Ale dla kogo ja się będę pindrzyć?

Luty 2016, obóz biegowy w górach. Wracamy do schroniska przetyrani popołudniowym treningiem. Trochę nam się to bieganie przedłużyło, więc wpadamy prosto na stołówkę [JEŚĆ!]. Kolacja już paruje na stołach – nie wdając się w kurtuazyjne wymiany uprzejmości chwytamy za łychę. Kwadrans później, najedzeni, ale wciąż lekko zawiewający smrodkiem, biegniemy do pokojów po ręczniki, klapki i inne akcesoria, rozpoczynając tym samym wyścig pod prysznic. Po godzinie wszyscy już ogarniają się w pokojach. Za chwilę, jak co wieczór, zejdziemy na świetlicę, żeby tym razem przy browarze albo herbacie z prądem snuć życiowe opowieści. Póki co jednak snujemy się z dziewczynami po pokoju i usiłujemy zrobić z siebie ludzi. X suszy włosy, Y przekopuje się przez walizkę w poszukiwaniu jakichś czystych dresów, a ja walczę z tuszem do rzęs. 

– Że też chce ci się jeszcze malować – rzuca Y, kręcąc głową – trochę z podziwem, a trochę z niedowierzaniem. – Ja odpuszczam. I tak nie mam dla kogo się tutaj pindrzyć – dodaje z uśmiechem i w triumfalnym geście macha dresami nad głową.

Lubię Y, jest spoko ziomalką, do tego naturalnie piękną. W zasadzie mogłaby się w ogóle nie malować, ale… jest w jej podejściu coś, co nie pozwala mi przemilczeć tematu.

– Czekaj, czekaj… A czemu zakładasz, że jak się „pindrzysz”, to dla kogoś? – pytam. – Ja, szczerze mówiąc, mam w dupie to, co pomyślą o mnie inni, czy uznają mnie za ładną, brzydką, odstawioną czy nieodstawioną. Maluję się, bo lubię swoją twarz w makijażu, lepiej się wtedy ze sobą czuję… Ale nie robię tego dla kogoś, tylko dla siebie.

Dziewczyny patrzą po sobie wymownie, jakby chciały powiedzieć „taaaa… jasne…”. Milczą jednak dłuższą chwilę, aż w końcu Y pyta:
– Chcesz mi powiedzieć, że jak jesteś sama w domu, na nikogo nie czekasz ani nigdzie się nie wybierasz, to też robisz sobie makijaż?
– Tak, bardzo często – odpowiadam zgodnie z prawdą. Nie mijają dwie sekundy, a dziewczyny wybuchają śmiechem.

Nie wierzą mi. A ja naprawdę ich nie rozumiem.

 

KUTAS ALERT

 

Nie wiem, może jestem jakaś dziwna, ale naprawdę nie pojmuję kobiet, które dbają o siebie tylko wtedy kiedy:

a. Chcą „upolować” faceta.
b. Mają faceta i chcą go „zatrzymać”.
c. Dążą do zrobienia wrażenia w większym gronie [mężczyzn, kobiet, doesn’t matter].

Przez dbanie o siebie rozumiem oczywiście utrzymanie podstawowej higieny, ale też brak odrostów na łbie, pomalowane albo naturalne, dobrze utrzymane paznokcie, makijaż [choćby i podstawowy], jakąkolwiek fryzurę [nie na zasadzie – wstałam z wyra, oto jestem], no i ubiór: schludny, czysty, z gustem [choć wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje].

Nie wyobrażam sobie chodzenia przez cały dzień z odrapanymi do połowy paznokciami. Nie wiem, jak mogłabym założyć dwa dni z rzędu tę samą bluzkę. No i nie rozumiem, dlaczego nie miałabym mieć na sobie makijażu tylko dlatego, że w okręgu dwóch kilometrów nie ma aktualnie żadnego kutasa.

 

DZIĘKI, MAMO

 

Może to kwestia wychowania, bo – jak w przypadku większości dziewczynek – moim pierwszym wzorcem kobiecości była moja mama, która notabene do tej pory wygląda świetnie i nikt nie daje jej tych 53 lat, które stukną za chwilę.

Odkąd pamiętam, mama dbała o siebie. Zawsze wyglądała dobrze – naturalnie, ale też z klasą i sexy. Do tego zajmowała się domem, była [zresztą nadal jest] aktywna zawodowo, a jednocześnie zawsze miała czas dla rodziny i przyjaciół. Fakt, ustawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, niejako wyprzedzając epokę, ale realizowała się w tym. No i imponowała mi. Bardzo, od zawsze. I to też nie jest tak, że koniecznie chciałam być jak ona. Jakoś tak samo wyszło.

 

JAKOŚ TAK WYSZŁO…

 

…że kobietą jestem i o siebie dbam. Dla siebie, pod siebie, żeby czuć się dobrze ze sobą. Żebym, kiedy patrzę w lustro, mogła powiedzieć samej sobie „brałabym cię, Pająk” – nawet, jeśli wieczór spędzam w domu, w konfiguracji me, myself & I, oglądając filmy i żrąc popcorn.

Czy to naprawdę jest aż takie dziwne? Wytłumaczcie mi, bo serio nie kumam.

 

0 Like

Share This Story

Style
  • Lubię Czerń

    Uwielbiam się malować siedząc sama w domu :) jak mam sporo czasu to ćwiczę tez jakieś kozackie makijaże ze youtube’a:)

  • Fela

    Tak, Malvino, jest to lekko dziwne. Przynajmniej dla mnie. Bo o ile jak jestem sama to też nie wyobrażam sobie siedzieć w brudnych, nieestetycznych ciuchach (cool dresik lub ledżajsy z fajną tuniką muszą być), z obdrapanymi pazurami i tłustymi kudłami to jednak dla mnie makijaż w tym przypadku to o krok za daleko. Poprzez dbanie o siebie rozumiem właśnie NIErobienie go, żeby skóra mogła sobie „odpocząć”. Poza tym jak zalegam w chacie, to przeważnie przybieram takie pozycje na kanapie, że długo by nie przetrwał.
    A tak poza tym to bardzo lubię Cię czytać, podoba mi się Twój język nieunikający wulgaryzmów. Peace ;)

    • Ja mam dokładnie tak samo – w domu nie maluję się, by skóra mogła odpocząć. Dbam o prawidłowe oczyszczanie, krem pod oczy, krem nawilżający lub z filtrem, gdy wychodzę do ogrodu, ale makijaż po domu to dla mnie trochę za dużo. Podobnie jak na przykład suszenie i układanie włosów – wolę by w domu wysychaly sobie naturalnie, bo chyba w ten sposób bardziej o nie dbam.

    • Lili

      Zgadzam się – po prostu są dziewczyny, dla których makijaż nie jest obowiązkowym elementem „zadbania”, a czasami wręcz uważają, że bardziej im szkodzi, niż pomaga. Co nie wyklucza zadbanych pazurów, wyprasowanych i dopasowanych do siebie ubrań, ani codziennego stosowania kremów i innych utensyliów. O higienie osobistej już nie wspominając.
      I nie zmienia to też faktu, że jeżeli ktoś w makijażu na co dzień czuje się odpowiednio, to niech go sobie nakłada i nikomu nic do tego. A pasywno-agresywne promowanie „naturalnego piękna” (szczególnie w wypadku mężczyzn) też czasami potrafi doprowadzić do szewskiej pasji.

  • Magdalena

    Ja nie lubię się malować, wręcz jestem szczęśliwa jak nie muszę nakładać podkładu. Ale, ale – tuszem zawsze rzęsy maźnę. Nawet jak siedzę w domu i w dresie go sprzątam. :)

  • Izabela Dudkiewicz

    Ja zawsze chcę dobrze wyglądać i czuć się dobrze ze sobą, dlatego, nawet siedząc w domu, prawie zawsze mam makijaz i fajne ciuchy. Robię tak dla swojego dobrego samopoczucia. Więc dla mnie to nie jest w ogóle dziwne. Pozdrawiam!

  • Nelia

    Ja również od zawsze powtarzałam, że maluję się dla siebie – na co inni prychali z niedowierzaniem, o dziwo – były to głównie kobiety. Tak jak Ty – lubię siebie w make-upie co nie oznacza, że nie toleruję siebie bez niego (już z tego wyrosłam – ech ta trzydziestka), ale też ten make up często gęsto w dużym skrócie oznacza podkład i tusz na rzęsach:) Często zdarza się, że przed ważnym spotkaniem w pracy i nie tylko, poświęcam więcej czasu na makijaż czy ogólnie wygląd – nie po to żeby wywrzeć na kimś lepsze wrażenie, ale żeby samej czuć się pewnie, bo wiedząc że dobrze wyglądam mogę skupić się w pełni na temacie spotkania. Zdarza mi się robić sobie makijaż będąc w domu i nigdzie nie wychodząc tylko i wyłącznie dla funu, samej przyjemności i nie widzę w tym absolutnie nic złego, choć ostatnimi czasy, jak wiem że nigdzie nie wychodzę to stawiam na pielęgnację i zwykle robię sobie „dzień spa” ;) ogólnie zauważyłam, że tematyka makijażu i szeroko pojętego dbania o siebie to dość śliski temat wśród dziewczyn – albo znajdą się takie, które nie akceptują siebie bez make upu i nie wyjdą na cm z domu w wersji saute albo są tzw. wyznawczynie „naturalnego” looku i nałożenie czegoś więcej poza podkładem i tuszem jest zbrodnią… Osobiście uważam, że jak we wszystkim trzeba dążyć do osiągnięcia „złotego środka” , skrajności jak we wszystkim są niepożądane

  • Nox

    Ja w taki dzień raczej nakładam maseczki, kremuję cerę i daję jej potem oddychać i odpocząć zamiast nakładać niepotrzebną szpachlę. Na rzęsy nakładam specjalną odżywkę, peelinguję usta. Kiedy jestem sama, najpiękniej czuję się właśnie taka wypieszczona.
    Poza tym, come on, mam blond włosy (ładne, zadbane) aczkolwiek tlenione, a naturalnie włosy są ciemne jak smoła – nie wyobrażam sobie co tydzień robić odrostów, bo milimetr odrósł i wcale nie uważam tego za nieestetyczne – gorzej wygląda siano, które zostaje po tak częstym rozjaśnianiu.

  • Późne rokokoko

    Dawno nic nie pisałem, ale Pajonk masz kurrrrr..de plusa jak cholera! Z perspektywy faceta powiem, że taka postawa jest cholernie atrakcyjna dla facetów. Cholernie, choć może nie zdają sobie nawet z tego sprawy albo nie umieją tego tak zidentyfikować! Już dawno zauważyłem, że to czy kobieta się facetom podoba albo nie wcale nie zależy od niezywkłej piękności, idealnej sylwetki itd. Nawet najpiękniejsza laska, jeśli nie będzie zadbana (ale właśnie tak dla siebie, a nie na pokaz tylko) nie będzie przyciągała tak jak przeciętnej urody i figury kobieta, która jednak jest zadbana i lubi dobrze wyglądać zawsze – niezależnie czy jest w dresie, wieczorowej kreacji czy „mudnurku” do pracy. Do tego pewność swojej atrakcyjności i uśmiech. Wtedy może być i 5 kg za dużo i może być za mały biust a i tak faceci będą się przepychać w kolejce a wszystkie, które mimo wypindrzenia takie kolejki omijają będą mówić o niej „zdzira” :D
    Pewnie ktoś mi zarzuci, że wypisuję truizmy, ale szczerze mówiąc skandalicznie mała ilość kobiet tak działą… Albo może ja mam takiego pecha, że nie spotykam takich kobiet.
    W każdym razie apeluję niniejszym do kobiet aby brały przykład z Pajonka! :D Big up!

    • Pionierka

      Pajonk po prostu ma charyzmę. Jakby miała wywalone na makijaż i prezentowała taką samą pewność siebie, jak teraz to też faceci by się przepychali w kolejce ;)

    • Zadbana, czyli jaka?
      Piękna kobieta to naturalnie piękna, nieprzeciętnej urody kobieta, a nie taka tylko wypindrzona.
      Panienka tego sortu będzie atrakcyjna nawet w worku po ziemniakach, nieuczesana i kiedy będzie czymś umorusana (całkiem przypadkiem, a nie że jakaś fleja) – będzie promieniować swoim blaskiem, ale widać, że takiej nawet pewnie nie spotkałeś w realu, skoro porównujesz wypindrzoną/wymalowaną/wystrojoną/lub nawet i poprawioną sto razy do prawdziwej urody, zjawiskowej panny, która dba o siebie w granicach zdrowego rozsądku, uśmiecha się uprzejmie do ludzi, ale nie musi nikomu niczego na siłę udowadniać, bo zna swoją wartość. Ma klasę, wdzięk, piękną sylwetkę, charyzmę, intelekt, urodę, seksapil. Full wypas. Tzw. rasowa „klacz”. ;]
      Do tych charyzmatycznych, uroczych, ale nieco mniej „urodziwych” nie odnoszę się w tym komentarzu, bo już napisałeś, że Ciebie takie kręcą. No i bardzo fajnie.

  • Marta

    Świetny tekst. Rozumiem i mam tak samo, jakoś lepiej się czuje w lekkim makijażu. Też schodząc z gór, po prysznicu lubię się umalować. Może chodzi o to, żeby poczuć się bardziej kobieco…

  • Paulina

    Popieram w 100%. Mam tak samo ! zawsze sie maluje dla samej siebie bo tak lepiej się czuje ze sobą :) pozdrawiam

  • M.

    Kochana podpisuję się pod Twoim postem. Jestem zdania, że to jak wyglądam ma podobać się mnie, a nie innym, bo ludzi którzy mijają mnie na ulicy mają gdzieś jak wyglądam.
    Kiedy mam dzień, który spędzam w domu, zdarza się że nie maluje się, bo po prostu mi się nie chce, ale trafiają się też takie, w których korzystając z wolnego czasu bawię się makijażem, a pożniej podziwiam go za każdym razem kiedy przechodzę koło lustra ;)

  • Brzeska

    W pełni rozumiem. Nie tylko w teorii, choćby wczoraj – wizja x godzin samej w domu, pracując nad jedną cholernie upoerdliwą rzeczą. Mimo wygodnego ubranka [ale nie na zasadzie dziury pokrywającej inną dziurę z plamami sprzed pół wieku] zapaliłam świeczki w domu i przejechałam czerwoną szminką po ustach. Z kawą towarzyszącą mi jakoś tak milej po prostu było to robić. A to nie jest jedyny wyjątek u mnie takiego zachowania. Dobre samopoczucie, a tak wiele może zdziałać w pracy/projekcie/kontaktach/wszystkim

  • S.

    Prawda. Nic dodać nic ująć.

  • S.

    Czyli, że bez tego „looku” będziesz się czuć niepewnie? Tzn Twoja pewność siebie opiera się na maźnięciu tuszem ?

    • nnatua

      Mój wygląd ma wplyw na moją pewność siebie. Myślę, że to nic szokującego. Dobrze czy źle, tak po prostujest … Dlatego też napisałam, że zwyczajnie rozumiem takie podejście.
      :)

  • S.

    „Mówienie komuś, że naturalne piękno jest najlepsze to największy banał jaki słyszałam, bo prawda jest taka (jeżeli już odnosimy kwestię makijażu do atrakcyjności), że mężczyzna szybciej zwróci uwagę na kobietę, która ma makijaż, nawet delikatny, niż taką, która go nie ma.”

    A no widzisz. A ja jak idę przez miasto to wypatruje tych bez makijażu. Bo gdy na nie patrze to wiem jak wyglądają i jestem w stanie ocenić czy kobieta jest ładna czy nie. Gdy natomiast widzę umalowaną to nie wiem kto się kryje za tą maską.

    „widzę, że się chociaż trochę starasz, żeby wyglądać jak człowiek i dobrze czuć ze sobą. ”

    Czyli buduję swoją samoakceptację, pewność siebie na makijażu…

    • Iskra

      Idąc tym tropem „Bo gdy na nie patrze to wiem jak wyglądają i jestem w stanie ocenić czy kobieta jest ładna czy nie. Gdy natomiast widzę umalowaną to nie wiem kto się kryje za tą maską.” to rozumiem, że pierwsza randka tylko na basenie? Bo od razu bez makijażu można kobietę zobaczyć (a nie, wybacz- są też tusze do rzęs wodoodporne, upsss) i przy okazji jak będzie w bikini to i figurę się oceni- wszystko na talerzu. Jak dla mnie to podejście- nie będę brać kota w worku, bo skoro mężczyźni się nie malują , to musi być sprawiedliwie :D. Wg mnie jak ktoś nie przesadza z makijażem, to nawet jak go zmyje w domu i się pokaże swojemu facetowi (nie miałam z tym żadnego problemu nigdy), to raczej nie wyskoczy on przez balkon z przerażenia, że „co on sobie wziął za babę” :).
      Wszystko jest dla ludzi, tak samo makijaż, a używany z umiarem i umiejętnie podkreśla urodę i tyle.

      • S.

        Dałaś się ponieść fantazji z tym basenem ;)

        Tu nie chodzi o ocenianie tylko o podejście i pewność siebie. Kobieta bez makijażu jest często podobna do tej w krótkich włosach. Trzeba mieć odwagę by zrobić coś na przekór mainstreamowi.

        Jak skorupka ładna a w środku wydmuszka to żadne farbki nie pomogą.

        • Nelia

          Z całym szacunkiem, ale trochę to śmieszne wypatrywanie kobiet bez makijażu, dlatego że przeważająca większość mężczyzn nie wychwyci u kobiet delikatnego makijażu. Jeśli nie są specjalistami w tej dziedzinie, a głównie nie są (nie mówię tu o Tobie – bo Cię nie znam:) ) to po prostu nie zauważą nałożonego kremu bb czy podkładu, tuszu do rzęs, mało tego – nie zauważą też delikatnego konturowania, rozświetlenia czy cielistego cienia do powiek albo cieniutkiej kreski na górnej powiece. Zazwyczaj dla faceta taki makijaż kojarzy się z jego brakiem, o wygląda się wtedy bardzo „naturalnie”.Sprawdziłam to na sobie i przetestowałam u znajomych mężczyzn. Dlatego też od zawsze bawiło mnie, jak faceci mówią, że wolą kobiety bez makijażu, takie „naturalne” a przecież nie są w stanie odróżnić braku makijażu od „makeup no makeup”. Mogę się tylko domyślać o co mężczyznom chodzi, Zapewne chodzi o to, aby wyglądać jak najbardziej naturalnie a nie sztucznie, żeby nagle z siebie nie robić tysięcznej nieudolnej kopii Kim Kardashian czy innej Kendal Jenner, żeby wychodząc do pracy czy po bułki do sklepu nie wyglądać jakbyśmy szły na Galę Oscarów. Również wyznaję tę zasadę. To nie oznacza jednak, że jak facet mówi, że nie lubi kobiet w makijażu, to ja nie będę tego robić, bo jeśli nie jest to makeup „full glam” to i tak zapewne się nie zorientuje. Poza tym cała ta dyskusja i tak bierze w łeb, bo w dobie wszechobecnych przedłużanych i zagęszczanych rzęs, makijażu permanentnego oraz powiększania ust w 15 min, kobieta bez makijażu wygląda jakby go miała cały czas..

          • S.

            „Większość mężczyzn”. Mówię tylko za siebie. A większość mężczyzn nie rozróżnia spódniczki od sukienki. Tak samo jak większość kobiet nie rozróżnia felgi od opony.

          • Nelia

            To felga i opona to nie to samo?? ;D pozdrawiam

          • S.

            No jak. Przecież koło to koło nie? ;)

          • Od razu widać, że ktoś miał robione rzęsy. A jeśli masz partnera/męża, to on cały czas Cię widzi i wie, że nie oszukujesz, bo przecież od razu by zauważył, że coś się u Ciebie zmieniło. Nie wszyscy mężczyźni są też ślepi i nieczuli na „szczegóły”. Są tacy, co wyłapują każdy detal, ale czasem robią się „głupi i ślepi”, żeby np. nie wypomnieć żonie, że coś trochę się przytyło. Są taktowniejsi. Niektórzy natomiast mówią wprost, wypominają i mówią, żeby wzięła się za siebie.

        • Bardzo mi się podoba Twoje podejście i zgadzam się z Tobą. Pozdrawiam. :)

  • cóż patrząc na siebie niepomalowaną zdecydowanie uważam, że naturalne piękno nie istnieje ;)

    • wisznu

      Istnieje. Faceci są naturalnie piękni ;D. Dlatego się nie malują

    • Istnieje, a Ty mierzysz wszystkich swoją miarką. ;p

  • hahahaha zawinąć się w koc i udawać burrito ! <3 uczyniłaś mój dzień lepszym :) na pewno ten tekst gdzieś wykorzystam :D

  • Derry Atari

    ja też maluję się w domu dla siebie i nie uważam żeby to było coś złego

  • Iskra

    Dokładnie tak. Jak widzę w komunikacji miejskiej/na ulicy młode matki z wózkami, a na głowie tłuste włosy, że można schabowych nasmażyć jeszcze na tydzień jak się to zbierze ze łba, do tego paznokcie poobgryzane, a lakier chyba z przed 3 miesięcy, do tego zaniedbana cera z pryszczami, zero makijażu to wtedy się zastanawiam- gdzie Ty dorwałaś tego kogoś z kim masz dziecko? A co więcej- jak on to wytrzymuje? Wątpię, żeby facetowi takiej młodej zaniedbanej matki było przyjemnie patrzeć na taką kobietę jego życia… Smutne to z jednej strony, bo potem pojawiają się teksty typu „urodziłam dziecko i przestałam się podobać mężowi”… cóż, jak się tak o siebie dba, to ktoś tak też dba o nas i związek. Zrobienie makijażu to kwestia 15 minut, serio, więc nie wierzę, że się nie da, tylko trzeba ruszyć tyłek i nie szukać wymówek, bo posiadanie dziecka to już taaaaak wielka wymówka od dbania o siebie, że lepszej wg wielu nie trzeba ;)

    • Pionierka

      Kiedyś to ludzie się do miasta ubierali elegancko, a nie ja ta tutaj – powiedziała patrząc na mnie z obrzydzeniem damulka do drugiej, po czym zakiepowała prosto na chodnik. Taka to elegancja.
      A ja miałam za sobą kilkanaście dni niemal nieprzerwanej pracy, spania po 4 godziny na dobę, jedzenia kanapek i czekolady zapijanych kawą z energetykami. To, co robiłam było milion razy ważniejsze od tego, jaką mam fryzurę i czy mam makijaż. Aha, a od złego odżywiania miałam kilka pryszczy i co z tego? Trzy tygodnie później ich nie było.
      Swoją drogą nazwanie trądziku „zaniedbaniem” to jak nazwanie zaniedbaniem braku nogi. Jak masz trądzik przy zmianach hormonalnych to możesz latać po dermatologach a i tak kuracja będzie trwała tygodniami, zanim pryszcze zejdą.

      • Iskra

        Ok, wiem, że generalizuję, nie piszę o przypadkach takich jak Ty (bo zakładam, że nie jesteś młodą matką z wózkiem w autobusie ;), ale po prostu jak widzę pewne osoby często, to można jednak zakładać, że to nie jest chwilowe zaniedbanie z uwagi na brak czasu, tylko po prostu „styl” bycia. Nigdzie też nie napisałam o trądziku. Dla mnie pryszcze (o których wspomniałam) to najzwyklejsze niedoskonałości wynikające z zanieczyszczonej cery i tyle (znów uogólnienie, ale po co się rozwodzić). W każdym razie- żyjemy w społeczeństwie więc jesteśmy bezustannie poddawani ocenie i nikt mi nie wmówi, że wygląd człowieka nie świadczy o nim. Możesz być super świetnym z charakteru, ale jak będziesz wyglądać jak bezdomny, zaniedbany itd. to niestety, ale ludzie będą raczej spierdalać niż do ciebie się tulić. Druga strona medalu to wymalowana laska po solarze ze sztucznymi rzęsami itd., a w głowie pustka. Ja jestem za opcją, żeby wizerunek był przez nas kreowany świadomie, w odniesieniu do makijażu: czy to delikatnym, czy mocniejszym, co kto, gdzie i jak lubi, ale nie zmienia to podstawowego faktu- to jak wyglądamy determinuje to jak będziemy oceniani. To tyle.

        • Pionierka

          Problem polega na tym, że tamta dziunia nie miała pojęcia, czy ja jestem zaniedbana, bo leniwa, czy jestem tak zarobiona, że mi z przemęczenia już krew z nosa leci. Ty też nie wiesz, czy ta młoda matka jest leniwym nierobem, czy może ma po prostu depresję poporodową, a może zwyczajnie nie radzi sobie z macierzyństwem, bo jej dziecko nie przypomina w niczym słodkiego bejbisia z reklamy pieluszek tylko raczej czerwony i drący się wiecznie tłumoczek. A do tego jeszcze jej teściowa wytyka, że jest złą matką, bo dziecko płacze… Tak na przykład. Nie wiem, jak umiesz odróżnić pryszcze „od zanieczyszczenia cery” od zmian skórnych na tle hormonalnym.

          Serio, mało co mnie tak w życiu wkurwia jak ta propaganda „możesz wszystko, bo ja mogę, oh, ah, jestem przezajebista” i kompletny brak zrozumienia, że w życiu jest masa sytuacji, kiedy „świadome kreowanie wizerunku” jest ostatnią rzeczą, jaka ma znaczenie.

          Owszem, wygląd człowieka świadczy o nim, ale niekoniecznie o tym, co Ty w tym widzisz. O czym świadczy codzienny perfekcyjny makijaż? Może o tym, że to kobieta, która kocha się malować, ma do tego talent i jest na tyle dobrze zorganizowana, że znajduje czas bez względu na okoliczności. A może o tym, że od dzieciństwa słyszała, że jest nie dość dobra i do dziś próbuje być doskonała, bo wierzy, że tylko wtedy zasłuży na miłość?

          O czym świadczą moje zniszczone i częściowo wybrudzone na fioletowo paznokcie? Pewnie byś pomyślała, że o byciu leniwym brudasem. A świadczą o tym, że wróciłam po kilku dniach spędzonych w górskiej dziczy, zniszczyłam paznokcie na kamieniach i korzeniach, a fiolet jest od niezmywającej się gencjany, którą odkażałam mojemu partnerowi zranioną stopę. Świadczą o tym, że spędziliśmy razem cudowny czas. I mam w pompie, co sobie pomyśli ktoś w autobusie.

          • S.

            Jak ja lubię czytać Twoje wpisy ;)

          • aaaaanaaa

            mam to samo :)

          • Iskra

            Widzę, że bardzo personalnie odnosisz moje wpisy, gdzie ja nie mam na celu kierować ich do konkretnej osoby i konkretnego przypadku, jak to robisz Ty podając przykłady „z życia wzięte”. Moje zdanie jest takie, że ludzie z reguły są leniwi i właśnie w dupie mają co sobie inni o nich pomyślą, a ja uważam, że warto wymagać więcej od siebie i od otoczenia, a nie być wiecznie byle jakim. Silimy się na wielką oryginalność, bycie out of mainstream, a tak na prawdę dużo z tego wynika ze zwykłego „pierdolenia systemu” i podejścia do życia, a nie przemyślanego postępowania. Oceniać nikt mi nie zabroni, tak samo jak wiem, że sama jestem oceniana. Kto wie, może mnie nikt nie kochał w dzieciństwie i się dlatego maluję? :) Nie chodzę do psychoterapeuty, więc pewnie się tego nie dowiem, ale jakoś staram się układać życie po swojemu i nie mówię innym, że mają się malować czy nie, bo to ich wybór- ja wyrażam swoją opinię- bo mogę :). Bez odbioru.

          • Klaudia

            Pionierko! Myślę, że za bardzo do serca wzięłaś sobie komentarze Iskry i fajnie, że masz w pompie, co kto o Tobie pomyśli. Ale ja mimo wszystko wzięłabym lakier ze sobą (tak, nawet w góry i pod namiot i gdziekolwiek :) ), bo ja to jestem ja i paznokcie mają być ładnie pomalowane i zadbane, choćby nie wiem co ;)

            Iskro, napisałaś w punkt. Warto wymagać więcej od siebie i od otoczenia niż być wiecznie byle jakim. Jeśli już mam się czepić tych niektórych zaniedbanych młodych matek – mam przyjaciółkę, która ma 3 dzieci i wygląda jak milion dolców. I z reguły nie ma czasu, bo cały dzień biega między dziećmi, które sama wychowuje. Nigdy patrząc na nią, żadna kobieta nie powiedziałaby o niej, że ma 3 piszczących dzieci, a po drugie – że jest zaniedbana. Jest bardzo zorganizowana i ma wszystko poukładane, a jeśli nie ma czasu, to potrafi się pomalować nawet siedząc na toalecie. I tyle. Też często nie mam czasu. Też wstaję rano. I też mam gorsze dni, ale nigdy sobie nie odpuszczam.
            I niesamowicie wkurzają mnie komentarze tych wszystkich, zapracowanych matek, dla których dziecko/dzieci to tylko wymówka, żeby o siebie nie zadbać, np. tekst w stylu „ojej, też bym sobie paznokcie malowała, gdybym miała na to czas, bo kiedyś miałam czas na takie głupoty”. Serio? Nie masz 5 minut w ciągu dnia, żeby to zrobić? Mam wiele znajomych z takim podejściem i aż się we mnie gotuje kiedy słyszę takie bzdury. Kobieta nie musi codziennie rano konturować sobie twarzy jak Kim Kardashian, doczepiać rzęs i układać włosów 3 godziny. Jeśli kobieta jest obrotna, to wszystko zrobi w 15-20 minut. Podkład wklepie palcami/pędzlem w minutę, pomaluje rzęsy i przejedzie usta szminką, a brwi podkreśli kredką/żelem..Albo zrobi sobie hennę brwi i rzęs i już czas zaoszczędzony. Ile jej to zajmie, z 5 minut? Podstawowy, delikatny makijaż. Ułożenie włosów w ładnego kucyka/koczka czy ich rozpuszczenie i rozczesanie to też chwila. Nie wspominam już o paznokciach, które można pomalować wieczorem po kąpieli. Jak to jest, że są też zadbane matki? Też zmieniają pieluchy, też nie mają nianiek, też kochają swoje dzieci i przez 24 godziny mają dla siebie te 20 minut, żeby wyglądać po prostu ładnie.

            PS. Co do naturalnego piękna – Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Koniec. Kropka. Zawsze tak było, jest i będzie. I zadbana kobieta, ładnie ubrana będzie zawsze lepiej postrzegana, no nie mówcie, że nie.. I ja (jako ja) nie kupuję tego naturalnego piękna. Ok, zazdroszczę niektórym kobietom tego, że mogłyby wyjść na randkę bez makijażu. Ja bym nie potrafiła i nie chciała. I jako mężczyzna myślę, a raczej jestem tego pewna, że nie chciałabym kobiety, po której widać, że sobie odpuszcza i nie ma ochoty nic więcej ze sobą robić.

            Pamiętam mojego instruktora ze szkoły jazdy, który miał dosłownego pierdolca na punkcie zadbanych kobiet i czerwonych paznokci. Zawsze powtarzał, że kobiety powinny o siebie dbać, a kiedy widzi, że jakaś młoda kursantka ma obdrapane paznokcie, poobgryzane i w ogóle nie pomalowane, to bierze go wstręt i obrzydzenie i nie chciałby z taką kobietą mieć nic wspólnego. To był dopiero cwany lis, nawet wiedział co to ombre ;)

            Mnie też chyba nikt nie kochał w dzieciństwie, że tak lubię o siebie dbać i się malować. Ale to dlatego, że jestem ruda (naturalnie – chociaż tyle we mnie „natury”), a rudych nikt nie kocha ;)) I też nie każę się nikomu malować. Ale i tak ocenię w myślach taką „naturalną” kobietę która np. pracuje na poczcie czy w drogerii, która ma zaniedbane paznokcie, bo mogę, bo chcę i wiem, że inni też mnie mogą oceniać i mają do tego prawo.

          • Pionierka

            Nie biorę komentarzy Iskry do serca, bo nie o mnie pisze, ja dzieci nie mam, więc nie mnie widziała z wózkiem. Oceniaj sobie ludzi, ktoś Ci broni? Ja najwyżej ocenię takie powierzchowne opinie, żeś durna i mało o życiu wiesz i to też moje prawo.
            Mój wkurw nie dotyczy Iskry. Dotyczy namiętnie promowanej filozofii „możesz wszystko, ja jestem taka przezajebista, więc ty też możesz, a jak nie jesteś to twoja wina”. Zwykle po czołowym zderzeniu z życiem następuje nagłe oświecenie.
            Jak cię widzą tak cię piszą? Jasne. Tylko co mnie obchodzi, jak mnie pisze jakiś dziadyga, co ma pierdolca na punkcie pomalowanych na czerwono paznokci? Ja mam pierdolca na punkcie dobrze wyrobionych bicepsów, on z tego powodu zacznie na siłce wyciskać? No nie sądzę.
            Dalej – co mnie obchodzi, jak mnie pisze jakaś przypadkowa panienka z autobusu, z ulicy, ze sklepu? Przecież to nie ma najmniejszego wpływu na moje życie.
            A, że ktoś ma problem z moją naturalnością i z tym, że mam niepomalowane paznokcie? Jak dla mnie to objaw jakiś zaburzeń, jeśli nie może się znieść widoku czystego, schludnego naturalnego człowieka.

          • aaaaanaaa

            Kobieta bez makijażu jest zaniedbana? Jeśli nie mam ochoty na wklepywanie podkładu, malowanie brwi, paznokci oraz na przejeżdżanie ust pomadką to jestem zaniedbana? Uważam, że mam fajną cerę, lubię się naturalną, podobam się sobie, podobam się też mojemu facetowi :) jeśli chodzi o tych facetów, co to wymagają czerwonych paznokci i pomadki na ustach…hmmm…z moich doświadczeń wynika, że dla facetów bardzo ważny jest charakter, a ta szminka może być dodatkiem ;)

          • Ech, jak masz spoko cerę itd., to i tak musisz się malować, żeby nie było żal tym umalowanym, że one bez tapety nie wyjdą nawet do sklepu obok (niektóre są takie i to nie jest mój wymysł). A Ty? Jak śmiałaś! :D
            Ale głównie chodzi chyba o te panie, które nie mają najlepszej cery i wyglądają gorzej bez makijażu. Tylko można to tak odebrać, że te krytykantki „zaniedbania” myślą sobie, że takie kobiety są po prostu brzydkie i powinny się malować, żeby nie straszyć wyglądem.

            Ja STARAM się nie oceniać i nie krytykować, bo nikt nie wybierał sobie wyglądu. I dla mnie będzie lepsza taka naturalna, czysta, schludna, która nawet nie musi być umalowana, jeśli ma trądzik itd. – od tej, co za wszelką cenę chce zaklinać rzeczywistość i wypominać innym ich wygląd, kiedy sama nosi mocny makijaż, nawet idąc do sklepu po bułki. I przykładowo jeszcze wypsikana intensywnym zapachem tak, że można zemdleć siedząc obok takiej jednostki. Niech się psika, nic mi do tego, ale stwierdzam fakt, że to jest czasem uciążliwe, a nie widok pani bez makijażu.

          • Plastikowy świat, plastikowych ludzi – tego nie pojmiesz. Niech sobie żyją jak chcą, mają prawo. :)
            Tylko ciekawa jestem, że skoro im tak zajebiście w tym swoim „idealnym” świecie, to czemu muszą wyżywać się na takiej „niewystrojonej”, jaką byłaś Ty? ;) Nie szkoda im czasu na takiego „byle kogo”? :D No i te fajeczki, co tak fajnie „zadymiają” ich stres.

    • aaaaanaaa

      Może dorwała tego z kim ma dziecko na charakter? :) a jemu nie przeszkadza, żona nie wygląda zawsze jak seksbomba? po tych komentarzach widzę, że najbardziej czepialskie wobec kobiet są inne kobiety właśnie…a już ocenianie kogoś z kim się nawet nie rozmawiało jest słabe…i tak się zawsze zastanawiam, która kobieta, ta zaniedbana czy ta krzywo patrząca, ma więcej pewności siebie…i chyba wygrywa ta pierwsza, bo wychodzi jak chce i w dupie ma robienie makijażu, bo innym ma się na nią dobrze patrzeć ;)

    • Ania B.

      Ten komentarz przypomniał mi, dlaczego cieszę się, że wyemigrowałam. Tęsknię za Polską, ale jak przypomnę sobie te wszystkie „koleżanki” z pracy wiecznie gardzące i oceniające wygląd innych…Te pazury, pasemka, szpilki i torebusie w galeriach handlowych i autobusach..Pamiętam, że dużą ulgą było zamieszkać w miejscu, gdzie ludzie mają gdzieś czy ktoś jest zaniedbany czy zadbany, czy ma pryszcze czy nie. Pryszcz czy nie pryszcz, i tak można liczyć na przyjazny uśmiech od obcej kobiety… Tyle jest różnych ludzi, różnych sytuacji życiowych – po co w ogóle zwracać uwagę na jakieś anonimowe włosy? Po co tak gardzić?? Ta uwaga o mężu to już w ogóle bez komentarza…
      Przynajmniej sama możesz się dowartościować, że taka ogarnięta i zadbana jesteś. Na pewno czujesz się lepsza, gdy stoisz obok takiej zaniedbanej matki.

      • Iskra

        Nie, nie czuję się lepsza- czuję się sobą :). Pozdrawiam z Polski ;)

  • Pionierka

    Jeśli makijaż sprawia, że czujesz się ze sobą lepiej, to jasne, nie ma sensu go sobie odmawiać. Ja np. wcale nie czuję się lepiej ze sobą, jak jestem umalowana. W ogóle bardzo dobrze się czuję ze sobą, a jakbym miała wybrać „najlepszą wersję siebie” to jest to stan po jakimś ekstremalnym wysiłku, bo lubię czuć, że moje ciało jest silne i działa.
    A akurat rozwód ma niewiele wspólnego z tym, czy komuś się mąż czy żona podoba. Ja się mojemu byłemu już mężowi zawsze podobałam. On mi zresztą też. I co z tego? To trochę za mało, żeby umieć żyć razem.

  • Pionierka

    Wszystko fajnie, ale… Jasne, nie wypominać kobietom, które chcą mieć czerwone pazury, chcą doczepiać rzęsy, chcą się malować, bo to ich prywatna sprawa i nikomu nic do tego. Ale może by też tak nie wypominać kobietom, które „odpuszczają”. Bo kobieta ma prawo wybrać pomalowane pazury i niepomalowane pazury i to jej sprawa, jej atrakcyjność i jej poczucie własnej wartości i kobiecości.

  • aknA

    Wakacje, wieczór w domu czy jakikolwiek czas tylko dla mnie to chwile, kiedy odpoczywam nie tylko od wszystkiego wokół, ale i od makijażu. Bo czym innym jest zadbanie a czym innym wyrychtowanie. Każdego dnia robię makijaż, maluję paznokcie itede itepe, ale jak odpoczywam to w full opcji. Tylko to nie jest jednoznaczne z tym, że pod pachami, bikini i na nogach hoduję busz, brwi mi się zrastają a włosy wyglądają jak smalcem wysmarowane. Po prostu wymalowane paznokcie, makijaż i fryzura nie jest wyznacznikiem mojego dobrego samopoczucia :)
    P.S. tak, po bułki lub na zakupy także chodzę bez makijażu. No i z dowodem osobistym, bo nijak podczas kupowania piwa pani Krysi z warzywniaka nie dało rady wytłumaczyć, że pełnoletność osiągnęłam blisko 14 lat temu

  • Ania

    Makijaż non stop to dla mnie jakieś kompleksy. Bez urazy. Kobieta zadbana powinna być zawsze ale wg mnie pacykowanie paszczy bo lepiej się ze sobą czuje umalowana to argument, który wymaga omówienia z psychologiem od poczucia własnej wartości.

    • S.

      True.

    • Janka

      Ok, pójdę do psychologa :) Po prostu wiem, ze bez makijażu wyglądam jak chora na raka, dlatego nie wyjdę z domu bez niego. Ofkors zdarza się pokazać na basenie bez wodoodpornego tuszu, ale rzadko ;) I to nie są kompleksy – wiem, ze jestem brzydka, jak noc, ale nie powiedziałabym, że to mój kompleks, raczej stan faktyczny. Pozdro

    • Ja nie używam żadnych fluidów i moja mama też się praktycznie wcale nie malowała. Może trochę w młodości na większe wyjścia.
      Często wychodzę bez jakiegokolwiek makijażu nawet zimą i żyję. Mam ciemne, długie rzęski, ciemne brwi i nie muszę tego robić, żeby wpasować się w trendy – praktycznie full makeup od najmłodszych lat. Słyszę na swój temat komplementy. Nikt też nie myśli, że jestem chora i nie pytał o to, a nawet gdyby ktoś taki chamski był, to zlewam.

      W każdym razie to chyba jest właśnie zadbanie o siebie, żeby mieć ładną cerę, a nie ciągłe maskowanie się. No i nie jestem nastolatką już od dawna, ale niektórzy traktują mnie jak gówniarę i to jest minus.

  • OlaK

    ja też nie kumam tapety w chacie, a tym bardziej tapety na treningu – tusz i róż na ustach spotykanych na zawodach biegaczek zawsze przyprawiają mnie o podśmiechujki:) musiałabym się nie spocić, żeby to wszystko zostało na swoim miejscu.
    ale co kto lubi:)

  • Dominika

    Nigdy nie miałam żadnych trądzików, problemów ze skórą, a makijaż zmywam kremem Nivea albo balsamem do twarzy. Owszem, są dni, gdy wstaję, patrzę w lustro i mówię sobie: „tak, dziś jest dzień, w którym wyglądam w porządku, nie maluję się”, ale zazwyczaj nawet gdy siedzę caluśki dzień w domu, to rano machnę rzęsy tuszem. Tak o, z kaprysu, dla siebie, bo lubię patrzeć na siebie w lustrze spod wachlarza rzęs ciemniejszych, dłuższych i w ogóle fajniejszych.

  • cat_a_strophe

    dla mnie makijaż jest częścią porannego ogarniania się. jest tak jak prysznic, czysta bielizna i wyprasowane ciuchy. i tak, jeżeli nigdzie się nie wybieram też go robię. oczywiście zawsze dobieram makijaż do sytuacji, więc jeżeli nigdzie się nie wybieram, kładę na twarz tylko krem bb, albo puder mineralny i maluję rzęsy. kiedyś usłyszałam od ,,koleżanek” pytanie, czy robię tak dlatego, że jestem szkaradą bez makijażu. więc, o zgrozo nie. pociągnięcie rzęst tuszem nie zamienia mnie z potwora z bagien w księżniczkę łabędzi. ale lubię być ogarnięta. zawsze. a śmiem twierdzić, że nie żyję w jakiejś pokręconej wersji Truman Show, więc wychodzi na to, że robię to dla siebie.

  • Niech lud lubiący makijaż po domu i na siłkę ma się dobrze, tak samo jak ten, który tapety po domu i na siłce nie lubi.

  • aaaaanaaa

    a jeśli ta z tłustymi włosami staje w lustrze i też się sobie podoba? nie wyobrażam sobie chodzić w makijażu w domu, a podkładu nie używam nigdy :) na swoim ślubie nie miałam full makijażu, ot, bardzo delikatne podkreślenie wykonane samodzielnie w ciągu 5 minut :) żyjmy i dajmy żyć ;)

    • My to już chyba jak dinozaury jesteśmy… na wymarciu. :D Chodzi o nasz pogląd w tym temacie.
      Bo ja to w ogóle czuję się czasem jak ufoludek. xD

      Ludzie tak bardzo skupiają się na wyglądzie, a ich wnętrza krzyczą o jakakolwiek uwagę. :D Na starość też nie będą mieć na nie czasu, bo będą inne sprawy – choroby, chodzenie po lekarzach, pogrzeby, bawienie wnuków i myślenie o śmierci. ;]

  • Magda

    Jestem z Tobą Malvina! Najczęściej pracuję w domu i bywa ,że nie wychodzę do ludzi cały dzień ale włosy zawsze umyte i przysłowiowe oko zrobione. Bo tak lubię i już !

  • aaaaanaaa

    ‚makijaż i paznokcie obowiązkowo’, jak Ci pasuje rób obowiązkowo, ale np dla mnie to rzecz zbędna, nie jest to też ogólny wyznacznik bycia zadbaną

  • sylwia.

    Nie katuje się podkładem w domu.Właśnie dla dobra cery. Rzęsy lubię wykręcić i pazurki maznąć nawet gdy nie mam gości i zalegam w łóżku lub pracuje zdalnie. W kieckę też wskoczę bo lubię. Szpital jest wyjątkiem, tam mam prawo być nieperfekcyjna i mieć włosy w nieładzie i piżamę w słoniki i guzik komu do tego. Lubię siebie w każdej z tych wersji.
    to mój pierwszy komentarz tu:) dzięki malv że mogę się tym tu podzielić i za felietony.

  • Janka

    Nie cierpię siebie bez makijażu i ostatnio wyszłam bez niego z domu jakoś 10 lat temu. Bez podkładu wyglądam, jak bym miała zaawansowane stadium nieuleczalnej choroby i szczerze współczuję każdemu, kto mnie wtedy zobaczy. Mimo to, gdy jestem sama w domu nie maluję się i unikam wtedy patrzenia w lusterko, czemu? Co prawda nie używam najtańszych kosmetyków i doskonale opanowałam sztukę pielęgnacji mojej cery, to jednak nie chcę jej katować makijażem bez powodu.

  • Ja akurat w 90% maluję się tylko na wyjścia, jak siedzę cały dzień w domu to nie nakładam makijażu bo wolę dać odpocząć skórze i mieć możliwość potarcia np. oka bez wsadzanie sobie w nie tuszu.
    Po za tym czuję się po prostu źle bez makijażu gdy gdzieś wychodzę :)

  • Beti

    Kwestia indywidualna. Ile ludzi, tyle punktów widzenia. Skoro Ty się
    czujesz lepiej w makijażu będąc w domu, to się maluj. Inna nie wyobraża
    sobie tego, bo dom to dom – swojskość i chill przede wszystkim.
    Najważniejsze, to czuć się dobrze ze sobą – nieistotne czy z maseczką na twarzy, wieczorowym makijażem, bez niego, czy w dresie, który pamięta czasy liceum.
    Pozdrawiam.

  • Daniel Chrzciciel

    Naprawdę? Makijaż jest aż tak ważny żeby o nim dyskutować czy powinien być czy nie O.o? Znam kobiety, które malują się, bo w domu zapchanym pracą/dziećmi/obowiązkami to jest ich chwila na to, żeby pierdolnąć się na kanapę i zrobić coś przyjemnego, odprężającego, kobiecego, czasem kreatywnego jak któraś ma większe umiejętności, albo żeby po prostu poczuć się bardziej elegancko. I czemu nie?
    „Maluję się, bo lubię swoją twarz w makijażu” – to zdanie jest chyba najważniejsze w tym wpisie :).

    Gdybym był kobietą to pewnie sam bym się malował w domu :).

  • Kinga

    Też mam tak, jak spora grupa dziewczyn w komentarzach, że nie maluje się w domu, żeby dać skórze odpocząć, ale muszę też przyznać, że ogólnie malowanie się nie jest dla mnie synonimem dbania o siebie. Przez dbanie rozumiem, nie palenie, nawilżanie, oczyszczanie, zdrową dietę etc.
    To oczywiście zależy od sytuacji, ale bez makijażu często czuje się (nawet będąc wśród ludzi) nawet bardziej pewna siebie niż z makijażem. Mogę się wtedy śmiać, pocierać oczy, dotykać twarzy bez stresu, że zostanie mi coś na dłoni, albo zamienię się w pandę. Zwłaszcza gdy przychodzi wiosna, skóra nieco brązowieje od słońca i nie potrzebuję już podkładu. To świetne uczucie zwłaszcza w towarzystwie „przemalowanych dziewczyn”. W ogóle uważam, może trochę górnolotnie, że naturalność fajnie wygląda :)

  • Agatha

    Ja tez sie maluje praktycznie codziennie- i to nawet jak nigdzie nie wychodze przez caly dzien…wyjatkami sa te okazjonalne dni kiedy mam szczerze wyjebane i mi sie nie chce. Ale przewaznie mi sie jednak chce i lubie to robic wiec czemu mialabym tego nie robic skoro to lubie? xD

    • Jak ktoś bardzo lubi malować się nawet w domu, bo po prostu ma taką ochotę i jest takim pasjonatem, to ja tego nie krytykuję. Ale nie dziwię się tym, co się oburzyły na to, że ktoś brak makijażu uważa za zaniedbanie. No dla mnie to kiepski żart takie stwierdzenie. :D

  • POJEDYNCZA pojedyncza.blog.pl

    Makijaż to akurat kwestia względna, bo niektóre dziewczyny nie wykonują go nawet wychodząc z domu, a dla innych to must-have również w domowych pieleszach. Ja akurat w domu stawiam na kremy i tylko czasami robię make-up. Ale pod pozostałymi punktami podpisuję się obiema łapkami. :-) Choć czasem myślę, że to nie tylko dbanie o siebie, ale po trochu też… lenistwo. ;-) Bo jakbym miała przed każdym wyjściem z domu (np. do najbliższego warzywaniaka) uprzednio spędzić godzinę na doprowadzeniu się do ładu, to by mnie chyba szlag trafił. Dlatego wygodniej jest być ogarniętym zawsze. ;-)

  • hmmmm ja to chyba jestem zbyt leniwa, żeby siedzieć w domu w mejkapie. Jeśli tylko mogę siedzę w pidżamie (kolejny etap po dresie, polecam jest wygodniejsza!)

  • kry/ska

    Mam takie szczęście (w nieszczęściu), że pracuję z domu, ot samozatrudnienie. Maluję się dla profesjonalizmu i żeby nie straszyć listonoszy

  • Ja czaję, ja rozumiem. Czasami wystarczy ubrać lepsze rzeczy czy ogarnąć włosy i człowiek ma lepsze samopoczucie. I zdarza się to robić „tylko dla siebie”, w domu.

  • martyna

    Ja mam problemy z cerą (trądzik, mimo dorosłego wieku :/) więc zostając w domu nie nakładam podkładu, ale używam od biedy tylko tuszu do rzęs. A to z prostej przyczyny – żeby skóra odpoczęła. Nawet dermatolog zaleca mi unikanie grubej warstwy tapety. Zazwyczaj jak idę na 5 minut do warzywniaka, to też bez makijażu – ale na zajęcia, imprezę czy rutynowe wyjście na miasto po większe zakupy ogarniam twarz :P Myślę, że autorce chodziło gównie o to, że nawet jak się siedzi w chacie w dresach można się trochę „upindrzyć”, tak dla samej siebie, a jest spora grupa kobiet które muszą być koniecznie zrobione i ładne DLA kogoś. A tak nie powinno być. :)
    Ja również maluję się dla siebie, dla lepszego samopoczucia – a nie po to, żeby mnie w tramwaju podziwiali. :D

  • Em

    MILF= Mother I’d Like To Fuck, zatem „zaniedbany milf” to oksymoron.