PROSZĘ, DZIĘKUJĘ, SEKS

Pukam. Cisza. Pukam mocniej. Słyszę jakiś brzdęk, jakieś „kurwa!” brzmiące na takie bardziej bólowe niż nerwowe, miauk kota, lekkie szuranie, cisza. Patrzę w wizjer, ona też patrzy. Uśmiecham się.

Zu uchyla drzwi w stanie rozmemłania. Ma oczy pandy i wczorajszy wiatr we włosach, a na sobie coś noszące znamiona piżamy. Wygląda kiepsko, ale postanawiam oszczędzić jej tej informacji. Jeśli miała dziś ze sobą kontakt wzrokowy, to wie.

Wchodzę do pięknego, dużego mieszkania, które Zu odziedziczyła po babci i od razu rozwalam się na mojej ulubionej brudnozielonej kanapie. Mieszkanie jest tak ogromne, że można by jeździć po nim gokartem, tymczasem stoi praktycznie puste. Jakaś szafa, komoda, kilka krzeseł, mały stół, dwie kanapy, łóżko w części sypialnianej i – uwaga – najprawdziwszy manekin z lat 30-tych ubiegłego wieku, total wintydż. Dużo bym dała, żeby mieć taką chatę. Kontempluję otoczenie i dopiero teraz zauważam, jaki tu syf. Na stoliku przy kanapie w przeciwległym kącie salonu stoją dwie opróżnione butelki – jedna po białym, druga po czerwonym winie. Do tego popielniczka pełna kiepów, jakieś rozlane coś na parkiecie, zrolowany dywan, paprochy, opakowania po chipsach, resztki bliżej niezidentyfikowanego jedzenia na podłodze…

– Pretendujesz do tytułu Żula Roku? – pytam Zu, bo to nie w jej stylu jakoś tak, syfić.
– A weź… – odpowiada markotnie i zwala się obok mnie na kanapie. Kręci głową, wzdycha.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – pytam najżyczliwiej jak tylko potrafię.
– Przespałam się z Adamem. Tym, z którym byłam na randce ostatnio. Mówiłam ci o nim.
Rzeczywiście, Zu wspominała, że poznała jakiegoś typa, ale że nie zaskoczyło.
– Czyli jednak zaskoczyło? – pytam.
– Nie – odpowiada Zu. – Ale stwierdziłam, że umówię się z nim jeszcze raz, tak na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że to nie to. Poszliśmy na drinka. Po drugim chciałam już wrócić do domu, ale namówił mnie, żebyśmy skoczyli jeszcze gdzieś. Stwierdziłam, że w sumie dobra, co mi tam. Błąkaliśmy się trochę po mieście i ostatecznie wróciliśmy do mnie z butelką wina. No i jakoś tak… Zaczął mnie całować. No to go odcałowałam. Nie podobało mi się za bardzo, ale zaczął mnie już rozbierać, to stwierdziłam, że więcej zachodu będzie z wypraszaniem go w środku nocy niż… no wiesz. No i jakoś tak wyszło…

Jakoś. Tak. Wyszło.
Milczę. Bo jakoś tak nie bardzo wiem, co powiedzieć.

 

UPRZEJMIE DAM DUPY

 

– Milczysz. Oczywiście, że milczysz, sama bym milczała… Wiesz, od kilku dni nie wychodzę z domu – mówi Zu.

Wiem – milczę.

– W pracy myślą, że mam grypę żołądkową, a ja po prostu siedzę i przypominam sobie wszystkich gości, z którymi spałam do tej pory. Bo coś we mnie pękło po tym Adamie. I jestem, kurwa, lekko przerażona, bo dociera do mnie, że w większości przypadków było mi wszystko jedno, czy któryś mnie bzyknie czy nie. Szłam z nimi do łóżka, bo mi się wydawało, że skoro zajęłam im już tyle czasu, to tak jakoś nie po dżentelmeńsku byłoby odprawić ich z kwitkiem. Rozumiesz? Z większością typów w swoim życiu spałam, „bo tak wyszło”, dla świętego spokoju. Żeby uniknąć tłumaczenia. Albo żeby po prostu mieć to już z głowy.

Bardziej milczeć już chyba nie mogę.

– To normalne? – kontynuuje Zu. – Powiedz mi, czy to normalne? – patrzy na mnie swoimi dużymi oczami małego dziecka, a mnie zalewa bezgraniczny smutek i poczucie bezsilności.

Przytulam ją bardzo bardzo mocno.

 

BURDEL W GŁOWIE – BURDEL W ŻYCIU

 

Widzicie, człowiek to cholernie skomplikowana maszyna. Niekończące się kanały naczyń krwionośnych, korytarze połączeń nerwowych, tryliony synaps, miliardy neuronów, biliardy komórek… Żeby mógł sprawnie funkcjonować, wszystkie te elementy muszą działać bez zarzutu, komunikując się ze sobą i tworząc spójny system. Zabawne, że czasami po prostu boli Cię ręka, a okazuje się, że masz chorą wątrobę…

Tak samo działa ludzka głowa – żeby człowiek potrafił w pełni, świadomie samostanowić o sobie, jego podświadomość musi być wolna od traum i nieprzepracowanych tematów. Jego świadomość musi być w pełni skoncentrowana na tym, co TU i TERAZ, gotowa na zmierzenie się z różnymi emocjami, również tymi trudnymi, jak złość, smutek, żal, tęsknota, wściekłość, bo od nich nie uciekniesz, a jeśli uciekasz, to znaczy, że UCIEKASZ generalnie, w życiu. Superego, a więc Twoja moralność i zasady, powinny być stabilne, unormowane i obecne w sposób naturalny, niepodlegający dyskusji, wyznaczający Twoją ścieżkę. Tak działa zdrowa jednostka.

Sęk w tym, że zdecydowana większość z nas ma w dyńce burdel. Niektórzy bardziej zdają sobie z tego sprawę, inni mniej, ale prawda wygląda tak, że większość z nas ucieka: w jedzenie, alkohol, seks… Zresztą, już o tym pisałam ostatnio.

Jeśli pójdziemy krok dalej, otrzemy się o różne formy AUTOAGRESJI: ćwiczenie ponad własne możliwości; samookaleczanie, w tym też różnego rodzaju skaryfikacje; nałogi: alkoholizm, seksoholizm, zakupoholizm, pracoholizm, narkomanię; zaburzenia odżywiania: bulimię, anoreksję, otyłość, ale też o depresję i próby samobójcze…

Ktoś, kto nie ma podstawowej wiedzy psychologicznej i lubi pochopnie wydawać ocenę na temat innych, stwierdzi, że Zu jest zwykłą szmatą. Zblazowaną dziunią, która daje dupy z podziękowaniem ręki. Naiwną, tępą dzidą, która sama nie wie, czego chce od życia. Ja powiem, że człowiek, który tak mówi, prawdopodobnie sam nadaje się na terapię.

Gdyby się nie nadawał, to by rozumiał, że Zu po prostu nikt nigdy nie nauczył być dla siebie dobrą. Nikt nie nauczył jej o siebie dbać. Kochać siebie.

Co najśmieszniejsze, ci którzy szybko i bez zastanowienia wydają opinie na temat innych, nie mając o nich szczątkowej wiedzy, też zwykle są niedokochani, niedopieszczeni, niedoopiekowani…

 

KOCHAĆ, JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ

 

– Zu, wiesz, że bardzo Cię kocham? – szeptam jej do ucha i wycieram rękawem łzę, która spływa po bladym policzku. – Też powinnaś tego spróbować.
– Pokochać ciebie?
– Nie, głuptasie. Siebie pokochać. Siebie.

Zu milczy. Patrzy na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami dziecka.

– A co tu kochać, Malw?

*

Bo widzicie, człowiek to cholernie skomplikowana maszyna.

 

fot. ADRIANNA ELK PHOTOGRAPHY, pexels.com

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • I stało się: siedzę i ryczę.

  • Marcin KochaNoski

    Trochę mnie przeraża to, że wszędzie gdzieś pod tymi uśmiechniętymi twarzami, modnymi ciuchami, dowcipnymi charakterami, inteligentnymi postawami i dynamicznymi ciałami kryją się pogubione dzieciaki. I to, jakim ogromnym zaskoczeniem jest odkrycie tego faktu.

    • Justyna

      Dokladnie!

    • Łukasz

      Mnie również to przeraża Marcinie… to jak ludzie stali się na własne życzenie więzniami pozorów, powierzchowności i pierwszego wrażenia. Że zamiast zdać sobie sprawę ze swoich problemów i o nich rozmawiać zaczęli je maskować/ przykrywać uśmiechem, dowcipami, tudzież przekonaniem o własnej zajebistości.
      Czasem szokiem jest dla mnie kiedy przychodzi do mnie zagubiony 30 – letni człowiek, który emocjonalnie zatrzymał się przez jakieś przykre doświadczenia w wieku 16 czy 18 lat i żeby było śmieszniej (bardziej lub mniej) to nierzadko są to ludzie „sukcesu”, którzy mimo prestiżu, zarobków nie potrafią zbudować trwałej relacji z drugą osobą opartej na wzajemnym szacunku i miłości ( Jezu jak to sztywnie i pompatycznie brzmi -_-)

      Strasznie przykre to jest… chociaż nutką optymizmu napawa mnie fakt, że część z nich zdaje sobie sprawę że mają z tym problem i szukają sposobu na jego trwałe rozwiązanie.

    • S.

      Ja bym powiedział, że to bardziej zabawne niż przerażające. Poza tym z resztą Twojej wypowiedzi zgadzam się całkowicie.

  • Wojciech Mrożkiewicz

    Jak zawsze sedno egzystencji w obecnej rzeczywistości…. Ciekawe i dające przestrzeń na głębsze zastanowienie. Malwina,jak będziesz w UK, daj znać to zabiorę Cię na obiad ;)

    • Róża Wigeland

      Zabrać możesz sobie buty do szewca. Kobietę na obiad się zaprasza. ;)

  • Paweł

    Zu,

    nie wiem czy to czytasz, ale jeśli tak to ja już Cię pokochałem.

    Podobno nie kocha się za coś, ale pomimo czegoś. Nie jest to do końca prawda. Najpierw trzeba pokochać jakąś konkretną cechę, później drugą i tak zakochując się w kolejnych cechach, zaczynamy również kochać wady. Znam Cię tylko z tego opisu, ale wystarczył on, żebym w miarę czytania zakochiwał się w:
    1. Twojej rozbrajającej bezradności i kruchości.
    2. Umiejętności popatrzenia na siebie z boku.
    3. Bezpośredniości wniosków, które wyciągasz.
    4. Twoich oczach :).

    Powyższe cechy pozwoliły mi również pokochać Twoje wady:
    1. Nadmierną uprzejmość i brak asertywności.
    2. Brak pewności i wiary w siebie.

    Też kiedyś bardziej przejmowałem się innymi, bo brak mi było miłości do siebie. Jakiś czas temu ją odzyskałem i cały czas pracuję nad tym, żeby ją pielęgnować. Spójrz na siebie moimi oczami i opisem Malviny i zacznij celebrować swoje najlepsze cechy i najbardziej urocze wady (o urocze wady zapytaj przyjaciół ;)). Każdy się czasem gubi. Ważne, żeby nie poddawać się w odnajdywaniu siebie :).

    Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia,
    Paweł

  • Ja pierdolę, jak Ty to doskonale robisz…

  • Ciężki temat. Przebrnęłam przez jeden takowy który odebrał mi kawałek życia, ale to już historia.
    Za to uważam, że zamiast religii w szkołach mogli by uczyć samoakceptacji.

  • Aż sama chciałam przytulić Zu i powiedzieć jej, żeby zaczęła naukę kochania siebie, a dopiero potem innych. Chodź to tak cholernie trudne zadanie momentami. Otwiera się milion stron medalu w każdej sytuacji, a my idziemy drogą, która czasem zapomina o pielęgnowaniu siebie i self trosce…

  • m

    niestety, kiedyś to przeżyłam,
    tracąc tak jak Zu resztki szacunku do siebie …

  • Wcisnęło mnie w fotel. Bardzo poruszający, bardzo potrzebny tekst. Dzięki!

  • m0gart

    Wiesz, za co Cię lubię? Za to, że ujmujesz w słowa to, co inni zazwyczaj tylko myślą.

    Zastanawiam się jednak, dla ilu ludzi to, co piszesz, jest zupełną abstrakcją, czymś, co czytają do porannej kawy lub wieczornego drinka, co może zalajkują albo udostępnią, a potem wrócą do swoich zajęć, nie poświęcając wpisowi dłuższej chwili zastanowienia.

    A jest nad czym myśleć, bo, jak napisałaś, większość z nas ma w dyńce burdel. Najczęściej jednak bywa tak, że wraz z burdelem raźną trójką niczym żołnierze z Westerplatte idą brak autorefleksji nad swoimi schizami oraz krzepkie mechanizmy obronne, nie zezwalające na myślenie, że coś jest z nami nie tak (w zasadzie dwa ostatnie elementy można połączyć w jeden). Bo to przecież owi mityczni Oni są źli, niewdzięczni, kłamliwi, nielojalni i tak dalej, a my, niczym ta biała lelija na powierzchni bagna, świecimy samymi zaletami, poczynając od wyrozumiałości i szczerości, a kończąc na ciepłym, wrażliwym usposobieniu i altruistycznym podejściu do piesków i chomików.

    Ale czasami w życiu niektórych z nas przychodzi pora, w której dopada nas niczym pies gończy myśl, że to może z nami jest coś nie tak. Oby jak najczęściej, bo tylko wtedy można wykaraskać się ze swojego słodkiego grajdołka samouwielbienia, popatrzeć na siebie z dystansu i – być może, dużym wysiłkiem – sprawić, że coś jednak w naszym życiu się zmieni na lepsze.

    Czego i sobie, i Państwu życzę ;)

  • Kinga Potocka

    Zgadzam się Malv w 100 % . Jednak pokochać samego siebie jest bardzo trudno i trzeba do tego moim zdaniem dużo samoświadomości i dojrzałości. Przesypianie się z kimś bo tak wypada, rozumiem bo sama znam takie przypadki i nie oceniam tych osób nie znając ich motywacji do końca.
    Zuzie życzę dużo zrozumienia siebie i odnalezienia. :) Na pewno jest cudowną dziesczyną/kobietą tylko nie odkryła tego jeszcze.

    • Łukasz

      Kingo, moim zdaniem żeby móc siebie pokochać trzeba najpierw siebie akceptować… a nie można mówić o akceptacji kiedy patrząc w lustro widzi się a raczej czuje się ( cytując Nikosia Dyzmę) „kompletną korozję”.
      Chociaż smutniejszym jest gdy człowiek trochę się zagubi ( każdego to może spotkać) i zwyczajnie nie chce mu się nad sobą popracować – tudzież siebie przepracować… tylko że nikt tego za niego nie zrobi.
      Zgodzę się za to, że żeby siebie pokochać (tudzież pracować nad swoimi wadami, słabostkami czy nałogami) trzeba dużo samoświadomości i dojrzałości. Dodałbym również że trzeba mieć ikrę albo jaja jak kto woli. Ucieczka NIGDY nie jest rozwiązaniem. Problemom trzeba stawiać czoło, często jest to trudne, nierzadko również bolesne ale to właśnie kształtuje charakter – to jak radzimy albo wręcz czy radzimy sobie z naszymi problemami. Trzeba tylko chcieć i potrafić zrobić pierwszy, drugi i trzeci mały krok… a z doświadczenia wiem, że to wcale nie jest takie trudne i że strach ma wielkie oczy. :)

  • niepodam

    Niestety wiem, co czuje Zuz. Bezmyślny seks jest paskudną rzeczą, którą sama też przeżyłam. To udawanie przed samą sobą, że „po prostu się bawię”, a w głowie totalne otępienie, zagłuszanie wszystkiego kolejnym facetem, którego nawet nie polubiłam, nie podobał mi się i nigdy więcej go nie widziałam, bo nie miałam na to ochoty. I nienawiść do siebie za to wszystko. I tę nienawiść też trzeba było zagłuszyć – czy to seksem, czy alkoholem, czy w inny destrukcyjny sposób.
    Stracone lata, mocno nadszarpnięty szacunek do siebie i kilka nadpsutych znajomości. A najgorsza ta świadomość, kiedy już jestem w stałym, szczęśliwym związku, że po co mi to było. I wstyd mi za siebie. Nie przerobiłam tego etapu jeszcze w sobie, nie zostawiłam go za sobą jako przeszłość.
    Czasem się zastanawiam, czy mój chłopak wie/domyśla się, jak wielu facetów przewinęło się przez moje łóżko (bo nie prze życie, nie byli jego elementem). I cieszę się, że nigdy o to nie zapytał, bo nie powiedziałabym mu, jak było.

  • Nie mam podstawowej wiedzy psychologicznej, ale nie widzę żadnego powodu, żeby obrażać Zu.

  • Magdalena Halina Wawrzyniak

    Pokochać jedną cechę potem drugą.. Każdy sposób jest dobry.
    Mój jest taki:
    Łapię kontakt ze sobą.
    Kim jestem?
    Co robię?
    Co lubię robić?
    Co naprawdę lubię robić?

    Po prostu coaching.
    Nie Zawsze może pomóc.. Ale warto spróbować.
    Warto dla siebie.
    Warto aby siebie ocalić i musieć o sobie dobrze.
    Pozdrawiam!

  • aknA

    Znam kogoś, kto dokładnie tak ze sobą postępuje. Ale nijak nie można do tej osoby trafić. Przez dwa lata relacje mocno przyjacielskie runęły. Tli się jeszcze mała iskra, ale odbijam się jak od ściany. Z jednej strony chcę, ale z drugiej przecież to nie może być tak, że to mi na ustawieniu życia tej osoby powinno zależeć. Patrzymy wraz z bliskimi mi ludźmi z przerażeniem, a ciągle nie jesteśmy w stanie zrobić czegokolwiek. Rozmowy, godziny rozmów… nie pouczania, tylko słuchania i zrozumienia. Nic. Łapię się na tym, że najchętniej bym zaciągnęła za łeb do psychiatry, ale to przecież nie tędy droga. Zajebiście mnie to frustruje!

    • Łukasz

      Moim zdaniem, ciężko jest pomóc komuś kto buduje wokół siebie szczelny mur i nie można do niego trafić. Nie pomożesz komuś wbrew jego woli, pomimo najszlachetniejszych nawet intencji. Ta osoba musi najpierw sama chcieć sobie pomóc. Trochę paradoksalne i enigmatyczne zarazem prawda?

      Zrób co w Twojej mocy żeby człowiekowi pomóc, miej czyste sumienie ale nie pozwól żeby jego problemy stały się Twoimi. :)
      Trochę jak z nałogami, jeśli człowiek sam nie będzie chciał sobie pomóc i zrobić pierwszego kroku to cała terapia nie ma sensu.
      Pozdrawiam i życzę powodzenia.

      • aknA

        Ja to wszystko wiem. Też mam za sobą drogę docierania do swojego „ja” po traumatycznych przejściach i tym samym wiem na czym polega cały proces i jak długo trwa, ile wysiłku kosztuje. Dziękuję za te słowa i również pozdrawiam.

  • KaZet

    To chyba w ogole nie jest kwestia wiedzy psychologicznej. Co tu oceniac, kazdy robi jak chce i to jest jego/jej sprawa. Moze tez chodzic sypiac z wieloma typkami i kochac siebie. To chyba nie do konca jest przeciwstawne. Wiedza tez nie zawsze daje przewage, dopiero jej stosowanie ma sens.

    • Łukasz

      Częściowo jest. W naszym społeczeństwie spora część ludzi ma swoistą tendencję do pochopnego oceniania lub krytykowania innych, nie znając nawet ułamka okoliczności/ przyczyn, które danego człowieka zaprowadziły w to a nie inne miejsce. Tym bardziej nie potrafią oni „wejść w skórę drugiego człowieka” i tym samym pomyśleć jak oni zachowaliby się na jego miejscu ( tudzież czy potrafiliby się zachować tak lub inaczej). Brakuje w naszym społeczeństwie tego rodzaju empatii. Drugą sprawą, jest to że część ludzi zwyczajnie nie chce sobie pomóc… niezależnie od pobudek.
      Dlaczego? Pewnie dlatego, że to jest najprostsze i nie wymaga wysiłku.

      Zgadzam się z Tobą można chodzić i sypiać z wieloma facetami. Zawsze wówczas zastanawiam się czy jest to świadomy wybór czy wynika to po prostu z tego, że ktoś ma burdel w głowie, tudzież całkowicie się pogubił.

      Co do wiedzy to nie zgodzę się. Moim zdaniem wiedza zawsze daje mniejszą lub większą przewagę aczkolwiek przyznam Ci rację, że stricte wymierne efekty daje jej stosowanie.

      Trochę jak z alkoholizmem… propos wiedzy ( tak wiem, obrzydliwe porównanie – ale użyte rozmyślnie).
      Powiedz mi, na którego człowieka patrzyłbyś przychylniej… takiego który chce rzucić nałóg i jest zdecydowany ale nie wie jak to zrobić żeby było to skuteczne… czy na takiego, który taką wiedzę posiada ale brak mu jaj żeby przyznać przed sobą, że ma problem i zwyczajnie zakasać rękawy, hmm?
      Pozdrawiam! :)

    • S.

      Otóż to. Wiedza to zbiór informacji, faktów. Sama w sobie jest bezużyteczna. Mądrością zaś jest jej umiejętne wykorzystanie.

    • Kinga Potocka

      Zgadzam się. :) Znałam gościa, który często zmieniał kobiety w sensie emocjonalnym i seksualnym a jakoś problemów z samooceną to u niego nie zauważyłam.

  • Jo Ma

    I ja bym odpowiedziała tak samo jak Zu.

  • Dominika

    Myślę, że ludzie z braku asertywności, braku pewności siebie i wewnętrznego bałaganu nie tylko godzą się na seks dla świętego spokoju. Oni dla świętego spokoju, dla braku problemów i by uchronić się przed konfrontacją pozwalają innym wykorzystywać siebie na wiele innych sposobów. Potem człowiek nagle budzi się z ręką w nocniku, bo zdaje sobie sprawę, że jest firmą oferującą różnego rodzaju usługi. Wszystkie za darmo.

  • To bardzo trudne: dbać o siebie wbrew sobie.

  • Łukasz

    Prawdę powiedziawszy, pierwszym pytaniem, które mi się nasunęło było: Czy to przypadkiem nie jest ta sama Zu… która musiała kopnąć w rogi Stefana, żeby przekonać się: „że z tej mąki nic już nie będzie. Nawet cholernego zakalca”.
    Nie wiem, domyślać się nie zamierzam, tak więc przyjmę, że nie.

    Zgadzam się Malv, człowiek jest cholernie skomplikowaną maszyną… tyle że maszyną, która sama kieruje swoimi poczynaniami i sama sobie ustala zasady… albo brak zasad.
    Taką, która ma rozum i wolną wolę… i co najważniejsze sama ponosi odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
    Nie uważam Zu za zwykłą szmatę, tępą dzidę czy tym bardziej osobę, która daje dupy z pocałowaniem ręki. Nie oceniam jej i obrażać też nie zamierzam.
    Uważam jednak, że kompletnie się pogubiła i nie wie za bardzo co z tym zrobić… i owszem nie wie czego chce.

    Trochę wiedzy psychologicznej łyknąłem, śmiem twierdzić że o kęs więcej niż podstawy. Dlatego właśnie, tym mocniej możesz mnie zmieszać z błotem Malv i wysłać na terapię, dołączając kopa na drogę… ale to nie zmieni faktu, że gdyby Zu wiedziała czego chce w życiu to opisana przez Ciebie sytuacja nie przyjęłaby tak ekstremalnej postaci… albo zwyczajnie nigdy by nie miała miejsca… a Zu miałaby pomysł na siebie i byłaby szczęśliwa. Tak, czekam na lawinę hejtu za szczerość.

    W ostatnim fragmencie wspominasz:”KOCHAĆ, JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ”. Powiem, że jeszcze łatwiej to zrobić.Łatwo a zarazem trudno. Lata temu mnie również życie dość mocno kopnęło i byłem w podobnym stanie jak Zu. Może z tą różnicą, że nikt się nade mną nie pochylił ( nie miałem też własnego mieszkania) a zaliczyłem dodatkowo kilka kopów i określenie mianem nieudacznika. Sięgnąwszy dna, spojrzałem w lustro i zastanowiłem się czy jestem osobą z którą sam chciałbym być w związku tudzież z którą ktoś mógłby być szczęśliwy. Odpowiedz była oczywista i zapoczątkowała szereg zmian, wprowadzanych małymi kroczkami. Łatwo nie było, słodko też nie. Teraz po latach patrzę w lustro nie czując żalu czy wstydu, uśmiecham się bo osiągnąłem wszystko co chciałem, tak więc musiałem znalezć nowe ambitne cele i to mnie napędza.
    Życzę więc Zu aby otrząsnęła się z tej „korozji”, poznała siebie, zaakceptowała i pokochała. Życzę z całego serca.

    Rozumiem Twoją pełną czułości i empatii postawę wobec Zu Malv, ale bardzo wielu ludzi nikt nie nauczył dbać o siebie czy kochać siebie. Wciąż generalnie tego nie uczą… tak jak nie uczą kochać, szanować, doceniać czy wybaczać. Mało tego, nieraz najbliżsi potrafią w miejsce pomocnej dłoni zasadzić takiego kopa, po którym człowiek dosłownie rozbija się o ścianę. Tych umiejętności trzeba się czasem samemu nauczyć… powiem więcej, trzeba chcieć się nauczyć. Jeśli komuś zależy – znajdzie sposób, jeśli nie – znajdzie powód.

    Swoją drogą jak to jest w naszym kręgu kulturowym, że często jeśli kobieta się pogubi i dopadnie ją marazm to zazwyczaj (nie zawsze)wszyscy jej współczują, podają pomocną dłoń, wspierają na duchu a kiedy coś takiego dopadnie mężczyznę to zaraz (często – nie zawsze) zaczyna się ocenianie, szufladkowanie jako mięczaka, nieudacznika, frajera
    czy za pomocą innych ciekawych epitetów. Dlaczego wysnuwam taką ponurą hipotezę? Cóż, miałem przygodę z wolontariatem w ośrodku terapii uzależnień. Uwierz mi Malva, usłyszeć opowieści o doświadczeniach ludzi z odwyku – bezcenne. Oczy się człowiekowi szerzej otwierają.

    Burdel w głowie – burdel w życiu?
    Dokładnie, tylko widzisz… traumy i nieprzepracowane tematy same się nie przepracują. Trzeba najpierw zdać sobie sprawę że ma się problem, poszukać pomocy a następnie zrobić pierwszy drugi i trzeci krok na tej ścieżce. Troszkę w deseń słów Duke”a Evers”a z 4 części Rocky”ego: „Wiesz co musisz zrobić, zrób to”
    Tak jak mądrze mówisz, trzeba sobie radzić z emocjami a problemom stawiać czoło a nie uciekać.Zgadzam się również, że większość ludzi ma w dyńce burdel. Tylko że zauważ, że są tacy którzy chcą go uporządkować i tacy, którzy uważają, że problemu nie ma.

    Ale to moje zdanie, można się zgodzić lub nie.

    • Popieram i mocno bym się zdziwiła, gdyby ktoś Cię skrytykował za ten komentarz. Wielu osób też nikt nie nauczył kochać siebie (tacy, którzy też sielanki w domu rodzinnym ciągle nie mieli – Ty, Łukaszu jesteś zresztą żywym tego przykładem), ale jakoś potrafili sobie poradzić (nawet, jeśli to wyjątki, to jednak one czegoś dowodzą, że jest to możliwe).
      Nie jesteśmy bezwolnymi marionetkami w rękach Losu.
      Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.

      • Łukasz

        A ja prawdę powiedziawszy nie zdziwiłbym się wcale. Pewnie dlatego, że wielu ludzi w dzisiejszych czasach ma zwyczaj reagować na kulturę osobistą i szczerość – chamstwem, mniej lub bardziej dosłownym.

        Czasem wystarczy na ten przykład wpleść w swoją wypowiedz, małą… delikatną i zabawną zarazem prowokację – coś jak odwrócony shit test (chociaż sporo łagodniejszy) i już można oberwać soczystym atakiem. Swoją drogą to ciekawe, że dla przykładu wiele kobiet lubi wbijać szpileczki męskiemu ego ale jeśli poślę się im połowę takiej szpileczki to zaraz jest agresja i wyzwiska. Strasznie to zabawne bywa. :)

  • David Max

    Zajebiste ;)

  • David Max

    „Gdyby się nie nadawał, to by rozumiał, że Zu po prostu nikt nigdy nie nauczył być dla siebie dobrą. Nikt nie nauczył jej o siebie dbać. Kochać siebie.

    Co najśmieszniejsze, ci którzy szybko i bez zastanowienia wydają opinie na temat innych, nie mając o nich szczątkowej wiedzy, też zwykle są niedokochani, niedopieszczeni, niedoopiekowani…” – niesamowite słowa. Jestem pod wrażeniem.