Kobieta z brodą: hot or not?

Eurowizja. Konkurs zapomniany i dawno obśmiany, uznany za większą żenadę niż Sylwester z Jedynką i festiwale w Opolu i Sopocie razem wzięte, dziś wraca na salony dzięki Conchicie Wurst, kobiecie z brodą. OK, podejrzewam, że rodaków przed ekrany telewizorów przyciągnął sam fakt, że Polska po raz pierwszy od dwóch lat bierze udział w tym cyrku beztalencia i złego gustu, na dodatek reprezentowana przez ekipę plasującą się o jedno, może dwa oczka wyżej od Michała Wiśniewskiego albo zespołu Weekend. Donatan i Cleo mają jakiśtam potencjał, ale – umówmy się – nie byli w stanie pobić kobiety z brodą.

 

Słowem wstępu i żeby była jasność: Eurowizję 2014 miałam w głębokim poważaniu, dopóki nie przeczytałam nagonki na Donatana za jędrne cycki na scenie i nie obejrzałam występu Conchity. Wtedy coś we mnie pękło.

Nie, nie mam zamiaru chwalić występu Cleo, bo – moim zdaniem – ona na Eurowizji wyła/skrzeczała/call it as you wish, ale z pewnością nie śpiewała. Wszystko było z twistem i z pierdolnięciem, bo i kiecki kolorowe, i cycki na wierzchu i ubijanie masła – ja osobiście nic do tego nie mam. W końcu każdy orze, jak może. Był i pop, i folk, i ładne kobitki, fajna melodia i kawał głosu, tyle że trochę skrzeczącego. Idzie wybaczyć – Polska i tak wypadła nad wyraz dobrze w porównaniu z poprzednimi edycjami. Ale ja nie o tym. Ja o kobitce z brodą.

 

Pająk i transwestyci

 

To nie pierwszy raz, kiedy na mojej drodze staje transwestyta lub transeskualista. I żeby nie było, ja nic do transów nie mam. Ba, sama poznałam paru, żyjąc w Hiszpanii. Nie bez powodu znajomi mówią na mnie „lewak”. Doskonale rozumiem fakt, że są na tym świecie ludzie zamknięci w ciele niepasującym do ich tożsamości seksualnej. Rozumiem i w pełni akceptuję mężczyzn, którzy pewnego dnia budzą się z myślą, że powinni byli urodzić się kobietą. Zapuszczają włosy, golą zarost, wypychają staniki, ewentualnie – jeśli ich na to stać – robią sobie cycki i pozbywają się penisa. Rozumiem również tych, którzy nie są gotowi na tak radykalny krok, jak dobrowolna kastracja. W końcu urodzili się z fiutem miedzy nogami i jest to ich integralna część własnego „Ja” – element, w oparciu o który budowali swoją tożsamość. To nie są łatwe sprawy i nie nam – ludziom pogodzonym z własną seksualnością – je oceniać.

A jednak, patrząc na Conchitę Wurst, mam takie same odczucia, jak patrząc na/słuchając Antyfaceta czy Michała Szpaka. Za tą ich oryginalnością czy pełną charyzmy walką o własne racje, stoi niepewność, brak akceptacji i przede wszystkim – poważne zaburzenia w sferze własnej seksualności. Tak, piszę teraz jak rasowy psychoanalityk, ale w końcu przez parę lat parałam się psychologią i potrafię odróżnić człowieka pogodzonego ze sobą od człowieka z problemami.

 

Pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się, gdy patrzyłam na Conchitę Wurst, brzmiało: „na chuj transwestycie broda?”

 

Bądźmy poważni. Mężczyzna zamknięty w ciele kobiety maskuje piersi albo pozbywa się ich, nosi luźne koszule, strzyże się na krótko, łyka hormony i robi wszystko, żeby jak najbardziej upodobnić się do faceta.

Kobieta zamknięta w ciele mężczyzny nosi sukienki, wypycha sobie stanik, albo hormonalnie hoduje cycki, pozbywa się wszelkich męskich atrybutów i emanuje seksualnością. Kobieta w ciele mężczyzny, a zwłaszcza drag queen, za jaką uważa się Conchita, nie nosi brody. No way.

Chyba, że chce wygrać Eurowizję.

 

Nie wiem, jak sobie poradzić ze swoimi problemami, więc zrobię tak, żeby było o mnie głośno

 

Conchitę Wurst, Antyfaceta i Michała Szpaka łączy jedna wspólna cecha – to mężczyźni, którzy na pewnym etapie swojego życia nie pogodzili się z własną seksualnością, albo nie pozwoliło im na to otoczenie. To faceci, którzy do swojej odmienności seksualnej dorabiają – zupełnie niepotrzebnie – ideologię. Antyfacet twierdzi, że chodzi w rajstopach, szpilkach i spódnicach, bo tak mu jest wygodniej (really?), Michał Szpak podobno jest metroseksualistą, choć wciąż wygląda i zachowuje się jak kobieta, zaś Thomas Nuwrith  vel. Conchita otwarcie przyznaje, że zapuścił brodę i przywdział damskie ciuchy jako manifest w obronie własnych preferencji seksualnych. Tak, Thomas jest gejem. Geje nie noszą sukienek i nie nadają sobie przydomka „Kicia Kiełbasa”. No bez, kurwa, jaj.

 

Conchita Wurst to ni mniej, ni więcej, jak świetnie wykreowany produkt marketingowy

 

Dziś, w świecie poprawności politycznej i szukania akceptacji dla odmienności, Conchita sprawdza się wręcz idelanie. Jest gejem z brodą w sukience, który na dodatek świetnie śpiewa. Beat that, jeśli chcesz być poprawny politycznie.

Nadal nie wiesz, czemu Conchita wygrał Eurowizję? W pierwszej kolejności za skandal. W drugiej, za głos. Bo zaśpiewał o niebo lepiej od Cleo. Podobnie jak laureatka ze Szwecji czy The Common Linets z Holandii. Tak, całej tej trójce należała się wygrana.

A jaka w tym wszystkim zasługa brody? Oceńcie sami.

0 Like

Share This Story

Ludzie