Dlaczego warto eksplorować własną seksualność?

Hanna jest ekskluzywną prostytutką. Ben jest jej najlepszym przyjacielem. Ben wie, że Hanna pracuje ciałem. Do Hanny zgłasza się para – małżeństwo, które na swoją 15. rocznicę ślubu postanowiło spróbować czegoś nowego. Konkretnie: czworokąta. Zasady są proste: mąż będzie uprawiał seks z Hanną, a jego żona – z zawodowym partnerem Hanny. Hanna wyznacza parze termin, ale ma pewien problem – nie może znaleźć odpowiednio doświadczonego eskorta, który wspomógłby ją w realizacji zlecenia. Wtedy swoją pomoc oferuje Ben. Hanna ma opory, ale w końcu się zgadza. Nachodzi TA noc. Małżeństwo stawia się w mieszkaniu Hanny. Są lekko podenerwowani. So is Ben. Tylko Hanna zachowuje zimną krew – w końcu to profesjonalistka. Oferuje wszystkim po lampce szampana, a następnie pyta klientów o fantazje, które chcieliby zrealizować tej nocy. Odzywa się kobieta: Nie jestem lesbijką, ale zawsze ciekawiło mnie, jakby to było z kobietą… Hanna pyta męża klientki, czy ma coś przeciwko. No, not at all – odpowiada mężczyzna. Wieczór możemy uznać za oficjalnie rozpoczęty.

 

TO CO CZUJESZ, TO CO WIESZ

 

Hanna staje naprzeciwko mężczyzny i dłonią nawołuje jego żonę. Kobieta podchodzi. Hanna łapie ją za rękę i pyta mężczyzny: co powiesz na to, że my się trochę pobawimy, a ty popatrzysz? Klient kiwa głową na zgodę, więc Hanna prowadzi klientkę w kierunku łóżka. Zaczynają się całować. Hanna napiera ciałem na ciało kobiety tak, by tamta położyła się na łóżku. Całują się. Mężczyzna patrzy. Ben patrzy. Obaj są wyraźnie podnieceni. Hanna zsuwa swojej klientce ramiączka stanika i unosi ją lekko, jednocześnie spoglądając znacząco na Bena. Ben wstaje z fotela i dołącza do kobiet. Rozpina klientce stanik i zaczyna ją pieścić. Hanna powoli wycofuje się i idzie w kierunku klienta, który wciąż siedzi w fotelu. Hanna siada na mężczyźnie, całuje go.

Jest coraz goręcej. Wygląda na to, że wszyscy świetnie się bawią.

Z łóżka zaczynają dochodzić ciche jęki. Klientka jest mocno podniecona, Ben z resztą też – sięga do szafki nocnej po prezerwatywę. Klient przestaje całować Hannę, wstaje z fotela i idzie w kierunku łóżka. Kładzie się obok żony i zaczyna ją pieścić. Ben odwraca się w kierunku kobiety i chce zrobić to samo. Hanna zdecydowanie kręci głową: Przestań! Ben i Hanna czekają na rozwój wypadków.

Po kilku minutach kobieta i mężczyzna wciąż zainteresowani są wyłącznie sobą. Hanna i Ben obserwują ich, trochę dotykają, trochę jęczą, by wzmocnić doznania kochanków, ale nie ingerują w to, co dzieje się pomiędzy tamtą dwójką.

Kobieta i mężczyzna dochodzą w tym samym czasie.

Przed wyjściem, zarumienieni i wyraźnie ożywieni, dziękują Hannie i Benowi „za wszystko”.

Teoretycznie H. i B. nie zobili nic. Praktycznie – odwalili kawał dobrej roboty.

 

ETYKIETY SĄ DOBRE DLA CIUCHÓW, NIE DLA LUDZI

 

Opisana powyżej scena pochodzi z serialu „The Secret Diary of a Call Girl”, o którym już kiedyś wspominałam na blogu, ale umówmy się – nie jest na tyle odrealniona, by nie mogła wydarzyć się w rzeczywistości. Dość wspomnieć, że fabuła serialu powstała w oparciu o prawdziwy pamiętnik prawdziwej prostytutki o pseudonimie Belle de Jour. Ale nie wchodźmy w szczegóły.

Jako świeżo upieczona singielka poznaję sporo nowych ludzi. Nie, nie tylko mężczyzn i niekoniecznie w wiadomym celu. Szczerze mówiąc, swoje randkowanie ograniczam do minimum, bo mi na to zwyczajnie szkoda czasu, poza tym, nie jestem w nastroju. Ale ja nie o tym.

Chodzi o to, że ostatnimi czasy miałam okazję trafić na dość nietypowe osoby i sytuacje. Dzięki Instytutowi Pozytywnej Seksualności poznałam środowisko swingersów oraz ludzi żyjących w związkach poliamorycznych. Dzięki blogowaniu trafiłam na X i Y – małżeństwo z dwójką dzieci, które przez wiele lat żyło w trójkącie ze stałym partnerem. Wśród moich znajomych jest coraz więcej ludzi nie deklarujących się jako „homo”, „hetero”, „bi” czy „sapio”. Oni po prostu sypiają/wchodzą w relacje z osobami, które ich intrygują, pociągają fizycznie i/lub intelektualnie. Płeć ma tu znaczenie drugorzędne.

Siedzę też trochę na Tinderze, czyli sklepie z ludźmi, i słajpuję. Muszę przyznać, że to wciąga. Fakt, że większość znajomości nie wychodzi poza aplikację i kilka wymienionych pobieżnie zdań, ale już na samej podstawie takich luźnych, niezobowiązujących rozmów, można zauważyć, że ludzie dziś o wiele śmielej i odważniej eksplorują swoją seksualność. I dopóki nikt nikogo do niczego nie zmusza ani nikt nikomu nie robi krzywdy, nie widzę w tym absolutnie nic złego, wręcz przeciwnie. W końcu jesteśmy dorośli i sami powinniśmy wiedzieć, gdzie leżą nasze granice tolerancji.

Po co więc piszę ten tekst? Chcę Wam uświadomić, jak wiele możemy tracić przez zamykanie się w dobrze znanych i bezpiecznych, ale narzuconych z góry schematach. I nie, nie chodzi o to, żeby teraz ruchać wszystko jak leci od lewa do prawa, ale żeby popuścić na chwilę wodze fantazji i zastanowić się: „a co by było, gdyby…?”.

 

[R]EWOLUCJA SEKSUALNA

 

Seks to taka sama potrzeba fizjologiczna jak głód czy sen. Kiedy pozostaje przez długi czas niezaspokojona, ludziom odpierdala.

Monogamia, małżeństwo, wstrzemięźliwość seksualna – to wytwory religii i kultury, pewne stworzone przez nas, ludzi, normy, które mają regulować nasze funkcjonowanie w społeczeństwie. I ok, ja nie mówię, że one są złe czy dobre. Ja mówię, że te normy to nie jest żadna prawda objawiona zapisana na kamiennych tablicach, nie jest to tym bardziej prawo natury, tzw. uwarunkowania biologiczne. To pewne ustalenia, które wraz z rozwojem cywilizacji i (samo)świadomości ludzkiej mogą podlegać transformacji, ewolucji, zmianie. Ludzie je ustalają, by później je łamać i redefiniować na nowo.

Myślę, że taką, kolejną redefinicję, obserwujemy właśnie teraz, w postnowoczesnym świecie, począwszy od początków XX wieku i pierwszej fali feminizmu, przez rewolucję seksualną w latach 70 ub. wieku na współczesności i gender zdecydowanie NIE KOŃCZĄC.

Powoli dociera do nas, że nie musimy trzymać się kurczowo pewnych pojęć [małżeństwo/kohabitacja/otwarty związek; homo/hetero/bi; kobieta/mężczyzna], by potrafić zdefiniować i określić siebie jako człowieka.

To wyzwalające. I wcale nie musi niszczyć „podstawowych wartości” jak „rodzina”, „małżeństwo”, „wierność”, którymi tak bardzo lubimy sobie wycierać mordę.

 

NIE OCENIAJ

 

Dlaczego przytoczyłam historię Hanny i jej klientów? Bo być może gdyby nie nietypowa zachcianka, marzenie, ryzykowna fantazja, która niosła za sobą spore ryzyko rozpieprzenia wieloletniego związku, ta kobieta i ten mężczyzna żyliby obok siebie przez kolejnych piętnaście lat sfrustrowani, że coś ich omija, a jednocześnie nieświadomi, jak bardzo wciąż kręcą siebie nawzajem.

Z drugiej strony – gdyby ich związek nie był wystarczająco dojrzały, otwarty i światły [w angielskim jest na to idealne określenie open minded], wizyta u ekskluzywnej prostytutki rzeczywiście mogłaby go rozpiżdżyć w kosmos, zamiast scalić, jak to miało miejsce w przytoczonej historii.

Więc może zanim następnym razem powiesz „nie, to nie dla mnie, jak tak w ogóle można?” zastanów się, co w zasadzie jest „dla Ciebie” i jak w zasadzie można? I czy oby na pewno w którymś momencie nie dochodzi do głosu hipokryzja wraz z nieuzasadnioną oceną innych?

Do przemyślenia.
Spokojnej nocy.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • gość

    Następny genialny post XXI wieku na 5 z plusem.

  • Iskra

    Jeżeli o mnie chodzi to niesypianie z przypadkowymi facetami mam w systemie wartości wyniesionym z wychowania i przez 26 lat mojego życia było mi z tymi wartościami dobrze, utożsamiałam się z nimi, w duchu trochę potępiając osoby „wyzwolone”, korzystające z okazji. Było to zapewne spowodowane też tym, że ciągle byłam w związku, właściwie płynnie przechodząc z jednego związku do drugiego, więc na brak sexu i bliskości narzekać nie mogłam. Sytuacja zmieniła się ponad pół roku temu, kiedy zakończyłam dwuletni związek i znów po 3ech miesiącach dałam szansę komuś nowemu i okazało się to kompletną klapą, tak w kontakcie werbalnym, jak i w łóżku, co było poniekąd sporym rozczarowaniem (dla mnie, dla niego nie). I tu zadałam sobie po raz pierwszy pytanie: czy nie lepiej było od razu na początku sprawdzić co w trawie (czyt. w łóżku) piszczy i jak byłoby słabo to sobie odpuścić? Bo nie oszukujmy się, ale dobry sex i dopasowanie pod tym względem to jedna z podstaw związku. W międzyczasie poznałam też innego faceta, który bez ogródek powiedział, że tylko sex go interesuje, ale go wtedy olałam (później się we mnie zakochał, ale ja już go skreśliłam i przeszło mi zauroczenie). Teraz praktycznie co weekend poznaję różnych ludzi i zastanawiam się czy to ze mną jest coś nie tak czy z nimi, bo zawsze wszystko kręci się tylko wokół jednego: pójść razem do łóżka. A jak już dam wyraźnie do zrozumienia facetowi, że nie szukam przygód na jedną noc i jeżeli tak stawiamy sprawę, to lepiej nich każdy pójdzie w swoją stronę, to nagle nabierają wody w usta i jakby w ogóle nie słyszeli tego co przed chwilą powiedziałam. Oczywiście mają się odezwać, umówić itd, i takiego chuuuuja, każdy nagle chowa głowę w piasek i nara. Czy problem polega na tym, że nikt już jednak nie chce brak kogoś „w ciemno”, czy po prostu lepiej udawać, że spoko, pójdę z Tobą do łóżka, ale muszę Cię najpierw może poznać hmmm? Nie wiem jak Wy, ale ja się w tym już gubię. Z jednej strony fajnie by było pójść z kimś do łózka, dać się ponieść, ale ja od razu myślę o następnym dniu i poranku i tym kacu moralnym… Jakoś jestem jednak zdania, że dobrego związku od dupy strony zacząć się nie da, jeżeli to właśnie związku, a nie tylko sexu, się szuka.
    Rozpisałam się. Jak ktoś to przeczyta, to respect :D. Większość i tak pewnie podejdzie na zasadzie- tl;dr :P.
    Pozdro!

    • Evita.Iris

      Jestem najlepszym przykładem, że „od dupy strony” można zacząć związek :-) Za 3 dni 9-ta rocznica ślubu, 13,5 roku razem :-) W życiu, w łóżku różnie, raz lepiej raz gorzej. Najważniejsze, i pewnie banalne – rozmawiać! Zawsze i o wszystkim. Żadne z nas nie planowało takiego obrotu spraw i każde z nas było w chwili poznania w związku. Call it whatever you want. Ale mimo wzlotów i upadków, kochamy się a początek tylko pokazał nam jacy jesteśmy bez wszechogarniającej zewsząd ściemy. Tyle w temacie.

      • Iskra

        Jak to przeczytałam, to od razu w głowie zaświtało mi kolejne stwierdzenie, które kiedyś usłyszałam na temat związków budowanych na fundamencie zdrady, czyli „na czyimś nieszczęściu swojego szczęścia nie zbudujesz” (czy jakoś tak to szło ;). W moim przypadku to stwierdzenie się sprawdza, bo w sumie trochę chyba ciężko by mi było zaufać komuś, kto zdradził kogoś innego żeby być ze mną, bo skąd pewność, że nie zrobi tego też mnie?

        Tym bardziej podziwiam, że się Wam udało i szczęścia życzę ;)

    • S.

      Przeczytałem ;-)
      Kac moralny. Nie obwiniaj się. Pewnie wynika to z Twojego wychowania.
      Sądzę, że ludzie traktują seks zbyt poważnie (stąd ten kac). Tak jakby wszystko musiało wyglądać idealnie jak na filmach. A trzeba sobie pozwolić na błędy, gorsze dni. Seks z nowym partnerem rzadko kiedy jest od razu rewelacyjny.

      Z seksem jest jak z jazdą na rowerze. Niby się tego nie zapomina ale im częściej jeździsz tym pewniej się czujesz.

      A co do facetów to ja tam Ci nie pomogę. Faceci to tak samo dziwaczny gatunek jak kobiety ;-)

      Apropo sexu na wesoło… 5:40 (najlepsi są ateiści i agnostycy :-D)
      https://www.youtube.com/watch?v=X7tqytcVS-4

    • gość

      Mam to samo. Ciekawi mnie seks z przypadkową osobą, ale przeraża mnie ten KAC MORALNY na drugi dzień, a w moim przypadku to raczej nieuniknione.

    • malcoo

      W mojej ocenie – obecnie mało komu chce się poznawać drugiego człowieka. Wszystko chciałoby się mieć „na już”, łącznie z seksem. Po paru zdaniach, czy jednym spotkaniu na kawie czy piwie już niby wszystko o drugiej osobie wiemy.
      A to guzik prawda. Stoję za tym – że trzeba się poznawać na każdej możliwej płaszczyźnie. Czy od razu zaczynać od łóżka – jeśli jest magia i zapowiada się to na niejednorazowy skok to czemu nie? Uzupełniać się i bawić trzeba we wszystkim – tak aby spanie ze sobą było za każdym razem niesamowitą przygodą z partnerem.

  • S.

    A co by było gdyby…
    Z tymi fantazjami to jest tak, że niektóre okazują się naprawdę fajne gdy je zrealizujemy natomiast inne okazują się kompletną klapą. Ale nie dowiemy się dopóki nie spróbujemy.
    Podobno w życiu najbardziej żałujemy tego czego nie zrobiliśmy…

    Co do swingersów poligamii itd.to moim zdaniem kwestia dogadania się między dwojgiem (albo większą grupą) ludzi. Gorzej gdy jedna strona chce nowości a druga nie. Jednakże, nadal pozostaje między nimi jakieś uczucie. No i te eksperymenty miłosno-łóżkowe stają się kością niezgody.
    Pewne stereotypowe postrzeganie świata często bywa w nas silniejsze niż chęć spróbowania nieznanego.

    „Szaleństwem jest robić ciągle to samo i oczekiwać różnych rezultatów” A. Einstein

    • Kwestia niechęci do ryzyka. Jeden woli „hujowo, ale stabilnie”, a drugi wręcz odwrotnie.
      Nie wszyscy ludzie powinni ze soba być, jeśłi jeden uwielbia orgie, a drugi monogamię to raczej do siebie nie pasują.

  • Asia

    My kilka lat temu poddaliśmy się fantazji … i zaczęły się schody … fizyczne jak i psychiczne. Wg mnie z tym trzeba bardzo uwazać i robienie czegoś w momencie gdy nadszedł kryzys i monotonia w dotychczasowym wieloletnim zwiazku to stąpanie po bardzo kruchym lodzie. Kiedy miedzy ludzmi uklada sie wszystko dobrze poza faktem, iz w łóżku brakuje pieprzu – wtedy dodatkowe atrakcje moga wprowadzic duzo pozytywnego zamieszania w łóżku, ale kiedy nadszedł kryzys w małżeństwie to można w taki sposob tylko dolać oliwy do ognia

  • Joanna

    Nie wiem dlaczego, ale coraz częściej mam wrażenie, że rośnie liczba osób tzw. Wyzwolonych, ktore w moich oczach są przykładami kompletnie niedojzalymi tlumaczacymi swoje zachowanie świadomościa, dojżałością i otwartością na świat. Dla mnie to ludzie niczym dzieci bladzace we mgle, ktore szukaja wciaz „czegoś”. Raz to cos nazywaja nowymi doznaniami innym razem pasja badz otwartoscia. A ja to widze jako brak umiejetnosci stworzenia mocnej relacji ktora ciagle daje kopa do zycia i nie ma sie zwyczajnie potrzeby szukac tego typu wrazen bo dobre relacje w lozku czesto sa wynikiem tego jak jest poza nim. Jestesmy od 10 lat razem i wciaz probujemy nowych rzeczy czy to podroze czy skoki ze spadochronem i tu nie chodzi o to ze trzeba wpuszczac obcych ludzi do lozka ale o to zeby robic razem nowe rzeczy, ktore wywoluja u nas duze emocje

    • S.

      „dobre relacje w lozku czesto sa wynikiem tego jak jest poza nim.”

      W samo sedno. Budowanie związku tylko na seksie to jak budowanie domu z papierowych fundamentów. Wiatr zawieje i wszystko się sypie.

    • Znowu ocena. Żyj i pozwól żyć innym….
      Jeśli ktoś uznaje, że relacja – jakakolwiek ona by nie była – to ograniczenie, to dlaczego uznajesz go za niedojrzałego? Bo jesteś 10 lat w związku, boisz się, że jednak coś ci przeleci koło nosa i przekonujesz sama siebie?

      Skoro to robią tzn, że tak chcą. Związek dla związku to anachronizm.

      Udawanie bycia szczęśliwym w związku jak i jako singiel jest tak samo bez sensu. Żyj jak lubisz i pozwól to robic innym.

      • Asia

        tytuł – „dlaczego warto…. ” dla mnie jest narzucaniem przekonania, że warto. Nie muszę udawać – po prostu jestem szczęśliwa :) nie boje się – próbowałam urozmaiceń i była to strata czasu, oszukiwanie samych siebie. Związek dla związku? hehe no cóż gdybym miała pisać o tym dlaczego jestem w związku o zgrozo jest mi z tym dobrze to na bank nie zajęło by mi to jednego zdania z serii – „związek dla związku” :) szkoda, że swingowanie i rozwiązłość to dowód na dojrzałe relacje i szczęście.

        • Jeden woli schobowe, drugi sushi, a trzeci sałatkę.
          Z grawitacją nie powalczysz, na prawo pomaga dobry prawnik a związek lub jego brak wybierasz sama.
          Nie rozumiem nagonki ani na szcześliwych w związku ani na singli. Chyba, że ktoś (jak pisałem wyżej) nie jest pewny, czy dobrze wybrał i przekonując innych przekonuje przy okazji siebie.

          • Asia

            Zgadza się, każdy wybiera sam i ma do tego prawo dlatego tak mnie irytuje sprowadzanie świadomego bycia w zwiazku monogamicznym do zla koniecznego. Dopoki jestesmy sami jest latwo o tym mowic, ale jak ktos chce i pojawiaja sie dzieci to juz nasze decyzje maja wplyw na innych. Takie zakladanie, że ktos chce to moze co tydzien byc z kims innym też nie jest takie oczywiste . Potem powiedz dziecku dlaczego znów przychodzi nowy wujek? Wiele osob ma potem problemy by znalezc swoje miejsce na ziemi badz zlapac mocna relacje z drugim czlowiekiem nie dlatego ze nie chce tylko moze nie umiec juz inaczej

    • Pionierka

      Rzecz w tym, że to jest WYŁĄCZNIE WASZA sprawa, czy wolicie spadochron czy seks w trójkącie i nikomu nic do tego.

      • Asia

        no właśnie, więc dlaczego nie padają słowa – gratulacje udanego małżeństwa, super że jesteście szczęśliwi oby tak było zawsze…. tylko ciągłe przekonywanie, że to strach, brak otwartości, ocenianie…. czy naprawdę teraz udany związek wg powszechnej opinii nie ma prawa istnieć bo to tylko więzienie, ograniczenia, bezsensowne wchodzenie w związek dla związku a nikt nie powie ze ludzie mogą być szczęśliwi bez tych ekstremalnych atrakcji? to takie dziwne i nierealne że nie narzekam? wszyscy chcą udowodnić ze nie powinnam być szczęsliwa i zadowolona – na 100% udaję i oszukuję siebie bo boje się wyjść ze skorupki …..

      • Asia

        owszem to jest nasza sprawa – szkoda że wszyscy ciągle mówimy o nie ocenianiu a jednak oceniamy i narzucamy. Mylimy wyrażenie opinii z dyskusją. Dlaczego jak ktoś mówi, że swingowanie itp jest ok nie ma zarzutu że ocenia? Taka osoba wtedy jest tolerancyjna, światła, nowoczesna…. Natomiast ja zamiast usłyszeć – gratulacje, super, że dobrze Ci w małżeństwie oby zawsze tak się wam układało wszyscy piszą o strachu, oszukiwaniu siebie, braku otwartości, udawaniu monogamisty, o pakowaniu się w ograniczenia tylko po to zeby potem narzekać i nie mieć odwagi na eksperymenty i o byciu w związku dla związku zamiast się otworzyć i nie żałować przemijających okazji? Czy to naprawdę takie dziwne, odmienne i nierealne , że ktoś mógł trafić na osobę, z którą czuje się spełniony tak zwyczajnie? takich teori nie można popierać bo tłum narzeka a ja jak dinozaur nie z tej ery jestem szczęśliwa i o dziwo nie dzięki innym penisom? rrrany no przepraszam całą ludzkość jestem odmieńcem

    • Anathema

      Na czym polega owa niedojrzałość? Na różnicy liczby partnerów/partnerek? Ludzie mogą mieć b. szczęśliwe, głębokie, satysfakcjonujące związki, które odbiegają od modelu powszechnie „obowiązującego”, czyli mono i na zawsze
      : )

      A charakteryzują się tym, że:
      a) są monogamiczne, lecz kilkuletnie, roczne, kilkumiesięczne…
      b) są bigamiczne i j/w
      c) są poligamiczne i j/w
      d) partnerzy/partnerki ze sobą mieszkają lub nie i j/w
      e) wszystko, o czym nie napisałam wcześniej, a co nie czyni krzywdy innym oraz nie wchodzi w konflikt z prawem obowiązującym w danej społeczności

      Wszystkie te relacje są i mają potencjał wysokiej odpowiedzialności za partnerów, darzenia się najwyższym szacunkiem(to warunek budowania jakiegokolwiek związku), przestrzegania założonych sobie norm, kontraktów, umów, założeń ; )
      Zatem są dojrzałe na każdym polu. Jasne, że bywają i niedojrzałe relacje pośród tych, które wyłamują się wzorcowej konstelacji 1 na 1, ale wśród mono-związków takie przypadki są b. częste też. To kwestia poziomu dojrzałości jednostek, wchodzących w jakiekolwiek związki.

  • Gosia

    Znam kilka par ze środowiska swingersów i są to na prawdę udane związki, ufają sobie bezgranicznie

    • Asia

      to czy są udane wiedzą tylko i wyłącznie oni sami. My nie jesteśmy w stanie ocenić tego na podstawie fragmentów o ich życiu, które sami nam udostępniają. Ja sama zawsze skrywam problemy przed światem i co tak naprawdę się dzieje wiedzą tylko najbliższe mi osoby. Ludzie mają mnie za silną, radzącą sobie świetnie ze wszystkimi wyzwaniami, otwartą, ciągle uśmiechniętą, która niczym się nie przejmuje a wielokrotnie np. wychodząc z pracy gdy zamykały się drzwi zaczynały płynąć łzy bo te emocje gdzieś, kiedyś muszą wyjść ale ja nie koniecznie muszę wszystkim dawać o tym do zrozumienia, że coś się dzieje bo to moje prywatne życie i mogę sprzedać ludziom wszystko a prawda być zupełnie inna. Dlaczego nie raz słyszymy o rozstaniach a myślimy – kurcze przecież to była taka dobrana para.. co tam się stało? Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy razem na wakacjach i wyglądali na zakochanych. Moja przyjaciólka wpadła w wir imprez, flirtów i wszystkim opowiadała jak odżyła i jakie życie jest piękne. Uśmiechnięta, bawiąca się- aż jej przez chwilę zazdrościłam. Potem okazało się, że wstyd jej przyznać, że marzy o dzieciach i o rodzinie i płacze często gdy nikt nie widzi a nie ma tej drugiej połówki. Uznała, że pokaże rodzinie i znajomym, że ona właśnie chce imprezować, chce eksperymentować a tak naprawde z całych sił pragnęła stabilizacji i miłości a nie seksu, zabawy i wolności. Gdy ten wolności i otwartości jest za dużo też z czasem przestaje cieszyć. Jak nie masz w życiu celu, który daje Ci spełnienie i szczęście to całą tą otwartość i nowoczesne „związki” można o d… rozbić.

    • Asia

      to czy są udane wiedzą tylko i wyłącznie oni sami. My nie jesteśmy w stanie ocenić tego na podstawie fragmentów o ich życiu, które sami nam udostępniają. Ja sama zawsze skrywam problemy przed światem i co tak naprawdę się dzieje wiedzą tylko najbliższe mi osoby. Ludzie mają mnie za silną, radzącą sobie świetnie ze wszystkimi wyzwaniami, otwartą, ciągle uśmiechniętą, która niczym się nie przejmuje a wielokrotnie np. wychodząc z pracy gdy zamykały się drzwi zaczynały płynąć łzy bo te emocje gdzieś, kiedyś muszą wyjść ale ja nie koniecznie muszę wszystkim dawać o tym do zrozumienia, że coś się dzieje bo to moje prywatne życie i mogę sprzedać ludziom wszystko a prawda być zupełnie inna. Dlaczego nie raz słyszymy o rozstaniach a myślimy – kurcze przecież to była taka dobrana para.. co tam się stało? Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy razem na wakacjach i wyglądali na zakochanych. Moja przyjaciólka wpadła w wir imprez, flirtów i wszystkim opowiadała jak odżyła i jakie życie jest piękne. Uśmiechnięta, bawiąca się- aż jej przez chwilę zazdrościłam. Potem okazało się, że wstyd jej przyznać, że marzy o dzieciach i o rodzinie i płacze często gdy nikt nie widzi a nie ma tej drugiej połówki. Uznała, że pokaże rodzinie i znajomym, że ona właśnie chce imprezować, chce eksperymentować a tak naprawde z całych sił pragnęła stabilizacji i miłości a nie seksu, zabawy i wolności. Gdy ten wolności i otwartości jest za dużo też z czasem przestaje cieszyć. Jak nie masz w życiu celu, który daje Ci spełnienie i szczęście to całą tą otwartość i nowoczesne „związki” można o d… rozbić.

      • Iskra

        Popieram, szczególnie ostanie zdanie. Każdy zakłada jakieś maski w życiu, za wszelką cenę próbując pokazać dookoła jakim jest silnym, niezależnym, często obojętnym człowiekiem. A mnie to zaczęło nudzić, przeszkadzać, razić wręcz i od pewnego czasu staram się żyć przede wszystkim w zgodzie z samą sobą i gdy jest mi źle, albo coś mi nie pasuje to o tym mówię. Wychodzę z założenia, że jak ktoś poczuje się urażony prawdą, którą powiem, to nie potrzebuję takich ludzi w swoim otoczeniu. Chcę się cieszyć z życia, z możliwości spędzania miło czasu, realizowania się, a nie udawania, że wszystko mi super zawsze wychodzi i że nikt nie jest mi potrzebny, bo wtedy pokażę swoją słabość. Każdy z nas jest gdzieś w środku słaby, przed samym sobą, a dla mnie to, że ktoś potrafi swoją słabość pokazać światu jest zaletą, a nie wadą, bo czyni to go prawdziwym, a nie człowiekiem wykreowanym na potrzeby internetu czy wymagań otoczenia ;).

    • Asia

      to czy są udane wiedzą tylko i wyłącznie oni sami. My nie jesteśmy w stanie ocenić tego na podstawie fragmentów o ich życiu, które sami nam udostępniają. Ja sama zawsze skrywam problemy przed światem i co tak naprawdę się dzieje wiedzą tylko najbliższe mi osoby. Ludzie mają mnie za silną, radzącą sobie świetnie ze wszystkimi wyzwaniami, otwartą, ciągle uśmiechniętą, która niczym się nie przejmuje a wielokrotnie np. wychodząc z pracy gdy zamykały się drzwi zaczynały płynąć łzy bo te emocje gdzieś, kiedyś muszą wyjść ale ja nie koniecznie muszę wszystkim dawać o tym do zrozumienia, że coś się dzieje bo to moje prywatne życie i mogę sprzedać ludziom wszystko a prawda być zupełnie inna. Dlaczego nie raz słyszymy o rozstaniach a myślimy – kurcze przecież to była taka dobrana para.. co tam się stało? Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy razem na wakacjach i wyglądali na zakochanych. Moja przyjaciólka wpadła w wir imprez, flirtów i wszystkim opowiadała jak odżyła i jakie życie jest piękne. Uśmiechnięta, bawiąca się- aż jej przez chwilę zazdrościłam. Potem okazało się, że wstyd jej przyznać, że marzy o dzieciach i o rodzinie i płacze często gdy nikt nie widzi a nie ma tej drugiej połówki. Uznała, że pokaże rodzinie i znajomym, że ona właśnie chce imprezować, chce eksperymentować a tak naprawde z całych sił pragnęła stabilizacji i miłości a nie seksu, zabawy i wolności. Gdy tej wolności i otwartości jest za dużo też z czasem przestaje cieszyć. Jak nie masz w życiu celu, który daje Ci spełnienie i szczęście to całą tą otwartość i nowoczesne „związki” można o d… rozbić.

  • Miśka

    w „nie ocenianiu” chodzi przede wszystkim o to, że nigdy osoba postronna, oceniająca, nie ma pełnego pakietu danych, aby jej ocena była obiektywna i słuszna. Zwłaszcza w temacie związków czy zachowania, „stylu bycia”, życiowych wyborów. Nigdy nie wiesz w 100% co dzieje się w głowie „ocenianej” osoby, skąd ma taką a nie inną motywacje.
    Możesz radzić, podpowiadać co Ty byś zrobił/jak się zachował w danej sytuacji, ale nie oceniać. Bo subiektywna ocena jest gówno warta :)

    • S.

      Każda ocena jest zawsze subiektywna. Nawet jak masz 100% danych. Bo fakt posiadania jakiś informacji to jedno. Te informacje, dane trzeba jeszcze zinterpretować. A interpretacja zawsze jest subiektywna.

    • Zuzanna Marcinkowska

      A ja rozumiem „nie ocenianie” inaczej. Jeżeli opieram swoją egzystencję, szczęście, zadowolenie na ocenianiu, czyli porównywaniu się z innymi, to zamykam się w klatce ograniczeń. Zmuszam do nie wychodzenia poza schemat, bo operuję tylko tym, co mogę porównać. Przy zwykłej, niezmiennej codzienności to pewnie może być strategia na przetrwanie. Ale życie, to ciągłe zmiany. A zmiany, żeby je przetrwać, wymagają rozwoju. Rozwoju nie będzie, jeżeli nie mogę wyjść poza schemat. Nie wyjdę poza schemat, jeżeli ograniczam się. Ograniczam się, kiedy opieram swoje „ja” na porównywaniu się.
      Po prostu są w życiu, takie pełne zmian momenty, że nie opłaca się strategia, oparta na ocenianiu ;) A obecnie ludzkość rozwija się w takim tempie i jest tyle nowego, że w zasadzie cały czas to zmiany zmiany zmiany.

  • S.

    „Nie oceniaj!”

    Zgodzę się. W myśl zasady. Możesz mieć swoje zdanie i je wygłaszać do woli, wszak mamy wolność słowa. Aczkolwiek inni mają prawo mieć Twoje zdanie w dupie.

  • Pi

    Haha, dajesz Malina ;)

  • Gęstość

    Jak zawsze, w punkt. Nie wiem, dlaczego ludzie sami narzucają sobie ograniczenia, żeby później na nie narzekać. W zdrowym, prawidłowo rozwijającym się związku rozwijanie własnej seksualności i rozmawianie o niej jest czymś.. no kurczę, niezbędnym chyba? Tak mi się przynajmniej zawsze wydawało: otwartość i szczerość, chęć eksperymentowania nie znaczy zgoda na wszystko. Warto rozmawiać, podobno :D

    • Asia

      a co z tymi, którzy nie narzekają? z tymi których nie ciągnie do innych? Mają na siłe udowadniać tą niby „wolność” i robić coś co nie jest im do szczęścia potrzebne? współczuje ludziom, dla których związek to – narzucanie sobie ograniczenia na które później zgodnie z ogólnym przekonaniem należy narzekać. Rozmowy są na porządku dziennym, mówienie czego chcemy, czego nam brakuje itd itd okazuje się, że wszystko to jesteśmy w stanie dać sobie nawzajem czy to naprawdę aż takie kosmiczne i nierealne? Mam wrażenie, że powinnam przepraszać iż śmiem powiedzieć , że jestem szczęśliwa i mam wszystko czego mi potrzeba nie czując przy tym kompletnie ograniczeń… albo jeszcze przyznać się, że oszukuję i tak naprawde tak bardzo mi źle …. czemu nikt nie powie- cieszę się że jesteś spełniony i szczęsliwy lub gratuluję udanego związku? tylko ciągłe przekonywanie ze mamy akceptować wszystko inne i przyznać się że chcemy więcej

  • Asia

    nie wiem czy ktoś doczyta do końca ale im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy tego nie pojmę. Dla mnie swingowanie i to całe zaprzeczanie monogamii i innym znanym znanym standardom umieszczonym w strefie „znanego i bezpiecznego sposobu życia w społeczeństwie” to nic innego jak pójście najkrótszą drogą. Banalny przykład – kocham słodycze ale chce być szczupła i i mieć atrakcyjne ciało- oznacza to tylko tyle, że albo jesz wszystko co chcesz tu i teraz (bo życie jest tylko jedno) albo dokonujesz świadomego wyboru mając na uwadze konsekwencje oddawania się przyjemności. Dla mnie jak człowiek ma przeszkody to uruchamia się jego kreatywność i zaczyna „myśleć”. Nie mogę zjeść tyle czekolady, ale gdyby zrobić zdrowy deser? I dla mnie tak jest w związkach – najprościej powiedzieć – potrzebuję np. doznań z nowym partnerem bo to doda pieprzu do naszego związku…. a może po prostu zamiast uruchomić mózgownicę i zastanowić się dlaczego ciągnie nas do innych i nie próbujemy znaleźć tego „w domu” idziemy na skróty tłumacząc naiwnie samych siebie, że to dowód dojrzałości, świetnego związku i wzorowego zaufania? Często okazuje się, że zapominamy co mamy pod ręką wmawiając sobie, że trzeba koniecznie wprowadzić kogoś kolejnego do swojego łózka zamiast wysilić się i zadbać o to co jest często zapomniane i zlekceważone. Czasem najtrudniej spojrzeć na tą samą osobę w zupełnie nowy sposób i popracować nad wspólnymi relacjami natomiast by znaleźć nowy produkt wymaga dużo mniejszego wysiłku w dodatku mamy efekt natychmiast, więc po co marnować czas i energie na naprawianie starych gratów ? Być może po to, że te stare są często dużo więcej warte i „wytrzymałe” niż nowy szajzzzz który po kilku użyciach przestanie dobrze funkcjonować. Ludzie są wygodni, leniwi i egoistyczni. Chcą brać od życia to co im pasuje a to co wymaga poświęcenia, cierpliwości i pewnych trudnych decyzji czy deklaracji jest tłumaczona jako brak wolności, żałosna strefa bezpieczeństwa z której tylko tchórz boi się wyjść bo strach przed „otwarciem się na świat” go przeraża. A może po prostu niektórzy ludzie wiedzą jak żyć z drugą osobą tak żeby być spełnionym i szczęśliwym a nie poddawać się kolejnej modzie na wyzwolenie, gender, dziewczynko-chłopców z make-upem itd. Dla mnie to nie wolność tylko zagubienie się w życiu i czyste oszukiwanie się, że to wszystko jest normalne i takie ludzkie. Coś w stylu mądry człowiek po szkodzie – czy muszę koniecznie przespać się z innym by docenić i zauważyć własnego męża? Dla mnie przykład podany w tekście to właśnie dowód, że było im razem dobrze tylko zamiast wysilić się i popatrzeć na siebie „na nowo” wynajęli prostytutkę, która tak po prawdzie nie była im kompletnie potrzebna – bez sensu.

    • Robisz błedne założenie na samym początku – zakładasz, że monogamiczny związek z wyłacznością seksualną to wartość sama w sobie. Reszta jest wynikiem tego założenia.

      Jeśli ktoś uważa, że życie w „ménage à trois” mu odpowiada, to czemu miałby tak nie życ? Jest gorszy z tego powodu? Podobnie jeśli ktos jest swingerem i żyje w takim związku to jest gorszy? To samo działa w druga stronę, jeśli ktoś jest monogamista to jest gorszą konserwą?

      Niech sobie chodzi każdy do łóżka (lub gdzie indziej) z kim i jak chce. Może byc z jedna osoba całe życie, może zmieniać partnerów i partnerki co tydzień a może i co tydzień mieć ich po 10 naraz. Jego czy jej sprawa. Natomiast, jeśli ktoś już takowy profil życia wybiera – powinien byc świadomy jego konsekwencji, jak choćby szansy złapania HIVa.

      • Asia

        Właśnie tu o te konsekwencje chodzi. Jeżeli ktoś chce mieć dzieci i jest odpowiedzialny to nawet zabezpieczajac sie naraza najblizsze osoby np. Na hiv. Ja nie zakladam co jest dobre a co nie ale irytuje mnie fakt ze z gory zaklada sie ze zwiazki to wiezienie, ze jak jest stabilnie to musi byc ..ujow, wieczna nagonka o otwieraniu sie i tolerancji a dlaczego tyle osob ma problem przyjac fakt ze mozna byc szczeslowym, spelnionym i bardzo zadowolonym z zycia seksualnego z jedna osoba? Czemu nikt nie powiw- super ze jestescie szczesliwi tylko komentuje – czasem ludzie sie boja wiec wola … ujowa stabilnosc niz otworzyc sie na swiat?

      • Asia

        Właśnie tu o te konsekwencje chodzi. Jeżeli ktoś chce mieć dzieci i jest odpowiedzialny to nawet zabezpieczajac sie naraza najblizsze osoby np. Na hiv. Ja nie zakladam co jest dobre a co nie ale irytuje mnie fakt ze z gory zaklada sie ze zwiazki to wiezienie, ze jak jest stabilnie to musi byc ..ujow, wieczna nagonka o otwieraniu sie i tolerancji a dlaczego tyle osob ma problem przyjac fakt ze mozna byc szczeslowym, spelnionym i bardzo zadowolonym z zycia seksualnego z jedna osoba? Czemu nikt nie powiw- super ze jestescie szczesliwi tylko komentuje – czasem ludzie sie boja wiec wola … ujowa stabilnosc niz otworzyc sie na swiat?

        • J.

          Nie wydaje mi się żeby ktokolwiek tutaj robił nagonkę na monogamiczne, długodystanowe związki, Malwina chyba chciała po prostu pokazać drugą stronę, tę budzącą wiecej kontrowersji niż małżeństwo. Każdy człowiek ma inne potrzeby, tolerancja polega raczej na niewpierdalaniu się komuś do łóżka by skomentować jego działania tam. Jeżeli jesteś szczesliwa w swoim związku to super, jeżeli przez całe życie próbujesz udawać że monogamia jest dla Ciebie, a akurat nie jest- to gorzej.

  • Pionierka

    A gdzie jest hipokryzja i ocenianie innych w stwierdzeniu: nie, to nie dla mnie? Zresztą ci „otwarci” w wielu przypadkach okazują się zamknięci jak wojskowa konserwa. Bo jak młody i postępowy bzyka się w trójkącie to eksploruje swoją seksualność. Ale jak ja jestem z facetem sporo starszym (a że wyglądam młodo, to różnica wydaje się większa niż jest i uchodzę za jego córkę często) to jestem „utrzymanką” i „to obrzydliwe”. Ja jestem jak najbardziej za nieocenianiem, ale sama też nie chcę być oceniana.

    • Asia

      „zamknięci jak wojskowa konserwa” – hahaha padłam! bardzo dobrze powiedziane. Dlaczego hasło „nie to nie dla mnie” jest jako ocena i od razu lawina komentarzy, że się boimy, nie wiemy co tracimy, że nie chcemy spróbować, że udajemy monogamistów… to nie jest ocenianie…. dla mnie to karykatura dyskusji a nie argumenty

  • Pi

    Asia, gratuluję udanego związku, ale przestań już biadolić, bo mam wrażenie, że dyskutujesz sama ze sobą i walczysz z wyimaginowanym wrogiem.
    Malvina vel. Malina ;) – wyprzedzasz epokę tym tekstem. Staram się unikać politykowania, ale sorry, w kraju gdzie większość parlamentarną zdobywa frakcja z zakutymi w średniowieczu mózgami takie podejście do tematu seksualności – delikatnie mówiąc – nie znajdzie zrozumienia. „Dopóki nikt nikogo do niczego nie zmusza ani nikt nikomu nie robi krzywdy”, to jedyna sensowna granica, której przekroczenie powinno powodować „ocenianie” i reakcję.

    • Dzięki za ten komentarz.

    • Asia

      jeśli odpowiedź na konkretne zdania i zarzuty jest biadoleniem, wyimaginowanym wrogiem, dyskusją tylko i wyłącznie ze sobą to po co rozmawiać na jakikolwiek temat? I tak wszystko zostanie sprowadzone do oceniania, biadolenia lub zacofania. Tu mają prawo głosu widocznie tylko Ci, którzy popierają pewne zachowania lib wyrażają nadmierną tolerancję natomiast reszta jest uznawana za średniowiecznie, które udaje, że era kamienia łupanego im odpowiada. Dla mnie to nie dyskusja a kółko pionierów nowej epoki. Efekty pewnych postępów niestety będą dopiero widoczne i odczuwalne w dalszej przyszłości bo wszyscy zachłysną się kolejnym trendem i będą bronić swojej „wolności” bez dopuszczenia pewnych wad i przykrych konsekwencji a to dopiero będzie można ocenić po latach. Jako wierny czytelnik.. pierwszy raz kompletnie nie rozumie podejścia do tematu i nie zauważenia tego jaki to ma wpływ na dłuższą metę na psychikę ludzi, na rodzinę, dzieci ( a zapewne część z tych wyzwolonych i nowoczesnych planuje je mieć) itd. itd. Dla mnie ten tekst jest bardzo jednostronny a podany przykład świadczy dla mnie o tym, że gdyby dana para zauważyła i ogarnęła swoje problemy wcześniej a nie czekała do momentu kiedy jest totalnie do d…. to nie skończyło by się z prostytutką dzięki której cudownie odnaleźli siebie na nowo zamiast kolejne lata gnić w beznadziei. Dziękuję za podsumowanie … już nie biadolę. Strata czasu….

  • Ogólnie jestem zwolennikiem luźnego trybu życia i nie wtłaczania się w schematy, ale tak na prawdę nie wiem do czego ma namawiać ten tekst i co propagować. Jesteś singlem – bzykaj się nawet z szympansami w ZOO, dopóki nie zauważą Cię jego pracownicy, ale będąc w związku bzykasz tylko tę osobę, z którą jesteś w związku (no i najlepiej, żeby miała odwrotną płeć do Twojej), proste.

    Jeśli masz ochotę bzykać kogoś innego to znaczy, że osoba, z którą jesteś w związku to nie ta i mówisz jej to wprost, nie robiąc jej w chuja.

    Powtarzam – jestem za luzem, ale te pojęcia „wyzwolenia”, „tolerancji” dla zachowań odchodzących od normy w sposób drastyczny to kretynizm. Co najgorsze, kretynizm celowo wpychany nam z góry. Przez kogo? Zdziwilibyście się. Peace and love, ale taka prawdziwa love ;)

    • Będąc w związku bzykasz tą osobę / te osoby, które razem ustalicie. Ustalanie trójkątów to naprawdę hm ubogacająca życie sprawa. Amen.

      • „Będąc w związku bzykasz tą osobę / te osoby, które razem ustalicie” – sorry, że to napiszę, ale chyba was ludzie popierdoliło.

        • Hm, trochę dziwne podejście jak na kogoś, kogo blog wieńczy hasło „blog o życiu z dystansem”. Widzisz, Ty piszesz (pozwoliłam sobie zajrzeć) o seksie w parku z jakąś laską i w tym, jak mniemam, nie ma nic złego. Jak rozumiem stosunek prawdziwy bądź wymyślony na potrzeby tamtego wpisu odbył się za obopólna zgodą zainteresowanych? A ja, za obopólną zgodą moją i mojego faceta pytamy siebie bez krępacji „czy nie masz może ochoty na trójkącik?”. Nikogo nie raniąc i nie postępując wbrew sobie. Życie nie jest czarno-białe, pełno w nim natomiast różnych niuansów, a jeśli chodzi o seksualność człowieka – tych niuansów jest jeszcze więcej.

          • Tak, masz rację, o życiu z dystansem, ale zdrowym dystansem, a nie obejmującym emocjonalno – behawioralne wypaczenia. Co do tekstu – nigdzie nie jest napisane, że to był seks w parku, ale nieważne. OK, zgadzam się. Nikomu nie robicie tym krzywdy, każdy się na to zgadza, więc możecie się bzykać nawet z całą kompanią wojskową. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to wypaczenie odchodzące od normy. Coś niezdrowego. Jeśli nie jesteś w związku to takie eksperymenty – luz, czemu nie, wszystkiego w życiu trzeba spróbować, ale jeśli jesteś w związku i kogoś kochasz to najważniejsze rzeczy, a jedną z nich jest głęboka intymność chcesz dzielić tylko z tą osobą, a nie z połową osiedla. Przynajmniej ja mam taką definicję miłości. Mówisz, że trójkącik za obopólną zgodą jest OK. No ale skoro trójkącik to może czworokącik, a w ogóle po co się ograniczać liczbowo. Jeśli będzie to za obopólną zgodą to przecież można to robić z wszystkimi chętnymi parami z osiedla grupowo. Bzykajmy się wszyscy nawzajem, nie ważne od stopnia zażyłości. Nie, nie jestem przeciwnikiem przyjemnych spotkań tylko na seks, ale tylko jeśli jestem singlem. To, co propagujesz to zaczątek, jak mówiłem wypaczeń emocjonalnych, niezdrowego odchodzenia od norm i deprecjonowania wartości rodziny jako podstawowej komórki społecznej poprzez „modne” wyzwolenie, które tak w gruncie rzeczy jest umysłowym niedorozwinięciem, a nie jego otwartością.

  • „Ważne jest to na co mam ochotę teraz, może spróbuję z facetem? Może ze 
    swoją kobietą zaliczymy zwierzaczka jakiegoś? Jasne mogę i czemu
    właściwie nie spróbować? Może da mi to szczęście? Zrobię to. Będziemy
    spoceni i szczęśliwi – przez tydzień”
    Czemu nie spróbować? Poważnie zdrowi na umyśle ludzie mają takie fantazje, że mają ochotę zaliczać zwierzaka i nawet potrafiliby wprowadzić to w czyn? Jpr. W życiu nie widziałam takiego obrazu i nie chcę nigdy tego zobaczyć, bo już na samą myśl o takim widoku dostaję nudności. Kiedyś niechcący zobaczyłam dwa kopulujące psy na środku chodnika (rano szłam do szkoły i nagle wpadłam na coś takiego) i nawet ten widok na żywo był dla mnie wielce nieprzyjemny.
    Myślałam i nadal mi się tak wydaje, że to tylko zoofile tak mają.

    A jeśli ktoś ma ochotę spróbować z facetem, to po prostu ma do tego ciągoty/jest bi. Lepiej może wtedy, żeby spróbował, a potem najwyżej będzie mocno żałował i po prostu więcej tego nie powtórzy.

    • S.

      Nie ma ludzi zdrowych na umyśle. Są tylko Ci, którzy zostali pozamykani w zakładach i Ci, którzy nie zostali jeszcze przebadani.

  • Anathema

    Dobry tekst. Tak też obserwuję, tak widzę, tak czuję. Nie etykietujmy naszych relacji, otwierajmy się na nie, nie tylko bliskie, wszystkie. Jest tyle rodzajów relacji ile ludzi na ziemi, mamy też różne okresy w życiu, co znacząco wpływa na ilość, jakość, otwartość i definiowanie naszych relacji, zatem etykiety nigdy nie są prawdziwe, choć pomagają usystematyzować pewne zachowania i zasady budowania nowoczesnych(choć nie nowych) relacji. Pzdr., N.

  • A gdzie napisałem, że rodzina jest wartością samą w sobie? Wspomniałem tylko jak wg mnie wygląda prawdziwa rodzina i na pewno nie składają się na nią dorośli ludzie, którzy dla urozmaicenia i utrzymania temperatury w związku bzykają się z połową osiedla. A jeśli jest inaczej to faktycznie jest to przykład właśnie patologii, o której wspominasz i dowód na to, że rodzina nie jest wartością autoteliczną. Jeśli chcesz sobie spełniać fantazje, wprowadzać urozmaicenia do życia seksualnego i emocji w związku to idź i zrób to na torach, w windzie, w jeziorze, gdzie dokoła kąpią się ludzie, gdzie chcesz i jak chcesz, przetestuj całą kamasutrę, zachowuj się jak dziwka, ale z osobą, z którą jesteś. Koniec, kropka, nie ma nawet o czym tutaj dyskutować. Przed głupotą trzeba się bronić i uciekać, a nie wchodzić w polemikę, sorry. Jak już wspomniałem, nie krzywdzisz nikogo, wszystko za zgodą uczestniczących – luz, jeśli Wam to odpowiada róbcie tak, ale dla mnie jest to chore. Wiesz, w Kanadzie dopiero co zalegalizowali zoofilię. I idąc tym tropem, za kilka lat (hipotetycznie) powiesz: „no wiesz, ten seks grupowy, trójkąciki itp. już nie dają tych emocji, znowu jest rutyna, ale można przecież spróbować z Azorem, zawsze to coś nowego, urozmaicenie itp.”. Do tego to prowadzi. Kroczek po kroczku do coraz większych wypaczeń. Widzisz, w Kanadzie to dozwolone i to jest fakt. Po co? No właśnie. Promuje się odchylenia od normy na siłę, wciska się nam to ze wszystkich stron, papież przeprasza homoseksualistów, trans Grodzka wypromowana na polityce, o której nie ma zielonego pojęcia. No ale przecież trzeba gawiedzi mózgi zryć kolejnym dziwactwem.

    „Normy i moralność to kwestie zawsze względne” – względne w chorym świecie, w normalnym i zdrowym, bezwzględne i jasne.

    Chciałam tylko napomknąć, (…), że orientacja seksualna to nie jest coś co się wybiera jak bułki w sklepie” – daj mi badania na to, że bycie homo to cecha wrodzona. Tak, wiem, dasz badania autorytetów. Ale ja Ci dam badania innych autorytetów, które mówią że to choroba o podłożu psychicznym, którą można leczyć i dodatkowo dam Ci relacje ludzi, którzy byli homo, ale poddali się terapii i teraz są hetero, więc nie bądź taka pewna swojego twierdzenia. Nie w dzisiejszym świecie, nie w akompaniamencie propagandy korporacyjnych mediów. Nie łykaj wszystkiego, co piszą na pierwszych stronach i mówią w porach najwyższej oglądalności. Pozdro.

    • „Przed głupotą trzeba się bronić, a nie wchodzić w polemikę” – z tą jedną rzeczą mogę się z Tobą zgodzić, żałuję że zaczęłam tą dyskusję z Tobą. Skoro masz takie poglady jakie zaprezentowales, to nie deklaruj się równocześnie jako agnostyk, osoba z dystansem i wyluzowana, bo strasznie śmierdzi hipokryzją.

      • Chyba tylko Ty wiesz co wspólnego ma bycie agnostykiem i osobą z dystansem do prezentowanych przeze mnie poglądów, ale ok, niech będzie.