Związek otwarty

To było kilka lat temu. Prowadziłam z nim wywiad. Załóżmy, że na imię miał Remek i Remek miał w sobie coś. Spodobał mi się, więc zrobiłam to, co każdy normalny człowiek robi w takiej sytuacji. Po powrocie do domu weszłam na jego profil na fb. Age: 30, Religious views: atheist, Relationship status: in open relationship with X. Utrzymywaliśmy kontakt, więc któregoś razu po prostu zapytałam:

– Podobam ci się?
– Mhm.
– Przespałbyś się ze mną?
– Tak.
– A co na to twoja dziewczyna?
– Nic.
– Mówisz jej, kiedy z kimś sypiasz?
– Tylko, jeśli zapyta.

Wtedy nie pojmowałam, jak można – będąc w związku, chodzić do łóżka z innymi i godzić się, by twój partner robił to samo. Dziś już rozumiem. 

 

Na początku, wiadomo, jest namiętność, jest fascynacja. Uczycie się siebie nawzajem, odkrywacie drugiego człowieka. Piękna sprawa do czasu, gdy w pakiecie kolorowych motylków nie pojawią się bąki: nieświeży oddech, brudne gacie, niewyniesione śmieci… To tylko preludium. Z czasem ty odkrywasz jego chorobliwy pedantyzm, a on twój wrodzony egotyzm. Ty jego podejrzliwość, on twoje fochy. Tysiąc innych mniej lub bardziej irytujących nawyków, zachowań, cech charakteru, które w dużym natężeniu stają się nie do zniesienia. I choć budujecie, układacie i – w swoim mniemaniu – robicie wszystko, żeby Wasz związek działał, jak należy, to jednak byle podmuch sprawia, że domek się sypie. Coś ewidentnie przerywa na łączach.

Możecie się rozstać. Możecie dać sobie czas na przemyślenie spraw i powrót.  Możecie też dojść do wniosku, że kochacie drugiego człowieka na tyle, że od dziś brudne gacie i egotyzm nie będą Wam już przeszkadzać. Ostatnia opcja zwykle nie działa – człowiek nie jest w stanie przeprogramować siebie na zawołanie. Nie działa też bycie z kimś i oczekiwanie, że zmieni dla Was to czy tamto. Pozostaje się rozstać. No chyba, że…

 

Wolny związek?

 

Patrzyłam na Remka znad kubka jakiegoś imbirowego naparu i kiwałam głową z niezrozumieniem.

– Ale dlaczego tak?
– Bo ją kocham.
– Czyli ona chce bzykać innych, a ty się na to godzisz, bo ją kochasz?
– Nie rozumiesz. Tu nie o bzykanie chodzi.
– A o co?
– O wolność.
– Można być wolnym singlem, bez wydziwiania.
– Można być w wolnym związku.
– Co wam to daje?
– Nie dusimy się ze sobą.
– Skoro dusiliście się, będąc razem, to może po prostu znak, że nie pasujecie do siebie?
– No i właśnie tu, maleńka, leży pies pogrzebany. Bo ja wiem, że ona jest kobietą mojego życia. Żadna inna nie zrozumie mnie tak, jak X. Poznać taką laskę to jak wygrana na loterii.
– Nie możesz z nią po prostu być?
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo mnie doprowadza do szału.

 

Związki nieidealne

 

Świat się zmienia. Nie istnieje już jeden właściwy model rodziny. Nie istnieją dwie płci, cztery określone orientacje seksualne. Coraz częściej wychodzimy poza ramy, coraz bardziej kontestujemy i przestajemy się tego wstydzić, również w związkach. Im bardziej jesteśmy tolerancyjni wobec odmienności, tym lepiej rozumiemy fakt, że są na tym świecie ludzie, którzy zawsze chcą więcej i mocniej. Potrzebują w życiu wrażeń, więc eksperymentują, próbują nowych rzeczy, balansują na granicy tego, co zwykliśmy określać mianem „przyzwoitości”.  Czasem jest to etap w życiu, częściej – osobowość, która warunkuje specyficzne wybory.

Ludzie o wysokiej otwartości na doświadczenie nie są stworzeni do monogamii. Nie są też, jak zresztą wszyscy, stworzeni do samotności. Każdy z nas chce mieć obok siebie tę jedyną, najważniejszą osobę, która wspiera, rozumie, podziela pasje, radości i smutki. Brzmi banalnie, ale sami dobrze wiecie, jak bardzo życie może być puste, kiedy brakuje w nim bratniej duszy.

Czasami poznajesz takiego człowieka i wiesz, że to jest to. Nić porozumienia jest tak silna, że już po kilku tygodniach dociera do ciebie: nie będziecie w stanie już nigdy wyplątać się ze swoich życiorysów. U jednych kończy się to szczęśliwym małżeństwem, u innych – wielką życiową porażką, bo w pewnym momencie przerasta ich proza życia i tracą – nie bójmy się tego określenia – miłość swojego życia.

Jeśli więc w grę wchodzi rozstanie albo wejście na zupełnie inny, „wolny” poziom związku… Cóż, wybieram to drugie. O ile wiesz, że jesteś w stanie udźwignąć konsekwencje własnych decyzji, próbuj. W końcu nawet idiota powie ci, że o miłość w życiu trzeba walczyć. A jakiej broni użyjesz? To już tylko i wyłącznie Twój własny interes.


Życie zweryfikuje

 

Czasami Remek wrzuci na Facebooka jakieś zdjęcia. A to uprawia jogę. A to pije browar. Wyjdzie na spacer z córką. Gotuje coś dobrego na kolację. Przyłapie żonę, jak wyjada dzieciakowi Nutellę ze słoika… Nie mam pojęcia, co słychać u X. Oboje straciliśmy z nią kontakt.

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Bożena Jędral

    „taka miłość w sam raz idealna…”

  • Paulinka

    Nigdy nie zdecydowałabym się na taki związek. To nie dla mnie. Mimo wszystko staram się wierzyć, że gdzieś na świecie jest idealnie dopasowana bratnia dusza, która nigdy nie będzie miała dosyć przebywania ze mną, zawsze będzie łaknąć więcej i więcej. Zgadzanie się na ,,skoki w bok”, dla funu, dla urozmaicenia, rzekomo dla odpoczęcia od partnera, jest wg mnie przejawem niedojrzałości emocjonalnej. To nie jest prawdziwa miłość.

    • Tu nie chodzi o miłość ani inne magiczne motylki, tylko o uczciwe zasady partnerskie. Też w chwili obecnej jestem w otwartych związkach i uważam ten układ za idealny. Żadna ze stron nie narusza sfery prywatnej partnera, ani nie ma żadnych roszczeń.

      • to działa pod warunkiem symetrii w osobowościach a ta się niezbyt często zdarza. Zazwyczaj jedna ze stron się jednak angażuje i wtedy cała otwartość i wyzwolenie bierze w łeb.

      • Paulinka

        Skoro nie chodzi o uczucie, więź, nić porozumienia (zwał jak zwał), to w jakim celu tworzyć związek? Albo się z kimś jest, ma się kogoś na wyłączność (i czerpie się z tego radość!), albo skacze się z kwiatka na kwiatek i zalicza coraz to kolejne osoby. Nie chodzi mi piętnowanie osób, które żyją w taki sposób. Wychodzę z założenia, że nie wszystko muszę rozumieć, nie ze wszystkim muszę się zgadzać. Jak to się mówi- żyj i daj żyć. Jednakże fenomenu otwartych związków nigdy nie ogarnę, to trochę taki oksymoron? Po co się z kimś wiązać, definiować relację, skoro w gruncie rzeczy nie spełnia podstawowego warunku? Jeśli człowiek dusi się w związku, czegoś mu brakuje, to znaczy nic innego jak tylko to, że nie spotkał właściwej osoby. Podziwianie partnera, dostrzeganie w nim mnóstwa zalet, nie ma znaczenia, jeśli mimowolnie zaczynamy rozglądać się za nowym źródłem rozrywki.

        • Ale po co stawianie warunków? Własnie dlatego partnerzy nie chcą się dusić między sobą. Te ciągłe wymagania, oczekiwania jednego od drugiego. Nie wyobrażam sobie, abym miał stawiać partnerce warunki i stawiać ją pod psychologiczną ścianą. Każdy jest wolnym człowiekiem i nie powinno się drugiej osoby traktować jak własność,

          • Paulinka

            Nikt tu nie mówi o stawianiu kogoś pod ścianą. Mówię o tym, że tzw związek partnerski zaprzecza idei związku. Jeśli darzy się kogoś prawdziwym uczuciem, to chęć wierności pochodzi z wnętrza, jest naturalna i nie trzeba tego narzucać.

          • Krzysiek

            „Bosze”, sorry gościu ,ale dla mnie wolność to coś w cholere innego niż swoboda,a ty jak dla mnie bardzo mylisz jedno pojęcie z drugim. Jesteś wolnym człowiekiem i możesz wybrać albo życie w związku(tj. w oddaniu i wierności), albo w pojedynkę i robienie wszystkiego co mi się podoba z kimkolwiek mi się podoba. Nikt Ciebie nie zmusza. Problem tylko polega na tym, że wymagania czy cokolwiek takiego w związku nie są po to by kogoś zaduszać, ale dlatego ,że obydwoje jesteście dla siebie. Wasza sprawa czy umiecie się dogadać co do realizacji potrzeb wzajemnie. Jednak jeśli ktoś wymaga realizacji wszystkich potrzeb w związku albo ,że nie będzie musiał się w ogóle w tym związku poświęcić no to cóż – niech idzie się powiesić lub wyrzuci wszystkie bajki do kosza i zajmie się życiem.

  • Baś

    ja znam na to tylko jedno słowo…zdrada….koniec i kropka.

    • Zdrada czego lub kogo?

      • Baś

        W tym przypadku kobiety, czyli pani X. Kobieta zawsze będzie w takim związku poszkodowana, nawet jak na razie sobie tego nie uświadamia. Mężczyźnie jest wygodnie. To że, kobieta godzi się na taki układ może być powodowane chęcią utrzymania związku. Proszę przeczytaj wypowiedzi kobiet, które tutaj komentują wpis….niejedna już była w takim związku i nie czuje się z tym dobrze.
        To jest moje zdanie, dopuszczam, że ktoś może mieć inny pogląd na to zagadnienie. Bliskość i seks są jednak tak nierozerwalnie związane z uczuciami, że nie wyobrażam sobie obdarowywać nimi inną osobę niż tą, którą się kocha.

        • To NIE JEST zdrada. Mylisz związek otwarty z jakąś ścisłą relacją na wyłączność (jak można partnera/partnerkę traktować jak własność?!). A o pragnieniach kobiet wiem sporo. One zawsze taki ciche i stonowane, ale swoje pragnienia mają głęboko wewnątrz i w głębi siebie bardzo pragną tego, tylko system mentalny wymusza w nich nie wyrażanie swoich potrzeb poprzez zagłuszanie.

          • odważny jesteś. sam nie wiem czego pragną kobiety :) chyba wszystkiego i to dużo… ;)

  • Karolina

    Nie wiem czy zakładasz, że związek nie może być „otwarty” od początku, czy po prostu na potrzeby artykułu nie wzięłaś takiej opcji pod uwagę.

    Byłam w związku, który był otwarty od początku z założenia. Związek się skończył – ale chyba nikt nie powie „o, widzisz?”. Bo on się nie skończył dlatego, że był otwarty. Gdyby tak było, to spytałabym was wszystkich „ok, a gdzie są wasze poprzednie związki, które się skończyły, chociaż nie były otwarte?”.

    Nie zgodzę się również ze stwierdzeniami na temat „dzisiejszych czasów”. Ludzie zawsze byli tacy sami. Czy w innych czasach nie było potrzeb, uczuć, emocji? Jeśli ktoś przeczytał chociaż kilka książek napisanych w „niedzisiejszych czasach” to wie, że byly malżeństwa aranżowane i były „zdrady”, o których było bardzo dobrze wiadomo i nikogo nie dziwiły. Malżeństwo było transakcją, a prawdziwe uczucie czasem odnajdywano w nim, a czasem poza nim.

    W momencie gdy odrzucamy taki (naturalny) porządek rzeczy, to przeczymy sami sobie i kierujemy się ku utopijnej rzeczywistości. Zawsze tak będzie.

    I nie ma znaczenia jak coś określimy. Jest dużo doskonale funkcjonujących otwartych związków i słabych zamkniętych, malżeństw, whatever. I odwrotnie. Problemy moga być i tu, i tu. Skończyć się może i taki, i taki związek.

    Ale nie mówmy, że takie zwiazki powstają, bo ludzie zaczynają się sobą nudzić. I że kiedyś takich nie było.

    • jomika z photoblog’a

      Takie „związki” były, są i będą, bo tacy są ludzie.
      Mimo wszystko, gdy widzę na fejsie ujaraną dziewczynę zmianą statusu związku na „w otwartym związku z”, piszę tylko „przykro mi”, a ona nie wie, o co chodzi.
      On chce „żony bez żony”, a ona boi się, że żaden z nią nie będzie, jeśli nie odpuści. Czy tak ważna jest ta para spodni? Gdy oboje chcą być razem, budują swój związek, gdy jednemu on zwisa, rodzi się „otwarty”. Tak jest i już. Dobrze być tego świadomym.

      http://www.photoblog.pl/jomika

    • Co głowa, to pomysły. Zgodzę się, że kiedyś pewnie takie pomysły na wiązanie się ze sobą były, ale „w dzisiejszych czasach” nikogo nie dziwi jakoś przesadnie mówienie o nich. Te „dzisiejsze czasy” po prostu dopuszczają inne konfiguracje do głosu.

  • Kasia

    Mam oczy i widzę mężczyzn innych niż mój facet. Potrafie obiektywnie powiedzieć czy sa przystoujni, czy mi się podobają czy nie. Ale nie mam ochoty by żaden z nich mnie nawet przytulił, bo lubie jak robi to tylko on. A dziewczyne ktora by go pocałowała chyba bym zjadła.

  • LNS

    Nie każdy może być w takim związku, gdyż dostarcza to na pewno szerokiego spektrum emocji. Myśli typu,że chciało by się drugiego człowieka zamknąć w klatce, a samemu nie być w niej itd itp Wchodząc w taką relacje trzeba na pewno być bardzo zdystansowanym i nie podchodzić zbytnio emocjonalnie mając świadomość,że druga osoba gdzieś z kimś w tym czasie…ale przecież my mamy takie samo prawo. Myślę,że relacje fuck friends mogą transforomować do takiej formy. Wszystko zależy od ludzi, którzy oczekują podobnych rzeczy i wejdą w takie relacje,a myślę,że jest ich również trochę :) Słowiem podsumowania jak kto lubi.

  • Doskonałe zakończenie :)

  • Anja Angelina

    Nie dałabym rady.
    Jak kocham to na 200%. I nigdy nie chciałabym aby mój ukochany chodziłby do łóżka z inną…

    Kiedyś myślałam, że udźwignę.. Ale nie udźwignęłam. Jakby to napisało Allegro „NIE POLECAM”
    Ja za bardzo kocham… Po prostu.

    • Może dlatego nie masz partnera. On udusiłby się w Twojej 200% miłości :)

      • Paweł Daniel Kęcerski

        Całowanie kobiety, która miała penisa innego faceta (który w danym momencie był dla niej bardziej pociągający niż Ty) jest za to świetnym elementem kochającego się związku. I stanowi świetny temat do niedzielnego obiadu. Nie dla mnie.

        • A Ty szukasz tej jednej jedynej, na dodatek nigdy nie całowanej? Takich podobno nawet w gimnazjum nie znajdziesz. Przeraża Cię kobieta z doświadczeniem? Wolisz taką, która Ci powie że przez całe życie czekała właśnie na Ciebie? Powodzenia :)

      • Duszę jednego już 10 lat a skubany ciągle żyje.

  • Karina Zgliczyńska

    chyba każdy ma ta świadomośc,że to nie wyjdzie, najgorsza sprawa na świecie!

  • Ona

    Kurczę, chyba nie zrozumiałam końcówki. Chodzi o to, że miał żonę, a X była jego kochanką, którą określał, nie wiadomo po co, swoją dziewczyną, czy może o to, że zdążył się ożenić w międzyczasie?

    • Maja

      Chodzi o to, że po kilku latach hajtnął się z inną kobietą…

  • Przez długi czas do mnie to docierało, ale po kilku latach, teraz, wiem, że byłam kiedyś w „otwartym związku” choć żadne z nas tego w ten sposób nie określiło. Z perspektywy czasu wiem, że dla kobiety jest to układ bardzo emocjonalnie wyczerpujący i mimo całej pozornej wolności, którą daje, przytłaczający. Poziom niepewności co do przyszłości i zwyczajny brak poczucia bezpieczeństwa (o który przecież kobietom wchodzącym w związki chodzi) są zbyt duże, by można normalnie funkcjonować w takim układzie. Kobieta może twierdzić, że jest otwarta na taką relację, ale jej stanowisko łagodnieje wraz z pierwszą nocą, na którą partner nie wraca do domu.

    • Błażej Wdowikowski

      A czy kobiety w obecnych czasach nie chcą nas na każdym kroku zapewnić, że są samowystarczalne i mężczyźni nie są im do niczego potrzebni? Gdzie ta potrzeba poczucia bezpieczeństwa?

      • Paulinka

        Kobiety mają silnie zakorzenioną potrzebę stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa i jest to uwarunkowane ewolucyjnie (oczywiście zdarzają się wyjątki). W obecnych czasach niestety często zmuszone są nosić maski samowystarczalności, bo i odpowiedzialnych mężczyzn brakuje (albo na takowych nie trafiły).

        • uolot

          Rozumiem, czyli kobiety, które są niezależne i samowystarczalne, tylko takie udają, bo czekają na odpowiedniego partnera, przy który tę maskę będą mogły z radością z siebie zrzucić?

          • Paulinka

            Haha, możliwe, że tak to wygląda, nie zapominajmy jeszcze o rytualnym tańcu wyzwolenia ;) A tak serio to chodzi o znalezienie partnera, przy którym można pozwolić sobie na chwile słabości, tak uważam :)

      • Widzisz, to są dwie różne rzeczy. To, że kobiety chcą być samowystarczalne, oznacza tyle, że chcą zarabiać na siebie, robić karierę, decydować o tym jak wygląda ich życie i z kim jest spędzają. Same sobie budują to poczucie bezpieczeństwa i im to wystarcza. Mają jasną sytuację – polegają tylko na sobie. Nie jest jednak prawdą, że wszystkim samowystarczalnym kobietom nie zależy na mężczyznach. I jeśli im zależy – no niestety otwarty związek nie jest najzdrowszym układem, w który mogą wejść.

      • Marta

        Nie, z nami jest odrobinę inaczej. Chcemy być równymi partnerkami – iść przez życie za rękę. Jednocześnie nie wyklucza to tego, że chcemy mieć pewność, że gdy stracimy grunt pod nogami, to właśnie mężczyzna nas utrzyma. Gdy daję sobie radę sama – super, nie musisz jako facet robić niczego za mnie, gdy coś przekracza moje siły – fantastycznie, że jesteś obok.

        • Kris

          W ekonomii nazywa sie to ‚zjesc ciastko i miec ciastko’…. Albo jestes niezalezna i nie potrzebujesz pomocy (znaczy radzisz sobie w kazdej sytuacji) albo w sytuacji gdy sobie nie radzisz potrzebujesz pomocy. Te dwie rzeczy sie wykluczaja.

  • w idealnym świecie taka opcja jest spoko – obie strony zgadzają się na taki układ i jest ok.

    ale to tak jak ze swingowaniem. niby fajnie fajnie a jednak ludzie nie są identyczni i okazuje się, że druga „połówka” jednak jest nieco mniej otwarta, coś ją boli, kłuje ale nie chcąc stracić partnera/partnerki zgadza się na taki rodzaj związku, chociaż nie czuje się w takim układzie idealnie

    mam znajomego, który stara się żyć w otwartych związkach. a jednak żadna z jego partnerek nie wytrzymuje próby czasu (on jest po 40tce), bo jednak zakochują się mocno, chcą go poznać z rodzicami, chcą mieć finalnie wyłączność a nie człowieka, który zalicza co ładniejsze koleżanki i dalsze nieznajome.

    można by powiedzieć, że źle trafia, bo one nie są jednak takie otwarte jak się na początku wydawało. problem jest gdzie indziej. on musi mieć inne partnerki, by udowadniać sobie swoją źle pojmowaną atrakcyjność i wkręca je, że taki układ jest spoko. i dziwi się, że przecież zaznacza na początku o co chodzi a one finalnie się zakochują „na wyłączność”.

    Znam takie opcje w drugą stronę. Ona szalona, otwarta, żądna wrażeń i on, który kiedyś był otwarty ale jednak woli by za rękę iść sobie we dwoje nad rzeką. Ona to przecież taki piękny skarb (wszyscy zazdroszczą takiej pięknej laski), więc jak zostawić, odejść?

    Nie wierzę w idealny świat. wierzę za to w manipulację, kompleksy leczone w taki a nie inny sposób, niedojrzałość, złe wzorce, które w życiu powodują masę komplikacji w relacjach, wyrachowanie, strach przed uczuciem i odrzuceniem. To właśnie takie akcje pchają nas w odmęty skomplikowanych relacji, trudnych i toksycznych związków.

  • Czytam komentarze i sam nie wiem. Nie czytacie do końca czy nie rozumiecie tego co czytacie?

  • Polecam wywiad z córką Michaliny Wisłockiej. Michalina Wisłocka to autorka słynnej „Sztuki Kochania”. Córka opisuje życie w otwartym związku jaki prowadzili jej rodzice.

    Jest trójkąt, otwartość, ból, cierpienie, tęsknota, zaborczość (mimo wszystko).

    Można się dowiedzieć jak to wyglądało w praktyce. Przez moment pozazdrościłem tego trójkąta ale potem mi szybko przeszło w miarę czytania.

    http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16050215,Michalina_Wislocka__kochac_to_ona_umiala__ale_nie.html

  • Rakel

    no i właśnie…bardzo dobre zakończenie, inne byłoby zaskoczeniem. Człowiek stworzony jest do monogamii, można być w związku z niezliczoną ilością ludzi ale nie jednocześnie.

  • To, że ktoś czegoś nie rozumie to nie znaczy, że powinien to krytykować. A z natury większość z nas tak robi.

    Wbrew pozorom, nie bez przyczyny tworzą się różne relacje. Jeśli partnerom to odpowiada (a to jest ich i tylko ich sprawa) to nikt nie ma prawa z nich szydzić. Taki związek to wyższy level, w którym zawistna przeciętność się nie odnajdzie.

    • tylko nikt tu nie szydzi :) ot zwyczajne komentarze przy gorącym temacie.

      i w 100% się zgadzam z Tobą, że to prywatne sprawy ludzi w takim układzie i nikomu nic do tego. ale poplotkować sobie na ten temat jak najbardziej możemy i napisać jakie myśli nasuwają się nam po przeczytaniu tekstu.

      Czytałem kiedyś masę publikacji na temat otwartych związków, swingowania i nie ma jednoznacznej oceny. Mnie bardziej od tego jak się w takich związkach odnajdują ludzie, interesują ich historie z przeszłości, które stworzyły ich takimi a nie innymi ludźmi. Co się działo w dzieciństwie, jak byli traktowani, czy mają wysokie poczucie własnej wartości a może wprost przeciwnie muszą coś sobie udowadniać? przed czym uciekają albo co gonią?

      To o tyle ciekawe, że nawet jeśli jedna strona jest z tym ok, to druga często nie działa symetrycznie i ma swoje przemyślenia (często nieartykułowane) na ten temat. Jednak każdy z nas ma uczucia, jakąś tam wrażliwość co może spowodować komplikacje w relacji i postrzeganiu tego rodzaju zachowań i związków.

      • Zgadzam się. Przeszłość odgrywa niebagatelną sprawę w takich układach. Mimo wszystko biologia ludzka również, tak samo jak i wynik tego wszystkiego – osobowość. Nic nie jest w pełni czarne, ani białe :D.

        A my wszyscy próbujemy po prostu w tym żyć i sobie jakoś poradzić.

    • „Zawistna przeciętność” – ale nie krytykujmy. nie ;)
      Powiem Ci Michał, że przeciętność może być spełniona i szczęśliwa do tego stopnia, że człowiek patrzy na coś takiego jak na UFO.
      Niby mu gadają, że jest ale sam nie widział.
      Więc jeśli napiszesz, że byś się takim statkiem-spodkiem nie przeleciał, bo kurde nawet cholera wie jak w to wsiąść i jednak nie ma jak Volkswagen Golf to nie wynika z zawiści.

      • Rzuciłem ogólnym stwierdzeniem.
        Zwykle otwartość w związku to inne podejście i radzenie sobie z zazdrością. Jak popatrzysz sobie na program „zdrady” (kiedyś mi się przewinęło jak byłem przy jakimś odbiorniku hahah :D) to można się z tego pośmiać, ale wiadomo, że identyczna patola dzieje się w powszechnym tego słowa znaczeniu.

        O taką zawiść mi chodziło ;). Ja takich ludzi kompletnie nie rozumiem, trzymam się z daleka.

  • ela

    mmmm.. rozumiem, ze konfrontacja z innoscia partnera to czesto jest problem. rozumiem, ze moze byc ona nie do zniesienia, nawet pomimo szczerej milosci wobec drugiej osoby. jednak….. nie rozumiem, czemu akurat wolny zwiazek ma byc rozwiazaniem klopotu niewyniesionych smieci czy prozy zycia?

    o smieciach mozna pogadac, a proze mozna razem, wspolnie podkolorowac.. w rozny sposob. :)

  • Ośka

    Związek otwarty to dla mnie równoznaczne z kolega od sexu, sorry jestem staroświecka i ze związku otwartego małżeństwa nie będzie, zresztą patrz Remek….

  • Moim zdaniem ludzie w takich zwiazkach boja sie po prostu samotnosci i sa jeszcze niedojrzali, aby wiazac sie z kims na stale. Przeciez pojecie „miłość” to nie jest cos co sie nigdy nie zmieni. Milosc z czasem sie zmienia i dojrzewa, a ludzie nie potrafia tego pojac. Czesto u kobiet slyszymy „juz mnie nie kochasz, kiedys robiles to i tamto, a teraz wcale ci na mnie nie zalezy”. Ale kobieta nie widzi, ze teraz facet robi cos innego, ze nie bedzie jej wiecznie kupowal lizakow i zabieral na wyprawy rowerowe. zdecydowali sie miec rodzine, ktos musi zarobic, ktos musi wychowac dzieci, ktos musi utrzymac dom czy ogródek. Po prostu trzeba sie dobrze dogadac i podzielic obowiazkami. Bo to, ze facet siedzi po 12h w pracy to tez jest milosc, haruje az mu pot z dupska leci, zarabia na was i waszego bachorka.

    Ania, http://taffydream.net/blog/

  • nie dokonczylam mysli,
    „Milosc z czasem sie zmienia i dojrzewa, a ludzie nie potrafia tego pojac.”
    …i dlatego wychodza takie problemy. Wolne zwiazki, zdrady, klotnie o nic. Ludzi nie potrafią i nie chcą iść do przodu. Chcą wiecznie trwac w głupim stanie zakochania, bo to takie wspaniałe. A jak mineło to zakocham sie moze w kims innym, aby znow poczuc ten dreszczyk. Jak napisałam wczesniej, moim zdaniem chodzi glownie o DOJRZALOSC w zwiazku i tyle.

    a jezeli chodzi o pierdzenie to juz sprawa tego jak ktos zostal wychowany i jak kulturalnie potrafi sie zachowac w towarzystwie swojej partnerki/zony.

    • bang! celnie to ujęłaś. DOJRZAŁOŚĆ! a tego wielu osobom brakuje mimo postępującego wieku.

  • Potrzebuję w życiu wrażeń jak cholera i mam tych wrażeń bardzo dużo. Mam wysoką otwartość na doświadczenia. I właśnie dlatego tak bardzo potrzebuję monogamii – potrzebuję tego stałego punktu i odpoczynku wojowniczki.

  • O ile dobrze rozumiem akapit „związki nieidealne” to taki typ związku jest dla Ciebie sposobem walki o to by związek jakkolwiek ale przetrwał.
    Nope.
    Jeśli to nie wynika z głębokiej potrzeby wolności u obojga stron i nie żyje się tak od początku, to jest to najprostsza metoda do zrobienia sobie kuku. (Piszę to zdanie wierząc, że gdzieś tam w wielkim świecie tacy ludzie są, ja nie znam) Zwłaszcza przez kobietę. Nie uwierzę w to, że można tak po prostu przeskoczyć sobie z poziomu „ja+on” na „ja+ on+ chuj wie kto jeszcze” bez dręczenia się kim są „one”.

    Z perspektywy osoby od lat na barykadzie: wierzę w miłość totalną, która może przetrwać wiele, żeby nie Coelhizować, że wszytko. Jeśli coś zostaje zabite przez brudną skarpetkę, to sorry ziom, ale miłości żeś nie miał.
    Nie kupuję tłumaczenia „chcę czegoś więcej, bo on czasem pierdzi i śmierdzi”. Idąc tym tropem wszyscy powinni porzucać przykładowo chorujących partnerów.

    Ps. Taką wiejską, zaściankową radochą cieszę się z ostatnich zdań postu.

    • Miłość TOTALNA! Brzmi 1000x lepiej niż otwarty związek :D Yeah!

  • Tutaj ważny jest także wiek i dojrzałość ludzi deklarujących „związkotwartość”.

    Bo jeśli o czymś takim mówi para 20 latków, którzy mają za sobą AŻ 3 lata bycia razem i jednocześnie owa para deklaruje chęć do swingowania i innych wymian partnerów to…mamy do czynienia z ludźmi, którzy niespecjalnie wiedzą, o czym mówią. Albo też taka związkotwartość szybko się zakończy w smutny i gorzki sposób.

    Mi o życiu w otwartym związku opowiadało dosyć wiekowe małżeństwo z dużym stażem i poważnym bagażem trudnych doświadczeń. Facet przekonywał, że łączy go ze swoją małżonką tak wiele wsólnych doświadczeń, tak ogromnie dużo bliskości, czułości i zrozumienia, że sytuacja, w której owa małżonka czterokrotnie pójdzie do łóżka z przystojnym kolegą z pracy zupełnie go nie irytuje. Bo wie, że to jest przejściowa fascynacja, na którą on też może się zdobyć i błahostka, która za pół roku ulegnie zapomnieniu.

    Tego typu argumenty za związkootwartością brzmiały dla nie wtedy mocno przekonująco

  • Mimi

    Tyle komentarzy, a tak naprawdę po co? Każdy żyje jak chce, po co doszukiwać się przyczyn i zakończeń? Najważniejsze żeby żyć w zgodzie z samym sobą.

  • Jeśli nie chcę znosić czyichś gaci i potrzebuję do wytrzymania z nim czyichś innych gaci na podłodze, to żaden z tych panów nie jest wart mojego czasu. Nie ma niczego złego w zakończeniu związku. Robimy obecnie intelektualne labirynty z bycia popieprzonymi tchórzami.

  • „O ile wiesz, że jesteś w stanie udźwignąć konsekwencje własnych decyzji, próbuj. ”

    Nie wiem, czy ktokolwiek może wiedzieć, że coś takiego udźwignie. Nie sądzę.

  • Nie neguję tego rodzaju związku, ale moim zdaniem większość tego typu relacji skończy się na tym, że jedna osoba w końcu będzie chciała się zaangażować i mieć tą drugą całkiem dla siebie.

  • Nie moja bajka,ale szanuję jeśli 2 osoby w związku tak chcą i żyją – chyba lepsze to niż obłuda, kłamstwa itp.

  • Konrad Boden

    Wszystko jest możliwe, jeśli przyjmiemy pełną symetrię oczekiwań.
    Czyli jednak nie wszystko jest możliwe…

  • NicNieWiem

    Też kiedyś „doskonale to wszystko rozumiałam”. Tak naprawdę to nic innego jak uleganie oczekiwaniom współczesności. Argumenty mogą być różne, fakty zawsze pozostają takie same. Nie istnieją związki otwarte. To tylko układy. Koleżeńskie, przyjacielskie, biznesowe… Czasami i to nie. „Lubię z tobą przebywać, ale nie na tyle by…”. To tak naprawdę brak umiejętności wyboru. Brak umiejętności osiągnięcia pewności – bo przecież aby zdecydować się na te „nieświeże gacie, poranny nieświeży oddech, pedantyzm jednej strony, egoizm drugiej” – trzeba mieć pewność. Pewność własnego wyboru i pewność tej drugiej osoby. A to jest ten rodzaj pewności, którego jest dzisiaj najmniej. „Wybiorę jedno, nie będę mieć drugiego – a ja chcę mieć wszystko!” – to jest motto osób, dla których rozwiązaniem jest otwarty związek.

    Nie da się prawdziwie zakochać tak, aby nie czuć żadnego ukłucia, żadnego żalu, że ta druga osoba przez chociażby moment komuś zupełnie obcemu oddaje tą samą czułość, to samo zaangażowanie, to samo zaufanie.

    Inną rzeczą jest, że dzisiaj seks dla większości ani z żadnym zaufaniem, ani zaangażowaniem, ani tym bardziej z żadną czułością nie ma nic wspólnego.

    To tylko czynność mająca na celu fizyczne zaspokojenie. Ale jeśli tak jest, to partner w tym momencie jest dla nas jedynie… narzędziem.

    Jest jeszcze to, o czym pisze jomika. „Ty mi gotuj, a ja więcej zarabiam”, „Ty wynoś śmieci i przykręcaj uszczelki, ja będę twoją wizytówką na spotkaniu biznesowym”. A czasem między tym wszystkim można pójść na rodzinne spotkanie z narzeczoną/narzeczonym, by poczuć się „tym kimś dorosłym, samodzielnym, i spełniającym oczekiwania bliskich”, oraz mieć z kim uprawiać wieczorny seks. Czysta wygoda, zero zobowiązań.

    Desperacja i egoizm. Razem lub osobno – po obydwu stronach przynajmniej jedno z nich.

    I – co najsmutniejsze, chęć zaspokojenia najniższych żądz za wszelką cenę. Żądz, nad którymi zapanuje nawet dobrze wychowany pies.

    Puste gadki o sprzyjaniu instynktom w nieskrępowanej formie. Jeśli to sprzyjanie instynktom jest tym, co powinno nas determinować, to po co nam w ogóle cywilizacja? Po co gotować mięso ze wcześniej wyhodowanego zwierzęcia, gdy można po prostu zagryźć je w polu? Po co chodzić do pracy i zarabiać pieniądze w jednej firmie by wydać je w drugiej, za cenę utraty nerwów i zdrowia, skoro można dać komuś pałką w głowę i wziąć to, czego się potrzebuje? Po co parzyć herbatę i podawać ją w porcelanowym dzbanku, gdy można wypić wodę wprost z czajnika? Dlaczego akurat zadośćuczynienie TEMU instynktowi miałoby być tak nieskrępowane?

    Kamila Łońska-Kępa, doskonale napisane.

    Ludzie, którzy uważają że faktyczne silne i trwałe uczucie może zaistnieć wyłącznie „w idealnym świecie marzeń”, to ludzie którzy dali się porwać temu systemowi – dostosowaniu do oczekiwań kogoś tam(gdzie takich „kogosiów” w życiu spotyka się wielu), To, że jakaś jedna czy druga osoba nie była w stanie spełnić naszych oczekiwań, nie oznacza że są one niespełnialne. Oznacza, że jedna czy druga osoba nie była w stanie ich spełnić.

    Kto spośród osób żyjących w takim otwartym związku, marzył właśnie o tym w wieku nastu lat, gdy zakochał się po raz pierwszy? Dlaczego właśnie wtedy, pomimo głodu wiedzy, przygód, głodu świata, byliście w stanie oddać tej drugiej osobie całą uwagę i przywiązanie, a dzisiaj uważacie to za bzdurne? Czy aby nie właśnie pod kątem przykrych doświadczeń? Jeśli tak to „akt zrozumienia dla potrzeby seksualnego spełnienia partnera z kim popadnie i gdzie popadnie” jest wynikiem desperackiej próby dostosowania się do oczekiwań. I tych wypowiedzianych, i tych które nadpisujemy.

    Tymczasem takie podejście do życia skutkuje dość ciekawie. Mianowicie osoby „otwarte seksualnie” są gotowe niemal na stosie spalić wszystkich, którzy tak żyć nie potrafią. Wiem, z jakimi reakcjami spotyka się dzisiaj osoba próbująca dochować wierności partnerowi. Takim ludziom zarzuca się średniowieczne poglądy bo przecież ‚nie jest możliwe, by jakieś tam bzdurne poczucie bezpieczeństwa, zaufanie, czy inne idiotyczne poczucie trwałości i stałości mogło dać więcej szczęścia, niż orgazm’.

    Chodzi dzisiaj o to, by niczym siebie i drugiej osoby nie wiązać. By każde miało świadomość, że w dowolnym momencie może pójść w swoją stronę. By to drugie wiedziało, że „związek nic nie zmienia”. Jeśli „nic nie zmienia”, to po co w niego wchodzić? Dla statusu na fb? Dla zazdrości kolegów/koleżanek? Dla wygody? Dla stałego partnera w łóżku? Chyba więc rozsądniejsi są ludzie wchodzący w układy sponsorowane – przynajmniej nazywają rzecz po imieniu. Wiedzą, że zdecydowali się na to dla takiej czy innej wygody.

    Zawsze któreś z dwojga zacznie w końcu coś czuć. I prawie nigdy nie wyjawi, że dany układ nie jest tym, czego oczekuje. Będzie cierpieć, odejdzie, i problemy emocjonalne które popchnęły ją/jego do tak desperackich decyzji pogłębią się. A wszystko to w imię „nieskrępowanej wolności”.

  • Huehuehue

    Do czego zmierza taki związek? Czy są tu osoby, które mogłyby napisać na czym stanęło u nich?

  • dakkk

    „Ludzie o wysokiej otwartości na doświadczenie nie są stworzeni do monogamii. Nie są też, jak zresztą wszyscy, stworzeni do samotności.”

    Jako były seksoholik mogę Ci powiedzieć, że niekiedy taki nadmiar doświadczeń może tylko pogłębiać ludzką samotność. Miałem wiele partnerek seksualnych, chętnie eksplorowałem granice przyzwoitości… Mimo dalece posuniętego zepsucia (w tych czasach pewnie zostałoby to inaczej nazwane: swobodą, nie swawolą, i dążeniem do realizacji ludzkich pragnień) nie byłem pozbawiony moralności do cna, nie dawałem się zamknąć w schemat związku, by później szukać zastrzyku dopaminy na boku. Wydawało mi się to nie w porządku, wtedy nie pojmowałam, jak można – będąc w związku, chodzić do łóżka z innymi i godzić się, by twój partner robił to samo. Dziś nadal tego nie pojmuje. Piszę to z pozycji osoby, która przeleciała dużo mężatek :-) Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś że od braku seksu się umiera… Znam ludzi którzy egzystują długie lata bez seksu i żyją. Mimo to często widzę jak ludzie próbują stawiać seks na równi z potrzebami pierwszego rzędu. słyszę, że jesteśmy uwarunkowani tak a nie inaczej, i że z natury jesteśmy poligamistami itp. Tak się składa, że w przyrodzie są gatunki zarówno monogamiczne (np chomiki preriowe) jak i poligamiczne, tak samo jest z ludźmi… Jeżeli ktoś jest zdania, że monogamia nie jest dla niego, że jest zbyt utopijna, romantyczna, to czego szuka w związku? Relacji na wyłączność? Dziś czuję się sama, chcę się w tobie zapomnieć, przytulić cię, pocałować. Jutro moja natura odkrywczyni, i niepohamowana potrzeba zaznawania nowych rzeczy zaprowadzi mnie wprost do sypialni tego nieznajomego, przystojnego mężczyzny… Następnego dnia gdy będzie doskwierać mi poczucie pustki, wrócę żeby znów przytulić się do ciebie, pocałować w usta (mimo wczorajszego fellatio) OCZYWIŚCIE ŻE TAK MOŻNA ale to nie jest związek oparty na oddaniu, i pracy, to pójście na łatwiznę. Spróbujcie (potraktujcie to jako doświadczenie) wcześniej posłuchajcie Erykah Badu – Next lifetime: https://www.youtube.com/watch?v=p_ZhycNmlAo i zapytajcie: czy stać was na coś więcej? Może nie, może taki substytut związku będzie akurat tym czymś co wam odpowiada – na ten moment. Jestem jednak zdania, że pozostanie to tylko substytut, dla tych którzy nie potrafią się zdefiniować. Ja wyszedłem ze swojego uzależnienia, i obecnie jestem w długoletnim związku. Monogamista? Nie wiem, swoje uzależnienie było poniekąd wykreowane, z czasem zakorzeniło się ono w mym układzie limbicznym. Ludzie często swoje wyhodowane instynkty, mylą z naturalnymi predyspozycjami. Czy nie mam apetytu na inne kobiety? Hmm nie ważne gdzie nabieram apetytu – jadam w domu I TAK JEST DOBRZE, jestem szczęśliwy :-)

    do autorki – niektóre wypowiedzi skrajne, nie pasujące do psychologa. Nie mam tu na myśli konkretnie tego wpisu, tylko ogólnie wpisy które udało mi się przeczytać. Stylistycznie – może być. Wartości intelektualne – jakieś :-) Potrafisz sprowokować do podzielenia się własnymi odczuciami, a to już dużo, i może tak ma być…

  • orli

    litosci to jest jakas despera… chyba jestem monogamem, albo „ktos” jest moj albo wcale.

  • Honorata

    Ja chyba rzeczywiście nie bardzo ogarniam te ideę „wolnego związku”. Mam zaledwie 30 lat, ale czytając o tym, czuję się jak rówieśniczka moich własnych rodziców. Rozumiem bycie singlem, ale skoro chcę z kimś być, to jak mogę z góry zakładać, że będę się dusić w układzie na wyłacznośc? i jak spanie z innym facetem ma na mnie działać „odduszająco”? Rzeczywiście jakoś nie bardzo chwytam opcję porannego śniadania i rozmowy osób w takim zwiazku. Coś w stylu : Kotku wczoraj mnie poniosło, czułam się przytłoczona ale poszłam do baru, przeleciał mnie jakiś facet, zrobiłam mu loda, od razu mi lepiej, pójdziemy poźniej do muzeum? A może Ty dzisiaj bzykasz jakąś pannę dla rozładowania emocji?
    No proszę Was, to jest porąbane i tak to jest krytyka, możecie mnie nazwać zaściankową prostaczką.
    Wolny związek jak to ładnie nazywacie to co w stylu : chciałbym ale się boję. Albo jak kto woli : wszystko fajnie ale i tak wiem, że będę sobie pozwalał na lewiznę. to jest dobry układ dla ludzi niedojrzałych emocjonalnie, którzy sami nie potrafią się ogarnąć, albo nie znalezli jeszcze w sobie siły do bycia odpowiedzialnym za kogoś innego. Więc czy naprawdę nie lepiej już być singlem? wtedy można sobie robić co się chce i jak to jest powiedziane nikt nikogo nie dusi, przespimy się a potem każde wraca do siebie i nie ingerujemy w swoją prywatność.
    bo pozostałe racje to są dla mnie racje typu kutas , jak mawia mój facet. po prostu wolne związki to układy ludzi którzy mają problemy z wiernością i dojrzałością emiocjonalną, ale chcą sobie zapewnic to łóżko, do ktorego zawsze mogą przyjść w momencie jak nic im się na mieście nie trafi. A jak pojawia się zaangazowanie to zabierają zabawki i się wynoszą bo się duszą.

  • Malwina

    Kocha ją, ale chce wolności – więc nie zrywa z nią, ale pieprzy też inne… I vice versa. Trochę chore… Ludzie są tak nienachapani, że chcieliby wszystko naraz…