowym „sprzeniewierzeniem sie” reszcie stada. Po drodze są mniejsze przestępstwa: można rzucić szkołe, zmienić kierunek studiów, zainteresowania, iść nie taką jak trzeba ścieżka kariery, słuchać nieodpowiedniej muzyki, można chcieć sie wyprowadzić, znaleźć sobie nieodpowiednich znajomych, można nie mieć faceta/dziewczyny, a jak już sie znajdzie – to za późno, chujowy egzemplarz, niespełniający oczekiwań…

  • k

    w jakimś filmie było: „Dziecko, żyj tak, by nikt nigdy przez ciebie nie płakał. Tylko to się liczy, bycie dobrym.” A o co cho tym wszystkim politykom, religijnym przywódcom, krewnym, zawiedzionym ojcom, rozczarowanym matkom – z zaglądaniem pod kołdrę innym, z mówieniem DOROSŁYM ludziom: komu cipki, komu fujary i że inaczej nie wolno… nie mogę pojąć. Czy ktoś się modli do boga na leżąco, klęcząco czy stojąco, czy je widelcem i nożem, czy woli pałeczkami, czy woli dziewczyny, czy chłopaków, czy woli w spodniach, czy w sukience…. Ja pierdolę – mam to po prostu gdzieś, nie grzeje mnie to ani ziębi. Niech nikt przez ciebie nie płacze, szanuj innych i tyle. Wara od krzywdzenia mniejszych i słabszych, wara od fundamentalizmu i wara od wiary w jedną prawdę, w jedną najwłaściwszą właściwość i wara od narzucania jej innym!

  • Krzysztof Ellwart

    Niby wszystko fajnie, tekst wpisuje się we współczesne trendy, ale wygląda mi na to, że tata Agaty nie akceptował jej przed coming outem a nie po.

    • Margo

      Wcześniej nie pasowała mu do obrazu kobiety, która jest kobietą dla mężczyzn, czy chociaż się o to stara. Teraz czuje ulgę, że na pewnym poziomie miał rację. Tak samo nie akceptowałby syna, który na 12 urodziny poprosiłby o torebkę Prady i czerwone zamszowe szpilki.

      • Krzysztof Ellwart

        Nie wydaje Ci się, że albo się człowieka kocha i akceptuje, albo nie? Cała reszta to preteksty.

        • Margo

          To piękna teoria. Ale po pierwsze – można kogoś kochać i nieakceptować, czy stylu życia, czy wyborów. Po drugie niektórzy, z różnych powodów mają zaburzone nawet te wydawałoby się pierwotne uczucie, jak miłość do dziecka.
          Po trzecie – czasem jesteś, chcesz, starasz się a się nie da. Tak samo jak w rodzeństwie – to, że masz brata czy siostrę nie musi znaczyć, że będzie różowo i będziecie najlepszymi kumplami. I tak w każdą stronę.
          Vide np. Moloko „Mother”.
          Ale – każdy ma swój „crap”. I winienie kogoś (mamusię czy tatusia), zamiast skorzystać z pomocy i wziąć odpowiedzialność za swoje postępowanie (bo pomimo, że życie by lepiej brzmiało to, tu mamy ograniczony zakres sterowania) to pozostawanie na poziomie obrażonego i histeryzującego (czy chlipiącego w kącie) trzylatka.

  • Margo

    Brata mam rocznik 87. I w jego klasie w gimnazjum, był chłopak, który na wstępie, w pierwszym tygodniu powiedział, że jest gejem. Dla ojca to był dodatkowy powód żeby się nad nim pastwić, ale pastwił się również nad heteroseksualną córką.
    Ale. Ta banda 13-latków, z różnych domów i różnych rodzin zaakceptowała go bez jąknięcia. Bez komentarzy, bez histerii. Nauczyciele też. W publicznej szkole, bez specjalnego traktowania. Imprezowali razem do studiów. Razem pili, wyjeżdżali, gdy robił urodziny w niszowej knajpie dla gej/les przychodzili wszyscy – ja też, bo lubiłam tego dzieciaka, a on czasem przychodził do brata żeby pogadać ze mną. I to było lubienie nie za to, że jest czy nie gejem, ale za poczucie humoru, intelekt, zainteresowania.

  • Dziwak

    Wybacz mi. Może mowie bzdury. . Ale w ewolucji człowieka ważną rolę odgrywa seksualność. Czyli co za tym idzie posiadanie potomstwa, przetrwanie gatunku.
    Nie mogę wyobrazić sobie dwóch facetów próbujących podtrzymać gatunek, lub dwóch kobiet.
    Homoseksualizm jest wymysłem znudzenia społeczeństwa, poszukiwania nowych bodźców i nowych doznań. Mam nadzieje ze nie urazilem nikogo, bo nie o to mi chodziło. Pozdrawiam