Ten rok był intensywny. Premiera i promocja książki, rozstanie i stan bliski depresji, wyprowadzka, decyzja o zakupie mieszkania i szukanie go, załatwianie kredytu i zakup mieszkania, kolejna przeprowadzka… Dużo się działo, a ja chyba trochę się w tym wszystkim pogubiłam.
Odkryłam się przed Wami jeszcze bardziej, zdradziłam jeszcze więcej szczegółów z mojego prywatnego życia, zatracając granicę pomiędzy tym, co tylko moje, intymne, nie do opowiedzenia na forum publicum, a tym, co opowieścią stać się może, bo jest cudze, zasłyszane, obserwowane lub jedynie inspirowane moimi doświadczeniami. Oczywiście, robiłam to na tym blogu już wcześniej, ale mam wrażenie, że tym razem popłynęłam jakoś tak… nie tędy. Za daleko.
Wiele i wielu z Was było, wspierało, pisało budujące komentarze, gdy lekko się podtapiałam, i za to szczerze i z całego Pajonkowego serducha dziękuję. Muszę jednak pamiętać, że to nie Wy jesteście najbliższymi mi ludźmi i to nie Was mogę zranić, ujawniając zbyt wiele niczym ekshibicjonista rozchylający poły płaszcza… Bo tak to właśnie wygląda. Stanęłam przed Wami naga i czekałam, sama nie wiem, na co, bo wiadomo, że zawsze może trafić się ciepłe słowo, ale równie dobrze ktoś może trafić cię kamieniem. Ot, loteria.
Myślę sobie, że blog długo, za długo, był dla mnie formą autoterapii, poszukiwania siebie i swojej drogi. Za stara już jednak jestem na to, by robić to na oczach dziesiątek, a czasami nawet setek tysięcy ludzi.
Dlatego postanowiłam, że nie będę już pisać o sobie. O tym, co bezpośrednio dotyka mnie i moich bliskich. O tym, co dziś i jutro, a przede wszystkim o tym, co wczoraj działo się w moim życiu. Było, minęło, czas pisać swoją własną historię na swoich własnych prawach – najlepiej w domowym zaciszu, z dala od krykietów, bankietów, internetów.
Oczywiście nie wycofuję się ze spraw dla mnie ważnych, tych, które mnie niepokoją albo podnoszą mi ciśnienie. Nadal mam zamiar pisać o ludziach, relacjach i społeczeństwie w różnych kontekstach, w tym politycznym. Ale nie będzie to już kontekst stricte Pajonkowy.
Pracuję teraz nad moją drugą powieścią. Jej tematyka jest mi bliska, niewygodna, ciężka i inspirowana w dużej mierze tym, co w życiu przeszłam. Natomiast – podobnie jak w „Lukrze” – postaci i wydarzenia są fikcyjne, miejsca zmyślone, emocje prawdziwe, bo przeżyte wraz z bohaterami. Domyślam się, że stałym Czytelniczkom i Czytelnikom bloga pewnie ciężko było i będzie czytać moją prozę bez przeświadczenia, że kobiece bohaterki to moje alter ego. I dobra, niech tak będzie, sama czytając Stasiuka, Tokarczuk czy Irvinga zastanawiam się, ile jest z nich w ich bohaterach i bohaterkach. Tego, na szczęście, nigdy się nie dowiem.
Na koniec apel. Jeśli jest temat, o którym chciałybyście tutaj przeczytać albo macie historię, którą chcielibyście opowiedzieć szerszemu gronu, piszcie, dzwońcie, esemesujcie ;) Ja sobie idę w strefę cienia, tak jak w Jednym z Dziesięciu, kiedy zawodnik odpadał w danej rundzie. Zawsze zajebiście mi się to podobało – krok w tył i cię nie ma.
Krok w tył, żeby można było zrobić krok w przód.
Peace.