Oświadczam, że wszystkie osoby pojawiające się w tym wpisie są fikcyjne i jakakolwiek zbieżność nazwisk i zdarzeń jest przypadkowa.
Teoretycznie Wigilia powinna kojarzyć się z ubieraniem choinki, śpiewaniem kolęd, jedzeniem karpia i odpakowywaniem prezentów, które kupiliśmy sobie sami na Allegro. Wiecie, Last Kristmes, pierwszy śnieg, zapach pomarańczy, taka sytuacja. Tymczasem na Blogowigilii karpia nie było. Nawet Maciek Budzich nie przebrał się za Mikołaja. Ale może dlatego, że nie chciał wchodzić przez kominek. Kominka.
Reniferów nie ma, ale i tak jest zajebiście.
Do Gamma Factory, gdzie zdarzyło się CAŁE ZŁO (tak, cytuję Grey’a), dotarłam spóźniona. Przyniosłam ze sobą szynkę zawijaną z chrzanem i śliwką. Plus wino. Wino to zło. Ale o tym później. Powitał mnie Kurczak słowami „Cześć. Ja już dzisiaj nie piję”. Oho – pomyślałam sobie i otworzyłam pierwszą butelkę. Imprezę uznałam za otwartą.
Najpierw oczywiście przywitałam się ze znajomymi blogerami: wspomnianym już Kurczakiem, Krzysiem, Kasią, organizatorką całego zamieszania – Iloną, Kubą, Marco, Maćkiem, Maćkiem, Maćkiem, Maćkiem… Zaczęło robić się tak ciepło, rodzinnie i przytulnie. Wspólne sączenie drinków, wypady na papierosa, luźne rozmowy o życiu, przerzucanie się cytatami z Paolo Coelho. Wiadomo.
Przyszedł jednak czas na INTEGRACJĘ, czyli rozmowy z ludźmi, o których istnieniu wiedziałam, ale dotąd nie miałam okazji ich poznać. Michał i Adela z Piwnego Garażu, Rita, Nishka, Tomasz, który jak nikt pisze o odpadach, Jakub znany światu jako Pijaru Koksu, Ania, która zawija czosnek w pomidory… Wypady na pijackiego papierosa z Matką, która Jest Tylko Jedna i rozmowy o tym, jak się ma picie alkoholu do bycia fit. Tutaj szczególne podziękowania dla Martyny Psychodietetyczki i jej krótkiego wykładu w tym temacie:
Wiesz… [duuży haust z kubka]. – Wszystko jest dla ludzi [haust z kubka].
Pozdrów Chodakowską
To był mój pierwszy blogowy event, na którym kilka osób (jakieś trzy) zapytały mnie, czy jestem blogerką modową. Nie wiem, czy to kwestia tej bluzki z H&M kupionej za 30 zł po przecenie czy może nowej fryzury a la Skrillex?
Ludzie podchodzili też do mnie i pytali „To ty jesteś tą laską, która trafiła na Pudelka?”. Tak. To było dziwne. Okazało się, że mojego bloga znam nie tylko ja, moja mama i kilku wiernych komentatorów. Ba. Nawet Komin wiedział, kim jestem. Całkiem miło nam się rozmawiało. Szkoda tylko, że Tomek jest już obstawiony przez taką jedną rudą. Dziś całe przedpołudnie płakałam z tego powodu w poduszkę. Przez sen, bo spałam do czternastej.
Dlaczego wstałam dziś o 14 i nikt nie podał mi wody?
No właśnie, Olek. Dlaczego? Być może dlatego, że zaprosiłeś na swoją imprezę aka „after Blogowigilii” całą watahę blogerów, którzy przyjechali odprawiać tańce godowe, oblewać się winem, spać na schodach, generalnie siać zniszczenie? Jak blogosferę kocham, tak nie myślałam, że potrafimy być tacy… ekhm, spontaniczni?
Kocham Was wszystkich, ale mam kilka pytań:
- Gdzie spontanicznie zgubił się mój lewy kolczyk?
- Kto spontanicznie pożyczył sobie słuchawki Maćka Budzicha?
- Dlaczego mam plamy po winie na nowej bluzce?
- Kto do Chuja Wacława wyrwał mi zamek z buta i dlaczego zrobił to tak nieprofesjonalnie?
- Dlaczego nikt mnie nie uprzedził mnie, że przeciętna Blogowigilia trwa 12 godzin?
Podsumowując
To była jedna z lepszych imprez, w jakich miałam okazję uczestniczyć. Dlaczego? Po pierwsze, nie mam żadnych zdjeć. Null. A to oznacza, że bawiłam się wyjątkowo dobrze, bo zamiast cykać słit focie, po prostu chłonęłam atmosferę. Było dziko, sympatycznie i wariacko. Nieprzewidywalnie, czyli tak, jak lubię najbardziej. Było świetne zaplecze i wzorowa organizacja dzięki Ilonie Patro & CO. Była dobra muzyka, doborowe towarzystwo i świetna whisky, której nie piłam, bo nie pijam whisky, ale podobno była świetna. Ale przede wszystkim, byli cudowni ludzie, których wielbię, szanuję, podziwiam i za którymi stanę jak lwica, bo blogerzy jedną wielką rodziną oryginałów są. I basta.