Kto czyta, ten wie, że przeprowadzałam się na miękkim dżordżu jakieś 30 razy. Średnio raz na rok. Od urodzenia. Tym samym różne rzeczy widziałam: prysznic w kuchni, mieszkanie na sprzedaż z babcią included („bo teściowa wolałaby zostać…”), pokój bez okna, toaletę bez kibla i deskę do prasowania podwieszaną pod sufitem. Swego czasu człowiek na różne rzeczy się godził, bo – jak wiadomo – student nie wielbłąd, pić musi, a stypendium niskie. Przyszedł jednak ten moment, kiedy mieszkanie w siedem osób na 30 metrach kwadratowych, straciło swój młodzieńczy urok. Myślałam, że zarabiając nieco powyżej średniej krajowej, będę w stanie wynająć w stolicy kawalerkę, opłacić rachunki, kupić kartę miejską, karnet do boxa, waciki, wino i chleb. Well…
Przytulna kawalerka za jedyne 1300 zł
Widzisz takie coś, więc podekscytowany klikasz w link, bo 1300 zł za M1 w Warszawie to obecnie tyle, co nic. „Piękna, zadbana kawalerka… umeblowana… zaledwie 7 minut od metra… w cichej, zielonej okolicy… sąsiedztwo parków…” – czytasz i łzy stają Ci w oczach, bo w końcu, po tygodniach oglądania suteren, mieszkań współdzielonych z właścicielami i owadami wątpliwego pochodzenia, znajdujesz swoje małe, przytulne miejsce na Ziemi…
Za jedyne 1300 złotych + czynsz. I rachunki. Tylko tyle musisz zapłacić, by piękny, zadbany i przytulny 16-metrowy pokój, w którym komuś udało się jeszcze zmieścić kibel, prysznic i aneks kuchenny, był Twój. Masz tam wszystko, czego współczesnemu, młodemu człowiekowi potrzeba do szczęścia: szafkę na ryż i makaron, coś, co przypomina zlew, ale równie dobrze mogłoby być miską oraz kuchenkę dwupalnikową stojącą na pralce, która z kolei stoi na lodówce. Do tego piękna, zadbana meblościanka oraz dywan na ścianie. Nie zapominajmy o przyjaznej lokalizacji. Zaledwie siedem minut drogi od kawalerki znajduje się przystanek, z którego magiczny autobus jeżdżący w dni robocze raz na pół godziny, zawiezie Cię prosto do metra. I do lasu. I w inne tereny zielone, o których tak bardzo marzysz. A wszystko to za jedyna 1699,99 zł miesięcznie. Plus 1500 zł kaucji. Taka promocja.
Przestronny pokój dla półtorej osoby gejfriendly
Odrobinę podłamany, ale wciąż pełen wiary i nadziei, porzucasz plan wynajęcia kawalerki i zaczynasz szukać pokoju. Serce roście.
Jeśli w mieszkaniu mieszka już jakiś gej albo lesbijka, koniecznie musi Cię o tym poinformować, w razie, gdybyś okazał się złym i okrutnym katotalibem. Teoretycznie selekcja naturalna musi być, ale bez przesady. Lepiej dmuchać na gorące. Podobnie jest z wegetarianami, wielbicielami kotów oraz niedoszłymi aktorami. Z tymi ostatnimi to jeszcze nawet coś wynajmiesz za 800 złotych, bo oni i tak cały rok chodzą w swetrach i dredach, więc zaoszczędzicie na ogrzewaniu. Gorzej, gdy w pokoju masz balkon, a nawet nowo zakupione, dwuletnie meble z Ikei – wtedy cena wzrasta do 1200 zł/pokój + rachunki. To nic, że Twoje okno wychodzi na kamienicę z naprzeciwka, a meble pachną tak, jakby je oszczał kot właściciela. Raduj się, że nie śpisz na wersalce z czasów wczesnego gierka i płacisz za to zaledwie 2/3 swojej pensji konsultanta telefonicznego. Plus rachunki.
W końcu mogłeś trafić gorzej. Mogłeś na przykład mieszkać w pokoju bez okien, klamek i właściciela.
Udogodnienia
Zwane też plusami ujemnymi. Przykład?
– „Wi-fi w cenie czynszu. Wystarczy podpiąć kabelek do telefonu”
– „Małe, ale ustawne. Lodówka pełni funkcję komody, dzięki czemu pralka mieści się w kuchni, a wanna w łazience”.
– „Bliskie sąsiedztwo kościoła”
– „Do dyspozycji lokatora wszystkie rzeczy, które zostawił po sobie właściciel. Łącznie z modelem szkieletu człowieka oraz stosem brudnych skarpet w szafie”.
– „Tuż po dezynsekcji”
– „Do wynajęcia pokój w mieszkaniu 2-pokojowym. W jednym pokoju mieszka już urocza studentka, drugi – salon łączony z kuchnią, czeka właśnie na Ciebie”.
– „Jest chujowo, ale stabilnie”.
Warszawa oszalała
Zresztą nie tylko Warszawa. Z tego, co słyszałam od znajomych, Kraków, Sopot, Wrocław też. Ja rozumiem, że cztery ściany i kawałek podłogi są w cenie, bo to w końcu nie karton pod Mostem Poniatowskiego, a i free wi-fi jest, ale come on… 1200 zł za 12 mkw? 1600 za tapetę w kuchni, ścianę z odpadającym tynkiem i wannę przeżartą rdzą? Czy my wciąż mówimy o mieszkaniach, czy o survivalu? Bo – nie oszukujmy się – ½ pensji, która zostaje Ci po opłaceniu czynszu, dyskwalifikuje Cię z życia społecznego. I w ogóle, z jakiegokolwiek życia. Ale podobno Polak potrafi.
I dlatego wyjeżdża.