Po pierwsze, musisz tego naprawdę chcieć. Po drugie, kup sobie dobre buty. Po trzecie, przygotuj się na krew, pot i liczne orgazmy.
Wyjaśnijmy sobie coś na wstępie – ten tekst nie jest skierowany do osób, które:
1. Zamierzają zrzucić parę kilo i wybierają bieganie, bo ten sport wydaje im się najmniej angażujący.
2. Chcą przyszpanować biegowymi fatałaszkami na dzielni.
3. Łudzą się, że biegając znajdą żonę albo zaciągną do łóżka Usaina Bolta.
Ten tekst jest natomiast skierowany do osób, które:
A. Zamierzają zrzucić parę kilo i wybierają bieganie, bo ten sport wydaje im się fajny.
B. Chcą spróbować swych sił w joggingu, choć nie wiedzą jeszcze, czy to aktywność dla nich.
C. Wierzą, że bieganie to nie tylko trening mięśni, ale też woli – chcą definiować siebie również poprzez bycie biegaczem.
Szybka selekcja i jedziemy dalej.
Wiele osób zaczyna biegać, nie mając o tym bladego pojęcia. Wyciągają z szafy jakieś zdezelowane trampki pamiętające czasy Gierka, rozgrzewkę ograniczają do stoczenia się po schodach, a potem pędzą na złamanie karku, wymachując kończynami, jakby właśnie robili życiówkę. Tymczasem z bieganiem jest jak z seksem – do szczytu lepiej dochodzić powoli.
Jeśli nigdy przedtem nie miałeś do czynienia z joggingiem, zacznij od krótkich dystansów – 2-3 kilometry. Biegnij swoim tempem, staraj się regulować oddech i nie myśleć o tym, że właśnie wyprzedza Cię pięćdziesięcioletni cukrzyk z nadwagą. Przyjdzie czas, kiedy i Ty będziesz pokazywać plecy różnym lamom.
Tymczasem skup się na przyjemnych aspektach biegania – że świeci słońce, ptaszki śpiewają, a przed Tobą idzie jakiś hot towar. Cokolwiek. Nie myśl o tym, że się męczysz, pocisz i prawdopodobnie wyglądasz jak ostatni debil. Ludziom imponuje to, że biegniesz i w tym momencie jakieś 90 procent społeczeństwa zazdrości Ci, że w ogóle miałeś motywację, aby ruszyć dupsko sprzed telewizora i coś ze sobą zrobić. Skup się na własnej zajebistości – to pomaga.
Przed joggingiem koniecznie się rozgrzej (potruchtaj w miejscu, zrób skipping, parę wymachów, kilka przysiadów), a potem rozciągnij. Po biegu, nawet krótkim, porządny stretching też jest wskazany. Jeśli nie jesteś w stanie przebiec 15-20 minut bez przystanku, przeplataj bieg z marszem, stopniowo zmniejszając czas marszu, a zwiększając biegu. Od samego początku staraj się biegać regularnie 3-4 razy w tygodniu po 15-20 minut. Z czasem wydłużaj dystans. Pogmeraj w internecie i znajdź trening dla początkującego biegacza, gdzie jak krowie na rowie wytłumaczą Ci, co z czym, jak i dlaczego. Zajrzyj na strony prowadzone przez ludzi, którzy na bieganiu zjedli zęby, np. tu, tu albo tu. Biegaj w tempie konwersacyjnym, tzn. takim, w którym mógłbyś rozmawiać z drugą osobą. W ogóle na początku dobrze jest zabrać ze sobą kogoś znajomego, najlepiej bardziej doświadczonego, kto pokaże Ci, jak dobrze wykonać rozgrzewkę i stretching.
Kiedy już znajdziesz frajera, który za darmo odwali robotę coucha, możesz pomyśleć o kupnie odpowiednich butów. Właściwie powinieneś pomyśleć o tym na samym początku, ale skoro wciąż czytasz ten wpis, to znaczy, że nadal chcesz biegać, więc buty i tak kupisz. Nie polecę Ci żadnej konkretnej marki, bo dobór biegówek to sprawa bardzo indywidualna. Celuj jednak w firmy, które produkują obuwie stricte dla biegaczy: New Balance, Mizuno, Saucuony, Asics, ewentualnie Najki. Niektórzy ludzie podczas biegu wykazują tendencję do pronacji (przy styku z podłożem stopa wykręca się zbyt mocno do wewnątrz) lub supinacji (ruch do zewnątrz) i potrzebują butów z odpowiednią amortyzacją. Profesjonalne badanie kroku biegowego zrobisz za pomocą takich urządzeń, jak Foot ID, czy Running Station. W Warszawie taki sprzęcik mają np. w ForPro przy Myśliwieckiej. Zwykle jednak to, czy masz tendencję do pronacji, supinacji, czy może stawiasz stopę normalnie, jesteś w stanie stwierdzić sam (zajrzyj tutaj) lub z pomocą doświadczonego biegacza. Buty kupuj najlepiej w specjalistycznych, małych sklepach. Osobiście polecam Athletics Forever we Wrocławiu. Prowadzi go Piotrek Borochowski – człowiek, który z anielską cierpliwością dobierał mi buty przez dwa tygodnie, dopóki nie znaleźliśmy modelu dla mnie idealnego. Biegam w tych moich cudeńkach już drugi rok i jestem z nich bardzo zadowolona. Z większych sklepów sportowych zapomnij o wszystkich poza Decathlonem, w którym najtaniej kupisz profesjonalną odzież i obuwie biegowe. Nie licz jednak na profesjonalną pomoc – czasami brakuje tu sprzedawców z odpowiednią wiedzą i doświadczeniem.
Pamiętaj o tym, że but biegowy to nie pantofelek – nie ma perfekcyjnie przylegać do stópki. Biegówki zawsze powinny być o pół do nawet 1,5 numera większe niż te używane do chodzenia. Tym bardziej, że producenci butów biegowych mają różne rozmiarówki. Np. na co dzień noszę 36, a biegam w Sauconach o rozmiarze 38 (!). Ale już Asicsy, rozmiar 37.5, są na mnie za duże. Dlatego właśnie tak ważne jest przymierzenie butów biegowych i – co najważnejsze – przebiegnięcie w nich kilkunastu metrów przed podjęciem ostatecznej decyzji o zakupie.
fot. Aleksandra Szmigiel
Zanim przejdziemy do orgazmów i innych przyjemności, jeszcze jedna rada – nigdy sobie nie odpuszczaj. Jeśli już zacząłeś biegać, rób to regularnie, do Chuja Macieja! Nie ma, że pada albo że za zimno. No po prostu – nie ma wymówek. Wypada Twój dzień na bieganie? To idź biegać! Jeśli dopiero zaczynasz i nie masz jeszcze skompletowanych ciuchów do joggingu przy temperaturach minusowych, zapisz się na siłownię, wleź na bieżnię i truchtaj. Ja wiem, że to nie to samo, co rundka po warszawskim Parku Skaryszewskim, czy innym Balatonie, ale nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Bieganie, zwłaszcza to zaawansowane, kiedy już wchodzisz na wyższy level, zaczynasz startować w 10-kach, potem w półmaratonach i w końcu maratonach, jest okupione pewnymi wyrzeczeniami (np. odpowiednia dieta), nierzadko kontuzjami (np. na skutek przetrenowania) i bólem (zakwasy, naderwania ścięgien, a nawet schodzące paznokcie). Sęk w tym, że z bieganiem jest jak z dobrym koksem – gdy już zaczniesz, trudno przestać. Im więcej się ruszasz, tym bardziej jesteś naćpany. Aktywność fizyczna uzależnia i nie odkrywam tutaj Ameryki, naukowcy mówili o tym już jakieś 30 lat temu. Dochodzimy do momentu, kiedy jak typowy Polaczek, nieco już zniecierpliwiony przydługim tekstem, pytasz „I co ja z tego będę miał?”.No przede wszystkim euforię biegacza – najwspanialsze uczucie ever, lepsze od orgazmu, samogwałtu, seksu na wirującej pralce i tych błogich pięciu minut po wciągnięciu całej tabliczki czekolady. Serio. Pod wpływem długotrwałego wysiłku fizycznego w płacie czołowym i w układzie limbicznym uwalniają się endorfiny, których działanie można porównać do działania morfiny. Podejrzewam, ze każdy biegacz odczuwa to inaczej, ja zwykle doznaję takiej euforii po ponad godzinnym biegu. Moje ciało przechodzą dreszcze, mam wrażanie, jakbym unosiła się nad sobą i odczuwam coś w rodzaju seksualnej przyjemności. Zwykle wtedy też bezwiednie się uśmiecham, a ludzie myślą, że to do nich. Profitów jest więcej. Każdy idiota wie, że bieganie jako ćwiczenie aerobowe doskonale wspomaga spalanie tkanki tłuszczowej, poza tym rzeźbi sylwetkę, podnosi tyłek, obniża tętno i ciśnienie tętnicze, zbija cholesterol, zwiększa wydajność organizmu, poprawia kondycję, poprawia nastrój… Serio, mam wymieniać dalej?
Powiem tak. Kiedy 2 lata temu zaczynałam biegać, chodziło mi wyłącznie o to, żeby zrzucić parę kilo (niepotrzebnie, bo byłam sucha jak szczapa). Wybrałam bieganie, bo ten sport wydawał mi się najmniej angażujący, w porównaniu np. do pływania czy tenisa. Dziś przygotowuję się do półmaratonu, a gdyby nie zeszłoroczna kontuzja, być może byłabym już po swoim pierwszym starcie na 21 km. Jeśli więc jesteś punktem 1, 2 lub 3, a doczytałeś ten tekst do końca, wiedz, że jesteś zajebisty, a bieganie to Twój żywioł. Jeśli wpadłeś do grupy A, B lub C, a ten tekst w żaden sposób nie skłonił Cię do tego, by zacząć biegać, zajmij się lepiej PRAWDZIWYM sportem: szachami, pokerem albo schodzeniem mi z oczu. Szczerze oddana, Malvina Pe.