W męskim mózgowiu kiełkują idee, o których nie śniło się filozofom. A już na pewno nie śniło się kobietom. No chyba, że mówimy o koszmarach.
Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Facet to świnia, a baba z wozu, koniom lżej. Moglibyśmy tak bez końca. Różnimy się, to żadna nowość. Mężczyźni prawdopodobnie nigdy nie zrozumieją naszej niezdrowej fascynacji obuwiem i galanterią skórzaną, a my chyba zawsze będziemy zastanawiać się, co to za przyjemność, grać w grę, siedząc na klopie?
Mężczyźni mają różne dziwne upodobania. Weźmy nawet ten sedes. Nie wiem, na czym to polega, ale większości moich kumpli tuż przy ubikacji (tj. na wyciągnięcie ręki) trzyma tygodniki opinii, magazyny dla geeków, najnowszego Playboya albo książkę Palahniuka. Jakby toaleta była miejscem stworzonym do intelektualnych rozmyślań i oddawania się lekturze. Ewentualnie zabijania kolejnego wroga.
Być może ten sedes jest im potrzebny, żeby poczuć się jak król na tronie? Charyzmatyczny władca w swoim łazienkowym królestwie. Tam, gdzie żadna pieprzona królewna wyzwolona nie każe mu zmywać garów albo szorować do sklepu po karmę dla kota. Tam, gdzie nikt nie przydziela mu porcji papieru toaletowego, nie ściąga z niego kołdry, ani nie robi awantury o to, że obejrzał się za cudzymi udami. Może dla nich ten kibel jest czymś takim, jak dla nas wizyta u fryzjera? Tam my siadamy na tronie, a żaden samiec nie ośmiela się sprzeciwić królowej. Ba, cały dwór skacze wokół jej korony, bo wie, że jak coś pójdzie nie tak, polecą głowy.
Kolejna rzecz – gadżety. Oni potrafią się jarać rozdzielczością ekranu. Albo dyskiem SSD. Silnikiem wysokoprężnym i zegarkiem ze Star Wars. Ja nie mówię, że zupełnie mnie nie rusza najnowszy MacBook Pro z wyświetlaczem Retina. Ale nie rozmawiam o nim przez 2 godziny z koleżanką przy piwie. Mamy ważniejsze tematy. W końcu Gośka przytyła, a ta torebka Louisa Vuittona przy Alejach Jerozolimskich to jakaś wielka pomyłka jest przecież.
Jakkolwiek zamiłowanie do sedesu i gadżetów jakoś jeszcze jestem w stanie zrozumieć, tak witanie się z kumplem słowami „Cześć, jebako” albo „Co słychać, pedale?” jest dla mnie łejtumacz. Nie wiem jak wy, ale ja dzwoniąc do przyjaciółki preferuję zwrot „Hej mała”, zamiast „Siemasz dziwko”. Ale dajcie znać, jeśli coś mnie ominęło. Może czas zmienić przyzwyczajenia?