Wszystkie kobiety są takie same. Niezależnie od stylu, wieku, zawodu, czy zasobności portfela, jarają się ciuchami jak stara chałupa. A nawet bardziej. Są jednak dwie części garderoby, na punkcie których dostajemy kompletnego fioła, za które gotowe byłybyśmy sprzedać nerkę, przehandlować męża albo zostać konsultantką Avonu.
Już wiecie? Nie?! No to opowiem Wam bajkę. Była sobie raz szczęśliwa kobieta, która miała jedną parę butów i jedną torebkę…
Pffff… Hahahahaha. Taki tam, rozbudowany oksymoron.
OK. Zacznijmy od początku. Tym razem podejdźmy do tematu zdroworozsądkowo. Teoretycznie wystarczyłyby nam trzy torebki. Pierwsza, wieczorowa kopertówka – na specjalne okazje. Druga – na co dzień, do pracy. Trzecia – większa, sportowa, na siłownię lub wycieczkę. Podobnie z butami: sandały na lato, kozaki na zimę, botki na wiosnę/jesień, jedna para szpilek na specjalne okazje plus jakieś trampki dla wygody. Razem: pięć par.
Słabo, prawda?
Mam w domu 30 par butów. Fakt, w połowie z nich nie chodzę i trzymam tylko „na wszelki wypadek”, gdyby np. nagle wróciła moda na kowbojki, a ja miałabym ochotę zapuścić wąsy i zabawić się w strażnika Texasu. Tak czy siak, wcale nie uważam, że 30 par to dużo. Myślę, że spokojnie mogłabym dobić do setki. Z torebkami też dałabym radę. Musiałabym tylko znaleźć mieszkanie z dużą garderobą ;)
Mniej więcej od 10 lat, czyli od momentu, kiedy odkryłam, że poza glanami istnieją też inne rodzaje butów, zadaję sobie jedno ważne, ale to bardzo ważne pytanie. Co takiego jest w butach i w torebkach, że na sam ich widok my, kobiety, zachowujemy się mniej więcej tak, jak te psy z obrazka poniżej?
Doszłam do tego, kiedy dotarło do mnie, jakie buty zwykle wybieram dla siebie. Po pierwsze, lubię, gdy przyciągają uwagę, a nawet odwracają uwagę od reszty stroju. Po drugie, powinny być wygodne, dobre jakościowo – to jasna sprawa. Ale przede wszystkim muszą być intrygujące. Z wyrazem. I z klasą. Nigdy w życiu nie kupiłabym sobie bezpłciowych kapciuchów marki Ecco, tak samo jak nigdy nie przywdziałabym nabitych ćwiekami, świecących na kilometr buciorów na ogromniastych koturnach à la parzystokopytne. Nie pałam miłością do baletek, bo w moim odczuciu są pozbawione charakteru, choć owszem, wygodne. Jeśli już kupuję buty na obcasie, to na porządnej szpili, żadne tam obcasy typu „kaczka”. Nie lubię udziwnień: kokardek, kwiatuszków, cekinów i innych tego typu klimatów. Ma być ciekawie, a nie bazarowo.
Buty, podobnie jak torebki, świetnie odzwierciedlają osobowość i charakter ich właścicielki. I robią to o wiele lepiej niż ubrania. Postaw obok siebie dwie kobiety. Niech każda z nich ma na sobie tę samą sukienkę. Dobierając im dodatki: buty, torebkę, biżuterię, jesteś w stanie świetnie oddać ich charakter, temperament. Dowód?
Źródło: ifashionmagazine.com
Źródło: myfashioncents.com
Po drugie, Twoje buty i torebki najlepiej odddają styl życia, jaki prowadzisz. Jeśli w środku dnia na zatłoczonej ulicy widzę kobietę z malutką kopertówką, domyślam się, że to laska kompaktowa – do szczęścia wystarczą jej telefon, klucze i błyszczyk. Ewentualnie mieszka blisko albo porusza się głównie samochodem i tam trzyma wszystkie swoje kobiece graty. Co innego dziewczyna z wielkim torbiszczem, w którym nosi pół dobytku, w tym jakąś ciekawą książkę, wypchaną kosmetyczkę, trzy telefony, dwie pary kluczy, butelkę wody, dyktafon, dezodorant, lakier do wlosów i awaryjny otwieracz do wina. Po takiej od razu widać, że jest aktywna, robi tysiąc rzeczy naraz i musi być gotowa na każdą sytuację. Taa… sądząc po rozmiarach moich torebek, zdecydowanie bliżej mi do numeru 2 ;)
No i ostatnia rzecz: kulturowo to właśnie buty, torebki, biżuteria są atrybutami kobiecości. Można z tym walczyć, można się obrażać, ale nie można się z tym nie zgodzić. W sklepach z butami to wciąż damskie modele dominują na półkach, nie wspominając o torbach i torebkach, na które monopol od wieków mają kobiety. I nam, babom, cały czas w głowach to dźwięczy… Zdradziecki głosik, który na widok wyjątkowo ładnych botków czy torebki szepce do ucha: „Kup je. Kup je. Musssiszszsz je mieeeeć”.
Czyż nie tak właśnie jest? :)
[dosłownie i w przenośni ;)]
I jeszcze to: