Audioriver 2013, czyli trzy dni absolutnego szczęścia

Słońce, chillout i muzyka na wysokim poziomie – to trzy rzeczy, których oczekujesz od każdego letniego festiwalu. Tegoroczny Audioriver had it all. Wciąż czuję smak cytrynowego piwa, widzę roześmiane twarze nowopoznanych ludzi, a w uszach słyszę Kalkbrennera, Rezę i Rudimental. I już wiem, że to był pierwszy i ostatni taki festiwal w moim życiu. Bo tego, co od piątku do niedzieli działo się w Płocku, nie pobije nic. Takich chwil po prostu nie da się powtórzyć. I nie da się ich zapomnieć.

 

Ludzie

 

Do Płocka pojechaliśmy sami: T. i ja. Bez ekipy, bez znajomych – wiecie, taka wymuszona randka dwojga ludzi w wieloletnim związku. To było świetne posunięcie. Mieliśmy więcej czasu, by po prostu nacieszyć się sobą – bez spiny, bez nerwów, oderwani od codzienności przypomnieliśmy sobie, jak zajebiście potrafimy się ze sobą bawić. A że szczęście jest zaraźliwe i przyciąga innych… Poznaliśmy masę wspaniałych ludzi, w tym kobietę – krowę, mężczyznę – plemnika i jednego czytelnika bloga, na oko całkiem normalnego… Pamiętacie Maćka biegacza? Tego, który startuje w NYC Marathon i zbiera pieniądze na zwierzaki? Był tam, skakał z nami, poił nas piwem i kazał robić podbiegi. Facet jest szalony, bez dwóch zdań. Chciałabym mieć więcej takich psychofanów ;)

 

Muzyka  

 

Nie każdy lubi house, minimale, electro czy d’n’b. Nikogo też nie mam zamiaru namawiać do zmiany orientacji muzycznej. Powiem tylko, że tegoroczne Audioriver zmiotło wszelkie inne festiwale, na których do tej pory miałam okazję być. Po pierwsze, Paul Kalkbrenner – facet, który swoją muzyką odprowadza mnie na trzeci świat, czwarty wymiar i piąty orgazm. Po drugie, Jeff Mills – nie moje klimaty, ale to mistrz gatunku, więc dla niego wielki szacun. Po trzecie Netsky – pieprzony gówniarz, który zza dekli porywa tłumy i robi to tak, jakby właśnie zamawiał pizzę… Zjawiskowa Julia Marcell. Robiący kompletny rozpierdol (bo tego nie da się inaczej nazwać) Dirtyphonics… To już legendy. Pojawiło się też sporo perełek: uwielbiany przez tłumy Rudimental, na którym skakałam jak poparzona; GusGus – moje największe odkrycie tego festiwalu (tak, wiem, lamer ze mnie, ale naprawdę ich wcześniej nie znałam), Astroid Boys, którzy rozbili moje neurony na maleńkie kawałki oraz Reza – miłe zaskoczenie o 5 nad ranem, kiedy tuż po wschodzie słońca zbieraliśmy z plaży swoje rozsypane członki… Nie zawiodły gwiazdy, nie zawiodło nagłośnienie, a organizacja imprezy była na najwyższym poziomie. Myślę, że jak tak dalej pójdzie, Audioriver ma szansę stać się jednym z czołowych europejskich festiwali.


Klimat

 

Wyobraźcie sobie taką sytuację: środek dnia, centrum miasta, +30 st. C w cieniu, dokoła masa roześmianych ludzi w klapkach, kostiumach kąpielowych, odblaskowych okularach przeciwsłonecznych i kapeluszach z napisem „Król Afteru”. Leniwie przechadzają się po deptaku skubiąc zapiekanki, sącząc piwo, komentując piątkowe wydarzenia. Nagle, w ogródku jednej z knajp, zaczyna grać DJ. Początkowo kilka osób nieśmiało zbliża się, nasłuchuje. Po kliku minutach tańczą w rytm muzyki. W przeciągu pół godziny kilkadziesiąt osób bansuje, mieszkańcy Płocka robią festiwalowiczom zdjęcia, miejska kolejka trąbi, bo nie jest w stanie przejechać przez zatłoczoną ulicę. Pierwszy raz widziałam coś takiego na Feria de Malaga. Za drugim razem, w sobotę w Płocku, spełniło się moje małe marzenie, by kiedyś w naszym smutnym jak p$%^&*! kraju tańczyć, bawić się, pić i śmiać na środku ulicy wśród szczęśliwych, uśmiechniętych, naładowanych pozytywną energią ludzi.

Chwilo, trwaj! 

0 Like

Share This Story

Style
  • Katarzyna Munzar

    Zgadzam się w 100%! To moje kolejne Audioriver, ale zdecydowanie najlepsze pod względem muzycznych emocji. Przede wszystkim Kalkbrenner i ukochane GusGus!
    Co do atmosfery – widziałaś miejscowych dziadków, którzy podrygiwali pod didżejką na rynku? :)

    • Dziadków nie widziałam, ale widziałam podrygujące dziecko, któremu fotografowie prasowi masowo cykali zdjęcia ;)

  • shelmahh

    Moje odczucia nieco inne, ale to już mój 6ty Audioriver z rzędu.

    Oczywiście niezaprzeczalnie atmosfera rządzi. Rynek niezależny, imprezy towarzyszące, tańce w fontannie oraz to co najbardziej tam lubię, czyli mega chillout zone i imprezownia zarazem na dzikim kampingu pod mostem. Jedni śpią rano, u mnie akurat była impreza i kilka namiotów obok się wytańczyło, wódeczka, jointy, leżenie, wino, grille :) generalnie moc!

    Muzycznie akurat festiwal po raz pierwszy nie był aż tak dobry jak do tej pory.
    O ile w poprzednich latach zawsze równolegle na każdej ze scen można było odpłynąć daleko, tak tym razem wpuszczono zawodników z innej ligi niż wysmakowana elektronika i to przemieszano z klasykami takimi jak Richie Hawtin, Gus Gus, Dirtyphonics czy Jeff Mills. Niestety takie opcje jak Mr. Oizo czy jakiś dj, który grał w Circusie po Millsie lub jakieś rmxy Beyonce w Hybridzie, mocno mnie zszokowały, bo to muza absolutnie dla dresiarzy i tacy z resztą kolesie bawili się przy tej muzie. Teraz nie było problemu z wyborem sceny, raczej trudno było znaleźć dobrą scenę, na której rządziłby mroczny dubstep, polamane drumy czy electro, techno lub jakieś dobre housy, które rok do roku brzmiały soczyście i wesoło. Na głównej zawsze były mega koncerty od początku wieczoru do rana. Teraz już tak tego nie zorganizowano.

    Na duży plus scena Wide, która akurat trzymała bardzo wysoki poziom. Dużo minimali, bardzo wysmakowanej elektroniki, pozwoliły muzycznie się wykarmić jak na dobrej uczcie.

    Z drugiej strony frekwencja osiągnęła maksimum. Skarpa jako stałe miejsce spotkań, rozmów, tańców nie istniało. Było tak zawalone po brzegi, że trudno było wcisnąć palec :

    Wpuszczenie jakiś sunsrise’owych dj’ów to kompletna porażka i bardzo zły kierunek.

    Na pewno wrócę w przyszłym roku, bo to już taka tradycja, że nie można odpuścić lipca na skarpie ;) ale mam nadzieję, że muzycznie organizatorzy wrócą do swojego bardzo wysokiego poziomu, bo inne festiwale nie śpią a wielkimi krokami zbliża się Tauron, który trzyma się mocno wypracowanej linii muzycznej i w tym roku na pewno jeśli chodzi o line up, to kopie dupę AR.

    • Kaja Sosnowska

      Ej, akurat Mr.Oizo jest legendą nie mniej legendarnego Ed Banger Records i wyobraź sobie, że byli tacy (nie, nie dresiarze jak nas ładnie podsumowałaś/łeś), których to właśnie jego nazwisko popchnęło do przyjazdu na ten festiwal. Także zachęcam do zapoznania się z osiągnięciami tegoż pana, zaręczam, że jak się w tej kwestii muzycznie doedukujesz, nie będziesz więcej porównywać go do „sunrise’owych dj’ów”. Pozdrawiam.

      • shelmahh

        Kaja wybacz ale Oizo na AR to manieczkowa wixa. Osiągnięcia może i są ale akurat to nie to miejsce i nie ten festiwal. Sunrise jak najbardziej ale AR to zawsze elektronika wysokiej klasy. Oizo kompletnie tu nie pasował. O gustach się nie dyskutuje i nie chcę mówić, że to słaba muza. Fajnie, że Tobie się podoba. Nie zmienia to faktu, że to pierwszy raz kiedy tego typu muza pojawiła się na AR i jest to duże zaskoczenie dla osób siedzących w elektronice od iluś tam lat.

  • Płocczanin

    Dzięki za tak miłe słowa! Dzięki temu Festiwalowi nasze miasto naprawdę odżywa!

    Fajnie jest patrzeć na tylu pozytywnie zakręconych ludzi, którzy kołyszą się w rytm muzyki!

    Jeszcze raz dzięki i zapraszamy za rok!

  • Zapraszamy częściej do Płocka, mamy więcej klimatycznych festiwali i…jest gdzie pobiegać ;)

  • To Mash

    Bardzo ciekawa relacja. Pierwszy raz jestem na tym blogu. Gratuluję dobrego artykułu Malvina :)

  • everlong

    ja bym poczytała więcej o AR!

  • damian

    dla mnie osobiscie gus gus najlepiej polecial… ale to juz chyba wieloletni sentyment… ;) … przyznam ze najmilszym zaskoczeniem „wisienka na torcie” byl wlasnie Reza… przepiekny set o poranku na zakonczenie pieknego festiwalu… :D …na prawde mialem nadzieje ze mu dluzej pozwola grac… :( …

  • Piotr

    Dla mnie kawalki Oizo byly na takim poziomie co Davida Guetty. Electro w najprostrzej postaci. Nie mowie, ze jest slabym artystom ale produkcje, ktore uslyszalem w Plocku przyprawialy mnie o taki nastroj , jak muzyka z radia Eski.

  • Mateusz

    Zgadzam się że Oizo poleciał z niezłą wixą i kompletnie tam nie pasował. Na sunrise prezentowałby tamtejszy poziom, na audioriver zdecydowanie zaniżał poziom sugerując się poprzednimi edycjami AR. Tak samo Netsky to dla mnie wixiarski drum’n’bass.. ale jak kto woli. Chciałbym żeby w przyszłym roku zapomnieli o tego typu ‚gwiazdach’ a skupili się tylko na artystach, którzy tworzą prawdziwą sztukę. Pzdr.

  • Mateusz

    A zapomniałem dodać, że mimo wszystko to najlepszy festiwal w polsce, klimat jaki tam panuje jest nie do opisania, przemili, uprzejmi ludzie, no i poza paroma wyjątkami w tym roku, wpaniała muzyka.