Dlaczego lubimy złych chłopców?

Ostatnio siedziałyśmy sobie z dziewczynami w knajpie i rozmawiałyśmy o tym, jak często i dlaczego kłócimy się ze swoimi facetami. W pewnym momencie doszłyśmy do odkrywczego wniosku, że zapalnikiem awantur bardzo często jesteśmy my same, ulotne niewiasty spragnione skrajnych emocji. Skąd nam się bierze to zapotrzebowanie na napierdalanie talerzami o ścianę i uczuciową sinusoidę? Ano, wszystkie od początku naszego żywota miałyśmy do czynienia z dysfunkcyjnymi związkami – obserwowałyśmy nie do końca zdrowe (delikatnie mówiąc) relacje naszych rodziców, ciotek i wujków, babć i dziadków, a w końcu swoje własne – z nie tymi mężczyznami, w nie tym czasie. Gdzieś tam podświadomie zanotowałyśmy sobie w głowie, że „prawdziwy mężczyzna” ma mentalność wojownika (choćby szedł na wojnę z kibolami przeciwnej drużyny), gbura (potrafi nie otworzyć twarzoczaszki przez trzy dni, jeśli nie ma na to ochoty) i cygana (znika, kiedy mu wygodnie). Aż przyszły mądre feministki (bez ironii) i pokazały, że wcale nie musimy żyć pod butem, że męskość nie równa się sile, a udany związek – toksycznej zależności. I że w zasadzie kobiety doskonale radzą sobie same i do szczęścia chłopów nie potrzebują. 

 

NATURA KOBIECA

 

No i fajnie, no i super, nadeszła era „Seksu w wielkim mieście”, niezależnych singielek z wyboru zmieniających partnerów co weekend i skupiających się na karierze. Sęk w tym, że większość z nich, tych singielek w sensie, prędzej czy później doszła do wniosku, że jednak fajnie byłoby mieć kogoś obok, kogoś na stałe, bo taka jest nasza natura ludzka, że potrzebujemy bliskości, intymności i zrozumienia. No więc co robić w momencie, kiedy już tego chłopa chcemy? Kogo wybrać? Z kim budować przyszłość, żeby było stabilnie, ale nie za nudno? Żeby można było „Twin Peaks” pod kocykiem pooglądać i zjeść razem kubełek lodów, a potem te lody rozsmarować po pokoju i się w nich pieprzyć? Kogo, ach kogo wybrać, by zrozumiał zawiłą przypadłość kobiecej natury? 

 

NATURA LUDZKA

 

Widzicie, wszyscy mamy teraz przejebane, bo nikt już nie wie, jak się powinien zachować. Kobiety mają być Matkami Polkami i karierowiczkami w jednym, nie zapominając oczywiście o tym, żeby podsycać płomień domowego ogniska, ale też pozostać fit, hot, seksi-pleksi. Faceci mają być czuli, troskliwi, empatyczni, a przy tym zaradni, bezwzględni i wypruwający flaki dla własnej rodziny. Epoka Robocopów, jak boga nie kocham. Pojebało nas wszystkich dokumentnie. 

 

NATURA MĘSKA

 

Pierwsza rzecz, z której my – kobiety decydując się na związek z mężczyzną musimy zdawać sobie sprawę, to fakt, że ów mężczyzna nie jest nam do życia potrzebny. Musimy być tak w środku, głęboko w trzewiach pewne, że z nim czy bez niego, świetnie damy sobie radę. Macie to?

Okej, to tyle.

 

NATURA MĘSKA VOL. 2

 

Nie no, żartowałam. W czasach, kiedy rośnie nasza świadomość, niezależność i poczucie samostanowienia, to my, kobiety, powinnyśmy zrewidować, czym dla nas, a w zasadzie dla każdej z nas, jest męskość, a raczej co dla nas oznacza „prawdziwy mężczyzna”. 

Omówię to na przykładzie. Mój partner nie jest impulsywny. Nie rzuca we mnie świecznikami, nie rozbija talerzy, nie robi z każdego komentarza awantury. Moje życie z nim jest dzięki temu względnie spokojne, wyważone, bez tych wszystkich huśtawek emocjonalnych, których czasem (podobnie jak moje koleżanki ze wstępu) potrzebuję. Daje mi poczucie bezpieczeństwa, oparcie, wiem, że mogę na niego liczyć. To jest męskość, ale w dość (nie bójmy się tego określenia) nudnym wydaniu.

Co w takim razie sprawia, że mój facet mnie kręci, intryguje i podnieca? Nie to, że jest niedostępny. Nie to, że znika na całe noce, nie mówiąc, gdzie wychodzi. Nie to, że mnie nie szanuje albo obraża. Nie to, że bywa brutalny albo rozpierdala talerze o ścianę. NIE. On ma po prostu doskonałe, sarkastyczne poczucie humoru, które dla niektórych może być obraźliwe, ale dla mnie jest dowodem na to, że S. ma w sobie coś z aroganckiego dupka, których tak bardzo lubią kobiety. Na dodatek wisi mu i powiewa, co inni sądzą na jego temat i czy komuś się podoba, co robi i jak żyje. Facebook to dla niego narzędzie pracy i źródło informacji, na Instagrama wchodzi raz na pół roku. Nie kreuje się, nie udaje, pozostaje autentyczny we wszystkim, co robi. Ma plan na siebie, wie, kim jest i czego chce. A co najważniejsze, potrafi mnie rozbawić, rozbroić, zabić komentarzem. I każdego dnia sprawia, że czuję się mądra, ważna, piękna i potrzebna. To jest moja definicja męskości. Moja wersja „bad boya”, którego każda z nas w głębi duszy tak bardzo pragnie.

Jaka jest Wasza? 

 

Fot. Pezet, nie zabijaj mnie, kocham to zdjęcie. 

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Tomek Degler

    Dobre! :)
    Ten początek świetny. Wielu dziewczynom przydałoby się takie uświadomienie sobie źródła problemu.
    Zakończenie oczywiście też świetne! :) Gratuluję!

  • Marta

    Genialne

  • spinka

    A ja w ogole tak nie mam. Napatrzylam sie na dysfunkcyjne zwiazki I po prostu wyciagnelam wnioski, co jest wazne, a co mniej wazne.

  • Agata Jurek

    Wymiatasz dziewczyno!

  • Gdyby nie to, ze mieszkasz na przeciwnym koncu swiata, to moglabym pomyslec, ze mamy tego saamego partnera :-)

  • Jakline Deneve

    Widać, że Pana S. kochasz. To jest właśnie miłość :)