– Spotkałam się z tym kolesiem… – powiedziała P. beznamiętnie znad swojego wyszczerbionego kubka z herbatą. Siedziałyśmy u niej w domu, lekko skacowane po całonocnej imprezie. Herbata była zimna i zawierała w sobie więcej cytryny niż wody.
– Z tym, który zapisał ci swój numer na podstawce od browara?
– Mhm. – P. postanowiła, że nie będzie wylewna.
– And?
– Owszem, jest dobry. Owszem, ma najpiękniejszy tyłek, jaki kiedykolwiek widziałam…
– A już widziałaś? – wtrąciła grzecznie A.
– Tak, kuwa, przez spodnie. Taki ze mnie Clark Kent. Widziałam kształt… Dobra, nieważne. Ma dobrą dupę, nie drąż. Fajnie nam się rozmawiało, generalnie sprawiał wrażenie ogarniętego… Ale nic z tego nie będzie.
– Bo?
– On nie łapie moich żartów.
Zapadła grobowa cisza.
– Ale że jak? – zapytała A. inteligentnie.
–Nie skumał dowcipu o pingwinie. Nie lubi Monty Pythona. I nie zna Raczkowskiego. Jak można nie znać Raczkowskiego?!
– Skreślasz faceta, bo nie zna Mareczka? To była wasza pierwsza randka, for fuck’s sake. Może się zestresował? – A. pałała empatią.
– Albo miał traumatyczne doświadczenia z pingwinami – wtrąciła Z. – A chemia była?
– No w sumie była, ale…
– Daj mu szansę – przerwałam. – Nie możesz ocenić, czy gość jest betonem po jednym spotkaniu. No chyba, że założył skarpety do mokasynów i zabrał cię do KFC. Czy czegoś nie wiemy?
P. zabiła mnie wzrokiem.
– Umów się z nim jeszcze raz! – wykrzyknęła A. entuzjastycznie.
– Nie będę marnować czasu na człowieka z uszkodzonym płatem czołowym.
– Pewnie, lepiej marnować czas na nikogo – podsumowała Z. , zapalając fajkę.
*
Dziewczyn takich jak P. znam całkiem sporo. Schemat jest zawsze ten sam. Poznaje faceta, gadka-szmatka, pierwsze wrażenie całkiem pozytywne. On zaprasza ją do X, ona mówi „tak” i w tym właśnie momencie możemy włączyć stoper. Będziemy odmierzać czas, jakiego kobieta potrzebuje, żeby spieprzyć możliwość poznania fajnego faceta.
Typ 1: Marzycielka
Już przed pierwszą randką tworzy sobie w głowie wyobrażenie człowieka, którego kompletnie nie zna. Snuje fantazje, jak to potencjalny kandydat na męża podjeżdża pod jej dom najnowszym Porsche, wręcza bukiet jakichś orientalnych badyli, otwiera prężnym muskułem drzwi samochodu, a następnie porywa w dziką podróż, najlepiej brzegiem morza (włos musi być rozwiany, w końcu jedziemy cabrio), prosto do drogiej restauracji, w której leje się wino, homary giną w wielkim kotle, a on rozbraja elokwencją, znajomością siedmiu języków, poczuciem humoru i zajebistością, którą ocieka tak mocno, że aż się robi mokro. Bajka została napisana. Teraz wystarczy tylko zepsuć cudowny scenariusz, dajmy na to, brakiem badyli na powitanie. Czar pryska, karoca zamienia się w dynię, koniec pieśni, ślubu nie będzie.
A tak dobrze się zapowiadało, kiedy w piątek wieczorem brał od niej numer telefonu…
Typ 2: Wymagająca
To zwykle kobieta silna, niezależna, która ma co do faceta konkretne oczekiwania. Ot, taka P. Mężczyzna może ją pociągać, może mieć z nim nić porozumienia, ale wystarczy, że brakuje mu jednej z kluczowych cech, by wypadł z gry. Bo przyszedł na spotkanie w sportowych ciuchach, a ona woli eleganckich. Bo, choć świetnie im się rozmawia, to jednak on nie łapie jej ironicznych żartów. Bo ona jest katoliczką, a on niekoniecznie. Bo jak jadł sałatkę, to mu trochę sosu czosnkowego zostało na wardze i ona ma ten obraz przed oczyma za każdym razem, kiedy on próbuje ją pocałować.
A wystarczyłoby przecież przymknąć oko oczy…
Typ 3: Krytykantka
Zwykle już na pierwszej randce wszystko jej nie pasuje. Miejsce nie takie, muzyka za głośna, piwo za zimne a sushi zbyt surowe. Jednocześnie nie szuka rozwiązania („Może przesiądziemy się gdzieś dalej od głośników?”, „Czy mają tutaj jakieś sałatki?”) – zamiast tego zaciska usta w linijkę i czeka, aż facet zgadnie, dlaczego ona nagle taka cicha i wycofana („O nic mi nie chodzi”). Po spotkaniu z krytykantką mężczyzna łyka garść relanium i zawiesza kontakty z kobietami na minimum dwa tygodnie. Tymczasem ona nie rozumie, dlaczego wciąż jest sama.
Przecież wystarczyło się domyślić…
*
Ja nie mówię, żeby brać wszystko, co się nawinie i nie mieć żadnych oczekiwań wobec drugiego człowieka. Ale come on. Killować faceta na samym wstępie za niespełnienie wszystkich wymagań z listy atrybutów „Pana Idealnego”? To duży błąd. Po pierwsze, możesz stracić okazję do poznania ciekawego, wartościowego człowieka. Po drugie, nawet, jeśli nic z tego nie wypali i po którejś tam z kolei randce stwierdzisz, że to jednak nie to, przynajmniej będziesz mieć świadomość, że spróbowałaś. Tymczasem poznajesz nowych ludzi, „trenujesz”, sprawdzasz co Ci gra, a co niekoniecznie. I jesteś o te doświadczenia mądrzejsza na przyszłość. Po trzecie – trochę prywaty. Każdy mój związek zaczynał się od dupy strony. Każdy facet, którego poznawałam i z którym później byłam, zawsze musiał coś na dzień dobry spieprzyć, z czymś mi nie podpasować, zrobić coś inaczej, niż ja bym sobie tego życzyła. Gdybym każdego z nich z tego powodu odstawiła, dziś pewnie byłabym zgorzkniałą babą z nieogolonymi nogami, dziesięcioma kotami i przekonaniem, że mężczyźni to bezużyteczna rasa, która powinna wyginąć.
A tego byśmy nie chciały, prawda?