Dwa tygodnie temu, zupełnie przypadkiem, trafiłam na artykuł Natalii de Barbaro o osobach wysoko wrażliwych. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym pojęciem, ale podskórnie czułam, że może dotyczyć mnie – już jako dziecko byłam bardzo empatyczna i emocjonalna. Każde niepowodzenie, smutek, czy żal przeżywałam dwa razy mocniej. Czułam się przez to inna, gorsza, nieprzystająca do rówieśników. Gdy dzieciaki z osiedla biegły kraść jabłka na działki, ja zawsze zostawałam z tyłu, wyobrażając sobie, co poczuje właściciel takiego oskubanego drzewa i że pewnie będzie mu przykro [sic!].
Zaczęłam czytać artykuł de Barbaro i zamarłam. Wszystko się zgadzało. Tak wiele razy słyszałam: „przesadzasz”, „za dużo rozkminiasz”, „nie masz większych problemów?”, aż w końcu sama uwierzyłam, że coś jest ze mną nie tak. Zaczęłam ukrywać swoje emocje pod płaszczykiem humoru i sarkazmu. Nauczyłam się grać twardą. To był błąd. Dotarło do mnie, że moja wysoka wrażliwość może być, o dziwo, moją mocną stroną. Tylko nie bardzo wiedziałam, w jaki sposób ją wykorzystać?
Dokładnie tego samego dnia, w którym trafiłam na tekst de Barbaro, odezwało się do mnie wydawnictwo z propozycją przeczytania i zrecenzowania książki pt. „Empatia. Poradnik dla wrażliwych” autorstwa amerykańskiej terapeutki Judith Orloff. Zdurniałam. Nie wierzę w znaki, ale to było jak wielkie czerwone światło na skrzyżowaniu w połączeniu z wyciem syreny policyjnej: „Stój! Zatrzymaj się! Wszechświat chce Ci coś powiedzieć!”. Stwierdziłam, że skoro tak, to ok. Sprawdźmy, co ta Orloff ma do powiedzenia.
Kim jest empata?
Autorka poradnika używa nieco innej nomenklatury niż de Barbaro, nazywa bowiem osoby wysoko wrażliwe empatami. Krócej, ale jakoś mniej sexy.
Orloff dzieli empatów na kilka kategorii w zależności od tego, czy chodzi o pracę, związki, a może nałogi (osoby o bardzo wysokim poziomie wrażliwości mają większe skłonności do uzależnień) i przede wszystkim o tych sferach życia opowiada w książce. Jednak swój najbardziej podstawowy podział empatów opiera o dwa aspekty: fizyczny i emocjonalny.
Fizyczni empaci odczuwają cudze objawy we własnym ciele. Kiedy na przykład przyjaciel skarży się na ból brzucha, empatę nagle też zaczyna pobolewać żołądek. Ja, choć zdarza mi się wykrzyknąć „ała!”, gdy ktoś się przy mnie uderzy albo przytrzaśnie sobie palca w drzwiach (AŁA!!!), fizyczną empatką raczej nie jestem, bo nie udzielają mi się dolegliwości (albo pozytywne doznania cielesne, jak np. rozluźnienie) innych ludzi.
Zdecydowanie natomiast jestem empatką emocjonalną, bo bardzo łatwo przesiąkam nastrojami osób, w towarzystwie których przebywam: od niepokoju, poprzez smutek, na rozdrażnieniu kończąc. Zwracali na to uwagę moi dotychczasowi partnerzy, którzy nie rozumieli, że ich irytacja czy złość budzą te same uczucia we mnie, a ja najwidoczniej nie potrafiłam im tego wytłumaczyć, skoro dziś jestem sama (#ironia #pancerzyk).
Jedna z pacjentek Orloff powiedziała jej:
„Kiedy przebywam z bardzo negatywną lub wściekłą osobą, czasem regeneruję siły przez cały dzień”. (s. 45)
To o mnie.
Empaci a związki, czyli „no future for me”
Choć Orloff zapewnia, że „wrażliwcy” też mogą tworzyć udane i zdrowe związki, zwłaszcza z intelektualistami, ludźmi mocno stąpającymi po ziemi albo (o dziwo) z innymi empatami, to jednak ja pozostaję sceptycznie nastawiona.
Sama autorka pisze bowiem:
„Badania wykazały, że wrażliwcy znacznie częściej od innych bywają singlami, rozwodnikami lub są w separacji i znacznie rzadziej bywają małżonkami. Jedna z interpretacji tych danych wskazuje, że empaci i osoby wysoko wrażliwe mają szczególne potrzeby, które czynią małżeństwo większym wyzwaniem zarówno dla nich, jak i dla ich partnerów” (s. 112).
Oczywiście Orloff daje cały szereg rad, jak rozmawiać i postępować z partnerem, gdy jesteś empatą. Jedne z nich, jak np. zakaz krzyczenia, „metoda kanapki”, czy nietraktowanie wszystkiego osobiście brzmią całkiem sensownie, ale już inne, typu: osobne sypialnie czy negocjowanie czasu na kąpiel nie do końca mnie przekonują. Nie wszyscy empaci lubią leżeć w wannie pół dnia. Ja np. jestem #teamprysznic, choć fakt, w morzu mogę siedzieć godzinami. Na to Orloff też ma swoją teorię – podobno odżywcze sole wyciągają z ludzi wysoko wrażliwych te ich wszystkie stresy związane z bombardowaniem emocjonalnym. Nie mówię, że tak nie jest, jednak liczba new age’owych, hoodoo woodoo porad autorki trochę kłóci się z moją naturą. Jak na osobę wrażliwą mam bardzo racjonalny sposób myślenia i ciężko mi uwierzyć w to, że noszenie przy sobie czarnego ametystu w magiczny sposób uwolni mnie od złej energii.
Empaci a praca, czyli nie pal szałwii w korpo
Zacznę od cytatu, po którym głowa zaczęła mi się kręcić wokół własnej osi, czyli:
„Pamiętaj, że choć palenie szałwii jest dobrą techniką oczyszczania przestrzeni, może uruchomić alarm przeciwpożarowy i przeszkadzać współpracownikom, którzy nie znają oczyszczających rytuałów energetycznych”.
(s. 193).
Nie ukrywam, śmiechłam mocno, bo – jak to osoba wysoko wrażliwa – mam rozwiniętą wyobraźnię i już w głowie widziałam nawiedzonego Pajonka biegającego po Czerskiej z jarającą się szałwią w jednej i gaśnicą w drugiej ręce.
Należy jednak oddać Orloff, że całkiem trafnie diagnozuje zawody, w których empaci się odnajdują oraz predyspozycje, jakimi dysponują. Zdaniem autorki ludzie wysoko wrażliwi najczęściej są twórcami, wynalazcami, wizjonerami i artystami. Patrzą na świat z szerszej perspektywy i myślą niekonwencjonalnie, dlatego w odpowiednim miejscu pracy rozkwitają. Doskonale sprawdzają się w zawodach – surprise surprise – empatycznych i opiekuńczych, jak lekarze, fizjoterapeuci, pracownicy społeczni czy weterynarze, ale też w wolnych zawodach, jak dziennikarz, fotograf, grafik czy księgowy pracujący z domu.
Empaci a nałogi, czyli potrzymaj mi piwo
Rozdział poświęcony uzależnieniom rozczarował mnie chyba najmocniej. Orloff skupia się głównie na zaburzeniach odżywiania, a konkretnie na przejadaniu się, które – jej zdaniem – jest dolegliwością większości empatów.
Oczywiście, kto przerobił terapię DDA, DDD, NA albo AA wie, że mechanizmy nałogowców są dosyć uniwersalne bez względu na truciznę, którą sobie aplikujesz. Teoretycznie więc można rady autorki zastosować nie tylko, kiedy mamy problem z zajadaniem smutków, ale też np. z piciem czy hazardem. I tak, jak zwrócenie się ku medytacji i szeroko pojętej duchowości uważam za świetną radę, tak już tipy z gatunku „nie pozwól, by spadł ci poziom cukru” wydają mi się trochę kuriozalne.
Nie od dziś wiadomo, że wychodzenie z nałogu to nie bułka z masłem i trzeba robić to metodą małych kroków, bo jak się chce ogarnąć całe swoje rozpiżdżone życie w jeden dzień, zwykle niewiele z tego wychodzi. Sądzę więc, że rady typu: „mniej kawy, więcej białka” warto zostawić na koniec, a nie na początek wkraczania na ścieżkę terapeutyczną.
Czy warto?
Dzięki poradnikowi zrozumiałam lepiej mechanizmy, które kierują „wrażliwcami” i przekonałam się do zbawiennej mocy medytacji, którą zacznę chyba regularnie praktykować. Choć niektóre wnioski i porady Orloff do mnie nie trafiają, być może przekonają kogoś innego – w końcu cała magia polega na tym, że się różnimy.
Sądzę, że „Poradnik dla wrażliwych” jest dobrym wstępem do odkrywania potęgi własnej emocjonalności, empatii i (tak!) słabości.
A na koniec jeszcze cytat, który wyjątkowo przypadł mi do gustu.
„Empaci i inni wrażliwcy są pionierami stojącymi na czele poszukiwań nowego sposobu istnienia ludzkości. Jesteś częścią Pokolenia W – generacji wrażliwców, którzy doceniają współczucie i życzliwość. Reprezentujesz nowe otwarcie dla ludzkości, która rozbudzi w sobie świadomość bardziej intuicyjną i skoncentrowaną na sercu. Możesz stanowić da innych wzór wrażliwości i mocy”. (s. 39)
No dobra, to jeszcze jeden:
„Planeta nie potrzebuje więcej ludzi sukcesu. Planeta desperacko potrzebuje więcej ludzi pokoju, uzdrowicieli, odnowicieli, ludzi snujących opowieści i miłości we wszystkich jej postaciach. Potrzebuje ludzi dobrze żyjących na swoich miejscach. Potrzebuje ludzi moralnie odważnych, gotowych, by dołączyć do walki o świat przyzwoity i możliwy do zamieszkania, a wartości te niewiele mają wspólnego z tym, jak nasza kultura definiuje sukces”. (s. 243)
Can I get an AMEN on that?