Błogosławieni ci, którzy gówno wiedzą

Fot. Ryan McGuire

Majka: – Pierwszy seks? Późno. Miałam 22 lata, byłam na Erasmusie i miałam potrzeby. Sama przyznasz, że 22 lata życia w celibacie to lekkie przegięcie. Chyba po prostu chciałam, żeby to było z miłości. Czy go kochałam? Wtedy jeszcze nie. Ale wiedziałam, że jak obudzę się „po wszystkim”, nie zastanę pustego łóżka. Rozchyliłam nogi, a wtedy on… Jezu, czego on ze mną nie robił! Od tyłu, na boku, na jeźdźca, na stojąco, na siedząco, w powietrzu, o ścianę… Czułam się jak szmaciana lalka w rękach rozwydrzonego bachora. Nim zdążyłam załapać, co robimy, on zmieniał pozycję. Nie miałam pojęcia, że seks może być taki popierdolony. Wiesz, na filmach to zawsze pokazywali tak: pan na pani, lekko, posuwiście, oh, ah, cięcie. A tutaj? Porno fitness, kurwa jego mać.

Adam: – Pierwszy pocałunek? Łooo… Ze 20 lat temu? To już tyle lat? Nie wierzę… Była blondynką, miała na imię Pola albo Paula, nie wiem, zawsze mi się myliły te imiona. Myślałem, że wsadzę jej język i będę nim mielił w kółko, tak jak mi kiedyś kumpel opowiadał, ale ja ledwo dotknąłem jej ust… Były miękkie i takie… bo ja wiem? Aksamitne? Bałem się zrobić cokolwiek więcej. Zamarłem tak, przyklejony jak martwy glonojad do jej warg. To było dziwne uczucie. Trochę straszne, trochę fascynujące. Nigdy więcej już go nie przeżyłem. Pewnie dlatego, że z Polą czy tam Paulą w końcu nauczyłem się całować.

Kamila: – Pierwsza praca? Hmm… Nalewałam kawę, podlewałam kwiatki, wystawiałam faktury, latałam po papier toaletowy i miałam wrażenie, że jestem hiper ważna. Wiesz, ta świadomość, że dostajesz pieniądze za coś, co faktycznie robisz, nigdy więcej nie dała mi już takiego poczucia władzy, jak wtedy. Mimo, że dziś zarabiam cztery razy więcej, jestem o trzy stanowiska wyżej i kieruję sześcioosobowym zespołem lemingów.

Malvina: – Pierwszy bieg? Po prostu założyłam dres i adidasy, w których latałam na uczelnię. Biegłam na czuja, przed siebie. I didn’t know shit, jak to ładnie mówią Amerykanie. Miałam złe buty, nie rozciągałam się po biegu i w dupie miałam, co to jest BNP. Wydawało mi się, że chodzi po prostu o to, żeby biec przed siebie. Wiecie, jak Forrest. Bez zbędnej filozofii.

*

Mówi się, że ludzie głupi mają życiu łatwiej. Jeśli przez „glupotę” rozumiemy swego rodzaju naiwność i niedoświadczenie, to tak, coś w tym jest. Bo widzicie, w każdej dziedzinie życia zawsze musi być „ten pierwszy raz”. Pierwszy pocałunek, randka, seks. Pierwszy kieliszek wódki, pierwszy egzamin, pierwszy taniec. Pierwsza praca, pierwsze dziecko, pierwszy mąż… I co najzabawniejsze, każdy taki pierwszy raz, jest już w zasadzie ostatnim. Nawet, jeśli daną czynność powtórzysz w życiu jeszcze milion razy, nigdy nie będzie tak magicznie i dziwacznie jak za pierwszym razem, czyż nie?

*

Zaczęłam o tym myśleć dzisiaj, kiedy pod jednym z wątków dotyczących biegania rozpętała się dyskusja o diecie przed maratonem i takich tam. Nie będę Was tu zanudzać szczegółami, ale czytając komentarze znajomych i starając się do nich jakoś ustosunkować, zdalam sobie sprawę, że im bardziej profesjonalnie biegam, tym mniej radości z tego czerpię. Owszem, wyniki są lepsze, forma się poprawia, konsekwencja popłaca, et cetera, et cetera, ale… brakuje mi gdzieś tej spontaniczności. Tego funu i tej niewiedzy, np. co do kontuzji które mi grożą. Wiecie, biec w stronę zachodzącego słońca dopóki nie stwierdzę: „pierdolę, nie robię”.

*

Doświadczenie jest nam potrzebne. Plan też. No i wiedza. Tak, bez niej bylibyśmy zawsze słabsi, zawsze z tyłu. A jednak… fajnie byłoby czasem wyczyścić twardy dysk, zrestartować system, zrobić z siebie głupka. Tabula rasa i do przodu. Like a virgin, touched for the very first time, że pozwolę sobie zacytować Madonnę.

Da się? Dziś to ja Was pytam.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Ija

    Wlasnie kiedys chcialam Cie poprosic o tekst nt.pierwszego biegu. Jak bylo, co bylo motywacja i jak to sie potoczylo.:)
    A pierwszegi seksu nie pamietam(lat 21), ale to dobrze, bo chlopak okazal sie chujkiem.

  • shelmahh

    Da się biegać bez napinki w stronę zachodzącego słońca. Ja tak robię i nie mam tu specjalnych ambicji. Chcę przebiec 10?proszę bardzo. Nie chce mi się wyjść dziś, to przecież jutro pobiegam albo za 2 dni. 20km? Rozbiegam się i pobiegne. Pizza? Proszę bardzo. Nic mnie nie powstrzymuje. To ma być przyjemność. Po to żyję w sumie aby było miło :)

    • No tak, poza sezonem przygotowawczym do zawodów, da się. Ale nie wyobrażam sobie przebiegnięcia maratonu z takim podejściem do poprzedzających go treningów :P

      • shelmahh

        ale to Twoja sprawa czy biegniesz w zorganizowanym maratonie czy po prostu biegasz sobie sama a przy okazji super formy zrobisz sobie maraton. Zakladam, że można go przebiec bez diety tylko ćwicząc regularnie. Nie trzeba też całe życie stawiać sobie w życiu celów. Można po prostu chwytać chwile i bawić się nimi, czerpać z nich. Dorosłem do tego jakiś czas temu :) mój własny ZEN

      • lidkaS

        wydaje mi się, że to kwestia tego, czy biegasz z zamysłem: wystartuję w maratonie, pobiegnę w zawodach – wtedy potrzebne są treningi, przygotowanie i siłą rzeczy jest mniej spontaniczności. Może być dużo radości z tego i satysfakcji, ale musi też być jakiś plan. Który nie zawsze chce nam się wykonać, i wtedy bieganie może stać się, przynajmniej chwilowo, kolejnym punktem do odhaczenia. Biegam, zupełnie amatorsko, myślałam nad tym, żeby zacząć startować, ale… biegnę i czuję się totalnie wolna, a po kilku kilometrach znikają myśli, stresy. I biegam, dokąd mam ochotę – raz jest to 5 km, raz 10, a raz szybka przebieżka na 3. Coś za coś – czysta radość z biegu albo megasatysfakcja ze startów.

  • kilohz

    Czy Ty masz drugiego bloga, ktory sie nazywa Pokolenie Ikea ;)

    • A co, znowu coś ode mnie ściągnął? ;) #żarcik

      • kilohz

        No nie wiem kto od kogo, ale jeden akapit wygląda jakby to on pisał ;)
        #bezzarcika

        • Wielkie umysły myślą podobnie :P
          A tak już do Twojej wiadomości: prędzej sczeznę niż dokonam plagiatu, więc nie lękaj się.

          • kilohz

            Czy jak bede czytal to co pisza wielkie umysly tez beda wielki ;) ?

            W zyciu nie podejrzewalbym Cie o plagiat, gdyby tak bylo, to bym nie pisal/czytal :)

  • Wyjątkowo podzielę się moim Mężem, a raczej jego nie-obsesją rowerową. On po prostu czerpie z jeżdżenia przyjemność. Ma fachowy rower, strój, gadżety, ale najważniejsza jest sama jazda. Nie musi być szybciej, dalej, dłużej. Szacun. Mnie też zaraził. To mój pierwszy tydzień pierwszych razów. Cieszę się jak dziecko. Jadę i patrzę na liście i ludzi. Nie planuję, nie czytam, nie mam licznika.
    A poza tym – myślę, że niektóre sprawy można robić kilka razy po raz pierwszy:) Bo jesteśmy starsi, bo w nowym miejscu, bo właśnie z większym doświadczeniem. Albo z kimś innym. I wcale nie muszą wtedy nic tracić ze swojej magii…

  • Pierwsze razy zawsze się pamięta.
    Nigdy nie zapominamy przecież tego koktajlu emocji: fascynacji, strachu, radości, zdziwienia.

    Czy da się? Tak! Przecież wszystko robimy dla emocji. Więc miejmy wciąż pierwsze razy w nowych rzeczach. Im częściej robi się je tym więcej radości a mniej strachu bo pamięta się, że zawsze w podobnej sytuacji było dobrze spróbować.

  • Joanna Krzak

    Kurde, nie da się chyba. Zawsze smakuje to już inaczej :)

  • Radziu

    oczywiście że się da :) ja przed ostatnim półmaratonem w Szczecinie bez zbędnej diety , dzień przed 2 piwka ze znajomymi a dwa dni wcześniej parapetówka z dużą ilością whiskey ? i co i życiówka :) fakt organizm młody ale nie nastawiałem się na czas, zawsze mówię zobaczę się jak mi się będzie biegło pogoda trasa itd a potem ogień i ciśniesz głową :)

  • Nie da się. Dodatkowo dochodzi garb cynizmu i tak zwanych życiowych doświadczeń, które zazwyczaj nie mają nic wspólnego z doświadczeniem w konkretnej sprawie. Ale często odbierają cały fun, nawet jeśli się coś robi po raz kolejny i każdy następny jest lepszy. Szkoda.

  • Miśka

    Co do przedostatniego akapitu, fajnie zestopniował typy biegaczy Galloway w swojej książce, dwa ostatnie etapy (IV i V) to sportowiec i biegacz. W dużym skrócie – sportowiec skupia się na wynikach, diecie, akcesoriach, stara się być jak najbardziej pro, co często przypłaca (prędzej czy później) spadkiem motywacji, wypaleniem i brakiem spontaniczności właśnie. Dopiero ostatni etap w biegowej przygodzie – biegacz – dystansuje się od tej otoczki „pro”, na nowo odkrywa radość z biegania a ewentualne zawody i okresy przedstartowe wplata luźno w swój grafik. Często ten etap musi być poprzedzony chwilową pauzą i „oczyszczeniem głowy”. Bardzo fajny tekst, polecam.
    Chyba właśnie jesteś gdzieś pomiędzy tymi etapami… :)

  • shelmahh

    A co z miłością? U mnie już ponad 6 lat a czuję cały czas jakby to były nasze pierwsze chwile, tygodnie :) i jest coraz mocniej, ciekawiej. Nie znamy słowa rutyna, znudzenie. Bawimy się każdym dniem, porankiem.. Da się i wiem, ze nie tylko ja tak mam. Znam jeszcze kilka par, które mają podobnie :)

  • Czy ja wiem? Może lepiej po prostu skupić się na szukaniu nowych pierwszych razów. Wiesz, w innych dziedzinach ;)

  • Dominik

    Wprawdzie nie będzie o bieganiu, ale na pytanie odpowiem, że da się. Przynajmniej ja do tej pory mam identyczne jak za pierwszym razem dreszcze jak słucham niektórych płyt. Włączam i czuję dokładnie to samo co za pierwszym razem. To, że wiem jaka będzie następna nuta w ogóle mi nie zaburza tego poczucia nowości. To co że znanej ‚nowości’? Na poziomie ciała, dreszczy, opadu szczęki to nadal jest to samo.

  • dori_sl

    Jeśli nie mówimy o bieganiu tylko o innych doświadczeniach życiowych, to nigdy nie będzie tak jak za pierwszym razem – nie da się, chyba że po pijaku :)

  • A gdzie ta dyskusja o diecie? Na forum bieganie.pl czy jakimś blogu?

  • Ija

    Jakbym czytała tekst napisany przez. . . siebie. Dokladnie z takim samym uczuciem co do biegania obudziłam się ostatnio, po poznaniu interesujacego człowieka ktory pykną 100 km. I ja z moimi 10km przy 10×10 wypadłam dość słabo. . . wiec się zaczęły pulsy, czasy ilość, szybkość. Węgle godz. przed i godz po. i jakoś tak w tym idealnym świecie biegacza poczułam się najnieszczęśliwszym biegaczem, bo skończyło się zakładam buty i biegnę żeby pomyśleć, przeanalizować. Pal licho zasady biegam 2x treningowo 1x dla przyjemności bez zegarka bez endo. . .

    • Ija

      Rzadki nick, koleżanko.

  • Memel

    Chyba się da, pod trzema warunkami. Umiesz sobie ufać, umiesz działać brawurowo i nie dopuszczczasz rutyny.

  • Super!! Ja niestety pamiętam bardzo mało swoich pierwszych razów

  • Piździelec

    doświadczenie cały czas ewoluuje, wiedzę chłoniemy, jesteśmy głodni nowego…. Biegowo.. 2 lata temu biegałem 10km… 2 tygodnie temu z niezłym wynikiem ukończyłem zawody na 100km i nadal jest wiele wyzwań biegowych do zrealizowania. Nie warto czekac z realizacja marzeń…:). Życie jest po to, aby na nie napierać – w każdej dziedzinie.

  • Ciężki temat. Ja po poprzednim Warszawskim, kiedy złamałem 4h nie miałem motywacji do biegania, bo wiedziałem, że już dużo szybciej nie pobiegnę. Przestałem skupiać się na planie treningowym tylko biegam dla biegania i fun wrócił. Znowu odkrywam swoje granice, zabawa trwa, a wyniki są lepsze niż były i sprawiają jeszcze więcej satysfakcji, ale nie się nie napinam jak coś pójdzie nie tak. Chill

  • Brzeska

    Dużo zależy od człowieka i jego celu. Już nawet abstrachując od zawodów, to jeden będzie biegał całkowicie 4fun, a drugi wszystko dokładnie będzie miał zaplanowane…

  • Wiola Starczewska

    Doskonale rozumiem, co masz na myśli. Kiedy jechała pierwszy raz w długa podróż tez nie wiedziałam co i jak, szłam na żywioł, a żywioł był ogromny, bo jechałam do Brazylii. Dziś myślałabym nad taką podróżą więcej, ale wtedy…

    A biegam trochę i chyba nie będę przygotowywać się do maratonu. Wolę jak Forest.