„Lukier”. Fragmenty. Tylko tu, tylko dla Was!

No co mam powiedzieć? Poniżej znajdziecie trochę Julki, trochę Anki, trochę mnie, no i trochę „Lukru”. Takiego do zdrapania, zlizania i odbicia czkawką. Zapraszam do przeczytania dwóch oderwanych od siebie fragmentów mojej debiutanckiej powieści.

 

Julka

 

W szpitalnym korytarzu śmierdzi chorobą, lizolem i rozgotowanymi zrazami. Mijam sale pełne starszych ludzi leżących na łóżkach z dłońmi złożonymi na klatce piersiowej, jakby szykowali się do ostatniego namaszczenia, i tych młodszych – z połamanymi nogami, obitymi twarzami, na wyciągach. Im dalej w las, tym gorzej. Ktoś jęczy, ktoś krzyczy przez sen, młody chłopak w konwulsjach woła pielęgniarkę. Przyspieszam kroku. Nie chcę tu być. W drzwiach sali, w której leży Kacper, stoi jakaś kobieta. Mówię „przepraszam” i usiłuję ją wyminąć. Przykleja się do framugi, żeby mnie przepuścić, i odwraca sennie głowę. Wtedy ją poznaję. Zmarszczki pokrywają skórę wokół oczu i ust. Siwe odrosty kontrastują z wyblakłym rudym kolorem, który musiała położyć na włosy co najmniej kilka miesięcy temu. Piersi, niegdyś duże, dumnie wypełniające bluzki z dekoltem, zjechały w okolice brzucha. Zawsze jej tych cycków zazdrościłam. Schudła i jednocześnie przytyła, straciła proporcje, rozjechała się i nawet jej pielęgniarski uniform nie jest w stanie ukryć przykrych dla oka zmian. Liczę w głowie na szybko, 1970 rok, czterdzieści sześć lat, a wygląda na sześćdziesiąt.
– Julka… – szepcze matka. Nie dowierza, że ja to ja. Chwyta mnie za podbródek. – Julka! – wykrzykuje i przytula się mocno, agresywnie. Ściska tak bardzo, że za chwilę pękną mi żebra. Czubek jej głowy dotyka mojego nosa, a przecież byłyśmy podobnego wzrostu. Czy to w ogóle możliwe, żeby się skurczyła? A może to ja urosłam? Usiłuję ją od siebie odsunąć, ale ona przywarła jak pijawka.
– Dziecko… – mówi płaczliwie. Tego właśnie bałam się najbardziej.
– Gdzie Kacper? – pytam, żeby jakoś się od niej uwolnić.
– Tu. – Wskazuje na łóżko pod oknem. – Chyba śpi – dodaje, ocierając łzy. Czuję od niej zapach papierosów i czegoś kwaśnego, nieprzyjemnego, co ciężko mi zidentyfikować.
Podchodzę do łóżka brata i patrzę na wysportowanego, przystojnego chłopaka, którego ledwie poznaję. Jego włosy, kiedyś krótkie blond, teraz są ciemne i zmierzwione. Całą prawą rękę, od ramienia do nadgarstka, pokrywa tatuaż w japońskim klimacie: jakiś samuraj, jakaś ryba, kwiat wiśni. Twarz, wciąż trochę dziecinna, nabiera powagi przez podbite oko i opatrunek na nosie. Dotykam jego dłoni, nie reaguje. Z trudem przełykam ślinę.
Wychodzę na korytarz, matka podąża za mną jak cień.
– Jak mogłaś na to pozwolić? – pytam.
– Próbowałam ich rozdzielić – mamrocze.
– Jak mogłaś pozwolić, żeby w ogóle do tego doszło?! – podnoszę głos, tracę cierpliwość. Wdech, wydech. – Dlaczego nie wymieniłaś zamków?
– Wymieniłam – mówi cicho, opiera się o puste, niezajęte przez żadnego pacjenta łóżko, jakby zaraz miała zemdleć. Drażni mnie to. Teraz nagle jej słabo?
– Nie wymieniłaś, otworzyłam drzwi starym kluczem.
– Wymieniłam dolny zamek. – Wzdycha, robiąc zbolałą minę. Niecierpliwi się, widzę to. Chciałaby, tak jak zawsze, żebym przylgnęła do niej i zaopiekowała się nią. Nie tym razem.
– I dlatego zamykasz tylko na górny? Żeby ten psychol mógł wejść? – warczę. Czuję, jak narasta we mnie agresja. Po raz pierwszy w życiu mam ochotę ją uderzyć. – Gdzie on teraz jest?
– Nie wiem… – odpowiada, spuszczając wzrok.
– Nie wiesz?!
– Chyba u Haliny.
Halina to młodsza siostra ojca. Nigdy jej nie lubiłam. Wyszła za mąż za osiemdziesięcioletniego gościa tylko po to, żeby odziedziczyć po nim biznes, dom i samochód, a ten stary idiota rzeczywiście wszystko na nią przepisał i trzy dni później pierdolnął w kalendarz. Przypadek? Nie sądzę.
– Zrobili Kacprowi obdukcję?
– Tak – mówi cicho i odwraca twarz.
– Nie kłam. Wiesz, że młody powie mi prawdę.
– Nie kłamię. – Głos matki załamuje się, zaczyna płakać. Jej nieśmiałe pochlipywanie staje się coraz głośniejsze.
– Co? Już za nim tęsknisz? – pytam. Wiem, że to jak kopanie leżącego, ale nie mogę się powstrzymać.
Matka patrzy na mnie przez łzy, porusza ustami, jakby coś chciała powiedzieć, aż w końcu wybucha głośnym, niepohamowanym płaczem, który szybko przechodzi w rozpaczliwy szloch. Ludzie w korytarzu patrzą na nas, w końcu rozhisteryzowana piguła robiąca show na oddziale to niecodzienny widok.
– Kochałam go – chlipie, usiłując mnie przytulić.
Odsuwam się, wychodzę.

 

Anka

 

Siedzę na kanapie w pustym salonie, a przed sobą na małym stoliku kawowym z mlecznego szkła mam szklankę, w szklance wodę, w wodzie rozpuszczające się powoli tabletki aspiryny i plusssza. Poza potwornym bólem głowy nie czuję nic. Jestem pusta w środku. Chciałabym się rozpłakać, wkurwić albo poczuć ulgę. Ale nie potrafię. W tym momencie umiem tylko siedzieć. Siedzieć i patrzeć. 
Jest sobota, wpół do pierwszej po południu. Godzinę temu wstałam z łóżka i od tamtej pory nie zrobiłam niczego poza sikaniem i umyciem zębów. Nie pamiętam drogi do domu. Wsiadłam do jednej z taksówek przed hotelem, podałam adres i kilkanaście minut później stanęłam przed drzwiami mieszkania, zaklinając rzeczywistość. Żeby Kuba spał. Albo lepiej, żeby go nie było. Żebym nie musiała nic mówić, nic tłumaczyć. Ale Kuba był. Nie spał. Zastałam go w kuchni, przy stole, w mocnym, jasnym świetle, które nigdy dotąd nie wydawało mi się tak obce i zimne. Jak na przesłuchaniu, pomyślałam. Miał na sobie bluzę i spodnie dresowe, wyglądał, jakby szedł na trening, zwłaszcza że przy jego nodze stała czarna sportowa torba. Było tuż po pierwszej w nocy. Czekał na mnie. 
– Cześć – powiedziałam i usiadłam niepewnie naprzeciwko niego. W głowie myśl goniła myśl, ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Bo co miałam mu powiedzieć? „Prawie cię dzisiaj zdradziłam”? „W sumie miałeś rację, że byłeś zazdrosny o Stefana”? „Jesteś dupkiem, bo się na mnie wyżywasz”? „Mam nas dość”? „Zróbmy coś z tym”?
– Cześć – odpowiedział, wpatrzony w ścianę za moimi plecami. Gdybym nie wiedziała, że nic na niej nie wisi, obejrzałabym się, żeby sprawdzić, co go tak interesuje. Wziął głęboki wdech i wycelował we mnie źrenice jak dwie lufy pistoletu. 
– Wyprowadzam się – wystrzelił. – Na jakiś czas. – Pocisk ominął serce, ale trafił w tchawicę, na moment straciłam oddech i on to wykorzystał, żeby mówić dalej. – Nie wiem już, co do ciebie czuję, Anka. – A jednak serce. Odetchnął, oparł się, zrzucił z ramion ciężar prosto na moje barki. Nie wiem, ile tam tego mogło być. Sto kilo? Dwieście? Tona? Na tyle dużo, żeby skulić się w sobie, zapaść. Nie byłam przygotowana na taki obrót spraw. 
– Przemyślałeś to? 
Skinienie. Dziwne. Nie było w jego spojrzeniu, mimice ani krzty ironii, złośliwości. Było zmęczenie. 
– Dlaczego nie chciałeś rozmawiać? 
– Bo rozmowa nic by już nie zmieniła – odpowiedział od razu, jakby czekał na to pytanie. – Przynajmniej nie teraz. Może rok, pół roku temu… – Urwał. 
– Nic nie mówiłeś… 
– Bo nie wszystko da się załatwić gadaniem – wszedł mi w słowo podenerwowany. – Można mówić jedno, a robić drugie. Zresztą to nie ma teraz znaczenia. Ty też nie jesteś w naszym związku szczęśliwa, wiem to. – Jakby dla potwierdzenia klepnął otwartą dłonią w blat. Stuknij w stół, a nożyce się odezwą. 
– Nie jestem – przyznałam. – Bo traktujesz mnie, jakbym popełniła jakąś zbrodnię. Oddaliłeś się. Przestałeś słuchać, mówić, dotykać… 
– Pytanie, kto oddalił się pierwszy. – Na twarz wrócił mu krzywy uśmiech. Kuba wstał, zarzucił torbę na ramię, zbliżył się, ale zatrzymał w pół kroku. 
– Gdzie pójdziesz? – zapytałam, choć chyba tak naprawdę wcale nie chciałam wiedzieć. 
– Do naszej kawalerki. 
– Przecież wynajmujemy ją tym… Tym… – Zawiesiłam się, z nerwów nie byłam w stanie przypomnieć sobie nazwiska pary, której półtora roku temu wynajęliśmy moją, naszą, kawalerkę. 
– Już nie. Wypowiedziałem im umowę miesiąc temu. Wyprowadzili się wczoraj. 
Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. A więc planował to. Planował już wtedy, kiedy gotowałam kolację i chciałam coś między nami zmienić, naprawić. Zbył mnie, oszukał. 
– Przepraszam, że tego z tobą nie ustaliłem, ale sama rozumiesz.
Nie, nie rozumiem. Nie rozumiałam w tamtej chwili i nie rozumiem teraz. 
– Wpadnę jeszcze w tygodniu po więcej rzeczy. Dajmy sobie trochę oddechu. Przemyślmy wszystko – powiedział, jakby oznajmiał, że idzie po bułki do sklepu. 
Milczałam zamurowana. Chyba wciąż nie docierało do mnie, co się dzieje. Z jednej strony miałam ochotę zrobić awanturę, z drugiej przywrzeć do niego mocno i przeprosić. Za co? Nie zauważyłam nawet, kiedy Kuba zebrał się na odwagę i przytulił mnie. Poczułam znajomy zapach perfum i odruchowo oparłam głowę na jego piersi, ale trwało to sekundę, oderwał się od razu. 
– Dbaj o siebie – powiedział szybko i jeszcze szybciej wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i usiadłam w miejscu, gdzie stałam. Nie wiem, ile czasu tam spędziłam. Mam wrażenie, że kiedy kładłam się do łóżka, już świtało, ale może było to po prostu światło latarń. Odsunęłam zasłony, stwierdziłam, że teraz, skoro Kuby nie ma, mogę to zrobić, ale ciepła poświata z zewnątrz wcale nie przyniosła ukojenia, nie sprawiła, że poczułam się lepiej. Tak jakby wszystko nagle przestało mieć znaczenie. Jakby ktoś odłączył mnie od prądu, wyrwał cały środek, duszę moją, serce moje zmiął w kulkę i wepchnął mi w krtań. 
Biorę w dłonie szklankę, tabletki już dawno przestały musować. Upijam łyk, ale gardło mam kompletnie ściśnięte, zaczynam się krztusić. Kaszlę i nie mogę złapać tchu, chwytam się stolika i pluję na mlecznobiały szklany blat, „zobaczysz, będzie pasował do kanapy”. Z wysiłku lecą mi łzy. Chciałabym płakać z żalu, z rozpaczy, ale nie umiem. Oddycham z trudem, czuję wzbierającą z sekundy na sekundę wściekłość. Na ten pieprzony stolik, na puste, zimne mieszkanie, w którym nigdy nie czułam się dobrze, na siebie, na niego. Ciskam szklanką o ścianę. Tak, na niego najbardziej. Żółty płyn rozbryzguje się, kawałki szkła spadają na parkiet. Patrzę na nie i pierwsze, co myślę, to to, że muszę posprzątać, sprawdzić, czy nie zarysowałam parkietu i czy nie zostanie plama, bo jak Kuba zobaczy, to… No właśnie, to co?

 

To co? To teraz „Lukier” w pre-orderze taniej. Sprawdź

0 Like

Share This Story

Książka
  • Czekam jeszcze bardziej! No dzięki :P

  • Krzysiek

    Dzien dobry, czy bedzie dostepny e-book?

    • Krzysiek, oczywiście. Około dwa tygodnie po premierze, więc pod koniec lutego, na początku marca.

  • Krzysztof Jedrzejek

    Super, dziekuje