GDZIE CI MĘŻCZYŹNI?

Kiedy po kilku latach związku człowiek nagle zostaje sam, czuje się trochę jak dziecko w hipermarkecie na dziale ze słodyczami. Z jednej strony zagubiony, z drugiej – większości tych cukierków i czekoladek chętnie by spróbował… Zamiast jednak coś wybrać, drepcze w miejscu niezdecydowany, aż w końcu podchodzi matka i mówi „zapomnij, słodycze są niezdrowe, próchnica, cukrzyca, otyłość, be”. 

Tinder to taki sklep dla dorosłych, tylko że zamiast cukierków są tam ludzie, zamiast próchnicy – choroby weneryczne, a w rolę matki wchodzisz Ty sam, kiedy po kilku(dziesięciu) randkach stwierdzasz, że Tinder to jednak nie jest miejsce dla Ciebie, bo poruchać możesz i bez niego, zaś szukanie miłości przez aplikację mobilną jest równie sensowne co szukanie złota w bezodpływowym szambie.

Jako świeżo upieczona singielka, sama po raz pierwszy od ponad pięciu lat, postanowiłam to sprawdzić. Na własnej skórze, na własną odpowiedzialność.

Oto faceci z Tindera vol 2.

 

*

 

– Cześć – rachityczny chłopiec w wieku lat 32 podaje mi wiotką dłoń. Jest przeraźliwie blady, ma cienie pod oczami i wygląda na chorego, ale chory z pewnością nie jest. Świadczy o tym jego perfekcyjnie ułożona czupryna oraz stylówa na biednego irlandzkiego chłopca, której główną osią są, rzecz jasna, oryginalne brogsy za jedyne 699,99, gołe kostki oraz oversize’owy płaszcz z czegoś, co kiedyś było podomką. Łapię się na tym, że przekrzywiam lekko głowę, jak zawsze, kiedy trafię na osobliwe zjawisko, któremu koniecznie muszę się przyjrzeć.
– Cześć – chwytam zdecydowanie jego dłoń, ale zamiast męskiego uścisku otrzymuję chłodne miźnięcie. Zaczynam się niepokoić. Czy to na pewno typ, z którym chciałam się spotkać? Tamten miał mocne rysy twarzy, pewne siebie spojrzenie i… no tak, kadrowanie, filtry, photoshopa. – Krystian? – pytam dla pewności.
– Witaj, Malwino – odpowiada pan K. śpiewnym, delikatnym głosem, zbliża swoją twarz do mojej i całuje powietrze w okolicach policzka. Siadamy gdzieś przy jakimś stoliku, Krystian zamawia yerba mate, a jakże. Odpala papierosa, krzywię się mimowolnie. Pyta czy palę, mówię, że rzuciłam, pyta kiedy, odpowiadam, że pięć lat temu, jak zaczęłam biegać. K. się krzywi, mówi, że sport nie jest zdrowy, bo zaburza wewnętrzną homeostazę. W ciągu następnej godziny dowiaduję się też, że berlińskie minimale są passé, welur wraca do łask, a jedzenie mięsa to największa zbrodnia ludzkości. Płacę za nasze yerby, bo K. nie lubi nosić przy sobie gotówki.

No tak, ma to sens.

 

*

 

Następny jest Adrian. Grafik w korpo. Wielbiciel czarno-białych filmów, koneser wina, a przy tym biegacz z życiówką 3:11:26 w maratonie. Brunet, starszy o cztery lata, wydziarany. Rozmawia nam się świetnie, po dwóch dniach z Tindera przechodzimy na maile, po tygodniu decydujemy się na spotkanie. Buzi buzi, fajnie cię widzieć, facet wygląda tak, jak na zdjęciach, jest dobrze.

– To gdzie pójdziemy? – pytam. – Masz ochotę coś zjeść? Bo szczerze mówiąc, ja umieram z głodu…
– Nieee… Nie chce mi się jeść. Możemy się napić… Byle nie kawy, nie pijam kawy… Piwo ewentualnie może być, tylko nie pszeniczne, po pszenicznym boli mnie żołądek… Może wino? Chociaż…
– Wino! – przytakuję entuzjastycznie, byle byśmy tylko gdzieś usiedli. Nogi mi w dupę wchodzą w tych szpilkach. – Znam świetne miejsce… – zaczynam, ale Adrian wchodzi mi w słowo.
– No nie wiem… Hmmm… Może jednak nie wino…

Może jednak nie.

 

*

 

Trzeci to Paweł, prawnik. Inteligentny, zabawny, zadbany. Nie Alvaro, ale ma coś w sobie. Ładny uśmiech, piękne oczy. Pijemy jakiś szitowy sok z pietruszki, bo spotykamy się na lunch, w trakcie pracy. Taka dziwna randka, ale dobrze się przy nim czuję, naturalnie, bez spiny. Dzień po spotkaniu dostaję wiadomość. „Mam syna, 7 lat i córkę, dwa. Jakoś nie umiałem Ci tego powiedzieć w twarz”.

Acha.

 

*

 

Spędziłam na Tinderze trzy miesiące, poszłam na plus minus 15 randek i mam jedno kluczowe pytanie: gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy? Ci, którzy bardziej niż tym, co mam na sobie, interesują się tym, co mam pod spodem? Ci, którzy znają podstawowe zasady saoir vivre’u, potrafią być szarmanccy i uwodzić kobietę, zamiast pozwalać uwodzić się jej? Gdzie ci, którzy podejmują decyzje i stanowczo wyrażają własne zdanie? I wreszcie gdzie są mężczyźni, którzy grają w otwarte karty, nie komplikując życia sobie i innym? 

Skoro na Tinderze ich nie ma, to może są gdzieś w prawdziwym życiu?

Wiecie coś na ten temat, Panowie?

 

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 6, czerwiec 2016] oraz na logo24.pl

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Kinka

    Ne ma. Albo żonaci. Albo w innej Skandynawii. No.

  • Kinga Potocka

    Myślę,że w dzisiejszych czasach takich „stukniętych” można spotkać równie często na Tinderze jak również poznać przez koleżankę, na castingu,ulicy itp.
    W sumie wydaje mi się,że z tym uwodzącym mężczyzną nie wykazującym inicjatywy jako pierwszy może być milion powodów – jeden jest nieśmiały,inny jeszcze co innego :)

    Całusy na wieczór :)

    • Łukasz

      Spotkać to i owszem ale na ulicy czy poczcie taki gość raczej sam nie zrobi pierwszego kroku i nie zagada. ;) Aczkolwiek zdarzają się wyjątki.
      Nie mniej, wciąż uważam, że łatwiej znalezć wartościowego człowieka w codziennych okolicznościach niż poprzez aplikację czy portal randkowy.
      Zrobienie pierwszego kroku na żywo to coś więcej niż jakieś śmieszne przesunięcie palcem w prawo czy lewo, kliknięcie jakiegoś śmiesznego serduszka czy inne tego typu pierdoły (pardon).
      Co do braku inicjatywy…

      Zgodzę się, powodów może być dosłownie milion. Od nieśmiałości ( braku pewności siebie) zaczynając na przykrych doświadczeniach kończąc.

      W sumie to nie zgodzę się, że czasy mamy „stuknięte”. Dwa tysiące lat temu ludzie mieli bardzo podobne rozterki do dzisiejszych. Zmieniły się jedynie narzędzia, które mamy do dyspozycji. Za „stuknięty” uznałbym jednak sposób postrzegania rzeczywistości przez co niektórych i nadmierne poleganie na zdobyczach techniki.
      Bo wszak po co do pracy przyjechać na rowerze czy przejść się piechotką… jak można sobie samochodem podjechać… a do pracy mając raptem kilometr czy dwa.

  • Iwona

    A ja się jednak nie zgodzę. Są tacy mężczyźni na Tinderze. Przerobiłam wiele randek przy pomocy tej aplikacji, podobnie jak Ty, ale raz, przez przypadek trafił się jeden taki… Bo widzisz, ja byłam przyzwyczajona przez pewien okres do niezobowiązujących spotkań z facetami, z których nic nigdy nie wychodziło. Aż nagle pojawił się ktoś zupełnie nie w moim typie (nie pod względem wyglądu, raczej charakteru, zachowań). Nigdy nie szukałam kogoś, kto będzie dawał kwiaty i zabierał na randki. Ale on tak robił i poleciałam na to. Do dzisiaj jest facetem idealnym, rok od pierwszej randki. Wniosek taki, że jednak da się kogoś takiego znaleźć na Tinderze. Ale w Poznaniu. Nie wiem, jak Warszawa. Bo szczerze, (może się mylę, w Warszawie byłam parę razy), ale z tego co ogarnęłam, większość napotkanych facetów przypominała Twojego gościa od yerba mate. Ewentualnie zabieganych biznesmenów. Ale to tylko opinia na podstawie paru dni w Warszawie. Anyway, moja koleżanka też poznała chłopaka, ale przy użyciu innej aplikacji. Dwa lata w związku, wszystko gra. Więc może po prostu trzeba dobrze trafić, może za którymś razem się uda :) Ale lubię Twoje teksty o Tinderze, dobre są :)

  • Joane

    A ja z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że właśnie na Tinderze poznałam mężczyznę mojego życia. Wczesniej kilka randek z innymi, wszystkie miłe, ale takie…bez polotu. Z Nim iskrzyło od pierwszych minut. Juz kolejnego dnia wyjechaliśmy na wspólny weekend:) wszyscy się dziwią, gdy mówimy gdzie sie poznaliśmy, ale ja wierzę, ze nawet na Tinderze mozna znaleźć prawdziwą miłość :) czego rownież Tobie życzę Malv:)

    • Łukasz

      Osobiście uważam, że miłość można spotkać wszędzie i o każdej porze – trzeba być tylko otwartym na taką możliwość… no i troszkę cieplejszym niż kostka lodu. ;)
      Bo to generalnie proste jest… potrzeba tylko troszeczkę szczęścia.

      • Pionierka

        Racja, miłość jest łatwa. Nie wiem po jaką cholerę ludzie tak ko komplikują.

  • Marta

    Trzy miesiące temu skomentowałam Twój wpis pt. „Przyjaciele nocą”, pisząc, że uciekłam bojąc się o zerwanie umowy o „niezakochiwaniu się”. Odezwałam się do niego po 6 latach. I wiesz co? Odpowiedział i się spotkaliśmy.
    On jest szarmancki, zna savoir vivre, potrafi uwodzić, świetnie nam się rozmawia i spędza razem czas. Tak, odnowiliśmy kontakt. I tak, jest świetnie. I tak, jest przy tym świetnie wyglądającym facetem.

    I nie posiada on ani facebook’a, ani tinder’a, ani innych dziwnych wynalazków. Myślę więc, że są i tacy, podobni tym, których Ty sama szukasz. Tylko to wymaga niestety czasu.

    Malivina, trzymam kciuki, żeby poszukiwania okazały się w końcu owocnymi. Bardzo owocnymi. :)

    • Joa_ska

      Przywróciłaś mi nadzieję, Marta!

  • Radosław

    Co lepsze okazy już zajęte, reszty szukać pod pantoflem feminizmu. Brak służby zawodowej również się co nieco przyczyniła do obecnego stanu rzeczy.

    • Łukasz

      Co do służby zawodowej – częściowo się zgodzę… co do reszty zabiłeś mnie śmiechem ;)

    • Pionierka

      Racja, po dobrej fali facet szybciej doceni kobietę :D

  • sabr

    Ten moment, w którym połowa męskiego narodu zasypie Malvinę meilami w stylu: „jedna kawa, a Ci udowodnię, że jednak są jeszcze prawdziwi mężczyźni!” .. 3.. 2.. 1.. start! ;)

    • wypierdek w rurkach

      What? Jedna kawa i udowodnię, że ich nie ma! Oj, nie kawa tylko flaszka. Szkockiej.

    • Lukas

      To dopiero byłaby strata czasu!

  • Dejna

    Z moich Tinderowych doświadczeń wywnioskowałam, że mogę tam znaleźć 3 typy chłopców: ruchaczy, dreso-lamuso-brzydkich ruchaczy i nawet ładnych chłopców, którzy i tak mają jakąś wadę, że w realu nie mogą sobie nikogo znaleźć. A to są za niscy, a to za dziwni, a to zbyt pizdowaci. Tinder to aplikacja dla popsutych ludzi – stwierdziłam że nie chcę do nich należeć :/

    Druga sprawa, jak? jak można szukać miłości „na siłę”? jak można poznać kogoś i od początku rozpatrywać w kwestii – będzie/nie będzie coś z tego. NIe uuuuuumiem.

    Tak, jestem sama od zawsze :D No i trudno, widocznie taki mój los.

    • Pionierka

      OJP jak można być za niskim na miłość?

      • Łukasz

        Wiesz,o to moim zdaniem należałoby zapytać niektóre dziewczyny, które dyskwalifikują w przedbiegach chłopaków mających 170 cm i niżej. Podają zazwyczaj za przyczynę fakt, że lubią one chodzić w wysokich szpilkach… i czułyby dyskomfort będąc choć ociupinę wyższą od swojego partnera – mimo, że same bez szpilek mają 160cm w kapeluszu
        Dość popularna wymówka/ tekst profilowy rodem z Tindera czy Badoo. Z resztą w klubach generalnie też można ten żenujący tekst usłyszeć.
        Naturalnie każdy ma prawo mieć swoje preferencje co do wzrostu ( wyższego lub niższego) ale jest duża różnica między trzymaniem się preferencji a wybrzydzaniem.
        Ale to moje zdanie. A jakie jest Twoje?
        Bo jestem ciekaw. :)

        • S.

          170 i mniej…
          Dobrze że mam 173 jeszcze się załapię :D

        • Pionierka

          Mój partner ma 165 cm wzrostu. Ja mam 160, w szpilkach byłabym od niego wyższa. I? Zresztą niektóre z jego partnerek były od niego sporo wyższe bez szpilek. Stąd moje zdziwienie, że wzrost miałby być jakąkolwiek przeszkodą.

          • Ha, jak miłe uczucie przeczytać wzrost swój i swojej partnerki w czyimś komentarzu. :D I moja była dziewczyna również była ode mnie wyższa! A kamień z serca w kwestii mojego wzrostu spadł mi lata temu, zanim skończyłem 18 lat i wiedziałem, że powyżej 165cm już nie urosnę, więc jakoś machinalnie nigdy mi to tak naprawdę nie przeszkadzało i w niczym nie przeszkodziło.

        • Inga

          Dla mnie facet musi być wyższy. Wyższy o więcej niż 1 cm, bo takiej różnicy w ogóle się nie widzi rozmawiając z kimś twarzą w twarz. No przykro mi, ale niżsi mnie po prostu nie pociągają i są dla mnie aseksualni, nie będę się z nimi umawiać tylko dlatego, żeby im nie było przykro. Jest mi właściwie obojętne, czy facet jest umięśniony czy nie, czy ma brzuszek czy wystające żebra, czy jest rok młodszy czy 10 lat starszy, czy ma brodę, czy goli się na zero. Ale musi być wyższy, dla mnie to jest nie do przeskoczenia. Mam 173 cm, lubię się schować w czyichś ramionach, a nie wiecznie robić za najwyższy punkt orientacyjny w towarzystwie. Lubię swój wzrost, ale lubię też czuć się zdominowana w łóżku, a facet wzrostu 165 cm mi tego nie zapewni.

      • Na miłość może nie, ale na przebicie się na portalu, w którym selekcjonujesz ludzi na podstawie tego, czy są dość ładni na fociach… Wzrost to po prostu kolejne tego typu kryterium (swoją drogą – panowie mają specjalną rubryczkę w profilu do wpisywania wzrostu? w damskiej sekcji nie zauważyłam pytania o żadne wymiary :D)

    • veniika

      Jak ja dobrze Cię rozumiem! Najbardziej jednak śmieszy mnie pytanie: „Czego tutaj szukasz?”. Zastanawiam się wtedy co tam można znaleźć. Jakiś skarb, a może magiczną moc? Faceci chyba już nie potrafią normalnie się spotkać i porozmawiać, tak po prostu, po koleżeńsku. Przecież nikt nie mówi, że musimy od razu być parą lub ich ulubionym „friends with benefits”.Czy już nie można spędzić razem fajnie czasu i porozmawiać? Zaczynam wątpić w ludzkość. Mimo wszystko życzę powodzenia w dalszym „szukaniu normalności” :)

      • Kinga Potocka

        „Czego tutaj szukasz?” „Czemu taka piękna dziewczyna ma Tindera?” – „kocham” tego typu teksty po prostu :D zgadzam się z tym i również odnoszę wrażenie,że wiele osób instaluje appki/rejestruje się na portalach z od razu zamierzonym celem a potem „wielkie rozczarowanie” . Kolejna racja – ulubiona relacja wielu facetów – friends with benefits ;)

        • KaZet

          Kinga przeciez jestes inteligentna. Dobrze wiesz ze te teksty nie maja wielkiego znaczenia. Czasem sa po to zeby ukryc niesmialosc, czasem jako zagluszacz rozmowy. Pytanie „czego szukasz” wbrew pozorom sprawia problem z odpowiedzia. 99% ludzi odpowiada, tak na luzie sie z kims spotkac zobaczy sie co z tego wyjdzie. A ” friends with benefits”? W zasadzie tu powinno sie skrytykowac tych co na tinderze szukaja milosci. Od tego sa inne portale/appki. Geneza powstania tindera jest chyba inna niz szukanie milosci az po grob;)

      • Kinga Potocka

        I cudowne po jednym czy dwóch spotkaniach „nie pasujemy do siebie Zosia/Karol” :D

        • maur

          Skoro czasem na spotkaniu emanujemy „ja, ja, ja…”, a zamiast poznać kogoś, wysłuchać, zadajemy pytania z naszego schematu, to jak tu coś ma pasować. ;)

      • ‚Najbardziej jednak śmieszy mnie pytanie: „Czego tutaj szukasz?”.’ < Tak, kurde. Zgubiłam drogę do klasztoru.

        • Kinga Potocka

          Albo na imprezę. :D

      • pizza nie facet

        Same uczycie facetów żeby tacy byli… Ja jeszcze kilka miesięcy temu taki byłem, miałem sporo koleżanek z którymi rozmawiałem „po koleżeńsku” tak po prostu. Nagle trochę pusto się zrobiło… ale jedna z nich trochę bardziej szczera powiedziała mi że nie jestem prawdziwym facetem, bo nie poszedłem z nimi na całość po kilku spotkaniach. Zaznaczam że jestem żonaty i one o tym doskonale wiedziały. Do tego między nami jest spora różnica wieku w dodatku wcale nie jestem atrakcyjnym facetem.

      • Lukas

        A co ma cię zapytać? Połykasz czy wypluwasz? Normalne pytanie no chyba, że za bardzo zwiera styki u kobiet.

    • Maritylla

      Drogie panie, pamiętajmy… wzrost mężczyzny jest odwrotnie proporcjonalny do długości przyrodzenia, więc zastanówmy się zanim kogoś skreślimy :D
      Pozdrawiam

  • Bo faceci nie siedzą na Tinderze, tylko robią swoje i co jakiś czas przelatuje im myśl przez głowę, że fajnie byłoby mieć kogoś, kto by ich polubił takimi jakimi są(no ewentualnie myślą cały czas, że po prostu chcę im się cholernie ruchać i kochać i dbać o kogoś[serio!]). Bo jaki jest sens bajerować kogoś ciul wie czym, skoro prawda i tak wyjdzie na jaw? Facet sobie zdaję z tego sprawę.
    Osobiście nie czuję się jakimś super facetem, bo widzę jak wiele mam problemów ze sobą i jak wiele we mnie jeszcze z niedojrzałego gówniarza. Ale po przeczytaniu tekstu się załamałem. Jak mi nie wychodziło z kimś, to dlatego że się nie zgraliśmy i obie strony się z tym zgodziły, a nie z powodu mentalnego mikropenisa.

  • Arkadiusz

    3, 2,1… Jestem :)

  • Grider

    W tej samej nibylandii gdzie są normalne kobiety, i mam nadzieję że im tam dobrze :). Przecież muszą istnieć jakieś światy równoległe, w których to jest poukładane.
    Z drugiej strony np statystycznej, muszą istnieć odchyły od normy, by się matma zgadzała.

    A mi wychodzi że jestem takim odchyłem, który na dodatek nie potrafi gadać o niczym. A jak zacznie gadać na temat to nie umie się zamknąć :P
    Ale jak stwierdzają przysłowia ;) wszędzie lepiej gdzie nas nie ma. A normalność jest bardzo przeszacowana.

    Powodzenia :)

  • Gosza

    Jak już uda Ci się jakiegoś znaleźć, możesz szepnąć gdzie go szukać, bo w chwili obecnej mam wrażenie, że posiadam więcej testosteronu aniżeli któryś z ostatnio poznanych „mężczyzn”/ chłopców…..

  • remik

    Jesteśmy, również szukamy prawdziwych kobiet…

    • Łukasz

      Zdefiniuj „prawdziwe” ;)

  • Noł, noł!

    Na córkę poczekaj dwa, na syna siedem, na prawnika wieczność a reszta będzie sie zgadzała. Malwi, Ty musisz być popieprzona :*

  • Emir

    Tinder faktycznie jest giełdą seksu ;) Natomiast w moim przypadku palec w prawo przyniósł mi najfantastyczniejsza kobietę jaką kiedykolwiek poznałem :) Tyle tylko, że ja jestem z tego wymierajacego gatunku o którym niedługo będzie można jedynie poczytać w książkach … Miłego.

  • Pionierka

    Nie wiem gdzie są, jeden egzemplarz trzymam w domu :) Znalazł się przypadkiem, poszłam na kurs odmienić sobie życie zawodowe, a odmieniłam sobie życie osobiste. Jakoś tak uznaliśmy, że kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością to dobry zestaw.

    • Łukasz

      „Jest takie celne zdanie – miłość najczęściej zaczyna się od spotkania,
      po którym niczego się nie spodziewamy. Problem w tym, że podnosząc zbyt
      wysoko poprzeczkę, wiele kobiet już na samym początku ogranicza sobie
      ilość przypadkowych spotkań.” Volant

      • Pionierka

        Trochę tego nie rozumiem. Jeśli spotkania są przypadkowe, to jaka poprzeczka? Przecież idąc na kurs nie wybieram po tym, czy prowadzący albo któryś z uczestników nadaje się na partnera życiowego :) Tak samo w innych sytuacjach – idąc na siłownię, na imprezę, czy choćby wychodząc z psem na spacer nie mam żadnego wpływu na to, jakich ludzi przypadkiem spotkam. Tutaj liczy się sama aktywność i wychodzenie do ludzi. Obecnie jestem w trzecim poważnym związku. Żadnego z moich partnerów nie poznałam w sytuacji, w której szukałabym partnera. Po prostu zajmowałam się sobą i robieniem rzeczy, które mnie interesują.

        • Łukasz

          Przyznam się, że im dłużej czytam Twoje wypowiedzi tym bardziej podoba mi się Twoje podejście. Gdyby więcej kobiet wypowiadało się podobnie merytorycznie i rzeczowo ( albo raczej takimi było) jak Ty, to zaryzykuję hipotezę że ten kraj byłby lepszym miejscem. :)

          Ale do rzeczy… już tłumaczę.

          Widzisz, w obecnych czasach, wiele kobiet chce żeby wszystko odbywało się na ich warunkach. Tj w dużym uproszczeniu żeby spotkała takiego faceta jak ona chce, mniej więcej gdzie chce ( stąd kluby i imprezy znajomych są tak oklepane) i kiedy ona chce. Mało miejsca jest zostawionego dla drugiej strony… stąd m.in wynikają żale „że facet ma wyczuć właściwy moment” tyle że owe Panie zdefiniować owego momentu na ogół nie potrafią. W dwóch słowach „domyśl się”.

          Bardzo często jest tak, że cokolwiek odbiega od tego sztywnego planu, wprawia owe panny w mocne zakłopotanie, skutkiem czego nie wiedzą jak się mają zachować. I tutaj dotykamy terminu przypadkowego spotkania.

          Od pewnej mądrej Pani psycholog usłyszałem poniekąd, że wiele kobiet w dzisiejszych czasach, traktuje jakąkolwiek dłuższą czy poważniejszą próbę interakcji ( ze strony faceta) jako próbę podrywu.
          Nie ma warstwy pośredniej,skutkiem tego jest automatyczne ocenianie danego delikwenta w kontekście: „Tak”, „Nie”, „Może”. Nie ma opcji, że ten człowiek może chcieć zwyczajnie spontanicznie porozmawiać. Stąd „mam chłopaka” słyszy się nader często, mimo że czasem dany facet zupełnie dziewczyny nie podrywał a jedynie rozmawiał. Inna kwestia, to to że niektóre Panie nie mają normalnych preferencji przy doborze potencjalnego partnera ( i nie są tak tolerancyjne i wyrozumiałe jak Ty, choćby w kontekście wzrostu) a chciałyby żeby w preferowanym przez nie miejscu i czasie, podszedł do nich facet nie o „akceptowalnym” typie urody tylko o „idealnym” Stąd pierwsza grupa Panów jest spławiana – Wątek wysoko zawieszonej poprzeczki.

          Reasumując jak do takiej kobiety ma podejść normalny, zadbany facet ( w normalnych codziennych okolicznościach) skoro zostaje skreślony zanim jeszcze cokolwiek powiedział – oczywiście nie w oparciu o jakieś normalne preferencje a w oparciu o nierzadko wygórowane wymagania.

          Co do Twojej wypowiedzi, zgadzam się z Tobą. Człowiek o zdrowym podejściu do innych oraz do relacji ma właśnie takie podejście. Idzie w jakieś miejsce aby rozwijać swoje zainteresowania tudzież poznawać innych ludzi o podobnych zainteresowaniach tudzież dobrze się bawić,ot tak po prostu. A to że przy okazji spotka się kogoś kto jest dla nas atrakcyjny i nadaje się na tych samych falach – cóż, życiowy bonus.

          Niestety, co niektórzy nie rozumieją zarazem prostoty i piękna tego spontanicznego jakby nie było zjawiska.

        • maur

          Przy przypadkowych spotkaniach też poprzeczka potrafi być. Jeśli ktoś szuka drugiej osoby tylko do konkretnego celu („kolegów już mam, to miłości szukam” na przykład) i nierzadko ma listę wymagań, to jest to niezła poprzeczka. Coraz mniej miejsca na poznawanie, więcej na odhaczanie punktów na liście.
          W sumie nawet to trochę rozumiem, bo w takim trybie – chcąc poznać konkretnie miłość, poznając wiele osób, nie ma czasu by kogokolwiek poznać choć trochę lepiej, tylko bazujemy na swoich ocenach, kryteriach. I w sumie każdy to robi w jakimś stopniu. Kwestia stopnia. ;)

  • Aga

    Randkowi żebracy to temat na osobny post, bo mężczyźni chyba próbują wprowadzić to jako standard…Zasada jest prosta – skoro ty zapraszasz i skoro jest to pierwsza randka to wypadałoby zapłacić szczególnie, że nie idzie się do Amaro.
    A w realnym świecie: „to co, na pół?” „mam tylko 10zł, dorzuce…” „masz może multisporta? to za ten bilard wyjdzie ci mniej…” itp. itd. HAŃBA panowie, po prostu hańba dla całego gatunku!

    • maur

      Wiesz, długo płaciłem. I czasem miałem dość.
      Sytuacje, gdy np po kilku godzinach razem, po kinie, 3 knajpach wracając do mnie kupuję wino – brakło mi gotówki, proponuję kartą – ale nie, dziewczyna stwierdza, że ona ma drobne i dołoży mi. Ok. 10 minut później w mieszkaniu przypomina się, żebym oddał jej złotówkę.
      Znałem dziewczyny, które wyszły z facetem, który nijak nie pociągał ich, nie były zainteresowane niczym… aaaale miały wolny wieczór, a to przecież takie wygodne, gdy facet zorganizuje, zabierze, zapłaci i jeszcze odstawi do domu.
      Także.. przepraszam, ale ja się wypisałem z tego klubu.

      Również nie widzę nic złego w pytaniu o multisporta, po to mam by korzystać, ale rozumiem, że jeśli zabrałbym Ciebie na squasha i zapytał o multisporta to przestałbym być facetem w Twoich oczach. ;-)

      • Pionierka

        No dobra, przyznam się, raz tak zrobiłam. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że byłam w bardzo drogim mieście, skończyły mi się pieniądze i momentami było mi słabo z głodu. Dałam się zaprosić jakiemuś przypadkowemu facetowi w centrum handlowym na kawę, wybrałam taką z największą ilością syropów, bitej śmietany i lodów, żeby kalorie były. Ale to było w Moskwie, więc powiedzmy, że za te lata zaborów i okupacji mogłam się zemścić :D No i jeszcze miałam darmową konwersację po rosyjsku!

  • Prawdziwi mężczyźni są z prawdziwymi kobietami.

  • Łukasz

    Jeden z tych oldschoolowych cytatów, których się nie zapomina. :)

    Co do Tindera to muszę się zgodzić, że odsetek normalnych ludzi oscyluje wokół 10% (max) na każdą grupę.

    Co do reszty Twojej wypowiedzi to zgadzam się w 100%. Generalnie powinno być to oczywiste. Jednak jak widać to co najprostsze jest równocześnie najtrudniejsze. Paradoksalne, co nie?

  • aknA

    We mnie jeszcze jest ta nadzieja, że gdzieś tam chociaż jeden na wpół normalny się ostał. Wrrróć! Chociaż na wpół MĄDRY się ostał i jest wolny. No i chce poznać i być z kimś takim jak ja – a wiem, że łatwo nie jest ;P No i tak, bo mam kuzynkę. Raczej typ Mariolki, ale twardo upiera się przy tym, że jest najmądrzejsza, najładniejsza, najbystrzejsza i w ogóle w każdym aspekcie jest „naj”. I tak jak ona mnie irytuje, tak jej mąż jest niesamowicie spoko gościem. Całą rodziną dziwimy się ja to się stało, że z nią jest – no, ale nie wnikam, jest i niech im tam dobrze będzie. Z racji tego, że od dłuższego czasu jestem singlem, kuzynka uwielbia zadawać pytania i komentować w stylu: a ty znowu sama; oj nie martw się, jeszcze znajdziesz tego jedynego; taka fajna jesteś i ładna i co, dalej nic?; etc. Zazwyczaj odpowiedzi się nie doczekiwała, bo przekonywać do tego, że ja na prawdę nie jestem tym faktem zdołowana ani tym bardziej nie mam włączonego mężo-radaru, to jednak podczas ostatniego spotkania ją dostała i wydaje mi się, że już nigdy buzi do mnie w tej sprawie nie otworzy. Otóż zapytała mnie wprost: czemu ty jesteś sama? Więc jej odpowiedziałam: bo twój mąż jest już zajęty. Nabzdyczona buzia kuzynki towarzyszyła nam aż do końca niedzielnego obiadu, a jej mąż? Cóż, jak pisałam to spoko koleś, więc zwyczajnie zbytnio się tym nie przejął. Tak że, tak… Gdzie ci mężczyźni? Są, tylko zajęci ;)
    I takie małe spostrzeżenie a propos płacenia na pierwszym spotkaniu, zawsze płacę za siebie. Niby czemu obcy facet miałby to robić za mnie? Niby czemu ja miałabym to robić za obcego faceta?

    • maur

      Jak to czemu facet miałby płacić za Ciebie? Nie słyszałaś tych argumentów? ;) Bo szarmanckość. Bo dobre wychowanie. Bo nierówne zarobki płci. Bo jest mężczyzną w końcu.
      Ja po pewnych doświadczeniach z niemałym trudem zacząłem uczyć się asertywności i nie płacenia – a przynajmniej nie zawsze – za dziewczynę na pierwszej randce.
      A kuzynka.. to cudowne trochę jak to ludzie wiedzą co dla innych dobre i wciskają im swój przepis na życie czy swoje obawy bez żadnej moderacji. ;)

  • S.

    Dobre!
    Dziewczyny spiszcie te wszystkie nieudane randki i można wtedy napisać scenariusz do tragikomedii pt:
    „Jak nie poderwiesz dziewczyny”.
    :D

    PS. Podziwiam Cię za to, że mimo wszystko dajesz tyle szans różnym zainteresowanym ;)

    • Klaudia

      Dzięki :) Daję szansę, muszę dawać, żeby kogoś poznać :) Sama wcześniej miałam muchy w nosie, nie dawałam się nigdzie zapraszać i byłam obrażona na każdego faceta, bo przecież wszyscy są tacy sami, prawda? ;) Także tak. Szukam dalej, mam nadzieję, że nie będzie gorszych randek niż te, na których byłam. Trzymaj kciuki!

  • Statler

    Słonko, mam złe wieści. Nie ma… podobnie jak prawdziwych kobiet. Jest tylko teatr masek, który widzimy na tinderach czy innych facebookach. Prawdziwych tam nie spotkasz.

  • Patrycja Mrozik

    Malv, nie trać nadziei, na Tindzie, Sympatii, Badoo czy innym portalu zapoznawczo – zaruchawczym siedzą nie tylko smutne siusiaki, Sebki czy Janusze. Chodź na na te randki – flirtuj, otwieraj się, rozmawiaj, jedz dobre rzeczy, poznawaj siebie w oczach innych mężczyzn, ładuj baterię, baw się. Porzuć postawę roszczeniową. Do cholery, randkowanie to tak wspaniały okres, nie powinno tu być miejsca na gram frustracji. To Twój wybór z kim idziesz na randkę, z kim na randce zostajesz. Nie bój się powiedzieć po 10 minutach, że nic z tego nie będzie, tak jak nie bój się dawania kolejnej szansy i brnięcia. Nie ograniczaj tego cudownego czasu do 15 randek i irytacji, bo przecież to pokazało Tobie i nauczyło czego nie chcesz :) To dobre doświadczenie. Wyciągnij z tego okresu jak najwięcej dla siebie! A teraz serduszkuj tych właściwych!

  • Dag Ma Ra

    Kwestia wzrostu jak ktos ma 178 cm jest poniekąd ważna ;)

    • Łukasz

      Naturalnie, jeśli w grę wchodzi tylko facet wyższy od Ciebie…
      Byłem pół roku w związku z Panią prokurator, która była tego samego (178) wzrostu ( ja mam 175cm) i jakoś żadnemu z nas to nie przeszkadzało.

  • Siriah

    „gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy?”… Na pewno nie na tinderze…
    Oni nie korzystają z tindera… Potrafią sobie poradzić bez dodatkowej apki w znalezieniu kobiety.

  • Dejna

    jeeeej jaka tu awantura o moje pochopne słowa :D ja osobiście też mam mniej niż 160cm i po prostu jeżeli chłopak (a to zdarza się mega rzadko) jest jeszcze niższy ode mnie, no to przykro mi, będziemy wyglądać jak para krasnoludków <3 Ale żarty żartami, rozumiem że każdy ma swoje "co kto lubi" i dobrze :)

    Ogólnie rzecz biorąc chodziło mi chyba o ludzi z kompleksami, którzy mają małe szanse na wyrwanie kogoś w realu, bo są właśnie skreślani przez ludzi oceniających innych bardzo powierzchownie (przyznajcie się sami przed sobą – większość tak robi). No a Tinder? Odrzucasz/akceptujesz zwłaszcza na podstawie zdjęcia. Więc helloł! :D portal pełen sprzeczności :D

    psst, nie mogę mieć siatkarza bo będę musiała sobie przystawiać do niego drabinę :(

    • Łukasz

      Po co przystawiać drabinę kiedy on może Cię objąć, podnieść, przytulić i pocałować? ;)

  • S.

    Nie znam Cię ale już Cię lubię ;-)

    • Klaudia

      Dzięki, S.! ;) Napisałam tylko samą prawdę, o której niby każdy wie..
      Dopiszę jeszcze parę słów o mojej koleżance i jej love story: to ładna, uśmiechnięta brunetka, bardzo szczupła i wysoka. Ma farta dziewczyna, może przebierać w facetach ile tylko się da. Kilka miesięcy temu zaszalała na wyprzedażach i tak się stało, że została bez grosza i nie miała za co wrócić do domu i się po prostu rozpłakała na przystanku :P (akurat wtedy do mnie dzwoniła i okropnie marudziła i karciła siebie za kupno tych wszystkich pierdółek) Ale, ale..podszedł do niej chłopak i zapłacił za jej bilet. Zapłacił, spotkali się – raz, drugi, trzeci..Nadia ma prawie 180 cm, a jej wybranek jakieś 170 cm :D I do tego jest troszkę „misiowaty”, także wyobraźcie to sobie..I mają się dobrze, bo to jest chyba najważniejsze, nie? :)

      • S.

        Piękna historia. Ale nie chciał bym żony, która nakupowała by sobie pierdółek a potem powiedziała, że nie ma na rachunki, jedzenie albo pieluchy dla dziecka ;)

        Płacz nie usprawiedliwia lekkomyślności ;)

        • Klaudia

          Oj tam, oj tam..Pół żartem, pół serio, nie bierz tego tak na poważnie :) Taki urok wyprzedaży – jedna sukienka, druga sukienka, a tu jeszcze jakaś bluzka..a i może 15 tusz do rzęs, bo warto mieć na zapas i zawsze się przyda ;)
          Oczywiście chciała oddać pieniądze na pierwszym spotkaniu, żeby nie było! I pamiętam jak dziś telefon po randce „o boże, Klaudia, jaki on jest fajnyyyy, dawno takiego faceta nie spotkałam, gdzie on się uchował, no gdzie? „. ;)

          • S.

            No niech Ci będzie.
            A pieniądze w końcu oddała? :D Choć jak znam męską dumę to chłopak pewnie nie chciał przyjąć pieniędzy :D

            Fajnie się czyta takie historie z życia wzięte. Pamiętam gdzieś tu u Malwiny pewna dama wspominała jak poznała swojego faceta podczas robienia zakupów w markecie. Równocześnie sięgnęli po ostatniego ogórka. A potem żyli długo i szczęśliwie. Niestety do dziś nie wiemy kto kupił tego ostatniego ogórka :D

      • maur

        Piszecie wszyscy, że bez znaczenia, przy czym czytam o róznicach typu 170 180cm. 10cm to nie tak dużo.
        A jak mam 192cm, to nadal wzrost się nie liczy i dziewczyna 150-160cm jest jak znalazł? ;)
        Nie trafiłem na żadną taką, która by mnie poruszyła, ale coś czuje, że miałbym drobne obiekcje.

        • Łukasz

          Jeden kolega jest koszykarzem – center, 195 cm wzrostu. Jego narzeczona 160 z groszem. Nie mają problemu ze swoim wzrostem. Darek śmieje się że po prostu częściej nosi ją na rękach. :P
          Drugi kolega jest siatkarzem i zarazem funkcjonariuszem w mojej jednostce, 200 cm z groszem, jego żona też 160 z groszem. Kochające się małżeństwo a prócz tego wspaniali – pozytywni ludzie.
          Dziękuję.

          • maur

            po 1: „drobne obiekcje”
            po 2: nie napisałem nigdzie, że takich związków nie ma. Po prostu jeśli rozważać wymagania odnośnie wzrostu to można też uwzględnić większe różnice niż 10cm.
            Dziękuję. ;-)

            Jednym podoba się ktoś o pełnych kształtach, innym mniej, bardziej. Nie popadajmy też w paranoje, że żadna cecha fizyczna i różnice nie mają znaczenia, bo mamy wspaniałe wnętrze. I po co komu pociąg. ;)

  • sz

    A moze warto obrocic sie o 180 stopni i podejsc do tematu troche inaczej – zamiast marzen czy wymagan ze ma byc taki czy inny, ma zachowywac sie tak, a nie inaczej, chce tego oraz tego to zastanowic sie i odpowiedziec sobie na pytanie „jaki ma NIE byc” czy „czego w zyciu NIE chce”?

  • Dee

    Haha świetne historie :D pośmiałam się, ale z drugiej strony sama zaczynam rozmyślać czy nie przyszedł już na to czas… ale chyba jeszcze nie :P pan C i E to moi faworyci – jeden konkretny, drugi z fantazją, nie rozumiem czemu nie było drugiej randki :D

    • Klaudia

      Pana C już pominę, ale z panem E nie napisałam wszystkiego! Z panem E umówiliśmy się na kolację do typowej „fancy restaurant” (w której rzekomo parę dni wcześniej zarezerwował stolik) i pomyślałam sobie, że to świetny pomysł. Nie myśląc długo, wskoczyłam w małą czarną i wysokie szpilki i pojechałam w świat. Kiedy po ok 50 minutach czekania na totalnym wypizdowie, na małym przystanku, zobaczyłam pana E w szarym dresie z wielkim plecakiem i paczką chipsów w ręce, pomyślałam, że to chyba jakaś pomyłka. Od razu powiedział „wiesz, w sumie nie jestem głodny, jadłem obiad niedawno, a może innym razem pójdziemy na to sushi czy coś? Ale za to pójdziemy w inne FAJNE miejsce, zgoda?”. I pomyślałam sobie – ok, skoro odstawiłam się jak stróż w boże ciało i tyle się naczekałam, to pójdę z Nim w to FAJNE miejsce. Idziemy, idziemy, idziemy..aż w końcu mówię „Ej, Kuba, a czy my przypadkiem nie idziemy na ten stary, opuszczony basen, gdzie siedzą sami żule?”. Kuba się uśmiechnął i powiedział „Noooo, tak! Super tam jest, tyle graffiti, zawsze pełno ludzi, napijemy się, posiedzimy, pogadamy. Często tam robię zdjęcia”..Usiadłam dupskiem na jakimś murku i Kuba wyjął 2 tanie wina (to chyba była Amarena albo Komandos, nie pamiętam), otworzył i wręczył mi jedno i mówi „Nooo, to za spotkanie!”. Oczywiście nawet się nie napiłam, było mi cholernie zimno i wstyd, aż się sama dziwię dlaczego stamtąd nie poszłam od razu ;) Kuba w ekspresowym tempie wypił butelkę i zabierał się za drugą, kiedy na chwilę go przeprosiłam i zadzwoniłam po kolegę, żeby przyjechał po nas w nasze fajne miejsce i pomógł mi odstawić Pana Fotografa do domu..Wydzwaniał do mnie jeszcze przez kilka tygodni i musiałam wyciszać telefon na noc, ale później już dał sobie spokój. Kurcze szkoda, bo może 2 randka byłaby w jakimś lesie albo na wysypisku śmieci? Mogłam zaryzykować..
      Od razu napiszę, tak jak pisałam we wcześniejszych komentarzach – korona mi z głowy nie spadła, ale..myślę, że można się umówić na spacer, na piknik, gdziekolwiek, nie trzeba wydawać całej wypłaty na jedną głupią kolację, bo myślę, że każda „normalna” dziewczyna/kobieta jest w stanie zadowolić się nawet i miłym spacerem w FAJNYM miejscu, ale na litość boską..Ta randka mnie przerosła, troszkę śmiechłam sama z siebie, że takie spotkanie w ogóle miało miejsce..;)
      PS. I co Dee, poszłabyś na drugą randkę? Taka odważna jesteś? ;)

      • Dee

        Klaudia to był żart ;) nie wiem co bym zrobiła, bo to nie moja historia :P

  • Łukasz

    Kto szuka ten znajdzie. :)
    Czasem znajdzie się samo bez szukania – ale nie czarujmy się,rzadko. Co do „świata pozorów” to lepiej bym tego nie ujął.

    Ja widziałem, i to nie tyle mieli problem przez wymagania z kosmosu co przez małą ilość wolnego czasu i pewną dozę nieśmiałości w kontaktach z płcią przeciwną (ludzie bardzo wygadani i zabawni, co śmieszniejsze na kierowniczych stanowiskach, sic!)

  • Karol

    Albo czegoś nie rozumiem, ale czy jest coś złego w byciu geekiem? A czej posiadaniu tego typu zainteresowań?

    Ja wizerunkowo nie przypominam typowego „nerda”. Głównie dzięki temu, że bardzo dobrze (w sense po swojemu, według własnego wyczucia) się ubieram i mam pewną mowę ciała, ale zainteresowania mam dla niektórych mam zbyt „dziecinne” pomimo 27 lat na karku i powoli się zaczynam ich wstydzić na randkach, bo widzę te dziwne spojrzenia, a jeszcze ostatnio mówiłem prawdę. Z drugiej strony – jak tak bardzo nie potrafie grać i z roku na roku jestem skrajnie bezpośredni i bezkompromisowy

    • maur

      „a jeszcze ostatnio mówiłem prawdę” haha. Prawda. Są takie fajne tematy, przy których widziałem po drugiej stronie tę krytykę w spojrzeniu i zaznaczany minus. Zaznaczany oczywiście w głowie, bo gdzieżby wymienić się poglądami, czy zadać pytanie i wysłuchać. ;-)

  • Anna Maria Piechocińska

    Ja tam poznałam miłość życia swego na tinderze. Jeden na milion, ale jednak. Trzeba było się wytaplać w szambie wiele razy i znalazłam mały kamyczek złota :) jednak gdzieś tam oni są

  • Ten tekst przypomina mi taki chyba brytyjski serial „dates” – super, polecam, właśnie on o czymś takim jest. Jak go oglądałam to nawet trochę pozalowalam, ze ominął mnie etap randkowania, wydaje mi się, że można poczynić przy tym wiele ciekawych obserwacji socjologicznych.
    A co do pytania”gdzie ci mężczyźni?” Ja myślę, ze liczy się potencjał, a często najlepsze związki tworzą się po pokonaniu jakiejś grubej przeszkody.
    W każdym razie powodzenia ;)

  • Łukasz

    Zgadzam się z Tobą to jest cholernie istotny element i należy sobie uczciwie odpowiedzieć na powyższe pytanie. Zadajmy jednak sobie pytanie, ilu ludzi potrafi to uczciwie zrobić?

    Zgoda, w punkt. Racja, nie ma nic złego w odpowiedzi „nie”. Tak jak wspominasz, uczciwe postawienie sprawy jest tu jedynym rozsądnym i rzekłbym dojrzałym (dorosłym) rozwiązaniem… tylko co z tego, skoro nasze społeczeństwo roi się od emocjonalnych gówniarzy obojga płci (pardon), których nie stać nawet na taki prosty gest. Tak, prostym jest uczciwe postawienie sprawy i powiedzenie „nie” Tyle, że jak już gdzieś wspomniałem trzeba wówczas potraktować drugiego człowieka z szacunkiem i spojrzeć mu w twarz… a nie uciec, wyłączając telefon jak jakiś nastoletni szczeniak.

    Pardon za mocne słowa ale użyłem ich rozmyślnie dla podkreślenia mojej POGARDY wobec „dorosłych” z nazwy ludzi, nierzadko w wieku dwudziestu kilku lub trzydziestu kilku lat, których nie stać nawet na taki mały gest… będący swoistym przejawem dobrego i szacunku w stosunku do drugiego człowieka.
    Osobiście wychodzę z założenia, że jeśli komuś NAPRAWDĘ zależy na „matce” owego dziecka tudzież jego „ojcu” to da radę przeskoczyć ten temat. Może uważam tak dlatego, że sam taką sytuację przeżyłem… i mi się udało.
    Owszem należy się zastanowić… tyle, że obecnie ludzie najczęściej myślą za dużo o sobie nie widząc jednocześnie dalej i szerzej niż czubek swojego nosa.

  • Łukasz

    Niestety ów wzrost ( czy inny z wymienionych przez Ciebie czynników) jest w takim przypadku zazwyczaj podstawą do spławienia gościa – skutkiem czego zazwyczaj nie spotkają się już więcej i nie zaiskrzy, bo zwyczajnie nie ma kiedy – jeśli ktoś został skreślony i już na starcie wyrzucony do kosza. Pozory, powierzchowność, gierki…

    Widzisz, tak błahe a jednak tak ważne dla co niektórych. Problem z ludzmi ograniczonymi polega jednak na tym, że oni nie chcą słuchać i słyszeć żadnych argumentów… a wspomnienie przy nich o pracy nad sobą w postaci samorozwoju, sprawie że wieją gdzie pieprz rośnie.

  • Łukasz

    Powiedz to kobietom, które wrzucają facetów ( i vice versa) do strefy przyjazni bez mozliwości wyjścia.

    Co do tolerancji i wyrozumiałości, to doskonale to ujęłaś. Wiele poznanych mi dziewczyn, traktuje właśnie niższy wzrost, inny kolor oczu czy budowę ciała jako coś nieprzyjemnego,niegodnego i trudnego – dla nich. Ja bym od siebie dodał nieakceptowalnego.
    Wiem, że to absurd – i całkowicie się z Tobą zgadzam.
    Tyle, że spróbuj to wytłumaczyć księżniczce, mającej muchy w nosie czy gościowi, którego wiedza o relacjach z kobietami, sprowadza się do najbardziej oklepanych stereotypów… albo rzekłbym tych najbardziej żenujących i krzywdzących zarazem.
    Ja często stawiam czoło takim wyzwaniom.

    • Pionierka

      A z tą strefą przyjaźni to chyba o tzw. chemię chodzi. No nie przeskoczysz tego, że kogoś lubisz i nic więcej. Zdarza się. Trudno to wytłumaczyć jakimikolwiek obiektywnymi czynnikami, musi być „to coś” i już.
      A tłumaczenie czegokolwiek nadętym księżniczkom czy facetom bez sensu jest. Chcą się unieszczęśliwiać to ich wybór i ich problem. Im więcej księżniczek tym więcej fajnych facetów zostaje dla normalnych kobiet :)

      • Łukasz

        Wiem, że o nią chodzi. Aż za dobrze… i nie zamierzam tego przeskakiwać. :)
        Denerwuje mnie tylko pewna przepaść w postrzeganiu pewnych różnic przez mężczyzn i kobiety oraz rzekłbym nazywanie owych różnic.
        Nie zgodzę się tym razem, „to coś” można spokojnie wytłumaczyć obiektywnymi czynnikami. :)
        Musze przyznać, że denerwuje mnie zwalanie wszystkiego na „chemię”.
        Już gdzieś pisałem, że „chemia” to kombinacja kilku czynników takich jak: fizjonomia, styl ubierania się, komunikacja niewerbalna a dopiero na końcu komunikacja werbalna… czyli zainteresowania, poglądy etc dokładnie w tej kolejności.

        To określenie (chemia) jest bardzo wygodne dla większości kobiet, bo można pod nie podciągnąć naprawdę wszystko nie wgłębiając się specjalnie w szczegóły. Zazwyczaj kiedy pytam któregoś z podopiecznych o powód zerwania znajomości z kobietą to mówi dość konkretnie: że albo dziewczyna zwyczajnie go z wyglądu nie kręciła albo rozmijali się na linii zainteresowań i nie mieli wspólnych tematów albo coś konkretnego go wkurzało i nie dało się tego przeskoczyć. W analogicznej sytuacji kiedy pytam kobiety to (zazwyczaj, czyli jakieś 80% przypadków) „wypalają” mi obronną odzywką o braku/wypaleniu się rzeczonej chemii, którą może być wszystko. Trzeba się potem bawić w emocjonalne manipulacje i sztuczki rodem jak na policyjnym teście multiselect żeby wyciągnąć z takich osób co faktycznie było nie tak… a często i przyłapywać na kłamaniu prosto w oczy. Wybacz prosty język ale nienawidzę, jak ktoś mi próbuje cisnąć kit ze łzami w oczach i patrząc głęboko w moje.

        Owszem, zgadzam się, takie tłumaczenie jest czasem nieco bez sensu… ale lubię obserwować jak człowiek reaguje kiedy rozkłada się go i jego doświadczenia na czynniki pierwsze. To przykre ale przez wymienione kobiety (księżniczki) byłem wielokrotnie wyzywany od najgorszych i kończyło się na trzaśnięciu drzwiami. Przez facetów w sumie często też. Tyle, że większość tych facetów którzy wyszli w hukiem, wróciło i przeprosiło za swoje zachowanie… czego nie można powiedzieć o Paniach niestety – chociaż było kilka chlubnych wyjątków.
        Dlatego bardziej lubię pracować z mężczyznami – w manipulację bawi się naprawdę znikoma ilość z nich. Druga sprawa, że tych którzy próbują często zdradza mowa ciała. :)

        A skoro już rzuciłaś terminem „normalnej kobiety” to proszę zdefiniuj, jaka ona jest… bo jestem niezmiernie ciekaw Twojego zdania. ;)

        • Pionierka

          W przypadku zerwania to doskonale wiem, jakie były powody. Co niekoniecznie oznacza, że będę się tym dzielić z innymi osobami, bo to zwyczajnie mało uczciwe wobec byłego już partnera. Może mówienie o „końcu chemii” jest po prostu zgrabną wymówką, żeby nie wgłębiać się w szczegóły.
          Z chemią chodziło mi jednak o coś innego. Znam wielu mężczyzn, o których mogę powiedzieć, że są przystojni, zadbani, dobrze się ubierają, są inteligentni i interesujący, a przy tym… kompletnie dla mnie aseksualni. Pewnie jakby się uprzeć to mogłabym dogrzebać się przyczyn, dodrapać się jakichś nieuświadomionych pragnień itp. ale niekoniecznie mi się chce ;)
          A normalna kobieta? Dla mnie kobieta = dorosła samica rodzaju ludzkiego. A więc normalna czyli zachowująca się jak dorosły człowiek. A dorosły człowiek przede wszystkim bierze odpowiedzialność za swoje życie. Normalnej kobiecie nie „przytrafiają się same dupki”, normalna kobieta stwierdzi, że „wybiera nieodpowiednich mężczyzn” i zastanowi się nad przyczynami. Normalna kobieta nie bawi się w gierki typu „ależ nie, nie zależy mi na ślubie”, jeśli tego ślubu chce i nie płacze potem, że „on się nie oświadcza, a mógł się domyślić”. Normalna kobieta nie udaje, że jej nie zależy, jeśli jej bardzo zależy. Takie podstawy, nic szczególnego. Tak naprawdę to są te same cechy, jakie ma normalny mężczyzna.

  • A, dobra, ta drabinka odpowiedzi sprawia, że nie widzę, że jest kontekst :)

  • Łukasz

    Powiem Ci, że często denerwujący jest dla mnie sposób, w jaki niektóre Panie mówią o poszukiwaniach. Niby wylewają żale, że szukają a tak naprawdę jest to czekanie aż ktoś się znajdzie i zrobi ( w niektórych przypadkach) wszystko za nie. Zero jakiejkolwiek inicjatywy w postaci sygnału takiego jak przytrzymanie wzroku czy zwykłe uśmiechnięcie się. Ostatnio podczas nasiadówki ze znajomymi dosłownie położył mnie na łopatki tekst ” że jak się będę na niego patrzeć i się uśmiechnę, to wyjdę na łatwą”,”że kulturalnej dziewczynie tak nie przystoi”… no o mało z krzesła ze śmiechu nie spadłem. Jednocześnie jak zadałem pytanie jak chciałaby poznać swojego faceta, gdzie, kiedy, co miałby powiedzieć, jaki miałby być – cóż, zapadła niezręczna cisza.
    No ja rozumiem, że w naszym kręgu kulturowym, to mężczyzna ma zrobić pierwszy krok i wyjść z inicjatywą… ale co stoi na przeszkodzie aby kobieta dała mu jasny sygnał, że się nie ośmieszy i dana Pani nie potraktuje go jak „przysłowiowej szmaty” (pardon).

    Tak jak wspominasz, to jest kwestia otwartości ( tak to rozumiem) na drugiego człowieka. Ciekawi ludzie są obok nas, mijamy ich codziennie… tyle że nie poznajemy tej strony ich osobowości bo z nimi nie rozmawiamy, są dla nas tylko obcymi twarzami, na które patrzymy przez pryzmat powierzchowności. Trzeba wyjść z domu i rozglądać się. :)
    To dość proste, z perspektywy faceta wystarczy wyjść i zagadać do dziewczyny, która Ci się po prostu spodoba ( tak, wiem to zarazem proste i trudne) a z perspektywy kobiety jest to jeszcze prostsze… wystarczy po prostu nie skreślić człowieka na starcie. Swoją drogą Panie, taka mała rada… nigdy nie wiecie czy taki potencjalny „tylko znajomy” nie przyprowadzi wam kiedyś kolegi, który bardzo wam się spodoba. To samo w sumie dotyczy chłopaków, nigdy nie wiecie czy nowa znajoma, nie przyprowadzi wam kiedyś fajnej koleżanki. ;)
    Trzeba dawać szansę innym i tym samym dawać ją sobie. Proste jak konstrukcja cepa. :)

    • Ewa:)

      Przyznam szczerze, że sama nie rozumiem tych wszystkich kobiet, które czekają na księcia z bajki, marudzą, że są same, a w rzeczywistości nie robią niczego, by kogoś poznać (nie wychodzą w różne miejsca, żyją w swoim zamkniętym świecie marzeń itd.).
      W moim przypadku było odwrotnie, gdy widziałam, że mężczyzna jest mną zainteresowany – podchodziłam i zagadywałam, mimo że trochę bałam się odrzucenia. Parę razy tak było, ale przynajmniej wiedziałam, że nie należy już zawracać sobie głowy, tylko iść do przodu. Gdyby nie moja otwartość na drugiego człowieka i olanie wszelkich „konwenansów”, to dzisiaj nie byłabym w związku z cudownym człowiekiem, tylko marudziłabym, jak większość moich koleżanek. :P

      • Łukasz

        Ja też tego nie rozumiem, podobnie jak facetów którzy narzekają ale nic nie robią.
        Ale jak już mówiłem, narzekać potrafi byle frajer bo to jest najłatwiejsze. co innego przełamać nieśmiałość i spróbować a potem nie przejmując się porażkami próbować dalej.
        To już zupełnie inna bajka.
        Jeśli jest tak jak piszesz, to muszę Ci szczerze pogratulować. Niewiele kobiet wie czym jest strach przed odrzuceniem… pewnie dlatego, że mało która potrafi się zdobyć na choćby takie niewinne zagadanie. :) Zawsze w tym momencie następuje za to usprawiedliwianie, że tylko facet ma zrobić pierwszy krok, że wyjdzie na łatwą, że taką mamy kulturę, itp pierdoły wyssane z palca i kobiecych czasopism. :)
        A co do związku to życzę wszystkiego najlepszego! :)

    • Pionierka

      No miej trochę litości dla nieśmiałych kobiet :) Nie potrafię przytrzymywać spojrzeń i odprawiać tych wszystkich rytuałów godowych. Nie umiem podrywać. Pewnie dlatego każdy mój związek potrzebował rozbiegówki na neutralnym gruncie. Gdybym miała iść na taką klasyczną randkę, na którą zaprosił mnie mężczyzna ot tak, bo mu się spodobałam to umarłabym ze stresu.

  • Łukasz

    Dokładnie :)
    Widzisz, zawsze bawią mnie ludzie, którzy uważają że wszystko im się od życia należy, bez najmniejszej dozy wysiłku z ich strony.
    Świetne porównanie z tym Ferrari i Golfem. Przypomniałeś mi kilka moich rozmów, zadałem wtedy

    rozmówcom pytanie co by woleli: troszkę zaniedbane i wymagające pracy stare Ferrari czy odpicowanego Golfa.
    Masz rację, podobnie jest w związkach. Ludzie chcą partnera z klasycznymi wartościami i cechami, chcą poczuć coś i być częścią czegoś wyjątkowego… ale bez ponoszenia kosztów, bez wysiłków, bez najmniejszych wyrzeczeń, w dodatku najlepiej w miejscu i czasie kiedy oni sobie tego życzą. A potem jest płacz , smutek i rozczarowanie… że to tak nie działa. Największą hipokryzją naszych czasów jest dla mnie wymaganie czegoś od innych bez jednoczesnego spełniania owych własnych wymagań.

    • maur

      „co by woleli: troszkę zaniedbane i wymagające pracy stare Ferrari czy odpicowanego Golfa. ” Możesz rozwinąć jakie były odpowiedzi oraz (nawet bardziej) Twoje wnioski?

      • Łukasz

        Odpowiedzi były dość mylące, dużo bardziej ciekawa była argumentacja „respondentów”. Wnioski były dość proste i mocno przygnębiające.
        Krótko mówiąc wyszło, że każdy chce mieć coś wyjątkowego, rzekłbym być częścią czegoś wyjątkowego, cieszyć się pięknem, tworzyć fajne wspomnienia …ale jeśli ta wizja wymaga od człowieka jakiegoś małego poświęcenia, pracy nad sobą, zlikwidowania jakichś swoich wad/przywar/słabostek – to przerażająca część ludzi potrafi tę wizję pozostawić w sferze marzeń w stylu „pewnego dnia będę”, tyle że oni ( a raczej jakieś 70-80% z nich) nigdy nie będą bo brak im jaj/ikry żeby coś zmienić w swoim życiu i zmaterializować tę wizję.
        Było też kilka „blasków” bo kilkoro ludzi spośród tej licznej grupy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.
        W skrócie to chyba tyle.

  • Łukasz

    Zgadzam się, wielu facetów również ma kompleksy i nie potrafi zaakceptować pewnych różnic we wzroście swoim czy swojej potencjalnej partnerki – odczuwając tym samym dyskomfort. Nie wspomniałem nigdzie że wyłącznie kobiety mają z tym problem. :)
    Jeżeli facet jest analogicznego wzrostu tudzież centymetr czy dwa niższy i ma kompleksy z tak błahego powodu to świadczy troszkę o słabości charakteru i braku dystansu. Naturalnie jestem w stanie rozumieć faceta, który ma obiekcje w przypadku jeśli kobieta jest od niego o 15 czy 20 cm wyższa… no ale tak do 5cm załóżmy to raczej nie. Wzrost nie jest żadnym wyznacznikiem bezpieczeństwa i postawności – jak facet chce żeby kobieta czuła się przy nim bezpiecznie to polecam ( zamiast durnych wymówek w zakresie wzrostu) siłownie albo lepiej siłownie + sztuki walki. Wówczas nie tylko gość będzie potrafił obronić siebie i swoją kobietę ale i przełamie dzięki treningom swoje mentalne słabości.
    Stereotypom mówię stanowcze stop, bo są one dla ludzi słabych i ograniczonych. Może moje podejście jest nieco zbyt bezpośrednie i surowe ale takie jest moje zdanie. Może jest tak dlatego, że kiedyś byłem mięczakiem i gapciem, który się takimi pierdołkami zasłaniał… ale odkryłem że stawanie się lepszym człowiekiem poprzez nieustanną pracę nad sobą jest znacznie lepsze, ciekawsze i przyjemniejsze… no i dużo bardziej efektywne.
    Tak więc polecam każdemu niezależnie od płci.
    Pozdrawiam!

  • sz

    „jaki ma NIE byc” to dla mnie podstawa podstaw, cos banalnego typu „nie chce zeby mnie oklamywal”, „jeden walek na boku i nara” i itp czyli cos bez czego samemu bedzie nam ciezko zyc, cos co nie jest z nami sprzeczne. Jako marzenie czy wymaganie zdefiniowalbym juz postawy typu ze ktos ma byc szarmancki, zdecydowany, ma brylowac w robocie, ma miec tysiac hobby i itd.

    Jesli druga osoba udaje kogos innego zeby najlepiej wypasc, kamufluje sie to zasiewa w drugiej w osobie niepewnosc. A jesli masz watpliwosci, to znaczy ze nie masz watpliwosci, sytuacja jest bardzo jasna i klarowna :)

    Tutaj chyba nie chodzi o mowienie komus „czego sie nie chce”, a raczej zdefiniowanie tylko dla siebie zestawu rzeczy, bez ktorych ciezko podjac racjonalna decyzje czy komus dac szanse. Zycie samo weryfikuje wiele sytuacji, jak najszybsze sciagniecie „rozowych okularkow” moim zdaniem tylko pomaga. Liczenie ze ktos sie zmieni, albo nawet stawianie warunkow co ma sie zmienic jest totalnie bez sensu. Wchodzac w relacje z druga osoba akceptujemy zarowno jego zalety jak i wady. Nie ma idealow, sa tylko ludzie. Jesli we wspolnej drodze uda sie zniszczyc jakokolwiek wade to mozna oglosic rzadko spotykany sukces.

  • maur

    No to wszystko w porządku, równowaga w przyrodzie jest. :)
    W opozycji do facetów, którzy coraz częściej (jak wyczytałem chociażby tu) proponują płacenie za siebie, jest sporo kobiet, które zaproszą, a nie sięgną nawet kurtuazyjnie po portfel. :-)

  • Łukasz

    Ja bym powiedział, że „płacił ten kto zapraszał”.
    Osobiście, zaliczam się do grupy, która proponuje płacenie za siebie na pierwszych randkach… z prostych względów – trochę mnie za dużo niemiłych sytuacji spotkało i zdecydowałem, że koniec z pochopnym kredytem zaufania.
    Tyle, że nie pozwoliłbym również aby kobieta opłaciła sama cały rachunek w analogicznej sytuacji.

    • Pionierka

      Tyle tylko, że zasada „płaci kto zaprasza” jest powszechnie znana i jak się jej nie przestrzega to mogą wyjść dziwne sytuacje. I nie mówię o sytuacjach damsko-męskich tylko. Jak mówię: Dziewczyny, zapraszam na drinka z okazji moich urodzin to znaczy, że ja płacę. Jak mówię: ej, a może wyskoczyłybyśmy na miasto, to każda płaci za siebie. Choć z przyjaciółką przyjęłyśmy też zasadę, że jak chadzamy na kawę to po prostu regulujemy rachunki na zmianę i tyle.
      Jakby ktoś mi powiedział: zapraszam cię do restauracji to poczułabym się bardzo nieprzyjemnie zaskoczona, gdybym usłyszała później propozycję płacenia za siebie. Nie dlatego, że żal mi pieniędzy, ale z powodu złamania reguł. Zauważ, że lokal wybiera ten, kto zaprasza. Dlatego to zapraszający decyduje m.in. o klasie lokalu, cenie itp. Jeśli zaproszę kogoś do drogiej restauracji a potem zaproponuję płacenie każdy za siebie to stawiam kogoś w sytuacji w której musi zapłacić za coś, czego nie wybrał i co nie jest na jego kieszeń. Bo o ile przy luźno rzuconej propozycji „chodźmy coś zjeść” bez problemu powiedziałabym: tam raczej nie, dla mnie to za drogo, to nie wypada mi marudzić na ceny w lokalu, kiedy jestem zapraszana. Głownie dlatego zasada z zapraszaniem i płaceniem jest sensowna.

  • Pawel

    Nie wiem, ale ja z kolei mam inne pytania. Gdzie są kobiety, które warto podrywać? Kobiety w ktorych jest ciekawego coś więcej niż zgrabny tylek?

  • Łukasz

    Z jedną maleńką różnicą, jak się im nie da szansy… to się nie znajdą :P.

  • Interesujące, całkiem interesujące.
    Swoją drogą takie poszukiwania przypominają próbę złapania bażanta podczas losowego wybierania drobiu w kurniku.
    Marne szanse.

  • Łukasz,
    Mężczyźni w stylu ‚gentelman retro’ na dłuższą metę są uważani przez kobiety za zbyt stabilnych, przewidywalnych – co za tym idzie ‚nudnych’. Duża część moich znajomych wolnych kobiet jak ćmy do ognia leci do problematycznych gości, a potem leje krokodyle łzy że gość nie szanuje i kiepsko ją traktuje. Ale za to jakie emocje, u la la !
    Kobiety kochają podświadomie melodramat! Głośno mówią o spokoju i stabilność a podświadomie lgną do tego melodramatu. I jest potem jak jest.

    • Łukasz

      Subiektywny,
      Zgadzam się, że wiele(nie wszystkie) Pań myli stabilizację i częściową przewidywalność z nudą.
      Pewnie dlatego, tak bardzo nie lubię kobiecego zawodzenia o „chemii”, „wypalonej chemii” i innych pierdołach (pardon) tego typu.
      Zgodzę się również, że wiele (nie wszystkie) kobiet ma tendencję skupiać uwagę wokół takich problematycznych (patologicznych) osobników… pewnie dlatego, że budzą u nich emocje, dużo emocji… mimo, że zazwyczaj skrajnych… a kobiety są bardzo emocjonalne. Zaraz oczywiście jakaś Pani pewnie mnie zakrzyczy, że są oni tacy tajemniczy, pociągający… jednym słowem takie urocze dranie – i właśnie dlatego urocze dranie bardzo często wygrywają z miłymi facetami, nawet tymi śmielszymi, bo grają na emocjach i dziewczęcej powierzchowności (pierwszym wrażeniu). Mili faceci (większość z moich obserwacji) nie grają, starają się i stresują bo im najczęściej po prostu zależy – czasem za bardzo.

      Co się tyczy uroczych drani i ich kobiet, to rzeczeni Panowie często ( nie zawsze) mają rzeczone Panie w 4 literach i bawiąc się nimi, traktują je (zazwyczaj) jako worek na spermę, uzależniając to od swoich kaprysów.
      Wybacz mało wykwintny język ale to proste i nieco wulgarne stwierdzenie najlepiej moim zdaniem ukazuje czym są kobiety dla owej części męskiej zbiorowości. Przerażająca większość „graczy” których spotkałem na swojej drodze miała jedną cechę wspólną – zostali kilkukrotnie skrzywdzeni i uznali, że bycie miłym i szarmanckim zaprowadzi ich do nikąd.
      Poniekąd stąd wziął się bardzo twardy stereotyp: „kobiety wolą dupków”, który pociągnął za sobą kolejny: „że dla kobiet nie można być miłym”.
      Jeśli niektóre Panie wolą życie na emocjonalnym rollercoasterze, to ich sprawa i ich problem rzekłbym. Każdy ma wolną wolę i może robić co chce… należy jedynie ponosić odpowiedzialność za swoje czyny i słowa a nie zrzucać winę na innych… płacząc, narzekając i złorzecząc.

      „Zbierasz to co zasiałeś”

      Pozdrawiam

  • SyntErr

    Miałem trochę odpoczynku od bloga Malviny… Ostatnio sobie przypomniałem, bo niegdyś strasznie lubiłem go czytać. Ogarnąłem na szybko zaległe wpisy, a komentarz pozostawię pod tym, który aktualnie jest najnowszy na liście.
    Troszkę zaadresuję go do Malwiny, mam nadzieję że zdoła przeczytać i nawet, być może się wypowie.

    Wiecie że samotność potrafi być bardzo fajna? Doświadczam jej od dwóch lat, z przerwami na kilka przelotnych romansów, nawet nie do końca skonsumowanych, które wolałem przekierować bardziej na tory przyjacielskie. Nie chciałem żadnych randek, seksu, oczekiwań, związków. Tak zwyczajnie, chciałem móc być sobą, porozmawiać sobie z kobietami szczerze, wczuć się w ich emocje, zrozumieć, poczuć się kimś autentycznym, poczuć się człowiekiem, który nie musi podrywać, zabawiać, silić się na jakieś super wyjścia do super knajp. Chciałem zwyczajnie poopowiadać też tym kobietom co mnie boli, czym wkurwiały mnie dotychczasowe kobiety, czemu mam dość związków, czego się boję itp.
    I powiem wam jedno… może zostanę już sam do końca życia. Tak naprawdę nie chce mi się już silić na jakieś podrywy, tworzenie iluzji wokół siebie, dbanie o to, czy o tamto, przejmowanie się, czy jakiejś kobiecie taki gest się spodoba, czy może inny. Pomijam zupełnie kwestię zakładania kont na jakiś portalach, gdzie przecież jest to wręcz oczywiste, że taki facet jak ja, bez super zdjęć, ale z zacięciem filozoficznym, z wrażliwością i pewną krytyką współczesnego świata, po prostu nie ma szans. Nie moje zabawki i nie mój świat.
    Kiedyś uwielbiałem podrywać kobiety, kilka razy spotkałem takie którym chciałem zaufać, które jednocześnie mi się podobały i miałem wrażenie, że widząc moją miłość, dbałość o związek, odwzajemnią się tym samym. Nigdy się nie bawiłem kobietami, po prostu dawałem albo całego siebie tym, które czułem że chcę tym obdarzyć, albo uczciwie kończyłem relację, możliwie szybko.
    Wielu ludzi może się nabijać ze mnie w tym momencie, ale śmiało, nie dbam o to.
    Byłem wobec kobiet zawsze uczciwy i przede wszystkim dawałem siebie, swoje zaangażowanie, mówiłem zawsze to co myślę i oczekiwałem tego w zamian. Bez pierdolonych gier, podchodów, ukrywania problemów emocjonalnych, manipulowania drugą osobą, bez niebotycznych oczekiwań. Chciałem zawsze móc zobaczyć w kobiecie drugą osobę, człowieka z którym być może chciałbym żyć. Niestety skoro dla kobiet takie podejście faceta jest czymś obciachowym, ponieważ one czekają na „podryw”, a szczera rozmowa z facetem jest zaprzeczeniem podrywu, to ja wymiękam, wysiadam.
    Mówienie o tym co w nas, o tym czego pragniemy i czego się boimy, o tym czym dla nas jest życie i miłość, jakimi wartościami się kierujemy, jaką wyznajemy filozofię, jakie mamy poglądy na ludzkie życie w ogóle i nasze role jako kobieta i mężczyzna, to jest zaprzeczenie podrywu dla większości kobiet. Bo przecież musi być podryw, czyli umiejętność (nie)świadomej manipulacji drugą osobą, bez tego nie ma motylków w brzuchu, więc bez tego facet leci w odstawkę, szczególnie kiedy odważył się być szczery i powiedział o czymś, co jest częścią jego emocjonalności. A jeszcze gorzej, jeśli śmiał emocjonalnie zrozumieć kobietę, czego to przecież prawdziwy facet nigdy robić nie powinien… No chyba że chce trafić do friendzone.
    Więc jedyny sposób to zacząć biegać, wrzucać fotki po pół roku na siłowni, zainwestować w zajebiste ciuchy, zaciągnąć się do jakiegoś korpo, żeby nie wyjść na nieudacznika, w końcu wyrwać super laskę, która i tak na każdym kroku będzie oceniać, czy w wystarczająco męski sposób otwieram jej drzwi, czy mam wystarczająco męski zarost, czy czasem nie brakuje mi 2cm wzrostu, kiedy ona jest w szpilkach… I wiecie co wam powiem? Pierdolę to. Jestem zmęczony. Szukałem przez ponad 30 lat prawdziwej miłości i jej nie znalazłem. A wiecie jak dla mnie wyglądała zawsze ta prawdziwa miłość? Niezmiennie odkąd pamiętam, wyobrażałem sobie ją zawsze tak samo: Że przychodzi na randkę facet i dziewczyna i zaczynają z sobą rozmawiać. O wszystkim. Po prostu nikt niczego nie ukrywa ani nie udaje. Jeśli nie umiemy odnaleźć wspólnego języka, wspólnej filozofii, dajemy sobie spokój, ale jeśli zwyczajnie umiemy się otworzyć na tej pierwszej randce, powiedzieć o tym co widzimy w świecie, w okół nas, zwyczajnie sobie ponarzekać wspólnie na ludzką głupotę, ponarzekać na rodziców, zobaczyć różne konteksty psychologiczne, zobaczyć nasze szczere reakcje, to jest według mnie początek prawdziwej miłości. Bez żadnego zakochania, choć na pewno jakaś doza fascynacji zawsze się pojawi u zdrowego człowieka, szczególnie wobec szczerości drugiej osoby.
    I to boli chyba najbardziej mnie osobiście jako faceta, że kobiety tak rzadko są w ogóle zainteresowane życiem, światem wokół nich, ale przede wszystkim własnym wnętrzem. Kobiety mają masę przepisów na facetów, zgodną oczywiście z linią współczesnych trendów mody i urody, klubów i korporacji. Tak często potrafią cynicznie kalkulować, trzymać się na dystans, nawet bawić się facetem, lub tylko umawiać się na seks, wciąż czekając na księcia z bajki, mówiąc przy tym, że są po nieudanym związku i nie chcą się angażować. Jednak dla mnie po czasie stało się oczywiste, jak bardzo wiele, tak zwanych dobrze funkcjonujących społecznie kobiet, to tak naprawdę strasznie zagubione emocjonalnie istoty, które nie chcą, by facet je rozumiał, widział ich zagubienie. One chcą, by facet poprzez tzw. „podryw”, wyrwał je z tej ich wewnętrznej pustki, narzuconej przez kapitalistyczny i opresyjny wobec ich emocjonalności system. Jednak chcą by zrobił to bez udziału ich świadomości, co według mnie jest zwyczajnie chore i mści się tak naprawdę na obu stronach.
    Jawne odniesienie się mężczyzny do emocji kobiety (często nieuświadomionych), poruszenie tematów ze sfery społecznego tabu, a zatem okazanie męskich emocji, umiejętności zrozumienia prawdziwych emocji kobiety, a dokładniej mówiąc, zrozumienie że tak naprawdę nasze emocje i potrzeby niczym się nie różnią, to w odczuciu kobiety nieudany podryw, „niemęskiego” faceta.
    Często słyszę z ust różnych ludzi, że to na tym polega, że dwie osoby się nie znają, że tak się po prostu spotykają na początku bez żadnych oczekiwań, pójdą sobie ot tak do łóżka, ale że na zaufanie i zrozumienie potrzeba czasu…
    Ale ja się z tym nie zgadzam. Zaufanie i zrozumienie możemy okazać sobie od razu, tylko często nie chcemy, ponieważ większość ludzi boi się, iż druga osoba odkryje ich wewnętrzną pustkę, nieprzerobione traumy i całą masę tego gówna… Więc zamiast uporać się z tym wewnętrznie, wolimy sobie wmawiać, że musimy trzymać się na dystans i być nieufni. Potrafimy pójść z kimś do łóżka, ale nie potrafimy nawiązać wcześniej prawdziwie intymnego dialogu, bazującego na otwartości i zaufaniu. A każdy człowiek na zaufanie na wstępie zasługuje, może go jedynie nie odwzajemnić, co jest bardzo ważnym sygnałem dla nas, by trzymać się od kogoś takiego z daleka.

    Prostą rzecz, prostą sprawę, jak spotkanie dwóch osób i ich wspólną szczerą rozmowę, próbę wytworzenia autentycznej bliskości, która może skutkować wzajemnym zrozumieniem bez Tabu, wolimy zastąpić oczekiwaniem gry, że ten kto pokaże prawdziwą/prawdziwego siebie, ten przegrywa.
    Według mnie, to dlatego większość związków po pewnym czasie się rozpada, bo zwyczajnie nigdy prawdziwie się nawet nie zaczęły. Ponieważ ten dystans i lekkie obawy które mieliśmy na pierwszej randce, to się utrwala już potem i rzutuje na całą relację.

    Przekreślanie otwartej kobiety jako łatwej, wmawianie że prawdziwy facet nie rozumie emocji, uważam za element kulturowej dywersji naszej ludzkiej uczuciowości. Zwyczajnej destrukcji tego, co powinno scalać dwojga ludzi, a co we współczesnym świecie ludzie świadomie odrzucają, choć później strasznie tego pragną, tyle że z niewłaściwymi osobami.

    Czym innym jest otwarty facet, szczery i zdolny do rozumienia emocji, czym innym jest kobieta otwarta, szczera i zdolna do zaufania, odważna, a czym innym jest zagubiony facet, bez własnego zdania, lub płaczący nad sobą, czym innym kobieta, która nie radzi sobie po rozstaniu, potrzebuje się uwiesić emocjonalnie na facecie, lub się po prostu z nim przespać, bo nie potrafi żyć sama, albo sama nie wie czego chce.

    Z tego co obserwuję, ogólnie ludzie, zarówno kobiety jak i mężczyźni, ogromną wagę przywiązują do tworzenia wizerunku, marketingu, podrywu, pierwszego wrażenia. Sztuka manipulacji, podpatrzona z reklam i z ust polityków, przenika do naszych żyć i tak też traktujemy się na wzajem, nawet na tej pierwszej randce, która to właśnie głównie powinna służyć szczerej rozmowie, po to by wiedzieć, czy warto się z tą osobą spotkać kolejny raz, czy możemy chcieć jej zaufać. Człowiek który ma coś do ukrycia, żyje wewnętrznie skonfliktowany, ma nieczyste sumienie, niezamkniętą przeszłość, nigdy szczery nie będzie potrafił być. A tak małą wagę przywiązujemy do tej tak ważnej rzeczy jaką jest szczerość. Stąd potem te rozczarowania po randkach… Bo facet był taki piękny i bogaty, a jak zwykle wyszła mu słoma z butów, albo kochanka na boku, albo dzieci z pierwszego małżeństwa.
    Dlatego nie rozumiem dlaczego, kto wmówił kobietom, że męska szczerość, pokazywanie prawdziwych emocji i chęci zrozumienia emocji kobiety na pierwszych spotkaniach, chęć otwartego dialogu, prób pierwszych bliskości na gruncie połączenia myśli, idei, emocji, to coś obciachowego, wręcz niemęskiego. Kto wmówił kobietom, że ich własna otwartość i mądrość, ciekawość świata, ich własnej duszy, ale i ciekawość emocji mężczyzny, to coś co uczyni je mniej pożądanymi.
    Jest przecież dokładnie odwrotnie!

    Na koniec, moja ocena jest taka, że choć wyzwoliliśmy kobiety w imię idei feministycznych, oddaliśmy im to co im się należy, wciąż nie wyzwoliliśmy samych mężczyzn z pewnego schematu opresji wobec ich emocji. Kobiety i ich wizerunek społeczny uległ przeobrażeniu, ale mężczyźni i ich wizerunek wciąż pozostaje identyczny. Kobiety zrobiły krok na przód ale tylko na polu seksualności i życia zawodowego. Krok ten nie dokonał się jednak w sferze emocjonalnej. Faceci natomiast choć „zrobili ten krok”, że „zaakceptowali” wyzwolenie się kobiet, sami wciąż tkwią w starych stereotypach emocjonalnie. Kobiety z resztą nie pozwalają im nadal, by mogli się uwolnić i przywrócić sobie należną im, ludzką wrażliwość, która wciąż traktowana jest jako coś niemęskiego, a raczej charakterystycznego, zarezerwowanego dla kobiet.

    Dopóki to się nie zmieni, nasze związki i tak zwane podrywy, będą wciąż obarczone dużym błędem poznawczym.
    Na wstępie więcej szczerości, mniej strachu. Więcej zaufania i otwartości, mniej murów i oczekiwania, że facet będzie je burzył. Więcej autorefleksji i uśmiechu, dostępności, dzielenia się sobą i obserwacji jak druga osoba reaguje na to co wartościowe, czy umie to na równi odwzajemniać. Mniej iluzji, super ciuszków i lansu po drogich knajpach, więcej tego co jest w nas, co chcielibyśmy pokazać, w czym ktoś mógłby naprawdę się zakochać.
    Bo w czym ja jako facet mam się zakochać, jeśli widzę „odstawioną dupę”, może nawet oczytaną i inteligentną, doświadczoną, ale cyniczną, pełną wielkich wymagań, ale nie w tych obszarach które w ludzkich życiach są najistotniejsze? W czym mam się zakochać? W kobiecie sukcesu, która nie potrafi zwyczajnie się otworzyć, pokazać swoich słabości, wysłuchać tego, że boli mnie ludzka hipokryzja i bezsens nieustannej konsumpcji? Ona pewnie nawet tego nie zrozumie, albo się roześmieje, bo nawet nigdy o tym przez chwile nie pomyślała. Stwierdzi tylko: „Ja mam bardziej przyziemne zmartwienia” i to będzie nasza ostatnia randka. Wiem że jeleń zawsze się znajdzie, idealnie wpasowany w system, idealnie bezrefleksyjny, idealnie niewrażliwy, ale z wystudiowanymi pozami, prawdziwy „gentleman”, emocjonalne dziecko, mężczyzna który czuje się człowiekiem podczas erekcji, albo we wnętrzu swojego super samochodu, ale w każdej innej sytuacji, chodzi zwyczajnie sfrustrowany, poważny, niby męski, napompowany, niewzruszony, udający że nie rozumie uczuć swoich ani kobiecych. No bo przecież tak zachowuje się prawdziwy „samiec”. Tylko że to jest nieprawda.
    Dopóki kobiety tego nie zrozumieją i nie zaakceptują, nie zaczną kochać facetów za ich własną miłość, emocjonalność i otwartość, dopóki od pierwszej randki nie zaczniemy traktować się jak przyjaciele, dwójkę ludzi, którzy mają historie, emocje, radości i smutki do opowiedzenia, filozofię życia jaka się na nich zbudowała, nigdy nie uda nam się odzyskać tego, co dawno temu utraciliśmy, a za czym przecież tak bardzo tęsknimy wszyscy!
    Pragniemy odzyskać naszą bliskość, prawdziwe zjednoczenie kobiety z mężczyzną. To pragnienie jest w każdym z nas. Nie ma w życiu człowieka innej, silniejszej tęsknoty. I dopóki nie zrozumiemy wewnętrznie, co to oznacza dla naszego życia, jak bardzo to jest ważne, lepiej odpocznijmy od związków i powierzchownych relacji, seksów z braku laku.

    Czasem samotność jest bardzo potrzebna, czasem kilkuletnia. Mały celibat. Inaczej te same stare rzeczy, stare błędy, stare nawyki, podejście do siebie na wzajem, lęki, nieufności, uprzedzenia… To wszystko będzie powracać w nas wewnętrznie, z każdą kolejną osobą odtwarzać się raz po raz.

    Często pada tu pytanie, gdzie ci faceci, gdzie te kobiety?
    Oni/one są, funkcjonują głównie w naszej głowie, w ideach jakie uległy zapomnieniu, w miłości której wewnętrznie się wyrzekliśmy na rzecz cynizmu i iluzji, w bólu i porzuconych później nadziejach, w powierzchownych relacjach i seksie bez zobowiązań. We wszystkim tym od czego tak strasznie chcemy uciekać, lub zwyczajnie boimy się przyznać, że jesteśmy próżnymi skurwysynami, uganiającymi się za co lepszą „dupą”.

    Tego co ważne i dobre dla nas, w końcu nie widzimy już zupełnie. Nowe randki, nowe doznania, nowe seksy… No bo przecież trzeba jakoś umilać sobie życie, kolekcjonować doświadczenia. Ale w środku jakby wciąż ta pustka i pytanie? Co poszło znowu nie tak?

    A ja wam powiem co jest nie tak. To głupie przekonanie, że „przecież żaden związek nie jest na zawsze”. Więc dlatego większość ludzi, nie ma związków takich do grobowej deski, choć przecież większość z nas chciała by.
    Ja traktowałem każdą kobietę tak, jak miałaby zostać ze mną do końca. Problem w tym, że wiele z nich, w imię „postępowej” i luźnej wizji związku, nie potrafiła nad tymi związkami ze mną pracować. A po czym poznać taką kobietę, czy faceta? Po tym, że wkłada swoją energię w podryw i uwodzenie, a nie w szczerą rozmowę na pierwszej randce. Właśnie tę, której tak bardzo większość ludzi się boi.
    Bo współcześnie robimy wszystko na odwrót. Wydaje nam się że mamy nad czymś kontrolę, lub chcemy ją jakoś utrzymywać w związkach, ale jednocześnie utrzymywać dystans i niezależność. Chcemy z kimś być, ale pozostajemy nieufni, ciągle utrzymujemy przepaść, bo wierzymy że pełne porozumienie między kobietą i mężczyzną nie jest możliwe, lub że nie występuje w przypadku namiętności. Traktujemy wręcz przyjaźń i zrozumienie, jako coś przeciwnego do namiętności i uczuciowości. A potem wyciągamy fałszywe wnioski, że zatem miłość nie może trwać na zawsze.
    Po prostu do prawdziwej miłości niewielu ludzi jest zdolnych, niewielu ma odwagę szukać jej tam, gdzie nam zabroniono: W przyjaźni, otwartości i zaufaniu, w szczerości i braku tematów tabu. Zamiast tego szukamy jej w bogactwie, sztucznych cyckach, stanowiskach i całej otoczce, na której współcześnie zarabiają wielkie korporacje i koncerny medialne. A my nie widzimy tego, tak bardzo chcemy być częścią społeczeństwa, które wysysa z ludzi wszystko, podmieniając to co ważne w ludzkim życiu, tandetnymi substytutami uczuć i namiętności. A ludzi prawdziwych, kochających, zdolnych do zaufania i otwartości, nazywamy nieudacznikami. Tymczasem powszechna neuroza, deficyt uczuciowości, bieganie, zapierdalanie w korpo, super ciuchy, przygodny seks, tej tragedii nigdy w ludzkich życiach nie rozwiążą.

    Chciałbym wam życzyć wszystkim konstruktywnej samotności i odnalezienia w życiu prawdziwej miłości na zawsze. Takiej która w miłość na zawsze zwyczajnie wierzy i umie powiedzieć wam o tym na pierwszej randce. Życzę wam miłości świadomej i dojrzałej, pełnej dialogu i pozbawionej prymitywnych, dziecinnych gier. Tylko taka miłość trwa na zawsze, a rzadko się ją spotyka, bo rzadko kiedy ludzie są zainteresowani czymś więcej, niż tylko własnymi egoistycznymi potrzebami i zaspokajaniem nieuświadomionych popędów. A miłość traktują jako kolejną zabawkę, towar w hipermarkecie, który jak się popsuje, to się go wyrzuca i kupuje nowy.
    Ale nie ma co mieć pretensji do świata, zacząć należy od siebie. Innego sposobu na zmianę świata nie ma. Wtedy być może pojawi się więcej związków na zawsze, mniej cynizmu i więcej prawdziwych uczuć, zwyczajnej serdeczności i przyjaźni, zaufania, na których to można dopiero budować dojrzałe i szczere relacje.

    Pozdrawiam! ;)

  • Pionierka

    Jeśli kobieta używa określeń w rodzaju „frajer, ciota, nieudacznik” to jest prymitywnym babskiem, którym przyzwoity facet nie powinien sobie w ogóle zawracać głowy. Ja sobie zdaję sprawę, że może nie poznałam wielu fajnych mężczyzn z powodu mojej nieśmiałości. Na szczęście mnie się rzadko zdarza, żeby ktoś podchodził i gdzieś zapraszał :) A jak już to trzeba mnie od razu ciągnąć do najbliższej kawiarni zanim się zdążę zestresować. Poza tym ja bym nikogo chamsko nie spławiła, bardziej prawdopodobna opcja to: zatkało mnie, zaczerwieniłam się i nie potrafię wydusić z siebie słowa. Owszem, to jest test na pewność siebie, ja w sytuacjach damsko-męskich jestem mało pewna siebie. Trudno, pogodziłam się z ograniczeniami z jakimi się to wiąże. Nie każda musi być salonową lwicą, królową dyskotek i uwodzicielką łamiącą męskie serca.

    • Łukasz

      Opisana przez Ciebie reakcja jest urocza i przywodzi na twarz jedynie szeroki uśmiech. Powiem Ci że niemal każda kobieta z którą rozmawiałem, zarzekała się że nigdy by chamsko nie spławiła miłego faceta – niestety rzeczywistość nie raz pokazała coś zupełnie innego.
      Najbardziej zabawne jest to że raczej żaden facet nie chce trafić na którąś z wymienionych przez Ciebie Pań. Może w kontekście szybkiego niezobowiązującego numerku/przygody owszem ale życia i partnerstwa to już bardzo niekoniecznie.

      • Pionierka

        Ale to nie chodzi o spławianie. Ja po prostu nie używam takiego słowa jak „ciota”. Ani o kimś ani do kogoś. Tak samo jak nie mówię „kurwa” w charakterze przecinka i nie mówię „wyjebać” jak mam na myśli” wyrzucić”. Choć potrafię puścić porządną wiązankę, jak trzeba, a nawet polecieć solidnym rosyjskim matem. Ale rozumiem, że wykrzyczane przez budowlańca „ale bym cię ruchał” nie zalicza się do kulturalnych zagadnięć miłego faceta i wiązanka jest uprawniona.

        • Klaudia

          Pionierko, przybijam Ci wirtualną piątkę! W relacjach damsko-męskich też jestem mało pewna siebie i zawsze, ale to zawsze w sytuacji, kiedy ktoś gdzieś mnie próbuje zaprosić, palę przysłowiowego buraka :) I szczerze, wielokrotnie z nerwów zdarzyło mi się odpowiedzieć coś totalnie głupiego, np. że muszę wyjść z psem na spacer albo że ziemniaki na gazie..:) i już ten słynny, oklepany tekst, że jestem zajęta/mam chłopaka. I to wcale nie tak, że nie chciałam się umówić – chciałam, ale przez swoją głupotę nie potrafiłam i czasami żałowałam. Chociaż parę razy udało mi się przezwyciężyć swoją nieśmiałość i też nie żałowałam.
          @Hurricaneee:disqus czy to naprawdę jest takie urocze? Na swoim przykładzie mogę śmiało stwierdzić, że bardzo irytujące i uciążliwe na dłuższą metę. A najtrudniej mi spojrzeć komuś w oczy – jeśli są to brązowe oczy, to już w ogóle..;)

  • Pionierka

    Czasem się zastanawiam, czy to nie jest kwestia kultury i języka nawet. Przecież po polsku mówi się „uciekł mi autobus” a nie „spóźniłam się na autobus”. Mówi się: „wylała mi się herbata”, a nie „wylałam herbatę”. Tak jakby różne rzeczy działy nam się bez naszego udziału i odpowiedzialności. W moim przekonaniu akurat ten problem dotyczy na równi kobiet i mężczyzn, bo rzeczywiście sporo osób metrykalnie jest zdecydowanie dorosłych a emocjonalnie pozostają na etapie co najwyżej nastoletnim.

    A gierki to chyba ze strachu i próby ochrony wynikają. Bo żeby nie grać to trzeba odsłonić miękki brzuszek i liczyć się z tym,, że zamiast pogłaskania dostanie się kopniaka. Zdarzyło mi się zaryzykować i mężczyźnie, który twierdził, że nie wie, czy chce związku ze mną czy może nie i jednak tylko tak bez zobowiązań powiedziałam: tak nie chcę, za bardzo mi na tobie zależy. Mogę zaczekać, aż to przemyślisz, ale nie będę czekać do końca życia. Bardzo dużo mnie to kosztowało, bo odkryłam się całkowicie zamiast udawać, że w zasadzie to ja też nie chcą związku i nie bardzo mi zależy. I rozumiem, że nie każdy umie tak zaryzykować, ale kto mało ryzykuje ten nie zagra o wysoką stawkę.
    A czy normalnych mężczyzn jest więcej niż normalnych kobiet? Nie wiem. Znam sporo fajnych i normalnych ludzi obu płci, znam też sporo kompletnie popapranych. Mimo wszystko grupa pierwsza jest na tyle liczna, że zastanawiają mnie te problemy ze znalezieniem normalnego partnera czy normalnej partnerki.

    • Łukasz

      Owszem to niejako jest kwestia kultury i języka. O wiele łatwiej powiedzieć coś bezosobowo lub wręcz zrzucić winę na inny czynnik… niż przyznać że coś jest wynikiem naszego błędu – świetne porównania dotyczące autobusu. Zgadzam się, ten problem dotyczy w równym stopniu obu płci. Niestety ludzie często nie potrafią wziąć odpowiedzialności… od błahostek poczynając na poważnych rzeczach kończąc.

      Strach i ochrona? Ja bym zaryzykował że to przyzwyczajenie do bierności i podejścia, że facet ma się starać a kobieta być zdobywaną. Ludzie w dzisiejszych czasach nie mają odwagi by odsłonić choć kąsek tego brzuszka. Świetnie to widać na innych płaszczyznach. Chcą mieć świetne zdrowie – ale często jedzą śmieci i nie dbają o siebie.
      Chcą mieć piękną sylwetkę – ale brakuje im chęci by zapisać się na siłownię.
      Chcą mieć wspaniałego partnera/kę – ale nie chcą zostać zranieni i zrobić pierwszego kroku.
      Jednym słowem zawsze jest jakieś ALE które stanowi cienką czerwoną linię między marzeniem o szczęściu a byciem szczęśliwym.
      Tego rodzaju ryzyko zawsze się opłaca a nagrodą jest bezcenne doświadczenie.
      Owszem udawanie jest prostsze tylko trzeba zadać sobie pytanie czy ważnym jest co jest dla mnie łatwiejsze czy co ma większą wartość.

      Co do ilości normalnych ludzi mam podobne przemyślenia. Myślę, że wielu ludzi zwyczajnie nie wie czego chce a ci którzy wiedzą, nie mają często odwagi po to sięgnąć. Inni żyją w pułapce stereotypów, które paraliżują ich działania. Temat rzeka… ale moim zdaniem największym wrogiem jest tutaj bierność.
      Swoją drogą podrzuć mi namiar na pocztę elektroniczną bo chciałbym Ci pokazać 2 artykuły – jestem ciekaw Twojego zdania.

  • Łukasz

    Jestem raczej pasjonatem, który stara się pomagać innym na drodze ich samorozwoju. Analiza to takie brzydkie słowo, ja po prostu uwielbiam rozmawiać i słuchać… z przewagą tego drugiego, mimo tego że bywam strasznym gadułą. :)

    • lentilky

      Brzmi dobrze, jakbyś akurat nie miał co robić i chciał się zajać przypadkiem dziwaka-odludka, któremu jednak marzy się w jakiś sposób znaleźć kogoś dla siebie i być szczęśliwym z tym kimś, ale nie wie, od czego zacząć, to daj znać, jestem takim typkiem :) Mówić i pisać lubię :)

  • Robert Ryżko

    Nakurwiają Clean and Jerki mając w dupie co się dzieje wokół ;-)

  • Malwina. Słowo klucz do tego tekstu – SELEKCJA!! ;-)
    Chociaż z doświadczenia wiem, że nie zawsze wszystko podczas wymiany wiadomości da się wychwycić.
    No i współczuje. Bo takie tinderowanie męczy i zniechęca.

    • Łukasz

      Łukaszu, ja bym prawdę powiedziawszy nie współczuł… bo tu zwyczajnie nie ma czego. Wspominasz, że takie „tinderowanie” męczy i zniechęca – to samo mógłbym powiedzieć o podchodzeniu na ulicy… tyle że to akurat jest nieco bardziej wymagające.;)
      Jak się nie kupuje losu na loterię to się nie wygrywa. Podczas wymiany wiadomości można nie wychwycić pewnych istotnych niuansów pewnie dlatego, że nie widzimy zachowania drugiej osoby w danym momencie.
      Co do wspomnianej „Selekcji” to niestety moim zdaniem nie ma co o niej wspominać. Jako takiej „selekcji” można dokonywać w przypadku bezpośredniej interakcji z drugą osobą ( co z resztą Malva zrobiła – patrząc na treść podpisów) ale nie w przypadku przeglądania zdjęć a w wariancie all inclusive – czytania profilu.
      Selekcja na Tinderze, jak dla mnie przypomina wybieranie między podejrzanym a bardziej podejrzanym „towarem” o którym kompletnie nic nie wiem. To już klub jest lepszy bo można przynajmniej daną dziewczynę/chłopaka poobserwować a potem ewentualnie spojrzeć w oczy, uśmiechnąć się i podejść… i co najważniejsze od razu dostaje się informację zwrotną w postaci zachowania drugiej osoby.
      Może to zabrzmi paradoksalnie ale szansę na znalezienie kogokolwiek na Tinderze mają Ci, którzy wiedzą czego chcą i nie szukają przy tym na siłę ideału. Na co dzień wystarczy sie po prostu rozglądać i mieć ikrę zrobić pierwszy krok. Tyle.
      Pozdrawiam.

      • Chyba nie do końca zrozumiałeś, o co mi chodzi ze słowem „selekcja”. Nie chcę mi się pisać elaboratu, ale po dłuższej/krótszej wymianie zdań, wiesz, czy chcesz się z daną osobą spotkać, czy nie. Wiadomo, że nic nie zastąpi spotkania w 4 oczy i gadulca live.
        Pewien „odsiew” (niestety nieładnie to brzmi) jednak można uskutecznić, by nie lądować na kompletnie beznadziejnych spotkaniach.

  • Inga

    Archeolodzy już tak mają :D Trochę się bujałam z tym towarzystwem, trochę kopałam na wykopaliskach (Nota bene najlepsza praca w moim życiu. Nic innego nie sprawiało mi takiej satysfakcji, nic innego nie odbywało się w tak zarąbistej atmosferze.). I o ile taki archeolog nie wybrał studiów na zasadzie „pierwsze z brzegu”, to zawsze będzie zakręcony na puncie tego, co robi :D

  • Edyta

    Yyy co to jest Tinder? bo ja jakaś nieczasowa :p

  • Jankes

    Nie bez powodu powstaje coraz więcej szkół uwodzenia… Faceci to pizdy sam jestem facetem ale to prawda. Kiedys miałem problem z kobietami więc postanowiłem to przerwać i dać życiu kopa w dupę. Co zrobiłem? Podrywałem Kobiety wszędzie. Na ulicy w kinie, na basenie wszędzie tam są piękne kobiety. Panowie to świetna zabawa podchodzisz i mówisz, że ma brudny płaszcz z tyłu a ona głupia sie odwraca i szuka a później … Ubaw po pachy Pamiętaj jednak, ze takich zabawnych sytuacji może wyjść związek lub udany seks ;) Ja aktualna dziewczyne poderwałem pod centrum handlowym. dziś jesteśmy razem. Aha no i na tinderze też byłem ale kobiety robią co chcą przez internet więc ciężko mi w te klocki się bawić. :/

  • Majki Wesson

    Od zawsze jestem singlem, ale od pewnego czasu zaczęło mi to przeszkadzać. Większość kolegów, jest już w związkach, albo ma inne sposoby na życie, poznając dziewczyny na jeden raz.
    Ja niestety mam tą wadę, że będąc dzieckiem zbyt mocno wziąłem do siebie wzorce osobowe prezentowane w filmach, w których głównego bohatera, cechowała odpowiedzialność, honor, lojalność i szacunek wobec kobiet. Dzisiaj nikt nie patrzy na te cechy jako te pozytywne. Jeżeli jest odpowiedzialny to znaczy, że jest nudziarzem, lojalność? Po co to nie średniowiecze, przecież nikt nie chce być uwiązany na całe życie do jednej osoby. Szanujesz kobiety? No fajnie bo my pragniemy takiego, żeby był dżentelmenem, ale żeby też soczyście klepnął nas w tyłek i poddusił.
    Nigdy nie byłem typem klubowicza, toteż nie ułatwia sprawy w poznawaniu kobiet, na ulicy też nie będę ich zaczepiał bo wezmą mnie za wariata, zatem padło na portale randkowe, przecież ludzie zakładają tam konta, po to, żeby właśnie kogoś poznać. Nic bardziej mylnego.
    Przez długi czas nie mogłem znaleźć wartościowej osoby, z kobietami poznanymi na tinderze kontakt urywał się po pierwszej kawie, kobiety na portalu „Sympatia”, nawet nie raczą odpisywać na pierwszą wiadomość, wyznając tą swoją złotą zasadę „brak odpowiedzi, to też odpowiedź”. Nie to nie odpowiedź, to jedynie świadectwo braku wychowania i szacunku do drugiej osoby.
    Wracając do tematu, myślałem, że to ze mną może jest problem, dlatego zacząłem czytać różne artykuły na temat tego co odpycha kobiety i dlaczego nie odpisują. Oczywiście ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie popełniłem ani jednego z tych błędów, ale żeby być uczciwym moją jedyną wadą jest „zaradność”, na którą rzekomo kobiety zwracają uwagę najmocniej. Nie mam tu na myśli, że ja nie jestem zaradny, problemem jest to, że ani na profilu, ani w pierwszej wiadomości nie dałem świadectwa swojej zaradności (czyt. nie pochwaliłem się jaką mam pracę i ile zarabiam). No cóż ciężko oczekiwać od faceta, żeby chwalił się takimi rzeczami, jeżeli szuka prawdziwej miłości do swojej osoby, a nie do portfela…
    Nawiązując jednak do Twojego artykułu nie mam cech wspólnych z żadnym z typów mężczyzny, którego wymieniłaś.Nie jestem wątłym hipsterem, mam 190cm, jestem dobrze zbudowany, a z domu wyniosłem prawdziwe wzorce męskości. Nie jestem również żonaty, nie mam dzieci, tak naprawdę nigdy nie byłem w związku, ponieważ od szkolnych dyskotek wolałem rozwijanie własnych pasji.
    Prawdziwym problemem nie jest brak prawdziwych mężczyzn, ale to, że nawet, gdybyście na takiego wpadły na ulicy, to nie dacie mu szansy, bo akurat ma pryszcza na czole, a to nie jest zgodne z ideałem, który sobie ulepiłyście drogie Panie w swoich głowach.
    Najbardziej dała mi do myślenia jedna z Pań poznanych na Tinderze. Już po kilku wiadomościach pełna podziwu, zapytała mnie co tutaj robię, przecież jestem takim fajnym facetem, więc raczej nie powinienem mieć problemów ze znalezieniem drugiej połówki. Jednakże, pomimo tego, że „byłem takim fajnym facetem, przystojnym i z pasjami” to kontakt urwał się po kilku dniach, a w ciągu kolejnych dwóch, zauważyłem, że moja niedoszła wybranka zmieniła swój opis. „Jak bardzo trzeba pragnąć przytulaska, żeby zakładać konto na Tinderze”. Wtedy zrozumiałem, że kobiety po prostu wolą być same, żeby tworzyć wokół siebie dramę samotności i braku miłości. Wyżej wspomniana Pani sama odebrała sobie możliwość na „przytulaska” zrywając kontakt.