Nie kupuj fanów, Facebook zrobi to za Ciebie

Kilka dni temu Veritasium, czyli Derek Muller, znany australijski youtuber prowadzący kanał naukowy (ponad milion subskrypcji) opublikował filmik. Ot, taki tam mały eksperyment z pozyskiwaniem fanów na Facebooku. Co się okazało? Fani pozyskani za pomocą legalnej promocji pochodzą z… farm fanów. Czyli jest aferka.

 

Są dwa sposoby reklamowania swojego fanpage’a na Facebooku: nielegalny i legalny

 

Ten pierwszy polega na kupowaniu fanów na tzw. farmach, drugi – na inwestowaniu w różne kanały promocji na Facebooku. Korzystając z pierwszego, możesz liczyć na szybki przyrost liczby fanów z tak egzotycznych miejsc, jak Egipt, Indonezja, czy Filipiny, gdzie farm fanów jest najwięcej. Sęk w tym, że fani ci będą „martwi”, czyli niezaangażowani w życie fanpage’a – nie będą, lajkować, komentować ani szerować Twoich postów.

Dlaczego „martwi fani” są gorsi od żadnych fanów? Pomijając kwestie etyczne, chodzi po prostu o to, że im więcej niezaangażowanych fanów skupia Twój fanpage, tym mniejsza liczba osób realnie zainteresowanych profilem zobaczy opublikowane przez Ciebie posty. To jest właśnie edge rank, który kopie po dupie wszystkich zyskujących zbyt dużo polubień w krótkim czasie. Tym sposobem zasięg fanpage’a spada, a Ty musisz wykupić reklamę, żeby trafić do większego grona osób.

Korzystając mądrze z drugiego kanału (czyli odpowiednio targetując swój przekaz promocyjny) teoretycznie powinieneś liczyć na sukcesywny przyrost fanów realnie zainteresowanych Twoją działalnością, stanowiących aktywną społeczność skupioną wokół Twojego fanpage’a. Teoretycznie, bo – jak udowadnia Veritasium – oficjalna reklama wykupiona na Facebooku przekłada się na oglądalność dokładnie tak samo jak gdyby wykupić „martwych fanów” na jednej z farm. Koło się zamyka.

 

Co zrobił Veritasium?

 

Dwie rzeczy. Najpierw skorzystał z propozycji Facebooka, który w maju 2012 zaoferował mu skorzystanie z darmowego kuponu reklamowego o wartości 50 USD. Fanpage założony przez youtubera miał wówczas niewiele ponad 2 tys. lajków, więc Derek zdecydował się na skorzystanie z darmowego kuponu (swoją drogą, musiałby być idiotą, żeby tego nie zrobić). W ciągu zaledwie kilku dni liczba fanów na jego fanpage’u potroiła się, a po kilku miesiącach było ich – bagatela – 70 tysięcy… Sęk w tym, że zaangażowanie na profilu nie rosło, liczba lajków i komentarzy pod postami w ogóle się nie zwiększyła. Muller szybko zrozumiał, że coś tu nie gra. Sprawdził więc, skąd pochodzą nowi fani. Well… Teraz już chyba nie będzie dla Was wielkim zaskoczeniem, jeśli napiszę, że z Egiptu, Indii, Filipin, Pakistanu, Bangladeszu, Indonezji i Sri Lanki? Z tych właśnie krajów pochodziło 75% wszystkich ówczesnych polubień strony. Zaangażowanie nowych „fanów” w życie fanpage’a wynosiło 1%. Wniosek? Derek wykupił legalną reklamę na Facebooku, ale skutki były takie, jakby kupił fanów z nielegalnej farmy.

Drugą rzeczą, którą zrobił Muller, było sprawdzenie, czy podobna sytuacja powtórzy się, jeśli odpowiednio stargetuje swoją legalną kampanię reklamową na Facebooku, tj. wybierze osoby z interesujących go rejonów geograficznych, w odpowiednim wieku, o zawężonych zainteresowaniach… Założył więc fanpage o kotach (jakżeby inaczej) dla idiotów. Właśnie tak. „Tylko idiota mógłby polubić tę stronę” – napisał Derek w sekcji „about”. Następnie zainwestował w kampanię 10 dolarów,  jako target obierając wyłącznie miłośników kotów w USA, Kanadzie, Australii i Wielkiej Brytanii. W ciągu zaledwie 20 minut wykorzystał cały budżet, zyskując tym samym 39 nowych fanów. Wszystkie pozyskane przez niego lajki pochodziły z krajów, do których skierował kampanię. Co więc było nie tak? Ludzie, którzy polubili jego (pusty) fanpage, lajkowali w zasadzie wszystko. Mieli po kilka(naście) tysięcy zalajkowanych stron na Facebooku, podczas gdy norma dla aktywnego usera to góra 500-600 polubionych stron.

 

Wnioski?

 

Facebook w okrężny sposób zarabia na farmach fanów. „Sztuczni” fani klikają nie tylko w te strony, za które im się płaci, ale też w inne, losowo wybrane. Tym samym łatwiej im jest umknąć przed filtrami Facebooka, który tego typu zabiegi stara się wyłapywać.

No właśnie, stara się?

0 Like

Share This Story

Media
  • O! Po ostatniej aferce facebookowej, którą sama niechcący rozpętałam wydawało mi się, że nic mnie nie zdziwi. A tu sam Fejs robi sobie spamboty :)

  • Z tegoż właśnie powodu postanowiłam nie dawać zarobić Markowi :)

  • MaciejDziedzic

    a tu odpowiedź, bo okazuje się, że koleś się myli w paru kwestiach:
    http://www.jonloomer.com/2014/02/11/facebook-fraud-response/

  • agnieszka

    jaka dziecinada cały ten fejsbuk

  • kurcze, serio? trochę w szoku jestem po przeczytaniu tego tekstu – wszędzie wszyscy trąbią, że jest to jedyna sensowna reklama dla blogów, widzę sama jak w kółko atakują mnie reklamy popularnych bloggerów, a tu takie wieści… jak żyć? ;-P

  • Magda Motrenko

    Nie mogli mieć polajkowanych kilkunastu tysięcy stron, bo limit to 5 tysięcy. Jak przy znajomych. Gdy dasz 5 tys. lajków stronom, by polubić kolejną, trzeba odlajkować którąś z dotychczasowych.
    Potwierdzone info, choć nie przeze mnie :)

  • Ty + Mark = toksyczny związek. Nie chcesz z nim być, ale musisz…

    • Someone
    • Peter

      Kiedy dorośniesz, przeczytasz swój komentarz i zrozumiesz, że pisałeś głupoty.
      Ale nie proś mnie o objaśnienie. Nie da się zmądrzeć na skróty.

  • zakręcone to wszystko… koniec końców… wolę swoją małą garstkę fanów.. którzy mile uczestniczą i komentują na moim fb niżeli dużą ilość, ale bez żadnego zaangażowania… stare stwierdzenie się tu klaruje: czy zależy ci na ilości czy na jakości :) p.s.troszkę przeraża mnie to stwierdzenie „farma fanów”… i w wyobraźni rodzi się chora wizja biednych ludzi lajkujących za miskę ryżu ;P

  • Paweł Jackowski

    Ostatnio założyłem fanpage i niestety mam podobne refleksje. Wykupiłem reklamę, dzięki której zyskałem polubienia – niestety z dziwnych kont bez zdjęć, również z dziwnych krajów, mimo targetowania reklamy geograficznie.