– Co robisz? – pyta Katarzyna, rozbijając mój mózg na tysiące maleńkich kawałeczków.
– Umieram po wczorajszym techno.
– Świetnie, w takim razie wpadaj wieczorem. Będą kobiety, wino i śpiew.
– Wróciłam do domu o piątej nad ranem. Jest trzynasta. W mojej strefie czasowej właśnie wschodzi słońce. To niekulturalne dzwonić tak do kogoś chamskim świtem. Żegnam.
– Przyjdź koniecznie. Mamy dla ciebie temat na felieton.
– Podaj czas i miejsce – rozłączam się, nakrywając głowę poduszką.
*
– To która zaczyna? – pyta Anka, nalewając wszystkim wina. Grzecznie odmawiam, zakrywając kieliszek dłonią.
– Sylwia – wyrokuje Katarzyna. – Ona zawsze ma dobre historie o oczach.
O Sylwii musicie wiedzieć jedno: ma piękne, niebieskie oczy. I cycki. Wielkie, jędrne, soczyste. Z bardzo ładnym rowkiem po środku. Sutków nie sprawdzałam, ale po podkoszulku wnioskuję, że sterczą. Sylwia, choć ma IQ powyżej 140, dobre nogi i seksowną przerwę między jedynkami, składa się przede wszystkim z piersi. I wokół tych piersi kręcą się jej spotkania z mężczyznami.
– Stoję przy barze. W golfie. GOLFIE – rozumiecie to? Klub, + 40 st. Celsjusza w cieniu, a ja zamiawiam wódkę na lodzie w golfie – Sylwia opowiada, jakby to zdarzyło się pięć minut temu. – Podchodzi do mnie. Ciemny blondyn. Wysoki. Uśmiech lepszy niż u Matthew McConaughey. Po spojrzeniu widać, że nie tęskni za rozumem. Patrzy na mnie. We mnie. Na twarz mi patrzy. Myślę sobie „w końcu”. – Masz piękne oczy – mówi i nachyla się delikatnie w moją stronę. Wiem, że chce powiedzieć coś jeszcze. Świdruje mnie wzrokiem. Czuję, że miękną mi nogi. Nadstawiam ucho w oczekiwaniu na tekst, który sprawi, że jeszcze dziś będę jego. – Ale cycki lepsze – dodaje.
– Strzeliłaś mu w ryj? – pytam profilaktycznie, znając Sylwiowy temperament.
– Nieee… Zakwasy po treningu miałam. Powiedziałam, że cycka to on ma. W spodniach.
*
– No dobra, przebijam – stwierdza Anka, podczas gdy my ocieramy łzy. – Dawno dawno temu, zanim was poznałam, spotykałam się z takim Holendrem. Fajny koleś, prosto z Amsterdamu. Typowy drwal z siekierą w gaciach, flanelą na klacie i brodą na twarzy. Cholernie seksowny. Wszystkim moim koleżankom stringi na jego widok spadały. No więc Roderick, bo tak miał na imię, zaprosił mnie któregoś dnia do restauracji. Wyższa półka, Merloty i kaczki nadziewane śliwką… Wiecie, highlife i Californication. On bierze mój płaszcz, odsuwa krzesło, w oczy patrzy… Pyta, czy zamówimy najpierw jakieś wino, ja zadowolona, że oczywiście, chętnie, na co on, że zostawia wybór mnie, po czym mija jakieś pięć sekund i co słyszę? „Let’s choose the second cheapest”.
– To co zamówiłaś? – pyta Katarzyna, oglądając od niechcenia swoje nowe czerwone panokcie. Wszystkie doskonale znamy już odpowiedź…
– Na przystawkę krewetki w białym winie, później krem ze szparagów, na główne stek z kobe, a na deser creme brule. Facet płakał, jak płacił. A ja byłam przez niego na diecie przez kolejne dwa tygodnie. Kurwa mać.
*
Patrzymy na Katarzynę z wyczekiwaniem. Wychyla do końca lampkę wina, patrzy na nas wzrokiem Yody i mówi: – Ja jestem nudna. Zazwyczaj słyszałam tylko „jesteś dla mnie za dobra, nie zasługuję na ciebie”.
– Klasyk – stwierdza Sylwia głosem specjalisty, a my zgodnie przytakujemy. Nagle Katarzyna prostuje się, odstawia kieliszek i krzyczy:
– Ha! Przebijam! Gośka, ta ruda, pamiętacie? – przytakujemy głowami na tak. – Umawiała się kiedyś z „rozwodnikiem”, który po pół roku znajomości oznajmił: „Kochałem cię przez trzy miesiące, ale się zmieniłaś. Mimo wszystko dziękuję ci – uratowałaś moje małżeństwo”.
*
No i nadchodzi ten moment, że wszystkie oczy na mnie. Czuję lekką presję, prawie jak przed maturą, ale już wiem, że wygram ten pojedynek. Czasami najabrdziej oczywiste stwierdzenia kłują w oczy najbardziej.
„Przypominasz mi moją mamę” – rzucam od niechcenia. Dziewczyny bledną i nieruchomieją. Nalewam sobie pół lampki wina i wyciągam wygodnie nogi.
A nie mówiłam?
Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 5, maj 2015] oraz na logo24.pl