Im dłużej trenuję CrossFit (a trenuję krótko, bo dopiero dwa miesiące), im więcej osób zajaranych tym sportem poznaję (a poznaję ich dużo) i im większy rośnie mi bic (nie żartuję), tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że CrossFit wybierają ludzie o specyficznym rysie osobowościowo-charakterologicznym.
Niepokorni. Niewyżyci. Nie do końca zrównoważeni psychicznie.
Zanim ruszy tsunami krytyki: tak, wiem, każdy jest inny, nie ma co generalizować, bla bla bla. Nuda.
Obserwując crossfitowców, widzę co najmniej kilka specyficznych cech, które w mniejszym lub większym stopniu sprawiają, że właśnie CI ludzie wybierają TEN sport. I nie, nie chodzi tylko o klasyczny wpierdolix, wylewanie siódmych potów i kozaczenie, że „trenuję w boxie”, bo to przecież ostatnio takie cool&trendy. Nie. Chodzi o pewien rodzaj podejścia do życia, oczekiwań wobec siebie i innych. Chodzi o postawę typu: „idę po swoje”, a nie „płaczę, bo mi nie dali”.
CrossFit jest dla tych, którzy…
Nie znają określenia „nie da się”
A przynajmniej nie wypowiadają go głośno, bo to grozi setką karnych burpees :) Jakieś dwa tygodnie temu na zajęciach dla beginnersów przerabialiśmy technikę CLN, czyli zarzutu na przysiad. Trener co chwilę mnie poprawiał, bo cały czas coś robiłam nie tak. Kiedy podszedł do mnie po raz kolejny, kręcąc głową, jęknęłam zrezygnowana: „No to ja już nie wiem, jak mam to robić. Nie umiem”. Na co on rzucił tylko: „To nie rób”. Po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do innej osoby.
Albo ciśniesz i starasz się być coraz lepszym, albo spadaj.
Nie mają wstydu
Umówmy się: box to nie jest dobre miejsce do lansu. Pocisz się jak kobieta przed menopauzą, jesteś czerwony niczym świeżo zarżnięty prosiak, bywa, że Ci ręce krwawią, kiedy odcisk pęknie, ciuchy masz całe w magnezji, generalnie drzesz japę, sapiesz, czasem zarzucisz jakąś kurwą pod nosem… Laski, które mają problem z tym, że ktoś widzi je w stanie rozkładu, nie będą czuć się tu dobrze. Podobnie faceci, którzy lubią wypinać klaty, ale niekoniecznie coś na te klaty zarzucać.
Dopóki trening trwa, a Ty masz w dupie to, jak bardzo źle wyglądasz – tak, box to miejsce dla Ciebie.
Mają do siebie dystans
Czyli godzą się z faktem, że – przynajmniej na początku – ssą. Wykonują ćwiczenia nie tak, jak trzeba z żałosną miną bezradnej pandy, przyjmują na klatę uwagi trenera, który czasem lubi im pocisnąć („chujowo to robisz, idź do domu”) i znoszą wzrok innych ćwiczących z pełną świadomością, że mają małe szanse, by zapaść się pod ziemię… Chorobliwy perfekcjonista, człowiek skrajnie nieśmiały albo ten, którego peszy własna nieudolność, nie będą mieli w boxie życia – prędzej zejdą na zawał niż zniosą presję bycia ocenianym.
W tym przypadku im bardziej masz wyjebane, tym lepiej.
Lubią dowalić do pieca
Dać się od czasu do czasu przeciągnąć po podłodze. Upaść w kałużę własnego potu. Cisnąć tak, że już nie wiedzą, co robią, ale robią, bo ktoś nad nimi krzyczy „Dajesz! Mocniej! Moooooc!!!”.
Jesteś niewyżytym skurwysynem? Zapraszamy.
Są uparci i ambitni
CrossFit to nie tylko krew, pot i łzy, jak mi się początkowo wydawało. To przede wszystkim technika: poprawne wykonywanie poszczególnych ćwiczeń, a tym samym miarowe zwiększanie maksymalnego obciążenia. Pod tym względem CrossFit, zwłaszcza uprawiany amatorsko, różni się mocno od innych sportów – tutaj od samego początku musisz bardzo świadomie pracować ze swoim ciałem. Nie ma maszyn, jak na siłowni, które odciążą jedne partie mięśni tak, byś mógł skupić się na innych. Nie używasz tylko nóg i rąk, jak w bieganiu. To nie jest też zumba czy inny aerobik, gdzie wystarczy jako taka koordynacja ruchowa i poczucie rytmu. W CrossFicie całe Twoje ciało jest jedną spójną maszyną. Dopóki jej nie rozpracujesz, będziesz w ciemnej dupie.
Tak więc
Nosi ich
Ogromną zaletą CrossFitu jest jego różnorodność. Łączymy ćwiczenia kondycyjne, gimnastyczne plus ciężary, dzięki czemu każdy trening może wyglądać inaczej – liczba konfiguracji jest niezliczona. Ani siłownia, ani bieganie, ani trening wykonywany w domu nie dawał mi nigdy tak dzikiej satysfakcji, jak ćwiczenia w boxie. W głównej mierze właśnie dlatego, że za każdym razem pojawia się coś nowego.
CrossFit to ewidentnie sport dla ludzi, którzy szybko się nudzą i którzy jak wody potrzebują stymulacji. Trzeba być trochę wariatem, żeby się w tym odnaleźć.
Lubią dopieprzyć basem
Co tu dużo gadać. Na crossfitowych treningach nie leci klasyka ani Pitbull. Na co dzień możesz słuchać Violetty Villas, ale w boxie jedziesz do dubstepu albo rapsów razem z innymi. Uwierz mi, będziesz płakać ze zmęczenia, ale do tej muzy zepniesz poślady i zrobisz tego ostatniego push up’a. Nie wypada odpoczywać, kiedy w tle leci to:
Nie płaczą, jak boli
Ma boleć. Kropka.
No chyba, że mówimy o kontuzji. Tylko idiota lekceważy kontuzję. A, jak wiemy, wszyscy sportowcy to idioci.
Nie boją się masy
Machanie sztangą ma to do siebie, że rosną łapy. Rzeźbi się brzuch, wyrabia łyda. Jakkolwiek faceci zazwyczaj nie widzą problemu w tym, że im rośnie masa mięśniowa, tak kobiety przyrost wagi traktują jak koniec świata. Chcą spalać tłuszcz, niekoniecznie wzmacniać mięśnie. Nie będę się teraz rozpisywać, dlaczego jest to podejście z dupy, tak czy siak zaznaczam tylko, że dziewczyny, które chcą wyglądać jak modelki, nie mają na CrossFicie czego szukać. Mnie osobiście cholernie podobają się ładnie wyrzeźbione kobiece ciała. Dopóki cycki i tyłek pozostają na swoim miejscu, a biceps nie rozsadza mi t-shirtu, hajs się zgadza :)
Mają TEN poziom wrażliwości
Może to specyfika boxa, do którego chodzę, ale jakieś 80% Elektromocy jest mocno wydziarane. Ludzie, którzy tatuowanie ciała traktują jak sztukę, a nie chwilowy kaprys („poproszę motylka nad dupą i kolczyk w wardze, bo w nosie już niemodny”), mają TEN poziom wrażliwości, którego nie potrafię zdefiniować, a który cholernie mnie pociąga. Niekoniecznie seksualnie.
Nie boją się ludzi
Na jednym z pierwszych treningów zostawiłam za sobą dziewczynę z mojego teamu, która biegła wolniej i która powiedziała mi, żebym biegła bez niej. Dostałam opieprz od trenera. I słusznie, bo tak się nie robi. Box to społeczność. Pracujesz na swoje wyniki, ale w Team WOD-zie grasz zespołowo. W ogóle, niezależnie od treningu, grasz zespołowo. Widzisz, że ktoś opada z sił? Podchodzisz, klepiesz typa w plecy i mówisz, żeby cisnął dalej. Skończyłeś swój trening? Dopingujesz innych.
Jeśli jesteś zafiksowany wyłącznie na własnych wynikach, nie przychodź do boxa. Największa walka i tak rozgrywa się pomiędzy Tobą, a Tobą – nie pomiędzy Tobą a innymi.
No, to teraz możecie zacząć mi udowadniać, jak bardzo się mylę. Kocham Was za to ;*