Zapomnieć. Odciąć się od problemów. Strzelić działkę endorfin prosto w mózg. Podbudować poczucie własnej wartości. Testujesz granice wytrzymałości tak, jak ćpun testuje dawki narkotyku, które może przyjąć. Bieganie jest niebezpieczne. Tak. Takich jak Ty uzależnia.
Niedziela
Wstajesz przed południem. W głowie strzępy rozmów, kolaż spotkanych po drodze twarzy i dym papierosowy. Wszystko pamiętasz i może właśnie dlatego teraz czujesz się taki pusty. Jesteś sam na sam ze sobą i ta konfrontacja przeszkadza. Problemy zapite wczoraj, dziś wypływają na powierzchnię. Dryfują. Wyrzuty sumienia ciążą bardziej niż wyobcowanie, które odczuwasz. Skacowany żołądek domaga się tłuszczu, Ty sięgasz po wodę i jogurt. Musisz pobiec. To w końcu lepsze niż ucieczka w alkohol. Nie wiesz jeszcze, że problemów nie da się wybiegać.
Wtorek
Wracasz do domu po całym dniu pracy. Twój szef to idiota, twój związek umiera, a ty nie żyjesz nawet w 10% tak, jak zakładałeś. Chciałbyś, żeby ktoś cię na moment odłączył od prądu. Słońce znika powoli za dachami budynków, powietrze pachnie wiosną, słyszysz krzyki dzieciaków kopiących piłkę przed blokiem. Choć głowa ciąży, a zmęczenie ciągnie w kierunku łóżka, zakładasz buty, wychodzisz, biegniesz. Myślom pozwalasz fruwać bez celu, sobie pozwalasz mijać ludzi bezwiednie. Nie ma ich. Nie ma samochodów. Ani małych wściekłych psów szczekających jak pojebane. Jesteś tylko ty i powietrze, które przecinasz. Zaczyna padać, wiatr wieje prosto w twarz, zapach potu miesza się z zapachem wilgoci, deszcz uderza i rozbryzguje się na twojej twarzy. Przyspieszasz, rozkładasz ramiona, czekasz na pierwszy grzmot. Nigdy nie czułeś się bardziej wolny. Nie wiesz jeszcze, że wolnym się jest, a nie bywa.
Czwartek
Budzi cię niepokój, a może miałeś koszmar. Jesteś sam w swoich czterech ścianach. Tak bardzo byś chciał, żeby ktoś był teraz obok. Chwytasz za telefon i patrzysz bezmyślnie w ekran. Jest czwartek, piąta rano. I tak nikt nie odbierze. Zamykasz oczy, próbujesz zasnąć, to się nie uda. Gula w gardle rośnie. Samotność działa coraz silniej, a wspomnienia wcale nie są jak balsam do rąk. Zrywasz się, otwierasz szafę, chcesz wyciągnąć swoje biegowe ciuchy i nagle dociera do ciebie, że leżą mokre, w pralce, bo jesteś durnym idiotą, który nastawia pranie przed snem. Rozgorączkowany podkręcasz kaloryfery na maksa, rozkładasz koszulkę, gacie, bluzę termiczną… Łapiesz się na tym, że gryziesz paznokcie. Nie wiesz jeszcze, że bieganie nie pomaga zapomnieć.
Niedziela
Patrzysz w lustro, widzisz tę samą twarz. Gdybyś mógł zajrzeć do środka, pewnie mocno byś się rozczarował. Wiesz o tym, więc zakładasz buty, zamykasz za sobą drzwi i biegniesz stworzyć siebie na nowo. Ludzie szepcą, bo on (ty) taki dzielny jest, taki wysportowany, przeskakuje zwinnie nad psimi kupami, omija starsze panie z wózeczkami w kratkę, pozdrawia innych biegaczy i przede wszystkim CHCE MU SIĘ („mnie tam by się nie chciało”). Wiesz, że oni wszyscy w głębi duszy ci zazdroszczą. Rośniesz. Nie wiesz jeszcze, że pokonując kolejne kilometry, nie stajesz się lepszym człowiekiem.
Bieganie nie zmienia ludzi. Ono tylko czasem pomaga zrobić pierwszy krok.