Siedział przy stoliku, w czerwonej poświacie, z nogami zarzuconymi na krzesło. Nie, to pufa była. Czytał „Wysokie Obcasy”. Na stoliku przed nim stał gruszkowy cydr.
Nie mógł być pedałem. Nie mógł być też przystojnym brunetem. Ani karłem. Po prostu był. Wtopiony w miejsce, jakby go ktoś z tą kanapą zszył i kazał się ładnie, acz nienarzucająco wkomponować w otoczenie. Tak. To musiał być on. Podeszłam bliżej, podniósł wzrok, uśmiechnął się.
– Cześć – powiedziałam po prostu.
Prowadzenie bloga ma to do siebie, że piszą do Ciebie różni ludzie. Jedni dziękują za inspirację. Inni proszą o radę. Albo stwierdzają, że się skończyłaś. Jeszcze inni chcą Cię poznać.
Zwykle mówię „Jasne, chodźmy na kawę”, bo nie dopatruję się ukrytych intencji. Chcesz mnie pieprzyć? Potrzebujesz mojej zgody, proste. Masz ochotę wyssać trochę energii? Odejdę, wyczuwam emocjonalnych wampirów. A może chcesz sprawdzić, jak wyglądam na żywo? Proszę bardzo. Miej mnie w całej okazałości podkrążonych oczu, przesuszonych końcówek i blizn. Kształt tyłka też sobie zweryfikuj. Nie mam nic do ukrycia poza tym, co już ukryłam.
Zazwyczaj z tych spotkań nic nie wychodzi, bo wiadomo, żyjemy w pojebanych czasach i albo Wasze gary i pieluchy albo moje. Mało czasu, mało.
Pan pozna Panią
Z nim było inaczej. Stwierdził, że porysowałam go gwoździem od środka. Nic oryginalnego. A potem zaczął pisać. Na początku zastanawiałam się, czy jest zdrowy, ale oryginalny, czy jednak zdrowo pojebany. Potem się już tylko śmiałam. Nikt nigdy nie rozbroił mnie tak bezpretensjonalnie swoją inteligencją. Nie przeintelektualizowaniem. Inteligencją. Zdaniem po zdaniu, słowem po słowie.
„Musimy się spotkać” – napisałam odruchowo tak, jak się kicha. Zero kalkulacji. Zero pożądania. Zero oczekiwań. Spotkanie dwojga mózgów.
Pani pozna Pana
Godziny rozmowy i ani chwili ciszy. Jego jedno piwo, moja jedna lampka wina. 100% grawitacji. Żadnych motyli w brzuchu, ciar, przeciągłych spojrzeń, zagryzania warg i tanich uśmieszków. To by było jak kazirodztwo.
Wychowani w tym samym mieście, z tej samej szkoły, po tych samych studiach. Na bank rozdzielili nas przy porodzie. Rodzeństwo syjamskie złączone mózgami. Mindfuck.
Nikt nikogo
W świecie TVN24, gumowych lalek, staników dla mężczyzn i ekshibicjonistów czyhających na instagramowych samojebkach, oduczyliśmy się ufać ludziom. Jeśli wychodzisz z warzywniaka i brakuje Ci 2 zł to wiesz, że na pewno pani Krysia Cię ojebała. Jeśli w trakcie remontu ginie Ci bluzka, to pierwszą osobą, którą uznasz za podejrzaną, będzie Twój fachowiec kryptotrans. Obcy facet piszący do Ciebie na facebooku na pewno chce seksu, najlepiej od razu, na wyciągnięcie ręki, za którą złapie Cię i zaciągnie do swojego wirtualnego lasu. A tam już tylko wilk pederasta, Kapturek skurwysynek i babcia nażarta grzybami.
To nawet zabawne. W każdym kierowcy z BlaBla Car widzieć potencjalnego psychopatę, który marzy o tym, by razem z Tobą wpieprzyć się w drzewo. U człowieka z Couch Surfingu, który daje Ci nocleg, szukać pod kanapą pokrojonych ciał małych dziewczynek. A każdą wiadomość od obcego faceta zgłaszać na policję jako stalking.
Ja nie mówię, żeby jeść z ręki nieznajomym, wciągać z nimi koks, ufać naiwnie. Ja mówię tylko, że świat się zmienia, środki przekazu się zmieniają, ale ludzie… Ludzie pozostają tacy sami.
I niektórzy czekają, gdzieś tam, żeby się z Tobą znaleźć.
Czy coś.