Miałam Was dzisiaj strollować, ale pomyślałam, że Bronisław zrobi to lepiej.
4 czerwca obchodzimy rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów w Polsce. Wiele osób, zwłaszcza starszej daty, traktuje ten dzień jako nieoficjalny koniec PRL-u. Nasz ulubiony prezydent postanowił z tej okazji zaprosić do Polski ponadczasowy symbol wolności i niezależności, wciąż żywą, choć już lekko przymierającą z przećpania i przechlania legendę rocka – the Rolling Stones. To się nazywa mieć gest. Szkoda tylko, że Bronka znowu nikt nie zrozumiał.
Ani Stonesi, którzy postanowili tego dnia zagrać jednak w Tel Awiwie. Ani potencjalni odbiorcy koncertu, którzy przeczytali w „Rzeczpospolitej”, że Kancelaria Prezydenta ostro negocjuje z zespołem [zdefiniuj „ostro”]. A już w ogóle nie zrozumiały Bronisława gwiazdy polskiej estrady, które zaproszenie Stonesów odebrały jako potwarz.
Auć. To musiało naprawdę zaboleć, bo przemówił sam Związek Zawodowy Muzyków RP, który wystosował do pana prezydenta list:
Uważamy, że ta ważna data nie powinna być okazją do drenażu niezwykle skromnych funduszy państwowych przeznaczanych na kulturę! Uczczenie naszego wspólnego, narodowego zwycięstwa sprzed ćwierćwiecza powinno być okazją do wszechstronnej, dobrze wypromowanej w skali globalnej, transmitowanej w telewizji i internecie prezentacji dorobku polskiej muzyki – we wszystkich jej odmianach stylistycznych.
Odmian stylistycznych rzeczywiście jest tu całe spektrum. Robert Chojnacki, Wanda Kwietniewska, Wojciech Konikiewicz, Mieczysław Jurecki, Maciej Zieliński, Bogdan Gajkowski, Piotr Dubiel, Piotr Szwed. I Lombard.
Ile z tych nazwisk kojarzycie? Za występ ilu z w/w artystów bylibyście w stanie zapłacić kilka stów? Lombardu? Roberta Chojnackiego? A może Piotra Szweda? Come on. Bądźmy realistami. Wszystkich tych ludzi możemy zobaczyć za free, siedząc przed telewizorem, żrąc popcorn, zapijając ruskim szampanem i oglądając „Sylwester z Jedynką”. Tak, wiem, Stonesów też można obejrzeć za darmo na YouTube. Tylko, że obserwując ich, całe Twoje ciało rwie się, by chwycić za butelkę whiskey, podrzeć na sobie koszulkę, stanąć pod sceną i krzyknąć Jegger, ty wyżyłowany staruchu, kocham cię! Czy Robert Chojnacki i jego budzik budzą w Tobie podobne odczucia? No właśnie.
Mamy do czynienia z kolejnym działaniem świadczącym o całkowitym niezrozumieniu zadań i powołania naczelnych organów władzy Rzeczypospolitej Polskiej w dziedzinie kultury. Domagamy się energicznego i profesjonalnego działania w celu organizacji 4 czerwca bieżącego roku na Stadionie Narodowym wielkiego koncertu muzyki polskiej.
To smutne. Smutne jest to, że prezydent nie pomyślał o promocji młodych, dobrych polskich artystów, którzy swoją muzyką i stylem życia uosabiają wolność, niezależność, pójście pod prąd. Fisz. Łona. Brodka. Orzechowski. Fismoll. Jest ich wielu. Smutny jest fakt, że artyści, których czasy świetności dawno minęły i którzy nagrywają coraz słabiej albo nie nagrywają wcale, domagają się od państwa tantiemów, a Stonesów nazywają importowanym podmiotem wykonawczym [sic!]. To smutne, że polskim piosenkarzom starej daty jeszcze nigdy nie było tak blisko do reliktów PRL-u. Wreszcie smutne jest to, że Mick i jego kumple wolą wpaść na weekend do Tel Awiwu niż do Warszawy. Cóż, nie dane nam będzie dotknąć tyłka Micka Jaggera.
Meanwhile in Poland… I can’t get no satisfaction.