– Cześć babciu.
– Schudłaś!
Oczywiście, że schudłam. Od trzech tygodni nie jem węgli i już kurwicy dostaję. No, ale w końcu ktoś zauważył. Co za ulga. Ostatnim razem, jak pojechałam do domu i stwierdziłam, że przytyłam, nikt nie zaprzeczył. NIKT. Niby rodzina, ale jak przychodzi co do czego, tylko wody w usta nabierają. Taka rodzina!
– Chodź, kolację zrobiłam – mówi babcia, a ja drętwieję. Kolację. O dwudziestej drugiej. Ta kobieta serca nie ma. Już czuję zapach pieczonego mięsa i świeżego chleba. Ślina mi napływa do ust.
– Babciu, nie jem o tej porze – mówię bez przekonania.
– No kawałeczek chociaż, specjalnie dla ciebie taki ładny kawałek upolowałam.
Specjalnie. Dla mnie. Karkówka. Dobre sobie. Od lat nie jadam wieprzowiny. I jeszcze ten zapach. To spisek. Jak nic. Utuczyć mnie chcą. A później milczeć, jak powiem, że zgrubłam. Sadyści cholerni.
– No zjedz kochanie, taka mizerna jesteś – babcia nakłada mi na talerz soczysty, pachnący kawał karkówki, dokłada chleba i musztardy. Doprawdy, że też jestem wnuczką takiego potwora – myślę sobie, pakując kęs mięsa do ust. Jeżuszmałja, jakie to dobłe.
– To pewnie amanta jakiegoś poznała, jakeś tak schudła? – pyta babcia, mrugając okiem.
No tak. Oczywiście. Wiadomo. Bo przecież nie można schudnąć, jak się nie ma amanta, prawda? Dla własnego poczucia komfortu, prawda? Eh, co za rodzina. Wzdycham głośno i odpowiadam: – Tak, babciu. Poznałam.
No bo co będę własnej babce kłamać.
***
– A ten? – pytam Majki konspiracyjnie, wskazując brwiami na bruneta z rękawem. Siedzimy w restauracji i oglądamy facetów. Na Tinderze, żeby nie było.
– Za chudy. I ten tatuaż… Lubię dziary, no ale kurde… Żeby sobie od razu cały ogród zoologiczny tatuować? Nie, odpada – wyrokuje Majka i czeka, aż „swajpnę” do następnego profilu.
– A ten? Całkiem fajny sześciopak – zauważam, wpatrując się w kreski na brzuchu jakiegoś blondyna o ksywie Duży Książę.
– No abs-y pierwsza klasa, nie powiem. Ale przecież on na każdym zdjęciu jest bez koszulki, z telefonem w łapie – krzywi się Majka. – Który normalny facet wygina się przed lustrem, całuje swoje bicepsy, a potem wrzuca dokumentację tych żenujących zachowań do sieci?
– Albo jełop, albo narcyz.
– No więc właśnie. Upoluj mi jakiegoś elokwentnego, oczytanego, z poczuciem humoru. Z pasją! Najlepiej, żeby był przystojny. Bardziej szczupły niż napakowany. Chociaż jakby takie abs-y jak ten Książę miał…
– Majka! – przerywam ostrzegawczo i wracam do selekcji potencjalnych ofiar mojej przyjaciółki. – O! Chyba coś mam. Dominik, 32 lata. Brunet. Zielone oczy. Jeździ na motocyklu, skacze ze spadochronem, gra w squasha, lubi Clarcksona i chyba zabawny… Pisze, że ten nos ma taki, bo się w dzieciństwie spotkał z chodnikiem.
– Co?!
– No, o chodnik zarył. Nos ma rozpłaszczony taki. Zobacz. Majka patrzy, scrolluje zdjęcia, czyta opis, po czym stwierdza: – Odpada.
– Przez nos?!
– Nie, no co ty?! Nos nawet sexy, taki a la Gołota. O co innego chodzi. Tu niby motor, tam squash albo spadochrony… Wiesz, taki facet to albo jest zajawkowicz, co dziesięć srok za ogon łapie, a później każdą wypuszcza, albo kompletny freak, któremu baba jest potrzebna tylko do garów, sprzątania i wyra, bo sam jest zbyt zajęty, żeby spędzić z nią trochę czasu.
– Chryste, Majka, to czego ty w końcu chcesz?! – pytam zrezygnowana, bo powoli zaczynam mieć dość.
– Jak to czego chcę? No normalnego faceta, nie?
***
– Krystianku, a kto je mięsko?
– Ja! – odpowiada dumnie syn mojej siostry, majtając nogami.
– I kto jeszcze? – pyta Agata, pakując małemu do buzi porcję rozgotowanego kurczaka. Swoją drogą, jakie to musi być ohydne. Biedne dziecko.
– Tatuś! – wrzeszczy mały terminator i zaczyna podskakiwać na krzesełku.
– A mamusia?
– Mamusia poluje!
Agata spogląda na mnie zaniepokojonym wzrokiem.
– Ale jak to „poluje”?
– No nolmalnie. W hipelmalkecie. Na mięsko. A Krystian i tata cekajom w domu, az kobieta wróci z polowania i obiad ugotuje – stwierdza mały, wypinając pierś do przodu. Tak, ewidentnie jest zadowolony ze swojej odpowiedzi.
Patrzymy na siebie z Agatą porozumiewawczo. Pieprzyć dżender.
– Wojteeeeek!!! Pozwól tu na chwilę!!!
Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 9, wrzesień 2015] oraz na logo24.pl