Kajetan, daj spokój, czyli dieta Polaka

Nie wiem, czy Wy też to zauważyliście, ale – imho – Polacy jedzą coraz zdrowiej. Pytanie tylko, co za tym stoi – potrzeba lansu czy zwiększająca się świadomość, na czym tak naprawdę polega zbilansowana dieta? Obawiam się, że to trzecie.

 

Jeszcze 7-8 lat temu w moim rodzinnym domu (miasto wojewódzkie, 300 tys. mieszkańców) nie było obiadu, jak nie było mięsa. Najlepiej w panierce, podsmażonego na oleju, koniecznie z ziemniakami. Sałatka też była – z majonezem. Dziś taki obiad dla osoby, która ma choć minimalne pojęcie o racjonalnym odżywianiu, to relikt przeszłości. Ba, nawet mój ojciec – piewca schabowego solidarny ze swoją samarą – mięsa bez sałaty nie przełknie. I narzeka, że babci zupa za tłusta.

Ale w sumie nic dziwnego. Jesteśmy w Unii, mamy Rayana, nie trzeba już cioci z Włoch prosić, żeby prawdziwą oliwę z oliwek przysłała. Idziesz do Tesco/Almy/Rila i pozamiatane. Albo najlepiej do sklepu z importowaną żywnością. Zapłacisz dwa razy więcej, ale przynajmniej kupisz oliwę tłoczoną we Włoszech, a nie w Jankach pod Warszawą. Jeszcze 8-10 lat temu tak powszechnej dostępności do zagranicznych produktów spożywczych w Polsce nie było. A teraz jest i przeciętny Kowalski może sobie krewetek zakupić i zjeść i jeszcze chilijskim winem popić. Ale czy to takie zdrowe?

Samo zróżnicowanie jadłospisu to nie wszystko. Trzeba jeszcze zachować proporcje i umiar. Z tym też idzie nam coraz lepiej. 2-3 lata temu, przeglądając portale i fora internetowe, co chwila natykałam się na posty typu „Jak długo można stosować dietę Kwaśniewskiego? Czy to aby na pewno nie szkodzi?”, albo artykuły rozpływające się nad skutecznością kuracji kopenhaskiej, oczyszczających głodówek i diety Dukana. Jasne, wciąż atakują nas z sieci bzdurne teksty o tym, jak to spalisz 5 kg tłuszczu w 2 dni jedząc same jabłka, ale dziś już wiemy, że to bullshit i nie znajdujemy go raczej na profesjonalnych, szanujących się portalach (niekoniecznie dietetycznych).

Z zadowoleniem obserwuję zmianę sposobu pisania o dietach – nie jako o ogromnym wyrzeczeniu okupionym cierpieniem w drodze do wymarzonej sylwetki, ale jako o dobrej zabawie, dzięki której poczujesz się lepiej w swojej skórze. Co komu z diety opartej na samych warzywach i owocach, jeśli po tygodniu takiego odżywiania na widok steku albo ciastka dostanie wścieku? I na jednym kęsie się nie skończy? Grunt to zróżnicowana, ale też zbilansowana dieta. Jeśli chcesz schudnąć 5 kg to nie znaczy, że przez pół roku nie wolno ci zjeść kawałka czekolady. W tym podejściu nie cel jest najistotniejszy, ale sama droga do niego, dzięki której stare nawyki żywieniowe zastępujesz nowymi. Nie dlatego, że musisz, tylko dlatego, że chcesz. Bo się przyzwyczaiłeś/-aś, więc robisz to z automatu.

Bycie szczupłym, zdrowym, eko jest modne. To dobrze i niedobrze. Dlaczego dobrze, to wiadomo. A niedobrze dlatego, że w tym hipstersko-owczym pędzie do bycia zajebistym gubimy niuanse. Konteksty (to też ostatnio modne słowo). Bo np. zapominamy, że dieta nie jest dla wszystkich, tylko dla jednego. Z miejsca możemy więc wypieprzyć wszystkie rozpisane przez „specjalistów z interneta” diety typu: „Poniedziałek. Śniadanie. Kawa. Dwie łyżeczki musli. Jajko. Pomidor”. Sorry, ale pokażcie mi faceta, który by na tym pociągnął do obiadu. Kobietę z resztą też. Może jakaś Mariolka, co siedzi cały dzień przed TiWi i ogląda seriale by dała radę. Ale aktywna osoba? Kolejna sprawa – jabłka są zdrowe. Nie oznacza to jednak, że jak ich zjesz 10 w ciągu dnia, to będziesz mieć +10 do zajebistości. Tu wchodzimy już na wyższy poziom abstrakcji, jak indeks glikemiczny spożywanych produktów, zawartość kwasów tłuszczowych nasyconych i nienasyconych w posiłkach czy rodzaj przyjmowanego białka (pełno- lub niepełnowartościowe). Przesadzam? No to powiedz mi, dlaczego na kolację lepiej zjeść pół tłustej makreli z warzywami niż jeden lekki owocowy jogurt?

Widać zmiany, to cieszy. Jemy lepiej, ale wciąż za mało świadomie. I tu nie chodzi o to, żeby liczyć każdą kalorię, tylko żeby wiedzieć. Bo wiedza daje fun, a na tym ma to przecież polegać. Bo co byś nie robił, to ostatecznie i tak jesteś tym, co jesz. Więc przestań w końcu zapijać te ekoowsiane ciastka z ekopola od ekorolnika pieprzoną latte, Kajetan.

0 Like

Share This Story

Style
  • Peter Stasiak

    ponieważ mieszkam w jukej od 7 lat bliżej mi do współczesnej mody żywieniowej wyspiarzy, którzy wszelkie indeksy, sreksy, kalorie mają w najszerszej części ciała, a jedyna ich forma diety polega na zamówieniu dietetycznej koli do podwójnego ćwierćfuntowego burgera ze smażoną cebulą i frytami z ekstra majo. ;)