Usłyszałam dziś straszną prawdę od własnej matki. Tak się złożyło, że zadzwoniła akurat wtedy, gdy robiłam zakupy. A że obie jesteśmy kobiety mocno pracujące i życiowo zajęte, postanowiłyśmy pogadać gdzieś pomiędzy skrzynką pomarańczy a lodówką z mrożonkami.
Po wysłuchaniu ostatnich newsów z życia swojej córki, mama Pająkowa westchnęła, zamilkła na jakieś 5 sekund, po czym rzekła z rezygnacją: „Dziecko, ty powinnaś była urodzić się mężczyzną. W związku myślisz jak facet. W życiu zamiast stabilizacji szukasz adrenaliny. Cierpisz na przerost ambicji. I kompletnie nie masz podzielności uwagi. Jako kobietę ratuje cię tylko to, że jesteś beznadziejna w czytaniu mapy”. Myślałam, że doda jeszcze „stworzyłam potwora”, ale najwidoczniej w porę ugryzła się w język.
Nie będę pisać o gender, bo tym tematem wszystkim zdążyło się już zdrowo odbić. Prawda jest jednak taka, że każdy z nas, niezależnie od płci, posiada w sobie zarówno pierwiastek żeński, jak i męski. Kobiety mają trochę testosteronu, mężczyźni odrobinę estrogenu. Good. Równowaga w przyrodzie musi być. Tyle, że nie wszystko sprowadza się do hormonów.
Ostatnich kilka dziesięcioleci przyniosło sporo zmian, które swoim początkiem sięgają rewolucji seksualnej lat 70-tych ubiegłego wieku. Społeczne role kobiece i męskie uległy przewartościowaniu na przestrzeni lat. Pojęcia typu kobiecość i męskość straciły rację bytu.
Pokolenie moich rodziców i dziadków wciąż podświadomie definiuje płeć przez pryzmat stereotypów. Mężczyzna ma być szarmancki, silny, pewny siebie, racjonalny, umiarkowanie agresywny. Dobrze też, gdyby miał szeroką żuchwę i mocne ramiona. Kobieta? Wiadomo: zadbana, delikatna, uczuciowa, opiekuńcza, troskliwa, umiarkowanie nieśmiała. Skupiona na relacjach, nie na zadaniach. Dająca, niekoniecznie biorąca. Taka dobra wróżka, co prowadzi do łóżka, a z łóżka do szpitala i ma się małego krasnala. Matka Polka w sensie.
W XXI wieku ten model przestał się sprawdzać. Nowoczesny mężczyzna ma być nie tylko szarmancki i ogarnięty życiowo, ale też opiekuńczy, zadbany oraz wrażliwy na los małych kotków i twórczość postmodernistów. Byle nie przesadził w drugą stronę i nie został gejem (#ironia). Słodkiej, rozmemłanej baby też nikt już nie chce. Facetów rajcują te odważne i przebojowe. Takie, co idą do przodu i osiągają cele. Kobiety z mentalnymi jajami. Choć i tu przesada bywa napiętnowana, bo w kobiecych dłoniach wciąż mile widziane są ściera i tara.
Wszystko się popierdoliło.
Nie wiem, komu za to dziękować? Spice Girls i girl power, czy raczej Backstreet Boys i ich klipowi do „Quit playing games (with my heart)”? A może, jak twierdzi Max Cegielski, dwóm ruchom pop-kulturowym, dzięki którym mężczyźni ujawnili swoją słabość (grunge), a kobiety pokazały siłę (Riot Grrrl)?
Dwie rzeczy są pewne.
Po pierwsze, warto być dziś androgynikiem.
Po drugie, James Dean is dead, Marylin Monroe is dead. Powszechnie nam znane symbole męskości i kobiecości umarły dawno temu. Czas wybrać nowe.
Aha, jeszcze jedno. Zanim zarzucisz hejtem, zastanów się, ile Ty sam/a masz w sobie z mężczyzny, a ile z kobiety? Nie wstydź się. Powiedz.