Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (…) Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.
Gówno prawda.
Ale po kolei.
#1. SERCE MIŁOŚCI
„Serce miłości”, najnowszy film Łukasza Rondudy, to pieśń o narcystycznej naturze współczesnego człowieka, gdzie „ja” i „moje” jest ponad „my” i „nasze”. To opowieść o skrajnym egocentryzmie, zatracaniu się kobiety i mężczyzny w na pozór symbiotycznej relacji, która momentami bardziej przypomina żerowanie na drugim człowieku niż harmonię i równowagę.
W tym filmie miłość nie jest ani cierpliwa, ani łaskawa. Zazdrości. Szuka poklasku, unosi się pychą. Jest bezwstydna, szuka swego. Kurewsko mocno unosi się gniewem i pamięta złe. Wiele znosi, ale nie wierzy wszystkiemu i na pewno nie we wszystkim pokłada nadzieję. Czy wszystko przetrzyma? Czy nigdy nie ustaje?
#2. SERCE NARCYZMU
Film Rondudy przedstawia losy dwójki żyjących, znanych polskich artystów i performerów, pary: Wojciecha Bąkowskiego i Zuzanny Bartoszek. On ma 38 lat, ona 24. On jest uznanym w środowisku grafikiem, poetą, muzykiem, ona dopiero przeciera szlaki dla swojej poezji. On jest łysy z wyboru. Ona przez choroby, które dotknęły ją jako nastolatkę, pozbawiona jest nie tylko włosów na głowie, ale też rzęs i brwi. Ze swoimi łysymi czaszkami, szczupłymi sylwetkami, w uniseksowych ciuchach wyglądają jak rodzeństwo albo [!] kolektyw artystyczny. Oboje są neurotyczni, narcystyczni, skupieni na sobie, swoich emocjach i swojej sztuce. A jednocześnie nie potrafią bez siebie żyć.
Wbrew pozorom dzieło polskiego reżysera nie jest opowieścią o dwójce ekscentrycznych artystów. To smutna opowieść o większości z nas. O dzieciach transformacji, zaprogramowanych na konsumpcję i autopromocję. Bo czyż nie jest tak, że wszyscy dzisiaj staramy się „być sobą”, a jednocześnie „wyróżnić z tłumu”? Spędzamy czas tylko z tymi ludźmi, którzy myślą podobnie DO NAS, rozmawiamy tylko na tematy, które są DLA NAS ważne, to NASZE zdjęcia promujemy na Facebooku i Instagramie… I dokładnie w taki sam sposób funkcjonujemy w związkach – najpierw JA i MOJE uczucia, problemy, emocje, potrzeby, sposób odbierania świata, potem partner, a dopiero później cała reszta świata.
Co w tym złego?, zapytacie. Przecież o to właśnie chodzi, żeby najpierw kochać siebie, a dopiero potem drugiego człowieka.
#3. SERCE NIESZCZĘŚCIA
No, niby tak. Tylko że ta miłość do siebie musi być zdrowa. Zrównoważona. Bez przesadnego przekonania o własnej wyjątkowości, „jedyności w swoim rodzaju”. Bo jak człowiek zaczyna wierzyć, że jest kimś na kształt boga: perfekcyjnym, wszechmocnym, najlepszym, żadna osoba nie będzie w stanie sprostać jego wymaganiom.
Jeśli ten egotyzm i przekonanie o własnej wyjątkowości dodatkowo podszyte jest lękiem, nieprzepracowanymi problemami z sobą samym i niskim poczuciem własnej wartości (na co, wbrew pozorom, cierpi dziś większość społeczeństwa), jest jeszcze gorzej – mamy typowego narcyza-neurotyka, który od partnera będzie oczekiwał rzeczy niemożliwych.
A jeśli związek zaczyna tworzyć dwójka takich ludzi… Polecą nie tylko talerze. Zawalą się i fundamenty, i strop, i dach, wszystko w końcu jebnie w pizdu i nie będzie ani serca miłości, ani żadnego innego, pozostaną zgliszcza.
#4. SERCE MĄDROŚCI
Miłość, o której mowa w Biblii, to miłość utopijna. Nie istnieje. Nie ma związków, w których przynajmniej jedna osoba nie uniosłaby się gniewem, nie czuła zazdrości, nie była egoistyczna. To normalne.
Sęk w tym, żeby takie sytuacje starać się minimalizować. Nie wyzywać, nie robić awantur, nie rościć pretensji „do”. Rozmawiać, mówić otwarcie nawet o najtrudniejszych rzeczach, szukać się w pół drogi. Nie skupiać wyłącznie na własnych potrzebach, ale pomyśleć czasami „my, o nas, dla nas”, nie zatracając przy tym własnej autonomii. To kurewsko trudne. I jak wszystko, co w życiu wartościowe, nie jest za darmo, wymaga pracy – najpierw nad sobą, później nad związkiem.
Tak sobie myślę, że dobra relacja to taka, w której ludzie doszli już do etapu, gdzie nie potrzebują potłuczonych talerzy, pomazanych ścian, cichych dni, by czuć że żyją. Potrafią też, kiedy przyjdzie na to czas, powiedzieć partnerowi „do widzenia” bez poczucia utraty cząstki siebie.
Tylko czy o takiej miłości robi się filmy?
Fot. Jacek Poniedziałek i Justyna Wasilewska w scenie z „Serca miłości” /materiały dystrybutora