Tu i teraz

Za oknami noc i światła neonów, mijamy je niespiesznie, autobus wlecze się wybrakowanymi ulicami, ale dziś mi to nie przeszkadza, dziś wracam do domu. Głowa pęka od świeżych wspomnień, z ciała schodzą emocje, czuję je w opuszkach palców muskających klawiaturę. Ostatnia kawa walczy ze zmęczeniem, ciepło rozlewa się gdzieś tam, w środku, prostuję nogi, smak czekolady miesza się z zapachem mandarynek, w uszach muzyka i myślę sobie, nie, uderza mnie to… kurwa mać, jak ja KOCHAM ŻYĆ! 

 

Czułam to, kiedy morze unosiło mnie na falach, a słońce wypalało piegi na mojej twarzy. Kiedy biegłam przez Kosakowo z wiankiem na głowie. Kiedy całował moje słone od wody usta. Kiedy co rano budził mnie śpiew Imama. Kiedy ubierałam dziadka na jego własny pogrzeb. Kiedy piłam wiśniówkę. Kiedy on odszedł, a ja patrzyłam w sufit i słuchałam Pezeta. Kiedy leżałam na szczycie Wielkiej Rawki. Kiedy sypał mi kreskę a ja potem kochałam go mocno i długo. Kiedy robiłam życiówkę. Kiedy pisał do mnie „agravko”. Kiedy spróbowałam, jak to jest z dziewczyną. Kiedy jadłam mule nad brzegiem morza. Kiedy wyłam, a ona trzymała, trzymała mnie mocno. Kiedy piliśmy wino na Wyspie Słodowej i nie wróciłam do domu przed świtem. Kiedy leżałam pod kołami samochodu.

Czułam to za każdym razem, kiedy mocno dotykałam życia albo śmierci. Kiedy zbliżałam się do krawędzi na tyle blisko, by poczuć, jak szybko mogłabym spadać. Balansowanie na linie zawsze nakarmi cię adrenaliną. Ale to żadna sztuka czuć, że żyjesz, kiedy z życiem igrasz. 

Sztuką jest układać swoje życie tak, by budzić się rano i mieć ochotę zacząć nowy dzień. Podejmować wyzwania, godzić się na zmiany, szukać nowych dróg. Nie popaść w marazm, nie dać się zaszufladkować, nie pozwolić sobie na luksus słuchania ludzi, którzy „wiedzą, co jest dla Ciebie dobre”. To wygodne jest, bezpieczne – w końcu zawsze możesz zwalić winę za swoje niepowodzenia na kogoś innego. Trudniej jest słuchać siebie i żyć w zgodzie z tym, czego potrzebujesz, oczekujesz, pragniesz. 

Jeszcze kilka lat temu pozwalałam innym pociągać za sznurki. Dziś sama ogarniam swoją kuwetę. Do pewnych rzeczy nie zostałam stworzona i zaakceptowałam to. Raczej nie założę rodziny, bo to wiąże się z wyrzeczeniami, na które ja nie chcę się zgodzić. Prędzej uschnę, niż zapuszczę korzenie. I prawdopodobnie do usranej śmierci będę szukać wrażeń, bo stabilizacja mnie nudzi. Mogłabym z tym walczyć, iść na etat, awansować, wziąć kredyt, znaleźć męża, spłodzić dzieci… Tylko po co? Nie chcę zmarnować swojego życia na robienie rzeczy, których oczekują ode mnie inni, a których ja zwyczajnie nie czuję.

 I think I’m dumb or maybe just happy.

Nie chcę myśleć, co będzie za rok czy za dziesięć. Rak, pijany kierowca, cokolwiek. Są różne sposoby, żeby wbrew własnej woli zakończyć życie. Dlatego wolę skupić się na tym, co tu i teraz. TU i TERAZ opieram głowę o okno, słucham muzyki, pozwalam myślom fruwać swobodnie… Dobrze mi.

Na oddziale chirurgii onkologicznej, gdzie jeżdżę na wolontariat, matki z dziećmi urządziły sobie karaoke. Przy refrenie „żegnam was, już wiem, nie załatwię wszystkich pilnych spraw”, ktoś z sali obok krzyknął „Popieprzyło was?! O umieraniu na onkologii śpiewać?”. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Take that, a potem powiedz mi, że życie trzeba po prostu przeżyć.

0 Like

Share This Story

Style
  • piękny tekst Malvina… aż mnie smutkiem w pysk strzeliło na całą moją stabilizację… ech…

  • Każde jedno słowo aż kipi życiem. Trzeba mieć kupę talentu, żeby w krótkiej formie przekazać tyle treści. dać kopa i jednocześnie pokazać faka oczekiwaniom.
    Dużo dobrej treści.

  • Asia

    Komentarz będzie krótki i mało odkrywczy, ale: ŁAAAAŁ.
    Twoją miłość do życia można „wyciągnąć” z każdego zdania :)

  • i wieczór będzie lepszy – jestem tu gdzie chcę być – to dużo

  • Dlatego właśnie nie lubię pytań: kim będziesz za 5, 10 lat? Skąd mam to wiedzieć, skoro nie wiem, co będzie jutro?

  • OdpadyBlog.pl

    Fajny tekst, chociaż nie wszystko rozumiem to i tak pozdrawiam:)

  • albo ja jestem jakaś ograniczona, albo ten wpis jest cholernie smutny i wcale nie kipi życiem.

    • Dlaczego tak uważasz? Dla każdego człowieka szczęście oznacza coś innego. Być może dla Ciebie będzie to mąż, dzieci, stabilna praca. Ja się w takim układzie nie odnajdę i nie widzę w tym nic smutnego czy tragicznego.

      • nie chodzi mi o to, co kogo w życiu uszczęśliwia, broń boże nie zamierzam tego nikomu narzucać (swoją drogą, przeważnie jest tak, że jak jesteśmy w szczęśliwym związku, to się tam szczęśliwie spełniamy, a jak sprawa się rypnie, to nagle się okazuje, że dla nas szczęście to SAMOrealizacja ;)). chodziło mi o wpis sam w sobie, dla mnie melancholia bije ze zdań, słów, liter…

        • Oczywiście, że bije, bo dziś to już są tylko wspomnienia. Jednak w momencie, kiedy przeżywałam te chwile, daleko mi było do melancholii, uwierz ;) O to właśnie chodzi – by być TU i TERAZ – w danym momencie przeżywać chwilę i wyciskać ją… Bo potem pozostaje Ci już tylko mglista wizja tego, co było.

  • Udostępniłbym i okrasił mega pozytywnym komentarzem na fejsie, że zazdraszczam i te sprawy, ale moja żona może to zobaczyć, więc wybacz ;)

  • Marcin Koperkiewicz

    Czym Malwina zajmuje się na codzień?

    • Pracą, sportem, wolontariatem, bliskimi i przyjaciółmi.

  • O rany, ja w spódnicy! Kocham Cię!

  • Dobra, to mam nowy najlepszy tekst w blogosferze :)
    To o czym piszesz jest mi cholernie bliskie, choć teoretycznie powinno być dalekie ;)

  • Chwała i cześć za świadomość siebie i swoich potrzeb! I ich uszanowanie. A wszystkich ustabilizowanych tęskniących za szaleństwem chcę uspokoić- to jest możliwe. Tylko trzeba wiedzieć, czego się chce… Dziękuję za ten tekst :)

  • Peter

    Jestem przekonany, że Philip Seymour Hoffman też tak do kogoś pisał lub mówił.

    Na pewno też umarł z uśmiechem na ustach…

  • Foto bardzo wymowne :))

    „Raczej nie założę rodziny, bo to wiąże się z wyrzeczeniami, na które ja nie chcę się zgodzić. Prędzej uschnę, niż zapuszczę korzenie. I prawdopodobnie do usranej śmierci będę szukać wrażeń, bo stabilizacja mnie nudzi. Mogłabym z tym walczyć, iść na etat, awansować, wziąć kredyt, znaleźć męża, spłodzić dzieci… Tylko po co? Nie chcę zmarnować swojego życia na robienie rzeczy, których oczekują ode mnie inni, a których ja zwyczajnie nie czuję.” – PJONA!

  • Johanna

    Świetny tekst, pisany na gorąco i naprawdę „żywy”, właśnie mnie wyciągnął z poczucia zrezygnowania po całym dniu nieziemskiego wkurwa. A poglądy na życie baaardzo bliskie moim :). Lubię Twoje pisanie, pozdrawiam

  • zawodkobieta,blogspot.com

    Mocne, prawdziwe i daje kopa.. wylałaś mi właśnie na głowę kubeł ZIMNEJ WODY. I dzięki Ci za to..

  • Malv, a ja nie lubię tej gonitwy. Żyję w dużym biegu, na wysokich obrotach. Największą przygodą jest… umieć dobrze istnieć dla siebie i dla innych. Zrozumienie nie zawsze przychodzi tu i teraz. Rozumieć a mieć świadomość to zupełnie dwie różne sprawy. A gdzie od świadomości do przeżyć. Wiem, że o nich piszesz jako o tych wspaniałych rzeczach kształtujących osobowość, że trzeba je brać tu i teraz. Oczywiście, piękne, ale brzmi jak ucieczka od dojrzałości. Największą odwagą jest być odpowiedzialnym nie tylko za własny tyłek i swoje przeżycia. Za partnera, za Twoje dziecko, za swój dom i wszystko co jest składową zwykłego życia. Stwórz taki dom, spraw, by chciało się do niego wracać, zbuduj od zera. To jest najtrudniejsze i to sztuka – umieć się cieszyć zwykłym.
    W miarę jedzenia apetyt rośnie. Im więcej bodźców sobie dostarczasz, tym silniejszych będziesz potrzebować, by wywołać kolejną ekstazę. Jeśli nowe staje się narkotykiem przestaje być ciekawie i stabilnie. Od doświadczeń można się uzależnić, ale… gdy samo doświadczanie stanie się celem, to gdzie będzie jego wartość? Wiem, trzeba iść dalej, ale to w ciszy, spokoju, gdy zostajesz sam na sam ze swoimi myślami możesz zrozumieć esencje wydarzeń z życia.
    Niektórzy śmieją się z Coelho, ale sprawy oczywiste są nieraz tak blisko nas, że ich nie widzimy i nie rozumiemy. Kilkanaście lat temu przeczytałem Alchemika i nadal pamiętam jego przesłanie. Można przemierzyć cały świat w poszukiwaniu siebie, doświadczyć wielu przygód, które okażą się niczym poza przeżyciami. W swoim małym świecie, nieraz nudnym i przewidywalnym znaleźć sens i niesamowitość jest prawdziwym mistrzostwem świata.

    • No ale przecież ja właśnie o tym piszę. Najbardziej, czujesz, że żyjesz, kiedy balansujesz na granicy. Ale to nie sztuka – sztuką jest czuć, że żyjesz, wiodąc w miarę normalne życie z dnia na dzień. A żeby tak się stało, musisz znać siebie i swoje potrzeby. Ja nie potrzebuję męża i dziecka do szczęścia. Partnera, kogoś, kogo będę kochać i szanować i kto da mi to samo w zamian, owszem. Ale dziecko i małżeńtwo są poza sferą moich zainteresowań.

      • Malv, teraz nie potrzebujesz, tu i teraz. Uciekanie w carpe diem daje fajne poczucie tu i teraz. Ileż się osłuchałem, oczytałem i naobserwowałem ludzi, którzy nie są zadowoleni z życia, bo za późno się obudzili z pędu donikąd. Jesteśmy przyzwyczajeni do patrzenia na niezadowoleńców, bo wpadli, bo nie planowali, bo zostali zmuszeni do tego, by tworzyć rodzinę. Wcale nie wynika to z parcia społeczeństwa na takie oczekiwania względem nas. Jak się siusiaka wkładało nie tam gdzie trzeba i bawiło, to trzeba było myśleć nie tylko główką. A życiorysy złamane. Na własne życzenie.

        Łatwiej nam widzieć w „nieudaczników” w tych drugich. Pierwsi są jeszcze bardziej nieszczęśliwi, bo już nie mogą wielu rzeczy zrobić ze względu na wiek. Ale mają swoje życie na zdjęciach, w książkach, w tekstach i pamiętnikach (blogach też). I co z tego? To, że żyli jak chcieli i w paru momentach byli szczęśliwi. Ileż w tym jednak samotności przy jednoczesnym poczuciu wyjątkowości. Kij i marchewka.

        Najbardziej brakuje nam zawsze rodziny, żebyś przeżyła nie-wiadomo-co z nie-wiadomo-jak-zajebistym-kimś. Jeśli jej nie stworzysz – będziesz samotna. Na własne życzenie. Twój wybór oczywiście. Jak zwykle, językiem muzyki puentuję.

        Trochę Starsi: http://www.youtube.com/watch?v=DZYZu5mhWsw

        Trochę Młodsi: http://www.youtube.com/watch?v=AAe0oFRJRUk

        • Dlaczego usilnie starasz się mi udowodnić, że będę nieszczęśliwa, jeśli nie założę rodziny? Uwierz mi, będę nieszczęśliwa, jeśli to zrobię. Ja rodzinę już mam – mamę, ciotki, babcię, kuzynów. Nie chcę dziecka. Nie chcę męża. Chcę być z fajnym, wartościowym człowiekiem u swego boku, być może nawet przez całe życie. Papierek z urzędu cywilnego, biała kiecka i dziecko pod pachą nie są mi do tego potrzebne. I jakkolwiek ja rozumiem, że dla Ciebie definicja szczęścia jest inna, tak fajnie byłoby, gdybyś Ty i jeszcze parę innych osób, które wypowiadają się pod tym tekstem, zrozumiały, że mam po prostu inne potrzeby. To wbrew pozorom nie jest wcale takie skomplikowane ;)

          • Rozumiem to bardziej niż myślisz. Myślałem podobnie :) Papierek z cywilnego? Po co Ci? :) Poważnie. Ja mam, bo chciałem, choć się wahałem.
            Szczęście zazwyczaj definiujemy jako radość i rzyganie tęczą, tryskanie życiem, pozytyw, pozytyw, pozytyw. Nie oceniam Cię i do niczego nie nakłaniam, dzielę się tak jak Ty swoimi przemyśleniami, a uwierz – wcale nie są skrajne względem Twoich :)
            Twoja mama czy ciotka właśnie kiedyś nosiły Cię na rękach. Mama dała Ci życie, wychowała, dała szansę doświadczać. Dzięki rodzicom dziś żyjesz i piszesz ten blog. Są jego współautorami. Jeśli spojrzysz na to z tej strony, czyli będziesz źródłem dawania, a nie brania – zrozumiesz mnie, choć nie musisz się ze mną zgadzać. Małe Malviniątka to mogłyby być niezłe wariaty :) Twój wybór, że ich nie chcesz. Nie potępiam, ale też nie pochwalam.

          • Uwierz mi, to byłyby potwory obleczone w małe, niepozorne ciałka cherubinków :P

          • Za to się kocha te anielskie potwory :) Hybrydy genów potrafią dać popalić, ale ile w tym nieszczęściu radości właśnie ;) Boję się jak mało kto być rodzicem, ale nie sztuką jest bać się i nie podjąć wyzwania. Jestem gotowy zmierzyć się z tematem (jak to banalnie brzmi), ale czy jestem przygotowany? Nigdy nie będę ;)

  • g (stała czytelniczka)

    mam 36 lat kiedy miałam 10 mniej i mówiłam, że posiadanie dziecka nie jest tym,czego pragnę w życiu ciotki „dobra rada” twierdziły, że z wiekiem się pozmieniają priorytety… nie zmieniły się, teraz „dobre rady”,współczują, bo ostatni dzwonek i może być niebawem za późno… może jak w mniemaniu niektórych przyjdzie to za późno, to zrozumieją, że jestem TU i robię TO,co chce. I nie jest żadne pieprzone za późno a ja żyję jak chce, wbrew stereotypom, ale za swoje i na swój rachunek!!!! Wytrwałości Silna Kobieto!!!!

  • Grider

    Świetna fotka :) , a myślimy bardzo podobnie , jedynie z tą różnicą że ja już znalazłem swoje miejsce które mi się podoba i którego nie chce się ruszać . Natomiast co do reszty to zgadzam się w 100% , co raz bardziej mnie irytują durne teksty puszczane żartem pt „kiedy wreszcie będziesz miał tak przesrane jak inni” Na co odpowiadam że nigdy bo ja wiem co robię , a nie to robię to co wiem .

    Tu i teraz jest słusznym podejściem, tak samo jak bycie pewnego rodzaju egoistą :)

  • Zjadasz wzrokiem :)

  • Dan

    Normalnie….nie wiem kim jesteś trafiłem tu przez przypadek….ale ten artykuł jest pisany przez moje odbicie z drugiej strony „płci”. Myślę tak samo. Dwa razy próbowałem się zmienić i żyć „jak się powinno”. Potem znalazłem kogoś takiego jak ja/my ale ostatecznie wyszło jak wyszło ale lepiej być już samemu na własnych warunkach niż z kimś wyrzekając się swojego jestestwa. Przeczytałem gdzieś opis nieznajomej mi dziewczyny „wolę już nic niż bylejakośc”. I tak dokonałem w życiu więcej niż wszyscy moi znajomi. Cały czas robię wiele kiedy inni klepią prozę dnia ich marazm jest dobijający. Najlepsze/najgorsze: WSZYSCY (100%) pytanych przeze mnie znajomych mawia: „za dziecko oddałbym życie, żona do odstrzału. Jesteśmy razem tylko dla dziecka”. Podpytana przeze mnie dla odmiany żona odpowiedziała….tak samo (w drugą stronę) :| .Smutne to. Papier i dziecko dzieli partnerów. Zobowiązania zabijają radość i spontaniczność, ciekawość. Stabilizacja zabija namiętność i pasje. Chyba będę czyścił kuwetę samodzielnie.

  • W każdej sytuacji da się znaleźć plusy. W każdej. Ważne żeby zechcieć je poszukać. A to uszczęśliwia życie. Podsumowując twój wpis: Carpe Diem, pozdrawiam

  • Leci do zakładki ‚ulubione teksty’ !!! :) Mocne i czuć, że bardzo szczere.

  • KARola

    :) super tekst <3