Tegoroczna edycja Blog Forum Gdańsk była mało merytoryczna. Nikt nie mówił o klepaniu hajsu i kreacji wizerunku. Nikt nie zastanawiał się, jak to jest być ąę słynnym blogerę. Zabrakło mięsa. Ale było coś więcej: dużo emocji, empatii i przemyśleń. Dużo realu w tym naszym wirtualnym świecie. A przede wszystkim, dużo człowieka. I wiecie co? Nie mogło być lepiej.
Ostatnio miałam dość blogosfery. You know, „ciągle te same gęby”, dywagacje kto i za ile się sprzedał, wyskakująca z lodówki „branżunia”. Nieuprawnione hejty, medialna wojenka między blogosferą a tradycyjnymi mediami. Brakowało w tym wszystkim obiektywizmu, dystansu. Trzeźwego spojrzenia na blogosferę przez ludzi „z zewnątrz”. I przez samych blogerów.
Myślę, że ten weekend pozostanie w nas na długo. I nie, nie mam na myśli kaca po afterze w niesitniejącym pokoju #225, nie mam na myśli wzajemnej integracji i długich godzin spędzonych na rozmowach. Mówię o prelegentach i organizatorach BFGdańsk, którzy w tym roku mocno potrząsnęli blogerami, wylali im na łeb kubeł zimnej wody i powiedzieli: „Tak, jesteście wpływowi. Tak, macie moc i siłę sprawczą. Więc nie spierdolcie tego – zróbcie coś dla innych”.
Pierwszą osobą, która dała mi plaskacza w twarz, była Agnieszka Kaluga. Mówiła o wolontariacie w hospicjum. O tym, jak dzięki blogowaniu pomaga ludziom. O tym, że za naszym pisaniem, rysowaniem czy wideo-kręceniem powinno stać coś więcej niż tylko pieniądze, popularność, a nawet pasja, a mianowicie chęć i potrzeba pomocy drugiemu człowiekowi. Potrzeba zmiany. Realnego kształtowania otaczającej nas rzeczywistości. Tak, to właśnie Agnieszka sprawiła, że postanowiłam w końcu wziąć się w garść i rozpocząć wolontariat.
Drugą taką osobą był Jurek Owsiak. O jego przemówieniu powstała już masa tekstów, więc nie będę się powtarzać. Zwłaszcza, że możecie zobaczyć na własne oczy, co ten jeden człowiek zrobił z publicznością liczącą ponad 200 osób w ciągu zaledwie 40 minut. Wielokrotnie byłam na Woodstocku i na WOŚP, ale dopiero wczoraj, słuchając Jurka z odległości zaledwie kilku metrów, dotarło do mnie, jak wielka pasja, charyzma, szczerość i bezpretensjonalność bije od tego człowieka. Niewielu jest takich, jak on, ale każdy z nas może spróbować być LEPSZYM. Tak, jak robi to Owsiak.
Doskonałym dopełnieniem wystąpienia Jurka była prelekcja Marii Rotkiel. Z jej ust padło jedno bardzo ważne zdanie: „Nie ma wolności bez odpowiedzialności – wówczas mamy chaos”.
Zakładając tego bloga myślałam tylko o jednym: chcę poruszać tematy, o których nie mogłabym napisać w prasie. Chcę ludźmi potrząsać. Zmuszać ich do myślenia, do działania. Póki co, robię to na małą skalę, ale wiem, że są efekty. Dostaję od Was maile, w których dziękujecie, bo np. postanowiliście wziąć się za siebie i uprawiać sport. Zakończyć toksyczny związek. Zamienić mało satysfakcjonującą pracę na inną, bardziej rozwojową. Po prostu – cieszyć się życiem. Dla mnie takie maile to największy prezent, nagroda i utwierdzenie w tym, że to, co robię, ma sens. Że choć nie mam 100 tys. UU ani 200 tys. fanów na Facebooku, docieram do Was. Do ludzi, którzy czytając mnie, zdobywają się na pewne kroki i mają odwagę, by zacząć zmieniać swoje życie. To jest zajebiste.
I dzięki Wam, a także dzięki ostatniemu BFG wiem, że chcę więcej. Nie władzy, blichtru, czy pieniędzy, a zmian. Zaczynam od siebie.
Dziękuję, #BFGdańsk. Dziś to Wy mieliście wpływ na mnie. Być może za rok, dwa lub trzy, to ja wpłynę na to, co Wy będziecie przekazywać innym.
Postscriptum.
Odnosząc się do tego, o czy wspominałam na początku (#ciagletesamegeby, #wojenkiblogerow, etc.) chciałabym zaznaczyć, że to wszystko ZŁA PROPAGANDA jest. Nie boli mnie, że Tucholski, Górecki, czy Jessy M. zarabiają na swoich blogach dobre pieniądze. Nie uwiera fakt, że są popularni. Należy im się, bo doszli do tego wytrwałością, pracą i pomysłem na siebie. Po ostatnim BFG stwierdzam, że zjawisko „branżuni” nie istnieje. To tacy sami, przypałowi ludzie, jak Ty, Ty, czy ja. Serio. Mam na to dowody. I zdjęcia ;) I chciałabym serdecznie pozdrowić całą ekipę topowych, niszowych i zupełnie średnich b(v)logerów, która wspólnie bawiła się na Blog Forum Gdańsk. Cokolwiek mówiłam, było pod wpływem whisky. I jak to mówią, „what happened in Vegas, stays in Vegas”. Całuski, cukierki, ciasteczka. I podziękowania dla:
– Idy, Ewy i reszty ekipy, dzięki którym to wszystko wyszło tak, jak wyszło.
– Miasta Gdańsk
– Blog Forum Gdańsk
– Prowadzących: Karola i Włodka, dzięki którym moje mięśnie brzucha pracowały, choć wcale nie ćwiczyłam przez te dwa dni :)
– Wszystkich prelegentów
– Blojgerów, którzy sprawili, że czułam się trochę jak w „Las Vegas Parano”, trochę jak w „Rejsie”, a trochę jak w „What does the fox say”. Ajlawju ;*
fot. Blog Forum Gdańsk; źródło:facebook.com/BlogForumGdansk