Zapowiada się niewinnie. Zwykle jest miły, sympatyczny i w dupę uprzejmy. Prawi ci komplementy i daje do zrozumienia, że podziwia ciebie, twoje pasje, zaangażowanie, z jakim robisz to czy tamto. Z czasem dostrzegasz, że jego fascynacja mocno wykracza poza szeroko pojęte granice normy. To dobry moment, żeby zmienić adres, kolor włosów i ulubionego dostawcę pizzy. Potem będzie już tylko gorzej.
Ex-stalker
Przyjęło się, że stalkerem jest najczęściej były chłopak lub dziewczyna. Pewnie słyszeliście o szaleńcach gotowych wspinać się po prześcieradle na balkon swojej/-ego ex, stać przez pół dnia na mrozie pod drzwiami jego domu, czy wydawać fortunę na ogłoszenia typu: „Jadźka, jak do mnie nie wrócisz w ciągu pięciu minut, zabiję się. Podaję swój nowy numer: 666 666 666. Jakby co, dzwoń po 17”.
Żarty żartami. Miałam w życiu jednego ex-stalkera. Wysyłał mi średnio 50 maili i smsów dziennie. Dzwonił kilkanaście razy na godzinę. To był obłęd. Ostatecznie zlikwidowałam dotychczasową skrzynkę mailową, usunęłam go ze znajomych i dodałam do czarnej listy na Facebooku. Skorzystałam też z przydatnej funkcji w telefonie (stary dobry Samsung) pt. „block person”. Tym sposobem za każdym razem, kiedy dzwonił ex, dosłownie po sekundzie połączenie przerywano. Kiedy stracił kontakt ze mną, zaczął nagabywać moich znajomych, którzy z kolei dzwonili do mnie z sakramentalnym WTF?! na ustach. I tak byłam w komfortowej sytuacji – na krótko przed naszym zerwaniem wyjechał na stałe do innego kraju. Stalking w jego wydaniu był więc niegroźny. Po około dwóch tygodniach ucichł, a ja mogłam w spokoju zacząć szukać sobie nowych znajomych…
Z ex-stalkerem sprawa jest o tyle prosta, że zwykle jest to człowiek, którego trochę jednak znasz, wiesz o jego słabych punktach i możesz skutecznie tę wiedzę wykorzystać przeciwko niemu. Poza tym ex-stalking bardzo często wynika z poczucia bezradności i odrzucenia po zerwaniu. Taka ostatnia rozpaczliwa próba zwrócenia na siebie twojej uwagi.
Crazy in love
Gorzej, jeśli trafisz na kompletnie obcego zakochanego stalkera. Wiesz, typa, który widział cię raz w życiu i już ma dla ciebie pierścionek zaręczynowy. Laskę, która po jednej spędzonej wspólnie nocy biegnie do najbliższej parafii i wyznacza termin ślubu. Tu sytuacja nie jest już taka prosta. Nie znasz człowieka, nie wiesz, jak zagrać, żeby się go pozbyć. A często samo zablokowanie telefonu czy założenie dodatkowego zamka w drzwiach nie wystarcza.
Miałam kiedyś koleżankę, która dostawała codziennie jeden anonimowy list z wyznaniem miłości. Nie powiem, w wieku 17 lat mogło się to wydawać nawet romantyczne. Ale kiedy facet zaczął wystawać godzinami pod jej oknem, sytuacja przestała być urocza. Ostatecznie pomógł tata koleżanki, który ważył 120 kilo, a jego biceps miał mniej więcej taki obwód, jak ja wzrost.
Jeśli jednak twojemu ojcu bliżej do Artura Barcisia niż do Hardcorowego Koksa, lepiej będzie zadzwonić na Niebieską Linię. A poza tym zmienić adres, numer buta i wyrobić sobie lewy dowód. Policja ingeruje dopiero wtedy, gdy stalker rzuca groźby pod twoim adresem albo bez zaproszenia pakuje się do twego domu. True story, sad story.
Stalker upierdliwy
Jest jeszcze jeden typ stalkera. Aseksualny, ale irytujący. Człowiek, któremu kiedyś pomogliście ze swego dobrego frajerskiego serca, a teraz on nie daje wam spokoju. Chce, żeby mu załatwić to, tamto, siamto, no i może jeszcze wejściówkę na koncert Lady Gagi. To taki ktoś, kto kompletnie nie zna umiaru i prawdopodobnie myli każdą życzliwą mu osobę z fundacją dobroczynną albo z bankomatem. Wydoi cię do ostatniej kropli, wyssie jak wampir, dasz mu palec, a on upierdoli rękę aż po odcinek lędźwiowo-krzyżowy.
Swego czasu pracowałam nad dość kontrowersyjnym artykułem. Po wysłuchaniu jednej z burzliwych, chwytających za serce historii pewnego człowieka, postanowiłam mu pomóc – oczywiście w granicach swoich możliwości i kompetencji. Ile mogłam, tyle zrobiłam. Facet prześladuje mnie do tej pory. Średnio raz w miesiącu dostaję kontrolne maile i smsy z prośbą o pomoc. JESZCZE więcej pomocy. Chyba jestem, kurwa mać, za miła.
Stalkerzy mają w sobie coś z socjopatów. Psychofanów. To ludzie niezdolni do empatii. Egocentrycy, którzy wierzą, że środek wszechświata znajduje się w ich własnej dupie. Czyż to nie brzmi odrobinę przerażająco?
No właśnie.