Trwa Pride Month. Podczas gdy na całym świecie ludzie okazują swoje wsparcie i solidarność z osobami LGBT, w Polsce głowa państwa, prezydent Andrzej Duda, podpisuje Kartę Rodziny, gdzie słowo „rodzina” rozumiana jest jako mama, tata, dzieci i dziadkowie. Oto jedyna i prawidłowa definicja rodziny uznawana przez polski rząd i prezydenta Polski w XXI wieku. Nie ma w niej miejsca na matki i ojców samotnie wychowujących dzieci. Nie ma miejsca na bezdzietne pary i małżeństwa, które potomstwa mieć nie chcą lub nie mogą. Nie ma wreszcie miejsca na pary homoseksualne, które (o zgrozo!) wspólnie wychowują dzieci. A takich par, moje drogie Czytelniczki i Czytelnicy, jest w Polsce między 50 a 100 tysięcy. Gdyby zebrać je w jednym miejscu, spokojnie zasiedliłyby miasto wielkości Kalisza, Legnicy, Słupska czy Konina.
O co chodzi w Karcie Rodziny?
Mówiąc najkrócej: o wspieranie tradycyjnego, katolickiego modelu rodziny oraz o szkalowanie każdej innej wersji kłócącej się z ortodoksyjnym światopoglądem Dudy.
Ostry Cień Mgły za długo siedział na Tik Toku i ewidentnie zapomniał, że jako prezydent wszystkich Polaków powinien dbać o interesy (surprise, surprise) WSZYSTKICH, a nie tylko GRUP SYMPATYZUJĄCYCH Z JEGO UGRUPOWANIEM POLITYCZNYM (patrz: nacjonaliści, Ordo Iuris, kościół i ortodoksyjni katolicy).
Podpisując Kartę Rodziny Duda ustawił się niejako w opozycji do swojego głównego rywala w nadchodzących wyborach prezydenckich, Rafała Trzaskowskiego. Trzaskowski w lutym 2019 roku podpisał Deklarację LGBT i okazał tym samym swoje wsparcie dla osób nieheteronormatywnych w Polsce, choć sam reprezentuje tradycyjny model: jest katolikiem, ma żonę i dwójkę dzieci. Podpisanie Karty Rodziny było więc ze strony Dudy mało wysublimowanym zagraniem politycznym, które jednocześnie dało jemu i innym prawicowym politykom otwartą furtkę do łamania i ograniczania praw osób LGBT w Polsce.
W Karcie Rodziny osoby homo-, bi-, trans- oraz aseksualne nazwane zostały „obcą ideologią”. Jeśli czytaliście „Mein Kampf” Hitlera, wiecie, że obozy koncentracyjne miały swój początek w dzieleniu ludzi na „nas” oraz „ich”, „swoich” i „obcych”. Podobnie jest z traktowaniem człowieka o odmiennym światopoglądzie czy potrzebach jako „ideologii” zagrażającej tobie i twojemu stylowi życia. Czy osoby z kręgów LGBT oczekują od katolików, że przestaną brać śluby kościelne, uczestniczyć w procesjach Bożego Ciała albo chodzić za ręce po ulicy? Nie. Dlaczego więc od osób nieheteronormatywnych oczekuje się, że pozostaną w szafie, nie będą brać udziału w paradach równości i okazywać sobie czułości w miejscach publicznych?
Ale to jeszcze nie koniec. Duda postanowił wprowadzić „zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych”. Pomysł zaczerpnął z putinowskiej Rosji, gdzie zakaz homoseksualnej propagandy rozciągnięty jest na całe życie społeczne. W Rosji od 2013 roku każda osoba, która trzyma swojego partnera lub partnerkę tej samej płci za rękę, uczestniczy w marszach równości albo prowadzi kampanię społeczną profilaktyki HIV/AIDS grozi kara grzywny lub ekstradycji (dla obcokrajowców). To świadomy zabieg polityczny, który ustawił Putina w pozycji jedynego obrońcy i piewcy wartości chrześcijańskich. Andrzej Duda najwyraźniej czerpie z doświadczeń Wladimira i Aleksandra, zamiast na przykład Katrin czy Angeli.
I teraz takie pytanie do Was: gdzie widzicie siebie, jako Polaków, za pięć lat? Bliżej Berlina, Londynu, Barcelony albo Oslo, czy może bliżej Moskwy, Mińska, Kijowa i Budapesztu?
O co chodzi w LGBT?
Kto czyta tego bloga, ten pewnie zna skrót, ale dla niewtajemniczonych, wyjaśnię: LGBT (z ang. Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender) – to skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych. Skrótowiec LGBT ma na celu podkreślenie różnorodności cechującej grupy społeczne tworzone w oparciu o tożsamość seksualną lub płciową.
Za skrótem LGBT nie stoi żadna „ideologia” ani „zagrożenie” dla tradycyjnego modelu rodziny. Osoby LGBT (inaczej nieheteronormatywne) chcą jedynie mieć takie same prawa cywilne i obyczajowe, jak osoby heteronormatywne, a więc np. móc zawrzeć związek małżeński w urzędzie stanu cywilnego czy przejść za rękę przez ulicę bez ryzyka, że zostaną pobite, oplute albo słownie znieważone. Odmawiając im tych praw, prezydent Polski postępuje wbrew konstytucji, która mówi o zakazie dyskryminacji.
Orientacji seksualnej się nie wybiera – ani w Polsce, ani w żadnym innym kraju ;) Jest ona uwarunkowana przede wszystkim genetycznie, więc nie mamy wpływu na to, czy pociągają nas mężczyźni, czy kobiety, obie płcie, a może żadna. Ba! Ze względu na opresyjne środowisko i naciski społeczne, gros osób nieheteronormatywnych odkrywa i/lub ujawnia swoją orientację seksualną dopiero w okresie dorosłości. Znam ludzi, którzy zaakceptowali swój bi- i homoseksualizm w okolicach 30, 40-go roku życia. Powody? Wyparcie. Lęk. Zastraszenie. Dyskryminacja.
Jestem człowiekiem, nie ideologią
Nigdy nie byłam w stu procentach heteroseksualna, ale dopiero dziś, jako 34-letnia kobieta jestem świadoma tego, że moja seksualność jest płynna. Co to oznacza? Że płeć, czy to fizyczna, czy psychiczna, nie ma dla mnie większego znaczenia. Liczy się przede wszystkim człowiek: jego mózg, wrażliwość, system wartości, czyli piękno wewnętrzne. Nie twierdzę, że wygląd nie jest dla mnie ważny. Patrzę na oczy, uśmiech, na to, czy i jak człowiek dba o swoje ciało i czy kocha siebie samego/samą. Choć do tej pory tworzyłam związki z mężczyznami, nie wykluczam, że mogłabym być również w związku z kobietą.
Co to zmienia w moim życiu?
Nic.
Dlaczego o tym mówię?
Bo – jako chorowite i pulchne dziecko, była anorektyczka, DDA i osoba ze skłonnością do depresji – żeby pokochać i zaakceptować siebie, przeszłam bardzo długą drogę. W tym procesie pomogła mi najbardziej nie terapia, nie rodzina, nie medytacja, ale moi przyjaciele spod tęczowej flagi.
Oni, podobnie jak ja, doświadczyli na pewnym etapie swojego życia odrzucenia i agresji ze strony rówieśników. Podobnie jak ja czuli się inni i nieprzystający. Podobnie jak ja długo nie potrafili zaakceptować swojego ciała i siebie generalnie.
Geje, lesbijki i osoby transpłciowe, które poznałam, to najsilniejsi, najpiękniejsi i najbardziej wartościowi ludzie w moim życiu.
Oni nauczyli mnie miłości do samej siebie między innymi właśnie dlatego, że przyjęli mnie i zaakceptowali taką, jaka jestem: neurotyczną i zabawną; wspierającą i sarkastyczną; wrażliwą i skłonną ujebać palec, gdy ktoś naruszy moją przestrzeń.
To osoby LGBT nauczyły mnie zasady, która leży u podstaw udanych relacji międzyludzkich, ale też (a może przede wszystkim) u podstaw udanych związków, zwłaszcza [tak!] damsko-męskich: brać i kochać ludzi, jakimi są. Nie próbować nikogo zmieniać na siłę. Nie narzucać własnych poglądów. Otworzyć się. Rozmawiać. Nie oceniać. I dać sobie czas na poznanie drugiego człowieka.
Andrzej, obudź się wreszcie!
Zgodnie z wynikami badań przeprowadzonych przez Kampanię Przeciw Homofobii, Funację Trans-Fuzja i Lambdę Warszawa, blisko 70 proc. nastolatków LGBT ma myśli samobójcze, a połowa objawy depresji (dane za: Sytuacja społeczna osób LGBTA. Raport za lata 2015–2016 pod red. Magdaleny Świder i dr Mikołaja Winiweskiego). Dla porównania odsetek osób zmagających się z depresją dla ogółu społeczeństwa wynosi zaledwie 5 proc. Oznacza to, że skala problemu samobójstw i depresji wśród lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych jest porażająca. Jaka jest tego przyczyna?
Dyskryminacja. Przemoc fizyczna i psychiczna. Odrzucenie.
Gdyby prezydent Duda, zamiast rapować albo warować pod gabinetem prezesa, zajrzał do polskich szkół, porozmawiał z uczniami, spędził czas z osobami homoseksualnymi i wpadł na Paradę Równości, być może zrozumiałby, że LGBT to nie ideologia. To ludzie. Ludzie, których prezydentem, chcąc czy nie, też zadeklarował się zostać.