Do zakochania jakieś 10149 kilometrów

– Tęsknię za jesienią – odzywa się ni stąd ni zowąd Jagoda. Leżymy na białym piasku w promieniach karaibskiego słońca nad brzegiem Oceanu Spokojnego, a ona mi mówi, że tęskni za jesienią. Albo nadal jest pijana albo udaru dostała, innej opcji nie widzę.
– Bredzisz, kobieto. To był ostatni raz, kiedy piłyśmy wino do śniadania! – oznajmiam i przewracam się na prawy bok, bo lewy coś mnie piec zaczyna…
– Kiedy ja zupełnie serio! – oburza się Jagoda. – Bo to jest tak. Jesienią wpadam w stan hibernacji, który trwa do końca zimy. Mam wtedy w dupie świat, ludzi, randki, seksy, miłości. Zamykam się w domu, zawijam w koc, odpalam jakiś dobry film i uprawiam tumiwisizm, popijając herbatę. Czy tam grzane wino. No dobra, samo wino wystarcza. Wiesz, takie me, myself and I w zaciszu domowego ogniska. A potem przychodzi wiosna i pierdoleni zakochani wyłażą z nor, żeby dręczyć bogu ducha winnych ludzi swoimi maślanymi oczami i głupkowatymi uśmiechami. To nieludzkie jest. Tak się funkcjonować nie da. Człowiek od razu głupieje i sam by się chciał zakochać. I zamiast myśleć o fakturach, bagietkach z Charlotte i cudach nad Wisłą, to siedzi i się zastanawia, dlaczego wszyscy wokół mogą, a on nie.
– Ale co mogą?
– No zakochać się! Znaleźć tego swojego Doktora Jekylla czy innego Mister Hyde’a, żreć z nim makaron o zachodzie słońca, dmuchać w latawce, słuchać muzyki, podziwiać chmury i przeżywać liczne orgazmy… A człowiek tak tylko chodzi na te randki, z których nic nie wynika i ma wrażenie, jakby cały czas dotykał zimnej ryby.
– Ałć.
– A co, nie jest tak? – Jagoda prycha, strzepuje piasek z ud i idzie w kierunku oceanu. Patrzę, jak się oddala i dociera do mnie, że cholera, może mieć rację.

 

*

 

Mamy po trzydzieści parę lat, a więc jesteśmy w najgorszym możliwym wieku, żeby trafić na sensownego człowieka. Raz, że na jedną kobietę w tym kraju przypada jakiś jeden Miller, czyli 0,33 mężczyzny. Dwa, że większość facetów w naszym lub dookoła naszego wieku, jest zaobrączkowanych, więc albo interesuje ich tylko żona (co się chwali) albo tylko seks z nieżoną (co się chwali jakby mniej). Trzy, jako trzydziestokilkulatki zwykle wiemy już, czego oczekujemy od siebie, życia, związku z drugim człowiekiem i nie chcemy chodzić na kompromisy, żeby być z kimś dla samego bycia. Z drugiej strony, potrzebujemy czułości, bliskości i takiego zwykłego „zaopiekowania”, bo koniec końców jesteśmy tylko ludźmi i nawet najlepiej przyspawana do twarzy maska korpobiczy nie sprawi, że nagle staniemy się mniej ludzkie. Mniej stęsknione, spragnione i – nie bójmy się tego słowa – osamotnione.

 

*

– No dobrze, to gdzie leży problem? – pytam Jagody, kiedy już zmęczona i mokra pada na ręcznik. – W nich czy w nas? W mężczyznach czy w kobietach? No bo przecież gdzieś musi leżeć, skoro ci wszyscy wspaniali wolni faceci nie spotykają tych wszystkich wspaniałych wolnych kobiet?
Milczymy przez jakieś 10 sekund, po czym Jagoda pęka: – Bo oni by chcieli dziwki w sypialni, kucharki w kuchni i damy w salonie! A takich kobiet już nie ma! Albo kuchnia, zupka i wygodne papucie, albo dama i dziwka, ale w Louboutinach kupionych za własne ciężko zarobione pieniądze. Nie można mieć samicy alfa i kury domowej w jednym! Im się marzą cycki w lateksie, ale żaden z takimi cyckami do ołtarza nie pójdzie.
– Niby tak. Ale pomyśl, czy my jesteśmy lepsze? Też najchętniej przygarnęłybyśmy skurwiela w sypialni, szarmanta w życiu, misia w domu i rekina w robocie. Tak zwanego Czułego Barbarzyńcę, który z jednej strony zaciągnie za włosy do jaskini, a z drugiej obetrze łezkę, jak zajdzie potrzeba.
– Chcesz powiedzieć, że wszyscy mamy za wysokie wymagania?
– Chcę powiedzieć, że świat pędzi w zawrotnym tempie, a my tylko pozornie nadążamy: kobiety odnosząc sukcesy i uprawiając jednorazowy seks, faceci – robiąc sobie pizdowate tatuaże na przedramionach i przesiadując pół dnia w barberszopach. Tymczasem ludzkie potrzeby pozostają pierwotne – nie idą z duchem czasu, wręcz przeciwnie, są niemalże atawistyczne, przeszkadzają w tym naszym ja-pierdolę-halina-nie-zdążę pędzie. Usiłujemy odciąć się od wpajanych nam przez stulecia schematów funkcjonowania, a jednocześnie podświadomie tęsknimy za nimi, bo reprezentują stary, zastany przez nas od małego porządek.
– No tak… Tak. Masz rację. Kiedyś to albo się ludzie w sobie po prostu zakochiwali, albo nie. Nie to, co teraz. Prawda?

No właśnie. Prawda?

 

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 7, lipiec 2016] oraz na logo24.pl

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Pionierka

    Żadna tam prawda! Ludzie się nadal zakochują, tak po prostu. Albo nie. Ja się zakochałam mając te 30 lat i kilka miesięcy i to był znakomity czas na miłość. Życie mi się wywróciło do góry nogami, ale co tam. Trochę odwagi i do przodu.

    • chockate

      Trochę odwagi i do przodu? może to i racja.

  • Kinga Potocka

    To ja mam 25 i uczucie,że jestem w jednym z gorszych okresów :D

    • Pionierka

      W wieku 25 też miałam jeden z gorszych okresów, potem jakoś poszło. A 18 to w ogóle była jakaś masakra! Jak tak dalej pójdzie to w wieku 90 lat oszaleję ze szczęścia :D

      • S.

        To szczęście przychodzące z wiekiem to chyba efekt mądrości życiowej nabywanej po drodze. Przynajmniej tak to widzę na podstawie własnych doświadczeń.

      • Kinga Potocka

        W sumie za 2 miesiące skończę 25 :D
        A najgorszy chodziło mi pod względem przemyśleń życiowych itp. ;) bo lata nastoletnie to była taka prawdziwa masakra w moim życiu.

    • Iskra

      Ja skończyłam 27 lat dwa tygodnie temu i powiem Ci, że wcale nie jest lepiej :D. Do tego kumulacja cudownych informacji w ciągu jednego miesiąca: jeden były się zaręczył, drugi się ochajtał, a z ostatnim zakończyłam związek. Żyć nie umierać co? I dopiero wtedy człowiek się poważnie zastanawia co z nim nie tak, skoro wszyscy sobie jakoś życie układają, a Tobie sufit wali się na łeb. Jedyna dobra rzecz, którą mi dały te newsy to to, że w końcu opuściłam tzw. „ławkę rezerwowych”, na której sama się posadziłam na kilka lat. Pora posprzątać ten cały bajzel.

      • Pionierka

        Jak miałam 27 to też ślub brałam. Jak miałam 30 to się rozwodziłam :) Po rozwodzie leżałam i płakałam tak, że pies miał całe futro mokre. A krótko potem poznałam mojego obecnego partnera.

        • Iskra

          Jak widać, takie historie jak Twoja się zdarzają i to nie tylko w filmach :). Gratuluję i życzę dużo wytrwałości. Może jednak to dobro kiedyś do nas wraca?

          PS: Uważasz, że branie ślubu w wieku dwudziestu paru lat jest mało przemyślaną decyzją z perspektywy czasu?

          • Pionierka

            Tak dokładniej to my się poznaliśmy rok wcześniej, oboje byliśmy w związkach, obojgu nam się związki rozpadły w podobnym momencie.
            Uważam, że branie ślubu w wieku dwudziestu paru lat może być decyzją przemyślaną i dobrą. Wiem, że ogólna tendencja jest taka, że 25 lat to jeszcze dziecko, a 22-letni rodzice to patologia, ale dla mnie to są dorośli ludzie i nie widzę nic dziwnego w tym, że decydują się na małżeństwo czy rodzicielstwo.
            Natomiast z pewnością wychodzenie za faceta, którego się praktycznie nie zna, tylko dlatego, że ma fajne ciało jest mało przemyślaną decyzją niezależnie od wieku :D

          • Kinga Potocka

            Z tego co widzę to może nie zawsze,ale 90% partnerstw czy małżeństw zawieranych w wieku 20-25 kończy się fiaskiem. Choć tak jak mówisz może być tak,że się uda- nie mówię,że nie. Na każdego przychodzi czas ( a czasem i nie :D )
            A co do byłych itp…nie przeglądam profili bo co mnie obchodzi co robi jakiś „Karol” z którym nie jestem X czasu?!

      • S.

        Mówisz tak jakby „układanie sobie życia” było równoznaczne z zawieraniem związku małżeńskiego. To nie da się prowadzić szczęśliwego życia bez partnera/partnerki?

        Ułożyć życie trzeba sobie najpierw w głowie. A potem ewentualnie z kimś.

        • m0gart

          Najczęściej kolejność jest odwrotna: łączymy się w pary, a potem liczymy na to, że ten drugi człowiek poukłada w nas to, z czym sobie sami nie mogliśmy poradzić. To prosta recepta na męczący i toksyczny związek.

        • Propaganda nihilizmu

          Celna uwaga! Ten wątek świetnie moim zdaniem podjęto w filmie „Kamper” – polecam!

        • Iskra

          Da się na pewno prowadzić, ale myślę, że dla wielu ludzi (w tym dla mnie), możliwość dzielenia się doświadczeniami i emocjami z osobą, którą się kocha jest dopiero pełnią szczęścia. Nie można sobie ciągle mydlić oczu, że jesteśmy tacy super niezależni i nikt nam do szczęścia NASZEGO nie jest potrzebny, a już na pewno nie jakaś tam kobieta czy mężczyzna. Przez takie podejście też właśnie dużo się w życiu traci, bo można być egoistą, ale otwartym na innych i na związki. Poukładać w głowie ok, jasne, dla siebie, ale też po to, żeby być tą osobą, w której ktoś może mieć oparcie i jej zaufać. Poza tym każdy ma swoje priorytety w życiu i wartości. Ja chciałabym mieć rodzinę pewnego dnia, a myślę, że jednak związek małżeński w jakiś sposób do tego dąży, prawda? ;)

          • S.

            A może tak myślisz bo tak zostałaś zaprogramowana przez otoczenie? Wszędzie nam się wmawia, że szczęście to tylko z kimś i tylko wtedy gdy będzie to wielka miłość. No i takie brednie słyszymy od dziecka to z czasem zaczynamy w to wierzyć.

          • Iskra

            Myślę, że tak zostałam zaprogramowana przez naturę, której uważam, że na dłuższą metę i tak się nie oszuka :). Dla jednych to mogą być brednie, dla innych prawda życiowa, której się trzymają, bo wiedzą, że samemu nie do końca czują się szczęśliwi. Każdy wybiera swoją drogę i decyduje, która jest wg niego słuszna. Jedni wolą z pewnych powodów nie być w związkach przez większość życia, a inni czują, że te życie jakoś nie ma do końca smaku bez tego kogoś przy boku, bez rodziny, dzieci itd.

          • S.

            A ja myślę, że przez naturę zostaliśmy zaprogramowani do spłodzenia i wychowania potomstwa. Nie do miłości. Ta całą otoczka wokół monogamicznego życia, motyli w brzuchu to wytwór kultury a nie natury.

        • Kinga Potocka

          Zgadzam się. Gdy miałam 18-23 lata myślałam podobnie. Jednak rozmawiając z wieloma osobami w tym profesjonalistami(psychoterapeuci itp.) doszłam do wniosku,że szczęśliwym można być zarówno samemu jak i w związku. A często właśnie osoby będące nieszczęśliwe w pojedynkę traktują randki z kimś czy bycie jako „farmako-psychoterapię” pt. „O zjawił się Paweł to już teraz będę szczęśliwa,och moje dni rozjaśniały”

          Tak jak wspomniałam, miałam podobny pogląd o tym pt „wejście w związek = ułożenie sobie życia” a najpierw trzeba być samemu ułożonym by układać ewentualnie życie z kimś :)

  • Aleksandra Pachur

    Prawda.

  • Elis

    A ja mam szarmanta, rekina i demona seksu. Co otrze łzę, przytuli, jak trzeba, a potem zwiąże i przeleci. I myje naczynia, bo ja nie lubię. O! :)

  • m0gart

    Już jakiś czas temu stwierdziłem, że ludzkość zmierza w kierunku rychłego wymarcia. Nieliczni tylko będą się wiązać gordyjskim węzłem małżeńskim i płodzić dzieci, a większość będzie tkwiła w ciągłym szukaniu kogoś lepszego, w samorozwoju, samouwielbieniu i samogwałcie (tudzież przelotnych znajomościach).

    • S.

      Może statystki przyrostu naturalnego w Polsce nie są imponujące ale w wielu rejonach świata nadrabiają nasz deficyt ze sporą nadwyżką. Więc nie martwił bym się o wymarcie gatunku ludzkiego.

    • Wojciech

      Tylko antynatalizm, wiadomo!

    • Adam Slodowy

      Pełna zgoda, tylko że mało kto wie jaki mechanizm za tym stoi. Po części odpowiedź już padła w artykule ” Tymczasem ludzkie potrzeby pozostają pierwotne – nie idą z duchem czasu, wręcz przeciwnie, są niemalże atawistyczne, przeszkadzają w tym naszym ja-pierdolę-halina-nie-zdążę pędzie”, natomiast to stwierdzenie wymaga rozwinięcia. Ewolucja człowieka (6 mln lat! ) nie byłaby możliwa, gdyby nie ostra strategia reprodukcyjna: mężczyźni idą na ilość partnerek, kobiety na ich jakość. 80% kobiet jest zainteresowanych górnym 20% facetów. Przez miliony lat tylko samiec alfa był reproduktorem, reszta obchodziła się smakiem. Ostatnie kilka tysięcy lat za sprawą małżeństw aranżowanych i monogamii dyktowanej przez religię zmieniło ten system, a mianowicie jeden facet = jedna kobieta. Teraz religia traci na znaczeniu, kobiety mając mieszkania i samochody nie potrzebują byle jakiego faceta na siłę, więc wracamy do epoki kamienia łupanego: tylko samiec alfa się liczy: wysoki, przystojny, inteligentny, zamożny, dobrze zbudowany etc – a to tylko początek długiej listy wymagań. Nawet mało atrakcyjne singielki nie chcą byle kogo, a takich facetów jest niestety na lekarstwo – dlatego wciąż przybywa singielek, a maleje dzietność oraz ilość małżeństw. Zwyczajnych facetów za których nasze babki i matki wychodziły za mąż, współczesne singielki nie tknęłyby kijem przez szmatę.

  • burzasta

    czytam ten blog od dość dawna i nikt już tak dosadnie nie mówi o mężczyznach (dzięki szczególnie za tekst „faceci z tindera”)… śledząc Twoje wpisy mogę śmiało powiedzieć ze jesteś głosem wszystkich kobiet o tak! tych które niestety! maja kolo 30 + (są wykształcone inteligentne dowcipne atrakcyjne ) a jednak ? są singielkami i nawet mogłyby umówić się się na randkę gdyby nie ogóle zrezygnowanie- strach co by nie spotkać dziwaka/ow którzy obecnie na rynku matrymonialnym stanowią dość dużą część. Czytam czytam i odnajduje swoja osoba a także moje koleżanki (również singielki) w twoich tekstach a także te w związkach które niby sa szczęśliwe a jednak ? trzeba w końcu coś ustalić albo z nami jest coś nie tak albo problem leczy w samcach. Event byłby tutaj wskazany mężczyźni tylko za okazaniem legitymacji i’m normal;)

    • m0gart

      Wierz mi, to działa w obie strony: spotkanie kobiety 30+, która ma świadectwo jakości „normal” też graniczy z cudem ;-)

      • burzasta

        to czekamy na cud ;)

        • m0gart

          Ja czekam cały czas;-)

    • maciejgo

      Problem leży po obu stronach. Jestem mężczyzną i wiem, że spora część męskiej populacji po prostu nie zastanawia się, albo jak to się mówi, nie przejawia autorefleksji. Po prostu uważamy, że jesteśmy świetni, tylko z jakiegoś powodu kobiety tego nie dostrzegają. Mógłbym podać konkretne przykłady z mojego otoczenia, ale dam spokój. Z drugiej strony na podstawie swoich związków wiem, że wiele kobiet również nie czuje potrzeby przyjrzenia się swojemu zachowaniu. Pisząc o zastanowieniu nie mam na myśli sakramentego zawołania „co ze mną jest nie tak?”. Chodzi o odłożenie na bok emocji i nazwanie po imieniu przyczyn swoich błędów w związku. Oczywiście po to, aby się poprawić następnym razem.

      Co gorsza jesteśmy (coraz) starsi i czasu mamy jakby mniej. Dlatego zastanawiamy się coraz rzadziej.

      • Iskra

        Z zastanawianiem się mam akurat odwrotnie i im starsza jestem, tym mocniej wszystko w głowie przerabiam i zbieram wnioski. Wcześniej było bardziej na zasadzie „jak nie ten to inny i do przodu”, mało refleksji, bo przecież mam jeszcze czas, jestem taka młoda, a że nie wyszło, to co z tego? Trochę się zmienia perspektywa z wiekiem.

      • burzasta

        lubie przykłady moge zaczać ? kolezanka umowila sie z facetem przyszedl w dresie i bialych skarpetkach … ale oczywiscie wyglad nie jest wazny …. kumpela zaprosila na mecz mezczyzne byla burza i nie przyszedl … a pytania w necie ograniczaja sie do tego jak wygladam ? ile lat ? waga? gdzie mieszkam (ODLEGLOSC JEST przeciez ISTOTNA ) a na imprezach nawet gdy mozna kogosc poznac potanczyc to faceci psuja wszystko i proponuja dziwne rzeczy ( oczywiscie nasza wina bo mamy na sobie nie worki a krotkie rzeczy a to przeciez jednoznaczne ) musze dorosnac ….

        • S.

          A co złego jest w białych skarpetach? Michael Jackson nosił białe skarpetki a nie raz bardziej dziwaczny ubiór a jak kobiety za nim szalały :D

          Szukaj faceta w środowisku w którym sama lubisz przebywać. Nie w wylęgarni oszołomów tj. klubach, dyskotekach czy Internecie. Lubisz czytać? Szukaj w bibliotece. Lubisz sport? Szukaj na siłowni, basenie, boisku czy na ulicy gdzie często biegasz. Itd.

          • burzasta

            heheh dzieki za wskazowki niestety nie moge ich przyjac;;) biblioteka odpada i silownia tez ;) moze dlatego ze jestem wszechstronna szkoda ze takich facetow nie ma ;) do bibliotek przychodza mezczyzni nieogarnieci pochlonieci ksiazkami sa one na pierwszym miejscu …. a silownia hehe testosteron jest jak najbardziej ;) interesuje ich bardziej przyrost miesni …

    • S.

      A kto wyznacza co jest normalne ? ;)

      „tych które niestety! maja kolo 30 + (są wykształcone inteligentne dowcipne atrakcyjne ) a jednak ? są singielkami”

      No i tu jest ta różnica między kobietami a mężczyznami.
      Mężczyzna szuka szczęścia. Kobieta go oczekuje.

    • Mariusz M.

      Przykro mi, ale zgadzam się z osobami poniżej. Mężczyzna z reguły nie chce wiązać się z kobietą, która „oczekuje”, „wymaga”, czasami nawet „żąda”. Co z tego, ze atrakcyjna? Że z sukcesami zawodowymi? Inteligentna? Dowcipna? Jeśli według takiej kobiety związek ma opierać się na wymogach, ponieważ ona trzyma poziom i nie zadowoli się „byle czym”, to niestety mężczyzna z klasą albo w ogóle nie zwróci na taką osobę swojej uwagi, albo zwyczajnie po jakimś czasie sobie odpuści (zazwyczaj wtedy- drogie atrakcyjne i inteligentne panie z sukcesami zawodowymi- zadajecie sobie pytanie, czy z nami coś jest nie tak, czy może z wami?)

      Nie chcę generalizować, nie zawsze tak jest. Niektóre kobiety mają pecha. Inne pewne bagaże życiowe, które powodują, że wiążą się z takimi, a nie innymi facetami (zresztą nas też to dotyczy przecież). Ale postawmy sprawę jasno i dobitnie- jeśli kobieta (albo mężczyzna) w wieku 30+ nie jest w stałym związku, nie ma nikogo na dłużej pomimo starań, to nie powinna ona (lub on) zadawać sobie pytania, czy to „Z facetami jest coś nie tak, czy z nami?), tylko „Co ze mną jest nie tak?”, ponieważ sądzę, iż na tym życiowym etapie nie jest to problem populacji czy płci, a problem danej jednostki.

      I wybacz Malvina, ale zwalanie tego na setki lat „złych schematów funkcjonowania” i na zawrotne tempo naszych czasów, to trochę szukanie winnego w zjawisku, próbując nie myśleć o tym, „Co ze mną jest nie tak?”. Oczywiście, te wszystkie rzeczy z pewnością na to wpływają, ale zjawisko zjawiskiem, a człowiek pozostaje człowiekiem i to on układa sobie własne życie.

  • Propaganda nihilizmu

    Nie gra mi ten trzeci argument: „Mamy po trzydzieści parę lat, a więc jesteśmy w najgorszym możliwym wieku, żeby trafić na sensownego człowieka. […] Trzy, jako trzydziestokilkulatki zwykle wiemy już, czego oczekujemy od siebie, życia, związku z drugim człowiekiem i nie chcemy chodzić na kompromisy, żeby być z kimś dla samego bycia” – moim zdaniem właśnie dlatego jesteśmy w najlepszym momencie! Znamy i lubimy siebie, chcemy dla siebie jak najlepiej, a przecież niedawno sama, Malvino, bardzo słusznie pisałaś, że to warunek do stworzenia dobrego związku. Oczywiście taka samoświadomość i duże wymagania znacznie nasze pole poszukiwań, lecz mówimy wszak o „sensownym człowieku”, a nie chłopcu, z którym momentami będzie fajnie, ale prędzej czy później dojdziemy do wniosku, że nie mamy o czym rozmawiać, a jego arogancja/lenistwo/poglądy polityczne jednak nam przeszkadzają. Świadoma tego wszystkiego, wnioskuję, że jestem w najlepszym momencie życia, bo pójście na zgniły kompromis oznaczałoby regres w kierunku czasów, gdy brnięcie w zakochanie w nieodpowiednim człowieku niszczyło mnie psychicznie, podkopując pewność siebie, którą potem mozolnie odbudowywałam. Teraz dopuszczam możliwość również takiego zakochania, ale gdy obiekt westchnień będzie wyposażony w nieakceptowalne wady, przyjdzie trzymać go na dystans. Jeśli natomiast nie spotkam owego Czułego Barbarzyńcy – trudno, pozostanie tak trafnie opisana przez Ciebie samość, w której, przy swoim zdrowym egocentryzmie, jestem zakochana bezgranicznie :)

  • W tym wszystkim czuję się jak relikt odkopany z jakiejś zatęchłej nory. Mam prawie 4 dychy, od 20 lat jestem z jedną cudowną kobietą, która bałagani gorzej ode mnie, nie potrafi gotować, jadąc autem potrafi się zgubić wszedzie, nawet na parkingu, w łóżku bywa leniwa do przesady, pracujemy razem we wspólnej firmie, jak się żremy to tak, aż wióry lecą a mimo to jesteśmy ciagle razem i jesteśmy szczęśliwi. I wcale nas nie kusi zmiana jednej czterdziechy na dwie dwudziestki. Może dlatego, że gonimy w tym świecie razem?

    • m0gart

      Bardzo mi się podoba Twój wpis. Pozazdrościć :-)

    • O właśnie, my też gonimy razem. I tak w zasadzie było od początku, wspólne cele, dziecięca niemal radość, kiedy coś się nam razem udało osiągnąć, a startowaliśmy w zasadzie z niczym, mieszkaliśmy u rodziców i krążyliśmy jego starym autem między naszymi rodzinnymi miejscowościami. (Ha ha, dzisiaj jesteśmy bogatsi o kredyt i psa:-)) Kiedy się poznaliśmy, miałam 26 lat, to było 9,5 roku temu, zakochaliśmy się w sobie na pierwszym spotkaniu, nie było analiz ani skreślania punktów z jakiejś wydumanej listy oczekiwań, świetnie nam się gadało (i do dziś potrafimy przegadać pół nocy przy piwie), ja poleciałam na jego oczy, on na mój tyłek ;-) i już. Było super i jest super, mimo wielu różnorakich wyzwań, które wciąż stawia przed nami życie.

      Dzisiaj ludzie też się w sobie zakochują. Tylko gorzej chyba z tym, co następuje po pierwszej / dziesiątej / dwudziestej randce. Ale czy to kwestia czasów, oczekiwań, zmiany ról kobiecych i męstkich, czy wszystkiego razem – nie wiem. Wiem natomiast, że warto nie ustawać w poszukiwaniach i dawać sobie i drugiemu człowiekowi szansę. Bo nigdy nie wiesz, kiedy coś zaskoczy na dobre.

  • Maciek

    Jak piecze lewy bok, to trzeba go schować. Kładąc się na prawy, lewy jeszcze bardziej się spali :)

  • m0gart

    Ludzie coraz rzadziej są ze sobą szczerzy ;-) Najczęściej na początku znajomości dopasowujemy się do siebie, żeby nie ryzykować odrzucenia, a gdy potem odsłaniamy swoje wady, dziwactwa i przyzwyczajenia, to okazuje się, że niewiele nas łączy, a wiele w tym drugim człowieku irytuje ;-)

    • Nie nazwał tego dopasowywaniem, ale konformizmem. Bywa, że w początkowym etapie znajomości godzimy się na reguły, które w rzeczywistości nam nie odpowiadają. Chemia wywołana miłosnym uniesieniem sprawia, że na krótką metę potrafimy je zaakceptować. Lecz kiedy nadchodzą kolejne fazy związku, akceptacja tych nieakceptowalnych przez nas reguł staje się coraz trudniejsza. Staramy się coś z tym robić. Buntujemy się, bo naturalny drag zwany zakochaniem, zmiksowany w naszym organizmie już nas nie wspiera. A przecież nie zmienia się reguł umowy w trakcie jej trwania. Nie robi tego nawet Telekomunikacja, tym bardziej związki źle to znoszą. Dlatego warto od początku otwarcie komunikować, co nam odpowiada, a co nie. Nie do końca również zgodzę się, że wina leży po stronie coraz rzadziej okazywanej szczerości. To pewnie też, ale po prostu zanika umiejętność prowadzenia rozmowy dłuższej niż kilka zdań. Elektroniczne media robią z nas kalekich.

      • lotnik :)

        Hmmm Myślę, że jest w tym nieco dopasowania ( bo przecież do pewnych rzeczy jesteśmy w stanie się ułożyć), ale i konformizu (faktycznie chemia przyćmiewia „wady”) bo nie ma ludzi którzy zaakceptują wszystko.

        Moja recepta na harmonijny związek : idealnie jest gdy jest to ktoś podobny na tyle, aby związek nie był stałą walką/kłótnią o wszystko , ale również na tyle od nas różny abyśmy mogli się uczyć od drugiej osoby , być porywanym tą innością :)

        Wszystko oparłbym na balansie. Podobnie z dziwką w sypialni i damą w salonie … gdzieś tu musi być równowaga a nie jedno z dwóch :)

    • Miśka

      No właśnie dlatego podpowiadam, aby być szczerym. Jeśli chce się czegoś trwałego i prawdziwego, nie można kreować fikcji, choć pewnie jest ciekawsza…
      Ludzie się zawsze różnią od siebie w większym lub mniejszym stopniu, grunt to na pierwszym miejscu związku stawiać to co jest naprawdę ważne a nie rzucać gościa, bo nie chowa skarpet do bieliźniarki…

  • Iskra

    Dużo prawdy w tym wpisie, aż się zaśmiałam, bo podzielam spostrzeżenia w pełni i też wolę jesień hehe. Sama też zapędziłam się w kozi róg uznając, że wygląd to jest w dzisiejszych
    czasach 80% sukcesu jeżeli chodzi o „zdobycie” faceta, bo w końcu charakteru nie widać na pierwszy rzut oka. Odmawiałam sobie
    wielu przyjemności, chodziłam regularnie na treningi, do tego rower w 
    dni bez siłowni, wszystko po to, żeby być idealną. Ale dla kogo? Dla
    tych 95% facetów, którzy nawet nie zwrócą na mnie uwagi, a nawet jak
    zwrócą, to i tak będzie brakowało im jaj żeby podejść i zagadać? Hmm…
    Prawda jest taka, że im bardziej się kobieta stara, jest zaradna,
    zgrabna, inteligentna to ma bardziej przerąbane, bo z moich obserwacji
    wynika, że faceci wolą kobiety przy których nie będą musieli się za 
    mocno starać. Jak już ktoś od takiego faceta czegoś wymaga więcej, bo sam daje od
    siebie, to w większości wolą uciekać i poszukać w przeciętności. Nie 
    biorą pod uwagę, że za kilka lat ta przeciętność im się znudzi i będą
    mocno nieszczęśliwi w swoim przeciętnym życiu. Lepiej być samemu niż
    godzić się na przeciętność, a starać się warto, ale przede wszystkim dla siebie samego, a w dalszej kolejności dla całej reszty. Finalnie i tak zostajemy sami ze sobą do końca swoich dni :)

    • Pionierka

      Większość ludzi jest przeciętna. Natomiast wielu z nich uważa, że są wyjątkowi i w tym jest problem. Od kiedy jestem z moją przeciętnością pogodzona, jest mi w życiu znacznie lepiej. Przeciętne życie wcale nie jest unieszczęśliwiające. Jest po prostu normalne, tylko sporo ludzi uwierzyło w jakąś medialną papkę i uważają, że życie wyglądające inaczej niż w tv to koszmar.

      • S.

        A Ty jak zwykle trafiasz w punkt ;)

      • Iskra

        „Życie wyglądające inaczej niż w tv” to akurat uważam, że byłoby całkiem fajne życie, biorąc pod uwagę, że w tv widzi się same gówno :). A normalne życie też może być przyjemne i nieprzeciętne jednocześnie.

        • Pionierka

          Może kwestia definicji :) Jak wg. Ciebie wygląda nieprzeciętne życie? Moim zdaniem to życiu człowieka, który dokonuje rzeczy wielkich – w pozytywnym lub negatywnym znaczeniu tego słowa, bo zbrodniarz może żyć nieprzeciętnie.

      • Przeciętne życie jest unieszczęśliwiające dla każdego dla kogo „hujowo, ale stabilnie” nie jest opcją.
        Życie wg TV to koszmar, tak samo jak życie 95% przeciętnych Grażyn i Januszów.

        • Pionierka

          80 procent społeczeństwa to przeciętne Janusze i Grażyny, z czego 90 procent wmawia sobie, że do tej grupy nie należy :D Moje przeciętne życie nie jest ani hujowe ani specjalnie stabilne i zdecydowanie mnie nie unieszczęśliwia. No to dla przyjaciół mogę być od dzisiaj Grażka.

    • piotrosc .

      Bardzo podoba mi się Twój komentarz. Płynie z niego dojrzałość. Zgadza się, że to co robimy powinniśmy przede wszystkim robić dla własnej satysfakcji i jednocześnie musimy się pogodzić z tym, że im bardziej się rozwijamy, im bardziej jesteśmy lepszą wersją siebie na różnych polach i im bardziej uciekamy od przeciętności tym bardziej ograniczamy sobie krąg ludzi z którymi moglibyśmy nawiązać satysfakcjonującą relację będąc na podobnym poziomie ! Pozdrawiam :)

    • Przeciętni ludzie wolą przeciętnych partnerów. Chcesz wyjatkowego – musisz byc wyjątkowa – proste. Zostanie wyjątkowym wymaga pracy, głownie nad sobą – tej wzmiankowanej siłowni, czytania książek, zajęcia się karierą, etc.

      Zawsze myślałem, że o własny rozwój dba się dla siebie. A Ty Iskra robisz to dla facetów? :)

      • Iskra

        Ok, rozwój rozwojem, ale np. dbanie o wygląd poprzez chodzenie na siłownię jest to robienie czegoś nie tylko dla siebie (chociaż mocno to hartuje charakter i jest pod tym względem super), ale też żeby się podobać i to nie tylko sobie. Gdyby tak nie było to prawdziwych zapaleńców, którzy chodzą tam tylko, żeby zadbać o swoje zdrowie byłaby pewnie garstka ;). Także poniekąd robi się to też dla facetów, jeżeli chce się komuś podobać. Podobnie z czytaniem książek, żeby się potrafić wysławiać czy też w rozmowie wspomnieć o czymś ciekawym co się przeczytało. Jest bardzo dużo rzeczy, które robi się dla siebie, jednocześnie robiąc też po to, żeby móc je wykorzystać w kontaktach damsko- męskich. Po prostu czasami się przegina z pewnymi rzeczami i przychodzi refleksja, że może nie warto aż tak się zarzynać i starać, tylko docenić samemu gdzie się jest i że tak jest ok.

  • matylda

    jak dla mnie to za bardzo drążycie. ja poznałam mojego męża przypadkiem, chwilę później byliśmy razem mimo, że mieszkaliśmy przez rok w innych częściach Polski. Nie miałam konkretnych oczekiwań, po prostu byłam szczęśliwa, że pojawił się on w moim życiu i z utęsknieniem czekałam aż go znowu zobaczę. Po roku byliśmy zaręczeni, wyjechaliśmy za granicę, zamieszkaliśmy razem, dwa lata później wzięliśmy ślub (wrzesień 2015). Jakoś nigdy nie zastanawiałam się ‚co będzie jak zamieszkamy razem, co jeśli on będzie taki i taki’. wszystko się po prostu działo, układało i jest. wiem, że nie mamy jakiegoś mega długiego stażu, ale to wszystko wydaje mi się bardzo proste, zwykłe i dzięki temu piękne. oboje bardzo się zmieniliśmy przez te 4 lata, ale mamy podobne podejście do życia, ideały, pomysły na przyszłość. Każdy się rozwija po swojemu, jednak idziemy w tym samym kierunku i to jest najważniejsze. Różnice charakteru czy małe wady nie mają tu znaczenia. Tak jak ktoś wcześniej pisał, ludzie mają za dużo oczekiwań i za dużo drążą. może warto się nie zastanawiać za dużo, zaufać swojemu sercu i po prostu być szczęśliwym? :)

  • Dzisiaj z każdej strony atakują nas artykuły o tym, jak wyglada idealny związek. A opiera się on na niegasnącym pożądaniu przez X lat, takim samym poczuciu humoru, ciągłym zaskakiwaniu się, śniadaniach przynoszonych do łóżka itp. Nie ma w nim miejsca na kłótnie, brudne skarpetki, zmęczenie. Nie dajmy się zwariować! Związek to relacja dwóch osób, często rożnych, mających własne problemy i własne charaktery. Wymaga pracy a nie kapitulacji w imię nieistniejącego ideału. Sama już sie czasem zastanawiam czy to jest na pewno to skoro już od miesiąca nie dostałam kwiatków. A może wystarczy sie po prostu zastanowić czy chcę sie budzić bez niego.

    • S.

      O tuż to. Ludzie zapominają o tym co ich połączyło i łączy nadal. O tym dlaczego postanowili być razem.
      W zamian wolą się skupiać na tym co ich różni.

  • Iskra

    Pozwolę sobie skomentować parę kwestii z Twojego komentarza :)
    1. „No ale właśnie… trzeba chcieć – i to tak prawdziwie. Nie, nie mam tu
    na myśli słomianego zapału i górnolotnych słów, nie mających oparcia w 
    czynach. Trzeba wiedzieć czego się chcę w życiu a czego nie. Co
    najważniejsze jednak należy mieć jaja/ikrę by po to sięgać. Jeśli się
    owych nie ma to pozostają cierpienia.” – co w przypadku kiedy się chce i wie się czego się chce od życia, trafia się na osobę, która nam pasuje (chociaż nie jest idealna, ale to akceptujemy), a osoba ta po pewnym czasie stwierdza, że to jednak nie miłość, pomimo tego, że to ona zrobiła pierwszy krok i zagadała. Kto jest tutaj przegranym/ wygranym? Bo dla mnie to jest raczej gra, a nie droga do zakochania, kiedy ktoś okazuje uczucia, a druga osoba wali ściemę by potem przyznać, że „to jednak nie to”. I cierpiącą stroną jest raczej ta, która jest otwarta na zakochanie i dawanie, a nie odwrotnie.
    2. „Bo widzisz Malv, ja podchodząc do nieznajomych kobiet z grzecznym
    „Cześć” czy „Przepraszam, masz chwilę?” też często czuję się jakbym
    dotykał zimnych ryb.”- trochę się nie dziwię, że tak się patrzą, bo pewnie są w ciężkim szoku. Nie wiem gdzie są Ci wspominani w wielu wątkach mężczyźni, którzy podchodzą do nieznajomych kobiet na ulicy/ w sklepie/ w autobusie i zaczynają rozmowę. Osobiście zdarzyło mi się to w życiu może 2, 3 razy, kiedy mężczyźni zagadali w takim miejscu, a zwykle muszą sobie dodać odwagi alko, żeby podbić i rzucić jakiś żenujący tekst na imprezie. A może ja po prostu nie grzeszę urodą albo mam wyraz twarzy mordercy, skoro za bardzo nie garną się do zagadywania :D. W każdym razie chciałabym poznać tak kogoś wartościowego, tak przypadkiem, zwyczajnie i normalnie porozmawiać.
    3. „Ty/Wy uważacie, że jesteście w najgorszym możliwym wieku, żeby trafić na
    sensownego człowieka. Ja uważam, że jesteście w najgorszym możliwym
    wieku żeby „tylko czekać” na owego człowieka i oczekiwać że zrobi
    wszystko za Was. I błagam bez gadki o „chemii”.”- ile to już razy czytałam, słyszałam i szczerze to już mam po uszy stwierdzenia, że „faceta nie można szukać”, „miłość przyjdzie sama”, „nic na siłę”. Stąd biorą się później takie sytuacje, kiedy kobieta dobiega 30stki albo i więcej i ciągle CZEKA, bo przecież wszyscy dookoła twierdzą, że szukać nie można, nie wypada, bo to desperacja i na pewno nie wyjdzie. To lepiej siedzieć z założonymi rękami i nasłuchiwać galopu konia pod oknem? :P No chyba nie. Gdzieś trzeba się w końcu znaleźć. Tylko jak?
    4. „Wreszcie, po co otworzyć się na możliwość spotkania fajnego faceta, w 
    zwykłych codziennych okolicznościach… kiedy można sobie łechtać ego
    wiadomościami na tego typu portalach a facetów, przebierać jak w 
    supermarkecie.”- takie przebieranie w facetach daje tylko złudne poczucie własnej zajebistości, ale nic poza tym, bo dopiero przy spotkaniu twarzą w twarz i poznaniu osobiście człowieka można się na jego temat wypowiedzieć. Cenię znajomości realne 100x bardziej niż wirtualne. Te drugie mają znikome znaczenie o ile nie przeniosą się do rzeczywistości.
    5. „Największym paradoksem jest to, że w/w jest do osiągnięcia w KAŻDYM
    związku opartym na wzajemnym szacunku i miłości (w którym występuje
    normalny dialog o swoich potrzebach – między bliskimi sobie ludzmi).”- potwierdzam, przerabiałam to. Problem z byciem dobrym na wielu płaszczyznach w związku polega wg mnie na tym, że albo się nam nie chce, bo pokażemy, że potrafimy i ktoś to wykorzysta albo twierdzimy, że ktoś na to nie zasługuje, bo sam niewiele od siebie daje. Poza tym myślę, że wszystko da się ogarnąć, jeżeli nam zależy i jest nam razem dobrze.
    Jestem ciekawa jeszcze jednej rzeczy: jakie zdanie mają Panowie na temat dziewczyn/ kobiet, które podchodzą i zaczynają rozmowę z nieznajomym mężczyzną na ulicy, w sklepie, na imprezie? Nie jest to przejaw desperacji i pokazania, że jest się gotowym na każdą taką znajomość, bo to nie facet robi pierwszy krok?

    • Łukasz

      1. W takim przypadku nie ma wygranych. Zgadzam się, niektórzy traktują te kwestie jak grę. Sporo jest takich osób, tyle że łatwo takich rozpoznać. Wystarczy zwrócić uwagę na kilka prostych czynników.
      2. O ile ciężki szok, zdziwienie i zaskoczenie mogę łatwo zrozumieć, o tyle nie rozumiem zamknięcia na zwykłą rozmowę. Zaskoczę Cię, znam wielu opisanych przez Ciebie mężczyzn. Mijasz pewnie kilkunastu dziennie. Faceci często nie zagadują spontanicznie bo boją się odrzucenia i upokorzenia. Zrobiłem swego czasu pewien eksperyment polegający na spontanicznym podchodzeniu do nieznajomych kobiet – i mogę śmiało potwierdzić, że ten strach jest w pełni uzasadniony… częściowo w prawdzie wyolbrzymiony ale jednak ma podstawy.
      Niestety ogromna część dziewczyn zwyczajnie nie zasługuje aby podszedł do nich inny gość niż pijany imprezowicz z „bolało jak spadłaś z nieba”, dlaczego?
      Bo nawet jeśli podejdzie do takich miły facet i powie „Cześć” w sporej części przypadków zostanie potraktowany tak jak ten pierwszy powyższy.
      Co do poznania kogoś wartościowego – to wystarczy bywać po prostu w ciekawych miejscach, nosić na twarzy uśmiech i być otwartym na możliwość poznania nowych ciekawych ludzi. To wszystko.
      3. Bardzo łatwo się w tym odnalezć. Wystarczy nie być więzniem stereotypów i przełamywać pewne społeczne konwenanse. Czasem wystarczy zrobić jeden pozornie maleńki krok by odnalezc szczęście. Przykład? Moja znajoma zaczęła swego czasu biegać bez słuchawek – po jakimś tygodniu przerwał jej trening pewien sympatyczny gość, podszedł i zagadał – niespodzianka, to jej obecny mąż. Da się prawda?
      4. Niektórzy wolą budować kosztem innych poczucie własnej zajebistości a zarazem narzekać że fajni faceci/kobiety wyginęły i opowiadać inne tego typu dyrdymały. Zawsze będę wielkim fanem i obrońcą zapoznawania ludzi na żywo, podobnie jak zawsze będę naczelnym hejterem i katem dla tych, którzy ludzi spontanicznych, szczerych i kulturalnych (którzy potrafią przełamać nieśmiałość) traktują jak istoty drugiego gatunku czy wręcz meneli spod budki z piwem. Tak, jestem surowy i lubię to. :)
      5. Jakie ja mam zdanie na temat takich kobiet?
      Bardzo pozytywne. Doceniam pewność siebie i odwagę, bo wiem ile trzeba siły woli by pokonać swoje słabości i stereotypy, przełamać się i zrobić ten pierwszy krok.
      Nie jest to żaden przejaw desperacji, jest to raczej przejaw tego że ma się kontrolę nad swoim życiem i robi się to na co się ma ochotę… a nie szuka wymówek.
      To chyba już Volant swego czasu napisał że uwagę kobiety mądrej (niedostępnej) łatwo jest przyciągnąć ale już dużo trudniej utrzymać a tym samym ową Panią przy sobie zatrzymać. Właśnie dlatego ten rodzaj kobiet chce się codziennie uwodzić i zdobywać a nie tylko jednorazowo zdobyć. Sam szukam takiej jednej dla siebie. ;)

      • Klaudia

        Łukaszu, co do pierwszego punktu – tak jak napisałeś: „Sporo jest takich osób, tyle że łatwo takich rozpoznać. Wystarczy zwrócić uwagę na kilka prostych czynników” – jakie to są czynniki? :)
        I naprawdę, łatwo takich rozpoznać? Coś mi się wydaje, że pora wybrać się do okulisty..

    • Klaudia

      Pozwolę sobie dopisać parę słów od siebie..
      1. Właśnie, a co zrobić w sytuacji, kiedy wiesz, kogo szukasz i wiesz, kogo nie szukasz, spotykasz się z fajnym facetem kilka miesięcy, dajesz swoje serce niemalże na dłoni, a on stwierdza, że to jednak nie to? To chora i głupia gra, w której jedna osoba dostaje cholerny cios prosto w serce.
      I może nie powiem tego głośno przy znajomych, ale chciałabym się zakochać, jestem otwarta na nowe znajomości, chętna do rozmów i spotkań – i nie, nie umawiam się z mężczyznami poznanymi na badoo/sympatii/darlingu czy innym portalu społecznościowym. Nie twierdzę, że poznanie kogoś online jest złe, ale ja po prostu tak nie robię.
      2. Łukaszu, pod którymś z postów napisałam, że świetnie piszesz i z przyjemnością czytam Twoje komentarze – zdania w dalszym ciągu nie zmieniam :) Czekałam, aż tutaj coś naskrobiesz i się nie zawiodłam..Ale proszę, spójrz na to też z innej strony i miej litość dla chorobliwie nieśmiałych, zdystansowanych kobiet – tak, takie też istnieją!
      Parę dni temu przytrafiła mi się dość dziwna sytuacja, wracałam wieczorem do domu, wybrałam ścieżkę na skróty (nigdy więcej ;) ) Nagle w ogóle nie wiem skąd, wyszedł chłopak zza drzewa, jakieś pół metra wyższy ode mnie i zapytał, „hej, czy miałabyś dla mnie chwilę, żeby porozmawiać? może pójdziemy na piwo?”. I powiem Ci, że stałam jak taka biedna sierotka na tej polnej drodze z książkami w ręce i kolana po prostu mi się ugięły – oczywiście z przerażenia. Wokół mnie same krzaki, drzewa, było ciemno i jak na złość, żadnego innego przechodnia – od razu sobie pomyślałam, że już nie wrócę do domu, bo zaraz ten ktoś zrobi mi krzywdę, zgwałci mnie albo jakimś tasakiem poćwiartuje na malutkie kawałeczki. Koniec końców, chłopak nie okazał się psychopatą, a ja grzecznie odmówiłam i pofrunęłam do domu, odwracając się co pół sekundy czy aby na pewno nie idzie za mną..
      Wracając do tematu – musisz mieć na uwadze fakt, że nie każda kobieta to femme fatale, królowa seksu i biznesu i czego tam jeszcze..Często zdarza mi się, że ktoś do mnie zagada w miły i kulturalny sposób – i tak, zdarza mi się pójść z takim mężczyzną na sok/kawę czy herbatę, ale bardzo często jest to dla mnie zbyt stresujące i krępujące, do tego stopnia, że też potrafię rzucić jakimś oklepanym tekstem: „mam męża/chłopaka/jestem zajęta/mam autobus za 5 minut itd.”. Zdaję sobie sprawę, że przez swoją nieśmiałość, zdystansowanie i nieufność nie poznałam/nie poznam/nie poznaję wielu mężczyzn i co zrobisz? Nic nie zrobisz ;)
      W każdym razie chciałabym poznać tak kogoś wartościowego, tak przypadkiem, zwyczajnie i normalnie porozmawiać – Iskro, napisałaś w punkt :)
      Oczywiście również nie wspominam o żenujących tekstach facetów po alkoholu, moim ulubionym i najbardziej romantycznym jest „a bym cie mała ruchał, że oooo w chuj ” <3
      I to, że jakaś kobieta Ci odmówi, nie zawsze będzie oznaczać, że nie chce się z Tobą spotkać, może jest po prostu zbyt nieśmiała? (a później w duchu żałuje ;) ). Błagam, nie zagaduj kobiet wieczorową porą..bo nie wiem jak inne, ale ja w głowie mam od razu same najgorsze rzeczy, jeśli słyszę od faceta "hej, czy może miałabyś chwilkę?" ;)
      3. Co do checklisty i tych głupich wymagań z kosmosu – wiem, że wszyscy uwielbiają czytać o love story, więc też napiszę..
      Ponad 2 lata temu wybrałam się na zakupy z kuzynką, postanowiłyśmy wypić wino, po które żadna z nas nie mogła sięgnąć. Parę kroków dalej stało 2 chłopaków, którzy gapili się w telefon i wybierali piwo. Kuzynka zebrała się w sobie i podeszła do jednego z nich (bo miał koszulkę Pink Floydów ;) ) i chłopak grzecznie podał nam wino, pożartował i zaprosił kuzynkę na randkę. Umówili się już następnego dnia i chłopak miał w nosie checklisty..i powiedział:
      "Wiesz, Aniu, zawsze tak robię i teraz też tak zrobię, bo chciałbym być od początku z Tobą szczery – nie mam nogi. No, to tyle. Miałem wypadek no i nie mam tej nogi, ale mam protezę".
      Ania: "O, oo, to jak Ty chodzisz?!"
      W: "Nooo..na jednej swojej i jednej sztucznej"
      Ania: "Ale wszystko inne możesz robić i jesteś sprawny?"
      W: "Tak, mogę uprawiać seks – dużo seksu" ;)
      No i tak..Od tamtego spotkania są nierozłączni – i szczerze mówiąc – cholernie im zazdroszczę tych spojrzeń i iskierek w oczach ;) A z tego tekstu do tej pory się śmieję ;)

      • Iskra

        1. Może to jest właśnie ta magiczna kwestia, że za bardzo się czegoś chce. Wiele razy już miałam tak, że jak byłam z kimś w związku, to nagle budziłam też większe zainteresowanie mężczyzn, a jak nie miałam nikogo, to ŻODYN się nie nawinął. W takich momentach przypomina mi się powiedzonko „miej wyjebane, a będzie Ci dane”, co łączy się też z kwestią nadmiernego starania się w kontaktach damsko- męskich itd. Ktoś kiedyś napisał, że w relacjach kobiet i mężczyzn jeżeli chodzi o uczucia i zainteresowanie wygląda to jak dwa źdźbła trawy na wietrze- im bardziej jedno się odchyla, to drugie podąża za nim i odwrotnie. Mnie osobiście kojarzy się to z tą wspomnianą grą, w którą tak wielu lubi się bawić. Sama jestem zbyt szczera i mam silny charakter, żeby tracić czas na takie rzeczy. A widocznie działa to tak, że facet zamiast gonić króliczka, dostaje martwą sarenkę pod drzwi. Nie lubię myśliwych, więc może kiedyś jeszcze trafię na takiego, który doceni, że nie musi wiecznie gonić zwierzyny ;).
        Btw, z dziwnych sytuacji i tekstów na podryw, kiedyś w klubie tańczyłam sobie w najlepsze, a że miałam włosy do połowy pleców, ciemne i grube, to „tańczyły” razem ze mną. Nagle, ni stąd ni zowąd, słyszę za sobą głos gościa, który szepcze mi do ucha „aleeee masz zajebiste włosy, aż mi staje…”. Autentycznie się wystraszyłam. Wolę nie wiedzieć co zrobił ze swoim stan(i)em jak wrócił do domu o_O

        • Łukasz

          Zawsze mnie zastanawia skąd się biorą tacy faceci…

        • Klaudia

          @disqus_PeM2A9JeGK:disqus , skąd jesteś? My się dziewczyno musimy razem napić w najlepsze ;)
          Co do słynnego powiedzonka – niejednokrotnie miałam naprawdę wyjebane i niestety – żodyn książę też się nie zjawił, więc..coś jest nie tak :)
          Też jestem zbyt szczera i może zbyt miła, ale nie potrafię być taką roszczeniową księżniczką z muchami w nosie.
          Ostatnio jadłam obiad ze znajomą, bardzo ładną dziewczyną, ale z kilometra widać, że to typ wyżej wspomnianej księżniczki, która mimo swojej wiecznej bitch shield ma bardzo duże powodzenie. Kątem oka widziałam, że przygląda jej się chłopak, uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam głową, więc w końcu podszedł do naszego stolika i zapytał moją znajomą (nazwę ją A.) o numer. Po prostu podszedł, uśmiechnął się i powiedział:
          „Hej, nie chciałbym przeszkadzać, ale jesteś taką piękną dziewczyną, nie chcę żeby wyszedł z tego tani podryw, ale czy może zechciałabyś zjeść ze mną np. dziś wieczorem kolację? I wiesz…”
          A: N I E. (nawet nie dała mu dokończyć i parsknęła śmiechem)
          Kiedy chłopak odszedł od naszego stolika, A. powiedziała do mnie „Hahaha, nie dla psa kiełbasa – widziałaś, jaką miał brzydką i wygniecioną koszulę?! No, koleś zrobił mi dzień, dosłownie – a poza tym – nie mój typ, trochę za chudy no i dla mnie facet zaczyna się od 1.90 cm..”.
          Bawiłam się widelcem i pomyślałam tylko „ja pierdole”. A parę minut wcześniej A. narzekała, że wszyscy faceci są tacy sami..bo prawnik, z którym się spotykała miał problem z alkoholem, lekarz nie miał czasu na miłość, randki i romantyczne listy wysyłane gołębiem pocztowym, a pilot miał żonę i dzieci..
          Być księżniczką czy jednak nie być? Oto jest pytanie ;)

          • Iskra

            Mieszkam w Trójmieście, więc jak masz po drodze albo ktoś ma ochotę na rozmowę na żywo to zapraszam ;). Jeszcze Toruń wchodzi w grę ewentualnie 19- 21 sierpnia.
            Co do Twojej koleżanki- skąd się biorą takie kobiety? =.=
            Ja rozumiem, że ktoś może nie być w naszym typie, ale to nie upoważnia nas do bycia chamskim i wyśmiewania kogokolwiek. Takie sytuacje wg mnie tylko świadczą o tej osobie, do której się zagaduje.
            Wydaje mi się, że dla takiej kobiety właśnie trzeba być takim chujkiem i grać w gierki, bo one to po prostu lubią.

          • ka

            masz sporo racji. volant kiedyś świetnie to skwitował, pisząc „dlatego nigdy nie odrzuciłem dziewczyny, która miała dużą odwagę żeby do mnie podejść w sposób, który mógłby ją zaboleć. mogłoby to sprawić, że już nigdy tego nie zrobi, ale to, że nie jest idealna dla mnie, nie znaczy, że dla kogoś innego taka nie będzie”.

            ps. piątka za trójmiasto! tak jeszcze nawiązując tym samym do tego, co napisałaś dziś w komentarzu u mnie : otwarci ludzie przyciągają otwartych ludzi – mam nadzieje, że będzie okazja się gdzieś tu spotkać!

      • Łukasz

        Mój problem polega na tym, że jestem dość wielowymiarowy i zawsze patrzę na poruszany temat z co najmniej kilku stron :). Ot taka moja paskudna wada.. albo rzekłbym jedna z wielu.
        Doskonale zdaję sobie sprawę, że takie kobiety istnieją podobnie jak tacy mężczyzni. Powiem więcej, jestem dla nich pełen współczucia i zrozumienia bo generalnie to tolerancyjny ze mnie gość. Pewnie dlatego staram się pomóc każdemu kto do mnie w tym celu przyjdzie, nie krytykuję… nie oceniam, pomagam coś zmienić – najczęściej sposób myślenia.
        Chłopak o którym wspominasz, niestety nie ma zielonego pojęcia czym jest day – game i z Twojego opisu przebija to aż nazbyt wyraznie… a raczej z nagromadzenia popełnionych przez niego błędów. Efekt był taki – że byłaś wystraszona i przerażona – tyle że miałaś absolutne do tego prawo ( pora dnia, miejsce okoliczności, że o wyjściu z za drzewa i zagadaniu nie wspomnę).
        Osobiście nigdy raczej nie zagaduję wieczorową porą, wolę przedział od rana do póznego popołudnia… no i nigdy nie wyskakuję zza drzew tylko podchodzę delikatnie z boku albo wręcz od frontu z uśmiechem.

        Ale pójdzmy dalej.

        „musisz mieć na uwadze fakt, że nie każda kobieta to femme fatale, królowa seksu i biznesu i czego tam jeszcze” – doskonale o tym wiem! ;)
        Tyle że poruszony przez Ciebie argument:
        „ale bardzo często jest to dla mnie zbyt stresujące i krępujące, do tego stopnia, że też potrafię rzucić jakimś oklepanym tekstem”
        Dla mnie po dziś dzień mimo sporej praktyki i bardzo wielu podejść – podejście i kulturalna zaczepka to spory stres i skrępowanie. Czasem ze sobą wygrywam skutkiem czego podchodzę i mówię „Cześć” czasem przegrywam i wtedy tylko pluję sobie w brodę. Takie jest życie. Na szczęście ostatnimi czasy częściej wygrywam. Wracając do tematu, cytowanym/podobnym fragmentem mogłaby się bronić rzesza – dajmy na to 90% nieśmiałych facetów i też będą mieli rację, podobnie jak Ty. Tylko co to zmienia?
        Jedni przegrywają bo nie podchodzą i nie dają sobie szansy drudzy przegrywają bo nie potrafią na taką zaczepkę zareagować i idą na łatwiznę, krótko mówiąc TRACĄ WSZYSCY i nieszczęśliwi są wszyscy żadne usprawiedliwienia tego nie zmienią.
        Dlatego zawsze mówię, że do zakochania bywa jeden krok.

        Niestety wrogiem oklepanych tekstów zawsze pozostanę, tak jak na zawsze pozostanę wrogiem tematu pójścia na łatwiznę.
        Ok a sporo mówisz co na „nie” to mam dla Ciebie małe wyzwanie.;)
        Gdzie i w jakich okolicznościach chciałabyś poznać fajnego faceta, jak miałby się przywitać, co powiedzieć, jak podejść… żeby uniknąć potraktowania tandetą w stylu „mam chłopaka”.?

        Przejdzmy dalej:
        „I to, że jakaś kobieta Ci odmówi, nie zawsze będzie oznaczać, że nie
        chce się z Tobą spotkać, może jest po prostu zbyt nieśmiała? (a później w
        duchu żałuje ;) )”

        Doskonale o tym wiem tyle że ( i proszę wybacz mi nieco wulgarną szczerość) mam to gdzieś. Wybacz mi to nieco szorstkie podejście ale z reguły dla mężczyzn takie sytuacje są dość zero – jedynkowe ( a przynajmniej dla mnie).
        Bo widzisz, nie mam ochoty się często domyślać czy jej „nie” znaczy NIE czy postaraj się bardziej. Nie cierpię gierek. Jeśli dziewczyna po 10 max 15 minutach grzecznej i kulturalnej rozmowy w odpowiedzi na moja kulturalną prośbę nie chce mi podać swojego numeru telefonu czy innego konkretnego namiaru to zazwyczaj ( czasem lubię się chwilę pozgrywać i pożartować żeby rozładować atmosferę) życzę miłego dnia, podaję rączkę i idę w swoja stronę, bo nie ma sensu tracić czasu na kogoś kto nie potrafi podjąć tak prostej i rzekłbym instynktownej decyzji. Nie znaczy NIE -więc nie chcesz się spotkać. Gdyby chciała zostawiłaby jakikolwiek namiar, mail, facebooka czy wreszcie numer telefonu. Tak więc wybacz Klaudio ale nie obchodzi mnie że ona ” w duchu potem żałuje” – miała szansę na coś fajnego, zaprzepaściła ją. Tyle. Wielu chłopaków w duchu żałuje że nie powiedziało wielu dziewczynom jak bardzo im się podobają. I co? I nic jakoś nikt biedaków nie broni i nie żałuje. Tak więc hipotetycznie i teoretycznie dlaczego dla dziewczyn powinno się robić wyjątki?

        Nieśmiałość do pewnego momentu jest urocza – dopóki człowiek nie zda sobie sprawy że bywa ona jego największą barierą która czasem powstrzymuje go przed byciem szczęśliwym.

        Opisany przez Ciebie przypadek kuzynki i jej chłopaka jest chyba najlepszym możliwym przypadkiem tzw „spontana”.
        A skoro już ruszyłaś ten temat to może i ja opowiem o swoim znajomym, który ma protezę lewej ręki. Ów człowiek a właściwie mój przyjaciel przez 2 lata próbował swoich sił z dziewczynami – przy okazji wspólnych imprez, wyjść, spacerów, wyjazdów na koncerty i wielu innych aktywności. Zagadywał częściej ode mnie i rzekłbym że lepszy był w te klocki, gdybym miał orientacyjnie policzyć to powiedziałbym że zagadywał rocznie do minimum 100 dziewczyn i czynił to bardzo grzecznie i kulturalnie. Ręczę Ci za to słowem bo często byłem przy tym. To jakiej ilości przykrości, rozmaitego szydzenia, banalnych olewek ten człowiek doznał ze względu na swoją rzekomą „ułomność” ze strony polskich kobiet mnie dosłownie przeraziło. Mógłbym Ci nawet parę rzeczy zacytować ale nie ma to sensu.
        Pewnego razu czara goryczy się przelała, rzucił wszystko i wyjechał do rodziny do Wielkiej Brytanii, dziwnym trafem tam po tygodniu albo dwóch, spacerując poznał dziewczynę, której przerwała się papierowa siatka, wypadły jej owoce i zwyczajnie pomógł jej pozbierać owoce. Porozmawiał z nią chwilę, dała mu swój numer i tak się poznali. Proste co nie? Pod koniec wakacji jadę na ich ślub.

        Tak więc jak widać poznanie wartościowej osoby jest proste jak konstrukcja cepa. wystarczy tylko nie szukać na siłę dziury w całym i być otwartym na drugiego człowieka. I to tyle.

    • S.

      Kobiety zagadujące do facetów?
      Mi się to przydarzyło w życiu dwa razy jak byłem jeszcze piękny i młody ;)

      Raz na ulicy zaczepiła mnie narkomanka i zapytała „czy nie masz może na mnie ochoty?”

      Drugi raz upolował mnie kuguar w klubie zaczynając znajomość nie od cześć tylko od klapsa w tyłek ;)

    • maciejgo

      Podejście do nieznajomej osoby jest przejawem spokoju i świadomości własnych mocnych/słabych stron. To nie jest przejaw desperacji. Myślę, że to samo można powiedzieć o kobiecie nawiązującej kontakt. Kiedyś podeszła do mnie kobieta i nawiązała rozmowę, potem jakiś czas się spotykaliśmy. Do tej pory jestem pełen podziwu dla jej silnego charakteru. Dlatego nie stresuj się i jeśli ktoś Cię zainteresował, spróbuj spokojnie podejść i zagadać. Na pocieszenie dodam, że odpowiedź zagadanego szybko daje odpowiedź o klasie tej osoby.

      Musze pochwalić kobiety, że ostatnio wyraźnie poprawiły się takie konwersacje. Niezależnie od tego, czy przejdę „weryfikację” i dostanę numer telefonu, czy nie, generalnie poziom rozmowy wygląda całkiem dobrze. Do tej pory pamiętam, jak kilka lat temu zagadnąłem do kobiety na wystawie a ona bez zastanowienia odpowiedziała „idę na obiad” i uciekła :)

      • Iskra

        Często łapię się na tym, że jak widzę kogoś, kto mi się podoba wizualnie myślę sobie „a zagadałabym”, a potem myśl nr 2 zabija tę pierwszą, a brzmi ona „skoro mi się podoba, to na pewno kogoś już ma, bo dziwne by było jakby nie miał”. Idę więc dalej i odpuszczam. Potem jednak myślę sobie o sobie samej, o innych ludziach, którzy też przecież mogą się podobać ( a nikogo nie mają), bo gustów jest pełno i myślę, że to wcale nie jest przesądzone. Ostatnio miałam taką jedną akcję, że widziałam fajnego mężczyznę, który najpierw siedział i czytał książę na bulwarze (ja parę metrów dalej też czytałam książkę, zwróciłam uwagę, bo widząc, że ktoś czyta książkę od razu cieplej mi się robi na serduszku <3) a później zebrał się i poszedł usiąść na ławce posłuchać muzyki, bo akurat grał jakiś zespół rockowy. Akurat tak się zdarzyło, że szłam też w tym kierunku, zauważyłam go, ale poszłam dalej i usiadłam na ławce naprzeciwko po skosie. Siedziałam, słuchałam muzyki, kątem oka widziałam go i nie wiem jak to określić, ale wyczuwa się zainteresowanie drugiej osoby jakoś. Siedzieliśmy tak 10 minut, zastanawiałam się czy podejść i wtedy sobie pomyślałam "on przecież też może podejść, a skoro nie ma na tyle odwagi, to czemu ja mam robić pierwszy krok". Chwilę później wstał i odjechał na rowerze (ba dum tss!). A ja zostałam z myślą w głowie "co by było gdyby…". Może rzeczywiście jest tak, że bardziej żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy, niż zrobiliśmy. Ja chyba jednak ostatnio za dużo się sparzyłam na facetach, żeby znów zaufać samej sobie i podejść do kogoś. Nie jestem chyba gotowa. I mam chyba jakiś zepsuty radar :P. Koniec telenoweli, dziękuję za uwagę :D

        • Łukasz

          Analogicznymi podchodami do tych, które opisałaś może się pochwalić jakieś 95% mężczyzn. Każdy się kiedyś sparzył na płci przeciwnej, niektórzy nawet parę razy. Tylko powiedz mi czy to jest powód aby usprawiedliwiać samemu przed sobą swój brak działania?
          Ty się dużo sparzyłaś na facetach, ja się dużo sparzyłem na kobietach. nNo i co z tego? Próbuję dalej bo wiem że gdzieś tam na mnie czeka moja druga połówka tyle że muszę ją po prostu znalezc a nie wierzyć w bdzety kalibru „sam się znajdzie”
          Bo samo to się znajduje tak merytorycznie patrząc, tylko w holywoodzkich filmach.

          • Iskra

            A może żeby znaleźć tę drugą połówkę warto zajrzeć do lodówki? :D Hue hue, musiałam rzucić tym sucharem, wybacz.

          • Łukasz

            Ostatecznie 0,7 tez nie pogardzę :P.

  • Iskra

    Jest w tym sporo racji, tylko, że nie zawsze podobne standardy muszą oznaczać, że uda nam się zbudować trwały związek z wszystkimi innymi pozytywnymi elementami. Fajna figura nie przesądzi o tym czy ktoś mi będzie ufać, a moja erudycja może czasami bardziej drażnić, niż się podobać, chociaż ktoś też uwielbia czytać. Dlatego przeginanie z pewnymi rzeczami mając na uwadze to, że się komuś dzięki temu spodobamy ma z moich obserwacji odwrotny skutek, bo pokazuje na wstępie, że mi „za bardzo zależy i się staram”. A jak się starasz, to Ci zależy, a jak Ci zależy, to druga osoba może sobie odpuścić. Gra stara jak świat. I pojawia się pytanie czy starać się dalej i czekać aż ktoś poza Tobą to też doceni (o ile taki ktoś się znajdzie) czy sobie trochę odpuścić i zwiększyć szanse? ;) Super jest jak dwie osoby w związku traktują się na równi, jako partnerzy do życia o podobnym poziomie intelektualnym, emocjonalnym i duchowym, ale zwykle jest tak (lub lubimy tak sądzić), że ktoś w związku nad kimś góruje. Jednym to odpowiada, inni nie mogą tego znieść.

    • Jeśli dbasz o siebie i intelektualnie, i fizycznie, i finansowo, etc. to zdecydowanie nie znaczy „za bardzo mi zależy”. Nie wiem w ogóle skąd ten pomysł.
      Posiadanie wysokich standardów wobec siebie i partnera jest jak najbardziej ok – zreszta zawsze standardy wobec niego możesz mieć mniejsze jeśli tylko to ci odpowiada. W druga strone to nie działa. Jeśli w związku ktos nad kimś góruje to primo, nie wieszczę takiemu związkowi przyszłości i secundo będzie to relacja oparta o dominacji jednej strony nad drugą, nawet jeśli nie świadomej to podświadomej – tak po prostu działa psychika człowieka.

  • Strasznie sie rozpisałeś. Można to podsumować prostym: dostejesz to co dajesz, znajdujesz to co jest w miejscu gdzie szukasz i jak jesteś leniwy to nie licz na złote góry.
    Tylko, że niezależnie od tego ile sie takich wpisów, artykułow czy komentarzy nie napisze i tak ludzie będą robic swoje, a potem sie dziwic skutkom

    • Łukasz

      Wiem, taki już mój paskudny urok. :)
      Rzekłbym raczej, że wymagać masz prawo TYLKO jeśli dużo od siebie dajesz, a znajdujesz jeśli szukasz.
      Masz rację, nieważne ile wpisów się napisze i jak ciężkich argumentów się użyje – ludzie i tak zrobią po swojemu.
      Za dużo hollywoodzkich komedii romantycznych oglądają – tylko że nawet w najbardziej ckliwej komedyjce romantycznej można dostrzec pewne ostre przesłanie.Ogląda je masa ludzi – przesłanie dostrzega garstka.
      Ot znak naszych czasów.

  • Forma postu bomba! Zresztą jak i sam tekst. Przypomniała mi się książka Pokolenie IKEA kobiety. Czasem odnoszę wrażenie, że roczniki ’85-’90 są bardzo wybredne w życiu. Mam w rodzinie kilka bliskich mi osób, które lawirują gdzieś w okolicach trzydziestki, mają dobre prace, mieszkania, ale planują zdobycie złotych trzewików, wyjazd na Bezludną wyspę, albo ucieczkę do Beduinów. Mają wielkie nadzieje i myślą, że miłość to garnek złota na końcu tęczy. Nie byle ochłap, ale złoto! Ktoś mądry powinien to precyzyjniej zdefinować pod nazwą, nie wiem, syndrom 30.. Oczywiście żartuję, ale do tego, jak i do wielu innych spraw podchodzę na zasadzie odpuszczania. Polecam i pozdrawiam ;)

    • S.

      To nie wybredność tylko konsumpcjonizm. Za dużo telewizji. Tyle.

      • Mariusz M.

        Wydaje mi się, że również hedonizm- najważniejsze dostać, bo przecież jest się na poziomie i się należy. Gotowy towar ze spełnionymi wymaganiami. Dać coś od siebie? Jasne, ale relacja ma być przede wszystkim oparta na usatysfakcjonowaniu się wzajemnie i dawaniu sobie miłości i innych przyjemności. Coś nie pasi? Skarpetek nie wynosi? Za dużo kosmetyków w łazience? Za głośno chrapie? – „Chyba nie jesteśmy dla siebie stworzeni”.

        A cała idea związku i jego sens zostały gdzieś po drodze utracone. Z roku na rok notuje się co raz więcej rozwodów, ludziom co raz trudniej w ogóle utrzymać na dłużej związki, a dzieci niestety co raz częściej są wypadkiem przy pracy, a nie owocem miłości. Po prostu za dużo myślimy o sobie i spełnianiu swoich zachcianek- wydaje się nam, że szczęście polega na „zdrowym egoizmie” i osiągniemy je, jeśli zrealizujemy wszystkie nasze potrzeby i ambicje. No niestety, wielu pewnie się to udaje, ale znacznej większości nie. To wszystko oczywiście łączy się z konsumpcjonizmem, który jest konsekwencją cywilizacji hedonizmu.

  • ‚Mamy po trzydzieści parę lat, a więc jesteśmy w najgorszym możliwym wieku, żeby trafić na sensownego człowieka.’
    < Po czterdziestce będzie lepiej?

    • S.

      Nie. Będzie jeszcze gorzej ;)

  • S.

    No tak bo jeżeli jestem sprytna i wybitna (btw kabaret Otto) to jak to tak może być, że szczęście mnie nie znajduje?

  • POJEDYNCZA pojedyncza.blog.pl

    Kwintesencją tych przemyśleń jest dla mnie akapit drugi. „Jako trzydziestokilkulatki zwykle wiemy już, czego oczekujemy od siebie,
    życia, związku z drugim człowiekiem i nie chcemy chodzić na kompromisy,
    żeby być z kimś dla samego bycia. Z drugiej strony, potrzebujemy
    czułości, bliskości (…).”
    Jak się miało 20 lat to wystarczył zgrabny tyłek u niej i cudownie niebieskie oczy u niego czy inny równie mało istotny powód by się zakochać – a potem to już z górki, bo przecież „jakoś to będzie” i „kochamy się, to najważniejsze”. I nie mówię tego z ironicznym pobłażaniem, bo okazuje się, że wiele takich związków trwa, kłócą się i godzą, mają dzieci, psa i kredyt, są razem szczęśliwi…
    A tacy 30+? I u facetów i u kobiet od samego początku włącza się system obliczeniowy – czy wystarczająco dobra praca, czy wystarczająco ciekawe zainteresowania, czy spasujemy do siebie pod tym i tamtym względem, a gdzie będziemy mieszkać, a czy on/ona che dzieci itp itd? Analizujemy, oceniamy, rozpatrujemy różne aspekty… Może i tak jest rozsądniej, dojrzalej. Ale jakże prościej byłoby się zwyczajnie zakochać, bez oczekiwań i analiz… czy jeszcze tak potrafimy?

    • Jeśli przewidujesz maksymalnie roczny horyzont znajomości to masz 100% racji.

      Ta tzw. szczęśliwość pt. „jakoś to będzie” i „kochamy się, to najważniejsze” dość często jest tylko na pokaz. Jak pójdziesz z kimś z takiej pary na wódkę i szczerze pogadasz – to często wychodzi prawda. Nie mówiąc juz o ilości zdrad i romansów.

  • Prawdaaaa. Eh!

  • Dużo w tym prawdy. Mam wrażenie, że obie strony ( zarówno męska jak i żeńska ) wymagają od siebie na wzajem zbyt dużo. A przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Ludźmi z krwi i kości. Ludźmi, którzy prócz zalet mają też wady i MAJĄ do tego prawo.