„10 sposobów, które pomogą naprawić nasze małżeństwo”, „50 sposobów, aby być szczęśliwym”, „Jak poznać dziewczynę na sylwestra?” – to tylko kilka tytułów książek, które w Empiku powinny dostać oddzielną półkę. Półkę o nazwie „Pranie Mózgu”.
Chyba każdy człowiek w mniejszym lub większym stopniu chce móc decydować o sobie. Być panem własnego losu, dokonywać swoich własnych wyborów. O ile mi wiadomo, to się nazywa wolność. Więc dlaczego, do Chuja Wacława, czytacie durne poradniki, które mówią Wam, jak żyć?
Serio wierzycie w to, że jakiś Dżordż z Kalifornii, który nosi trwałą ondulację, na śniadanie je spirulinę i chodzi na tajski masaż penisa pięć razy w tygodniu, wie lepiej niż Wy sami, co jest dla Was dobre? Albo taka Beata Pawlikowska, która to w amazońskiej dżungli podświadomości odnalazła siebie i teraz pisze o tym książki uzdrawiające dusze mas? Superniania, która wychowa Wam dzieci? Zdalnie? Z książki?
Serio?
Każdy człowiek jest inny. Każdy z nas ma swój własny bagaż doświadczeń. Inne tło społeczno-ekonomiczne, w którym dorastał. Inne geny. Charakter. Osobowość. Temperament. I preferencje. Tym samym każde małżeństwo jest inne, każda relacja na linii matka-dziecko opiera się na innych zasadach, nie istnieje też żadna magiczna księga 100 skutecznych sposobów na wyrwanie laski w klubie (no chyba, że mówimy o „Playbook’u” Barney’a Stinsona) ani jeden skuteczny przepis na to, „Jak wychować szczęśliwe dziecko”.
To się po prostu dzieje
Któregoś dnia uświadamiasz sobie, że coś w Twoim życiu idzie nie tak. Rozpada Ci się związek, zajadasz smutki czekoladą (a dupa rośnie), wiecznie nie masz pieniędzy, Twoje własne dziecko zarzuca Ci kosz na śmieci na głowę, z każdej pracy wyrzucają Cię po okresie próbnym… Cokolwiek się dzieje, nie jest tak, jak być powinno. Co robisz? Biegniesz do księgarni i kompulsywnie kupujesz poradniki, które równie dobrze mógłby pisać Paulo Coelho. A tu nie o to chodzi.
Każdy większy lub mniejszy przewrót w życiu musi się zacząć od Ciebie – zmiany pewnych zachowań i mechanizmów, którymi do tej pory się kierowałeś, a które doprowadziły Cię do określonego punktu – tu, gdzie jesteś teraz, czyli w ciemnej, głębokiej dupie. Rozpaczliwie szukasz więc remedium – złotego środka, który szybko i sprawnie wszystko naprawi i poukłada. Powiedzieć Ci coś?
To tak nie działa
Nikt z zewnątrz nie poda Ci rozwiązania na tacy. Może popchnąć w kierunku zmian, dać inspirację, ale nigdy, powtarzam NIGDY, nie rozwiąże Twoich problemów. Tę kuwetę musisz ogarnąć sam z jednej prostej przyczyny: sam najlepiej znasz swoje demony. I tylko Ty wiesz, co siedzi w Twojej głowie.
Zanim więc po raz kolejny wydasz 200 zł na komplet makulatury niewnoszącej do Twojego życia absolutnie nic poza straconym czasem, przeznacz je lepiej na wizytę u psychologa, seksuologa albo innego coacha, który pozna Cię osobiście i będzie w stanie – dzięki rozmowie – wydobyć to, co istotne dla uświadomienia sobie charakterystycznych dla Ciebie mechanizmów i wprowadzenia w Twoim życiu konkretnych zmian. Czasami już pierwsza taka rozmowa weryfikuje, na ile rzeczywiście potrzebujesz dodatkowego kierunkowskazu. Wiem, co mówię. Jakieś trzy miesiące temu spotkałam się z coachem – wiecie, tym takim od rozwoju osobistego. To było wtedy, kiedy pojawiła mi się opcja współpracy z obecną firmą i nie byłam do końca przekonana, co robić: rzucać freelance i podjąć wyzwanie czy zostać na swoim? Po godzinie rozmowy z trenerką, usłyszałam: „Ale ty mnie w ogóle nie potrzebujesz. Doskonale wiesz, czego chcesz od życia i masz cały plan na siebie”. Patrzyłam na nią jak to ciele, a wtedy ona kazała mi podsumować moją godzinną paplaninę w dwóch zdaniach. Dotarło do mnie, że rzeczywiście doskonale wiem, co robić.
Czytając poradnik, nigdy nie osiągniesz takiego poziomu wglądu. Dlaczego? Brakuje tutaj interakcji z drugim człowiekiem, brakuje bodźców z tej interakcji płynących, a przede wszystkim – brakuje indywidualnego podejścia do osoby, czyli do Twoich problemów, bolączek, oczekiwań.
Ja nie twierdzę, że specjalista rozwiąże za Ciebie problemy. Ale na pewno lepiej niż pseudo-psycholodzy, domorośli pisarze czy filozofujący podróżnicy ukierunkuje Cię na zmiany, dzięki którym zamkniesz za sobą jedne drzwi, by otworzyć drugie.
Kłamałam
Poradniki nie są dla frajerów. One z Ciebie dopiero frajera zrobią. Czytając te książki, zaczynasz wierzyć, że bez nich nigdy nie odkryjesz SENSU. Nie poznasz prawdziwej MIŁOŚCI. Nie odniesiesz spektakularnego SUKCESU. Nie staniesz się LEPSZYM CZŁOWIEKEM. Noż kurwa. Od kiedy wierzymy w te brednie?
Zamiast zaszywać się w domu z kolejnymi wypocinami na miarę P.C., wyjdź do ludzi, patrz, obserwuj, chłoń. Albo chociaż idź do biblioteki po dobrą beletrystykę, bo z niej więcej się dowiesz o sobie niż ze wszystkich poradników razem wziętych.
Olej to dziadostwo. Żyj.