Wkurwiasz się na nie tego człowieka

Operator komórkowy naliczył kasę za „granie na czekanie”, którego wcale nie zamawiałeś? Pani w monopolowym stwierdziła, że nie sprzeda Ci alkoholu, bo jesteś zbyt porobiony? A może siedzisz od dwóch godzin u prywatnego stomatologa i właśnie wydzierasz japę na recepcjonistkę o to, że jeszcze nie wszedłeś do gabinetu? Cokolwiek byś nie robił, prawdopodobnie wkurwiasz się na złą osobę.

 

Każdy, kto kiedykolwiek pracował jako kelner(ka), będzie wiedział, o czym mowa. Załóżmy, że podajesz człowiekowi kaczkę. Niech będzie to nawet kaczka wypasiona. Taka wiecie, na bogato. Z żurawiną, pomarańczą, opiekanymi ziemniaczkami z rozmarynem i cha wie, co jeszcze. Nieważne. Ty ze swojej strony odstawiasz pełną profeskę. Czego szanowni Państwo sobie życzą? Co do picia? Polecamy, wspaniałe czerwone czilijskie wino wytrawne z Appelation Controlee XYZ, z limitowanej serii cuvee, dojrzewające w dębowych beczkach, o wspaniałym aromacie owoców dzikich i dzikszych.

Zamawiają, więc odchodzisz dostojnym krokiem, ale jednak energicznie, żeby nie pomyśleli, że ich zlewasz, a kiedy tylko przekroczysz próg kuchni, zapierdalasz jak poparzony, bo czas, bo ruch, bo oddech szefa na karku.

 

Napiwku nie będzie

 

Wracasz z tacą, rozpromieniony, ale wciąż dostojny, jakbyś się zjarał dobrym holenderskim staffem. Ustawiasz kieliszki, otwierasz butelkę, pytasz, kto z Państwa zechciałby ocenić smak, nalewasz naparstek, czekasz, uśmiechasz się, ale nie za promiennie, żeby nie było, że się szczerzysz. Pan próbuje, Pani się zgadza, „dobre wino tutaj macie”, więc polewasz naparstki dwa, odstawiasz butelkę, dygasz, odchodzisz, parę metrów i znów biegniesz („Staszek, kurwa, co z tym kurczakiem w ziołach dla dwudziestki szóstki?”). Słyszysz ding-dong z kuchni, patrzysz – jest i kaczka, więc kaczkę bierzesz, zanosisz, podajesz, jak trzeba, najpierw Pani, potem Pan, czy Państwo sobie jeszcze czegoś życzą, dygasz, uśmiechasz się, odchodzisz, i znowu kuchnia…

Chodzisz po sali na wpół przytomny, choć dopiero połowa shiftu minęła, ale piątek jest, ruch jest, więc nie ma to tamto, trzeba rozdawać uśmiechy, włazić w dupę, łechtać próżne ego konsumenta. Nagle para od kaczki macha na Ciebie, więc podchodzisz, znów promiennie, ale jednak z dystansem, do usług i słyszysz, że mięso niedopieczone, ziemniaki za słone, pomarańcza za mało pomarańczowa, a kaczka za mało kacza. I że co to w ogóle ma znaczyć i jak to tak może być? I choć przecież Ty nie masz z tą pieprzoną kaczką nic a nic wspólnego, to jednak przyjmujesz z pokorą całą wiązankę pod swoim adresem, łącznie z apokaliptycznym „napiwku nie będzie”.

Fuck. A już marzyłeś o tym, jak to się najebiesz po pracy za tipy. W końcu nic tak nie rozluźnia napiętych od sztucznego uśmiechu mięśni twarzy, jak alkohol.


Zostaw już tych biednych konsultantów w spokoju

 

Dziś wyznam Wam drastyczną prawdę.

Ludzie z tak zwanego „okienka”, na tak zwanej „słuchawce” czy za tak zwanym „barem” niewiele mają wspólnego z biurokracją, papierologią, niedotrzymanymi umowami, niewyjaśnionymi obciążeniami finansowymi i Twoim zmarnowanym czasem. Serio. Oni zwykle są tylko pionkiem w grze. Pośrednikami, którzy przekazują Ci wiedzę, którą zdobyli na szkoleniach. To nie wina recepcjonistki, że Twój ginekolog pozwala zapisywać do siebie pacjentki na „co dziesięć minut”. Wystarczy, że jedna z nich będzie miała poważniejszy problem (np. dowie się, że jest w niechcianej ciąży LOL), wizyta przedłuży się o pół godziny i już cała kolejka spada. Jeśli masz komu o to robić awanturę, to niech to będzie Twój lekarz, który bierze ciężkie pieniądze za to, że przez pięć minut pogapi się na Twoją cipkę, a nie bogu ducha winna recepcjonistka, która – uwierz mi – wypełnia tylko polecenia swojego bossa.

Tak samo jest ze wszelkimi operatorami komórkowymi. Możesz wkurzyć się na konsultanta, jeśli ten jest dla ciebie opryskliwy albo nie potrafi udzielić Ci informacji w temacie, co do którego powinien mieć kompetencje. Ale o to, że zostałeś obciążony kosztami za usługę, z której nie korzystałeś i o istnieniu której nie miałeś pojęcia, możesz mieć pretensje tylko i wyłącznie do operatora. Ewentualnie do siebie, że nie doczytałeś umowy. Weźmy dostawców internetu. Pomyśl sobie, na kim wyżywasz swoje nerwy, kiedy Netia po raz kolejny robi Cię w chuja? No chyba nie na dyrektorze generalnym, prawda? To jasne, obrywa się konsultantowi, który siedzi za biurkiem w Warszawie czy innym Wrocławiu i słucha bidny o tym, jak Tobie w Pciumiu Dolnym internety w kosmos wyjebało.


Ogarnij się, człowieku

 

Podobna śpiewka jest z wieloma absolwentami, którzy właśnie skończyli studia i nie mogą znaleźć pracy. Nie mają pretensji do siebie o to, że nie zaczęli zdobywać doświadczenia jeszcze w trakcie studiów. Nie godzą się na pracę za niższe stawki na stanowiskach, jak mówią, „poniżej ich kompetencji”. Nie. Oni mają pretensje do rodziców („Dlaczego nie chcecie mnie już utrzymywać?! W końcu miałem/am się spełniać zawodowo!”), biurokracji („Nie znajdziesz w tym kraju pracy bez znajomości”) albo systemu („TU nie ma pracy”). Oczywiście to wszystko gówno prawda, bo – jak wiemy – kto chce, szuka sposobu, a kto nie chce – szuka powodu.

Powiedzieć Wam coś? Skończyłam dwa kierunki, dziennie. W trakcie studiów zrobiłam dwie praktyki w kraju, jedną za granicą. Do tego Erasmus w Stambule, staż w kilku redakcjach, znajomość języków, praca za granicą na stanowisku asystentki dyrektora kreatywnego, kompetencje poświadczone licznymi papierami od Bardzo Ważnych Ludzi. I co? I gówno. Jak skończyłam studia, wiecie, gdzie pracowałam przez pół roku? W call center. Bo nie mogłam znaleźć innej pracy, a wiedziałam, że mamusia i tatuś na czynsz i papu nie dadzą. A nawet, jakby dali (bo daliby), to mnie moja własna duma by na to nie pozwoliła. Bo miałam 24 lata, od pięciu lat nie mieszkałam w domu i czułam, że to mój zasrany obowiązek, żeby po tylu latach w końcu się usamodzielnić. Potem znalazłam pracę w agencji PR na stanowisku asytsentki. Co robiłam? Parzyłam kawę, biegałam po papier toaletowy, podlewałam kwiatki, wystawiałam faktury i miałam szczęście, kiedy od czasu do czasu udało mi się dorwać do jakiegoś projektu.  Od tamtej pory zmieniałam pracę kilka razy, ale zawsze szłam do przodu i w górę. Bo przyjęłam, że na wszystko w życiu przychodzi czas i zdawałam sobie sprawę, że nikt mi na dzień dobry, z pogłaskaniem główki, nie dach trzech koła na rękę.

Tak samo jest z tym pijanym gościem, który wchodzi do monopolowego o czwartej nad ranem i wydziera się na ekspedientkę, kiedy ta nie chce mu sprzedać trzech browarów. „Osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy”, pamiętacie? Tak samo jest z Wami, kiedy wkurwieni o to, że znów nie macie zasięgu w Orange, dzwonicie na infolinię i opierdalacie konsultanta. Nie inaczej, gdy kurier dowiezie paczkę nie taką, jak zamawialiście… Albo w sklepie, kiedy sprzedawczyni informuje, że sucha krakowska się skończyła, no bo jak to mogła się skończyć? Czy my wciąż żyjemy w komunie?

Polecam wdech i wydech. Następnie włączenie mózgu. A następnie skierowanie się ze swoim bólem dupy do jego rzeczywistego źródła. A reszcie podziękujcie za miłą obsługę. Serio. Wam też się po tym zrobi lepiej. 

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Joanna eSz

    też mnie to wkurza, że ludzie tacy niewdzięczni i nic od siebie dać nie chcą. mam wrażenie, że są coraz bardziej leniwi.
    całe dzieciństwo nasi rodzice próbowali nas ochronić i dać nam to co najlepsze, teraz się dziwimy, że trzeba samemu zadbać by mieć coś w ogóle. może jesteśmy po prostu nierozgarniętym pokoleniem (z rozgarniętymi jednostkami). mieliśmy za dobrze? i nie chce nam się obniżać jakości życia, słodkiego leniuchowania za pieniądze rodziców?
    a co do opieprzania nie tego człowieka – kto by się odważył opieprzyć lekarza? jak zwykle dostają ci, z których strony nic nam nie grozi.
    tak btw myślę, że ludzie generalnie powinni przestać się denerwować o takie pierdoły jak jakieś jedzenie w restauracji. byłoby spokojniej i piękniej.

  • Aśka

    po trzecim dniu pracy w call center dziękuję Ci Kobieto za ten tekst! Na wszystko mam czas, w zeszłym roku był fruit picker teraz słuchawka ale kiedyś aktorstwo więc – po kolei ale w górę. Każde doświadczenie nas czegoś uczy, każda nowo napotkana osoba, Ty tez mnie już wiele nauczyłaś ;)

  • il’ka

    call center uczy dystansu do tego bólu dupy. High five za mema :)

  • Amen. Serio.
    Wiele osób zachowuje się jak rozwydrzone dzieci – wymaga, wymaga, oczekuje, że ktoś spełni ich wszystkie zachcianki bez zwrócenia uwagi na swoje postępowanie.
    Powiedzenie „dziękuję” nie boli.

  • call center to jest szkoła opanowania.

  • Anna

    Też miałam kiedyś „przyjemność” pracować w call center. Ta praca uczy życia i uważam, że powinna być obowiązkowa, tak przez miesiąc.
    Zapewniam, że wiele z tego, co tu opisałaś, przestałoby mieć miejsce.

  • otempora

    Na Twoje teksty warto czekać! :D
    Nie czytam Cię od początku, ale nadrobiłam z 90%.
    Zawsze trafiasz w sedno.
    Mam nadzieję, że dalej będziesz tak prawić i się nie wypalisz, bo należysz do mojej prywatnej top10 blogów!
    Pozdrowienia z Poznania! :D

  • Ola

    To, ze ciężko o pracę to mimo wszystko wina systemu i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Sama skończyłam studia kilka miesięcy temu i od tej pory szukam pracy, jestem na utrzymaniu rodziców (taak wiemmmm, „nie mam dumy”), ale wychodzę z założenia, że skoro utrzymywali mnie przez tyle lat to nic się nie stanie jeśli będą robić to jeszcze „przez chwilę”. A „jest w czym wybierać” np. nie mający sensu staż z urzędu pracy by taak po prostu parzyć kawę, staż BEZPŁATNY (multum tego teraz, niestety), ale z tematyki która Cię interesuje, praca w korpo, gdzie na 1000 kandydatów wybiorą 6 itp. I nie jest tak, że wszyscy, którzy kończą studia „tylko chcą i wymagają”. Ja po prostu marzę, żeby dobrze zacząć, robić coś związanego z ukończonym kierunkiem, a nie co popadnie. Nie muszę zarabiać 3 tysięcy, ale nie chciałbym też robić za darmo, bo jak miałabym się niby uniezależnić od tych biednych rodziców?

    • Od czegoś trzeba zacząć. Tym sposobem możesz mieszkać z rodzicami do 40 roku życia. Możesz, nie musisz, ofc. Wiadomo – sami podejmujemy decyzje, co jest dla nas najlepsze.

    • Zaczęłam od bezpłatnych praktyk – dziś, tak jak zawsze chciałam, pracuję w redakcji gazety. Wykazałam się na praktykach, więc zaproponowali mi pracę. Wcześniej, żeby się samodzielnie utrzymać i opłacić studia pracowałam m.in. sklepie czy call center – zdobywałam doświadczenia, gdzie się dało. Branże całkiem inne, ale jednak obycie z trudnymi sytuacjami, ludźmi i presjami pozostaje.
      A mogłam siedzieć w domu, z mamą, bo przecież za praktyki nikt mi nie zapłacił… No i osiągnęłabym zapewne dużo więcej, nie musząc nikomu parzyć kawy przez te miesiące przesiedziane (też za darmo) w domu.
      P.S. Przy parzeniu kawy można się napatrzeć na to jak profesjonaliści pracują i dużo się nauczyć. Gdyby młodzi w końcu to zrozumieli, to może daliby radę zejść z pleców rodziców.

    • aa

      Wiesz, że Twoje założenie z pewnego punktu widzenia jest dobre, ale powiem tak – nie zatrudniłabym pracownika bez jakiegokolwiek doświadczenia. Chyba, że ta osoba miałabym 18 lat i była tuż po maturze.. Od czegoś trzeba zacząć i jeśli kilka miesięcy pozostajesz bez pracy to wychodzisz na 1.wybredną; 2. nienadającą się do niczego, skoro nikt inny Cię nie zatrudnił. WYBIERAJ. Ps. Rekrutuję zawodowo.

      • Ola

        dla mnie to jest trochę takie błędne koło… chcę zdobyć doświadczenie ale bez doświadczenia nikt nie jest chętny przyjąć. No nic, każdy jest kowalem swojego losu, staram się ogarnąć i szukam intensywnie mając nadzieje, że coś się trafi w końcu. Dzięki za cenną uwagę :)
        P.S to nie jest też tak, że na studiach nie robiłam nic, działalność w samorządzie, praktyka, wolontariat, kelnerowanie na erasmusie, także coś zawsze się robiło prócz nauki :)
        A poza tym odbiegając od tematu, Malwina zaczytuję się w Twoich tekstach już od roku i napiszę szczerze, że dajesz swoją osobą kopa do działania :)
        Pozdrawiam

        • Bardzo miło mi to czytać :)
          A co do pracy – pomyśl raczej w kategoriach, co będziesz z niej mogła wynieść dla siebie i swojego rozwoju, nie fiksuj się na tym, że musi być to praca zgodna z Twoim wykształceniem. Czasami to „co popadnie”, o którym piszesz, daje Ci więcej niż praca związana bezpośrednio z otrzymanym wykształceniem. Good luck :)

  • magda

    Z wykształcenia jesteś psychologiem – nie myślałaś o pracy w zawodzie? Z ciekawości – na jakiej uczelni studiowałaś? Ja jestem na drugim roku i od gimnazjum wydawało mi się, że to jest to co chcę robić,a teraz gdy mam wybierać specjalizację – mindfuck, podsycany słyszeniem w koło jaka to po psychologii bieda. Jakie są Twoje doświadczenia z pracą po tych studiach? Pozdrawiam :)

    • Magda, skończyłam psychologię i dziennikarstwo. Mniej więcej od 3 roku studiów wiedziałam, że nie chcę być terapeutą, nie za bardzo przemawiała też do mnie wizja bycia coachem, natomiast zawsze uwielbiałam pisać i studia psychologiczne tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że to właśnie w życiu powinnam robić. Dlatego poszłam w kierunku mediów. Doświadczenie zawodowe zdobywałam w trakcie studiów, np. na płatnym stażu w „Men’s Health” i „Runner’s World”. Tuż po studiach, jak już wspomniałam w tekście, pracowałam „na słuchawce”, bo redakcja musiała podziękować wszystkim stażystom ze wzgl. na cięcia w budżecie, a ja potrzebowałam pracy na cito. Kilka miesięcy później zostałam asystentką we Wrocławiu. Kolejna praca to była już Warszawa i stanowisko specjalistki ds. PR. W międzyczasie zawsze współpracowałam z różnymi magazynami lub portalami internetowymi jako dziennikarka. I tak, krok po kroczku… ;)

  • Dlatego ja zawsze się szeroko uśmiecham i do pani w okienku i do pana kelnera. No chyba, że tamci łypią na mnie wrogim spojrzeniem złego wilka ;)

  • O, o , o! Trafione w sedno! Szczególnie z tymi leniami, co przez całe studia nic nie robili i mają pretensję do wszystkich o brak pracy – tylko nie do siebie. A jeszcze te pretensje do innych, pracujących „bo szczęście miała, to pracę znalazła!” lub „pewnie się dziwka z kimś bzyknęła!”.
    Co do całej reszty to wyżywanie się na wszystkich i słynne „bo mi się należy” chyba leży w naturze naszych rodaków.
    P.S. Call center zaliczone w karierze dwa razy, bo jak trzeba się utrzymać, to i to dobre.

  • W call center nie pracowałem, ale dawno temu w monopolowym na nockach też było dobrze. „Czy są pierogi?”, „Jak to nie macie Black Death?”(takie fajki, w Polsce pojawiły się na chwilę i znikły fchuj czasu temu), „Mam tu rozpierdolić coś kurwa?” (w sensie „Dlaczegóż to waćpan mi piwa na kredyt dać nie raczycie?”) , „Prosze jakieś dobre kaberned awinią. Z górnej półki. Tylko nie francuskie. Nie, hiszpańskie też nie, jest fatalne. Może być portugalskie, portugalskie jest świetne. Tylko żeby było słodkie, ostatnio mi kwaśne sprzedaliście”. Oj, było tego więcej…

  • Olala

    idealny tekst na dzisiejszy dzień w pracy! Coś się spierdzieliło, za co ja odpowiedzialna nie jestem, ale pretenszyn tu mi, bo ja to obsługuje, bo mogłaś zadzownić, powiedzieć itp. Grrrr, WTF WORLD?!
    A Tobie koleżanko z kieleckiego podwórka po stokroć dziękuję :)

  • to jest tak oczywiste, przejrzyste i jasne, że… jestem w szoku że jednak większość społeczeństwa tego nie ogarnia. Osobiście jestem eks- kelnerką, też się nasłuchałam tego i owego od kochanej klienteli. I zawsze, ale to ZAWSZE jestem miła dla biednych konsultantów telefonicznych, kasjerek, kelnerek.. i kelnerów i kasjerów też ;) chyba że ktoś jest wobec mnie burakiem, wiadomka.

  • Znam ogorm ludzi zyjących wedle zasady „swiat jest zły a ja biedny/a”.Od szukania pracy, zarobków, cięęęęzki okres w pracy (raz na pól roku trzeba tydzien zaiwaniać w pracy i nad ksiazkami do egzaminów, a generalnie 6 mieisecy praca 8-16, koniec obowiazkow po 16:01), facet nie taki, pani w sklepie dziwna, na poczcie nie mila, i ta od oferty w telefonie na ktora sie zgodziło bo nie chciało sie poczytac, ze mozna odmowic takich telefonow, tez zbyt upierdliwa.

    Takim osobnikim zdanie sobie sprawy z tego o czym piszesz przychodzi z takim trudnem, ze wiekszosc przyzywa zycie bez dojscia do punktu w ktorym dociera do nich kto i za co jest odpowiedzialny. Poza tym najlatwiej jest wylac kloake swoich zlych mysli na pierwsza napotkana osobe, ktora akurat jest w jakis sposob powiazana z tematem dla takiej osoby, drazliwym.

  • bije się w klatę…
    Miałam tak ostatnio w biurze „pewnej znanej sieci dostawcy internetu”…
    Chciałam coś załatwić…I kiedy poszło nie po mojej myśli i oczekiwaniom, ciśnienie mi skoczyło i chyba nawet coś bluzgnęłam pod nosem… za chwilę przeprosiłam pracownice biura za moje nerwy, bo faktycznie mogłam doczytać drobnym druczkiem „dodatkowe opłaty”…
    Tez staram się widzieć po drugiej stronie człowieka, choć sama czasem jestem tylko.. człowiekiem :))

  • Kamil Olpo

    Uwielbiam ten blog . Choć czytam go z czwarty raz:) Ale czwarty i wciąż gitez.
    Zdążyłem popracować to tu, to tam i to.
    Prosty ze mnie chłopak wiec nigdy nie były to wysokie stanowiska.
    Dzisiaj będąc na wyższym stanowisku, długo by to nie trwało.
    Zbyt bardzo stoję po stronie mrówek pracownic.
    Zbyt bardzo jestem anty pracodawcą , piramidzie nadwładnych, kapo.
    Dlatego wiedząc jak jest. Nie jebie kelnera, ekspedientki w sklepie, gościa z call center.
    Gdy oddawania do mnie ich system kontrolny to zawszę oceniam ich pomoc na 100%
    Bo rzadko idzie trafić na jakiegoś niemilaka z natury, oni już ich tam dobrze przeszkolą.
    Gdyby taki stał się w rozmowie ze mną niespokojny, krzykliwy, zły …. to pewnie właśnie wypalił się zawodowo i przechodzi ciężko wypracowane, ciężkie załamania nerwowe. Wtedy warto było by tam wysłać negocjatora policyjnego, psychologa, i jednostki specjalne -a nie wkurwiać na złą obsługę. Za chwil parę ten sam koleś może zabić współpracowników, siebie a w najlepszym przypadku wyrzucić przez okno prezesa – oby to było minimum 6m. W dół.

    Jeśli zauważyłaś coś takiego jak kłutliwi, i roszczeniowi „dyrektorzy z zawodu”- to można to opisać :)
    Ci to wiecznie i wszędzie wszystko wiedzą lepiej i zawsze jest źle. .. huj że są managerem kas w banku
    Ale ekspertami okazują się w obuwniczy, cukierni czy serwisie kosiarek.

    Druga sprawa, awansuje się tylko robiące wokół siebie zamieszanie osoby, wiec lepiej robić szum niż pracować dobrze po cichu. Szopka jest w cenie. A stanowiskami zarzadzajacymi zostają obsadzone złe, wredne, szujowate, zmienne jak chorągiew bez zasad moralnych osoby, które poprostu łatwo na puścić ma innych jak psy na zająca.

    Ostatecznie minęłem się z tematem, zgeneralizowałem, narobiłem błędów ort. interpunkcyjnych więc dla wszystkich chętnych jest za co mi pocisnąć na kark.
    Ale chciałem i napisałem. I teraz będę jadł Mango :)

  • kiedyś miałam okazję posiedzieć krótką chwilę w cc. niby „przychodzące”, więc miało być lepiej, niż przy wciskaniu garnków i pościeli, ale jak Ci właśnie taka pani Halinka z Pcimia Dolnego zadzwoniła i jebała za coś, na co nie masz najmniejszego wpływu, to było słabo.
    z drugiej strony nie ma opcji nie wkurwić się, jak dzwonią do Ciebie od 7:00 do 21:00 (true story, masz u mnie na blogu) i nie przyjmują do wiadomości prostych informacji.

  • Kaja

    Zmotywowałaś mnie do biegania i ćwiczeń.
    Błagam zmotywuj mnie i inne studentki/studentów do studiowania.
    Only you can do it.

    • Kaja, super, że zaczęłaś biegać :D

      W sumie rok akademicki się kończy… Ale zobaczę, co da się zrobić ;)

      • Kaja

        Wiesz, sesja is coming. Niestety. Dlatego szukam motywacji.
        Szczególnie, że wylądowałam na inżynierskich.
        A twoje motywujące teksty są najlepsze ;)

  • ja w czasie studiów pracowałam na słuchawce – to była szkoła przetrwania ale miło wspominam :)

  • misior

    dzięki Twojemu tekstowi byłam miła dla Pani z T-mobile która usilnie namawiała mnie do zakupu nowego pakietu minut :)

  • Tekst dobry, lubię twoje bluzgi czasem. A że nawet częściej niż czasem, chciałabym na wordpressowym riderze rss, a nie umiem, nie wczytujesz mi się. Pomożecie?

  • Megan

    No właśnie. Ludzie nie rozumieją, że „standardy” nie są wymyślone przez pracowników restauracji/pizzerii/innych mcdonaldów, tylko przed ich szefów lub Szefów Wszystkich Szefów. A jeśli chodzi o niedogotowane ziemniaki- czy kelnerka własnoręcznie te ziemniaki przygotowywała, że w efekcie to ona zbiera cały ochrzan i musi świecić oczami przed klientem? Otóż nie. Nie jej wina, że ktoś na kuchni czegoś nie dopilnował, tak samo jak nie jest winą dostawcy pizzy, że pizza jest spalona. Opamiętajcie się, ludzie!

  • Ehh, mam ten problem czasem robiąc reklamacje (badziew reklamuję pasjami) i zwykle proszę o kierownika, którego nigdy nie ma. I co wtedy:/

  • Konrad Boden

    Chcesz pisać, po pięćset od tekstu? Nie ma sprawy, pokaż, że Twój tekst przeczyta ktoś więcej niż garstka znajomych z fejsa.
    Chcesz dostawać trójkę na rękę? Nie ma sprawy, ‚przynieś’ do firmy szóstkę, po odliczeniu podatków zostanie właśnie trójka dla Ciebie.

    Rynek pracy, przede wszystkim, weryfikuje wartość umiejętności posiadanych przez pracownika. Często negatywnie.

  • #taka_sytuacja:

    Dałem ciała w Orange, popełniłem błąd. JA popełniłem błąd. Jestem świadomy, że to mój błąd. Dzwonię na infolinię, przyznaję do błędu i KAJAM SIĘ prosząc o jak najniższy wymiar kary, bo na uniewinnienie nie liczę.

    Konsultant proponuje rozwiązanie, które wymaga kontaktu innej osoby, Inna osoba dzwoni, potwierdza jego słowa. Ustalenia nie zostają dotrzymane przez Orange. Dzwonię pytam o co kaman. Ktoś się pomylił, już drugi konsultant to poprawia. Za kilka znowu nie działa. Dzwonię… Trzeci konsultant sprawdza i mówi, że tak się nie da, to nie działa z zasady. I to co miało być moim zyskiem finalnie przechodzi w moją stratę, którą mogę reklamować.

    Faktem jest, że w 9 przypadkach na 10 klient nie ma racji piekląc się o jakieś naliczone opłaty, włączone usługi.

    W tym 1 przypadku na 10- 9 konsultantów z 10 nie będzie w stanie poprawnie zamknąć zgłoszenia, jeżeli będzie chociaż odrobinę wykraczać poza algorytm wyświetlany na ekranie monitora.

    I jak się na nich nie wkurwiać?