Mówi się, że kobieta kobiecie wilkiem. Coś w tym jest. Wystarczy przyjrzeć się komentarzom dotyczącym gwałtów. Z której strony padają oskarżenia typu „szukała okazji” albo „ubrała się jak szmata, to teraz ma”? Od kobiet. Kto feruje wyroki na temat skąpo odzianych dziewczyn? Ta „zdzira”, „dziwka”, „dupodajka”? Kobiety. Tak, zdecydowanie częściej niż mężczyźni okazujemy zawiść. Jak ktoś nam zalezie za skórę, potrafimy z miłej, uśmiechniętej dziewczyny zamienić się we wstrętną rozszczekaną sukę. Słabe to, ale prawdziwe. A jednak jest pewna sfera, w której lojalność bierze górę nad sukowatością. Mowa tu o kobiecej przyjaźni – tej prawdziwej, płynącej z głębi serca. Wtedy, gdy jedna kobieta jest w stanie zrobić dla drugiej wszystko. Dosłownie, WSZYSTKO.
Dobrze dogaduję się z facetami i chyba właśnie dlatego zawsze wolałam przebywać w męskim towarzystwie. Tym sposobem mam sporo kolegów i zero koleżanek. Dlaczego? Bo jakieś 90 procent kobiet, z którymi się zadaję, to moje najlepsze przyjaciółki. Te sprawdzone. Te, które były obok w najgorszych, ale też w najlepszych momentach mojego życia. Dawały dach nad głową, wyciągały kasę, kiedy zaistniała taka konieczność, ale przede wszystkim były oparciem. Stymulatorem do działania. Wdzięcznym słuchaczem. Mędrcem i doradcą. Kopem w tyłek. A nawet wyrzutem sumienia. Jest ich kilka. Dokładnie pięć. I kocham wszystkie jak własne siostry.
Prawdziwa przyjaciółka, kiedy widzi, że od godziny leżysz w wannie i patrzysz w sufit, rozbierze się do naga i wlezie do tej wanny razem z tobą. Zrobi ci masaż stóp albo powie, że zarosłaś na cipce i musisz w końcu coś z tym zrobić. Rozładuje atmosferę. Wyciągnie z wanny, a potem napoi gorącą czekoladą. I nie powie ani słowa o tym, że przydałoby się zrzucić ze 3 kilo, ewentualnie 10. Nie dzisiaj.
Prawdziwa przyjaciółka, kiedy dzwonisz do niej zaryczana jak jeleń na rykowisku o 3 nad ranem, bo właśnie zerwał z tobą facet, rzuci wszystko, zamówi taksówkę i przyjedzie tak szybko, jak tylko się da. Choćby w pidżamie. Najpierw przytuli i da się wypłakać. W międzyczasie naleje wina. A potem wysłucha, by na końcu powiedzieć, że on nie był ciebie wart. Nawet, jeśli to ty spieprzyłaś sprawę, ona zaczeka z tym newsem do czasu, kiedy będziesz gotowa przyjąć go na klatę.
Prawdziwa przyjaciółka nigdy nie pozwoli, żebyś zrobiła z siebie idiotkę w miejscu publicznym. Zabierze ci drinka, kiedy widzi, że zaczynasz hybżdydżdy, nie pozwoli wyjść z klubu z facetem o imieniu Dick, a już z pewnością zareaguje, gdy po sześciu kieliszkach wina pobiegniesz śpiewać na karaoke „Widziałam orła cień”. Jeśli wbrew jej staraniom odwalisz głupi numer, nigdy się do ciebie nie odwróci plecami. Owszem, wyzwie od skończonych idiotek i będzie kręcić głową jak te śmieszne pieski w samochodach, ale w razie potrzeby zawiąże usta na sznurek i nigdy w towarzystwie nie powie „a wiecie, że Kaśka na imprezie u X tańczyła na stole i pokazała cycki?”.
Prawdziwa przyjaciółka będzie znosić twojego faceta (nawet, jeśli uważa go za palanta) tak długo, jak widzi, że on czyni cię szczęśliwą. Jeśli zauważy niepokojące zachowania z jego strony, powie, że coś jest ewidentnie nie tak i martwi się o ciebie. Nie wykrzyczy „skończ już z tym chujem, zasługujesz na kogoś lepszego!”. Powie tak dopiero wtedy, gdy będzie miała pewność, że zdurniałaś z miłości do tego stopnia, by być z mężczyzną, przez którego cierpisz. Albo wyglądasz jak Charlize Theron w filmie „Monster”.
Prawdziwa przyjaciółka nie poucza, nie gani, nie próbuje cię zmieniać na swoją modłę. Akceptuje twoje wady i wszelkiego rodzaju dziwactwa. Nie namawia do przejścia na buddyzm, skoro wie, że jesteś ateistką. Nie wyciąga na burgery, bo pamięta, że nie jesz mięsa. Nie powtarza ci, że jesteś pieprzoną panikarą za każdym razem, kiedy przerażona wybiegasz z pokoju na widok pająka. Ona wtedy bierze kapcia i zabija skurwysyna ;)
Prawdziwa przyjaciółka po prostu jest przy tobie zawsze, kiedy jej potrzebujesz. Nawet, jeśli mieszka 2 tysiące kilometrów od ciebie. That’s what friends do.