Jakiś czas temu po sieci krążył mem: jak z rozstaniami radzą sobie mężczyźni, a jak kobiety. Generalnie zasada jest taka, że facet przez pierwsze 2-4 tygodnie: chleje z kumplami, cierpi, wkurwia się, rozmyśla, ewentualnie żałuje. Po okresie żałoby zamyka za sobą drzwi, mówi: „hej, przygodo!” i zaczyna układać sobie życie, bogatszy lub głupszy o poprzednie doświadczenia (zależy od faceta). U kobiet działa to na odwrót. Najpierw mówią „yolo”, czyli imprezują, podrywają i sypiają z randomowymi Romanami, podbijając swój licznik zajebistości, by po około miesiącu cisnąć koroną Królowej Balu o ścianę, zalec na wyrze, patrzeć w sufit i zastanawiać się: a co on teraz robi? A dlaczego w zasadzie się rozstaliśmy? A może jednak nie był taki zły? A co by było gdyby? I czy ja go już na pewno nie kocham?
Noż kurwa.
Taki system myślenia-działania-funkcjonowania ostatecznie zaprowadza nas do głębokiej, czarnej, nieszczęśliwej dupy, która sama wystawia się do bicia. Przyjemności z tego żadnej, za to mindfuck niezły. No co, mylę się?
#1. Samobiczowanie
Tuż po rozstaniu stwierdzamy zwykle, że facet był palantem i myślimy o nim w kategoriach wrzoda na dupie – jakże cudownie jest się od niego uwolnić. Po kilku tygodniach z „suka mode” przestawiamy się na „Matka Teresa mode” – owszem, on sporo w naszym związku napsuł, ale ja też nie jestem bez winy. Oboje spektakularnie spieprzyliśmy. Szkoda.
To jest ten etap, kiedy kobieta powinna przestać myśleć. Zamknąć za sobą drzwi i pójść dalej. My oczywiście tego nie robimy, bo przecież mamy do odhaczenia jeszcze „cierpiętnica mode”, a więc wmawianie sobie, że to przez nas rozleciał się związek.
A przecież doskonale wiemy, że wina zawsze leży gdzieś po środku. Tymczasem my wspominamy, rozdrapujemy, zastanawiamy się, gdzie popełniłyśmy błąd i robimy najgorszą z możliwych rzeczy – gdybamy.
#2. Gdybanie
„A gdybym wtedy zrobiła tak, a nie inaczej, to on by się nie wkurwił i na pewno nie doszłoby do tej całej kłótni, po której już nic nie było jak dawniej”. Serio w to wierzysz? Albo inaczej: nawet, jeśli masz rację, teraz nie ma to już żadnego znaczenia. Bygones, jak to mawiał Fish. Oboje popełniliście błędy, których już nie odwrócicie – możecie jedynie wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość.
Analizowanie zachowań czy sytuacji, które doprowadziły do rozstania, jest dobre. Roztrząsanie, gdybanie, tworzenie w swojej głowie alternatywnych scenariuszy wydarzeń – nie. To pierwsze pozwala nam zrozumieć, co i gdzie kiedyś spieprzyliśmy. To drugie sprawia, że konsekwentnie pieprzymy to, co życie oferuje nam w danym momencie.
Odpuść.
#3. Sprawdzanie, co u niego
Jak teraz wygląda? Czy zaczął uprawiać sport? Spotyka się z kimś? Tak? Ciekawe, co to za wywłoka…
Tego typu rozkminki są całkiem naturalne jeszcze 2-3 miesiące po rozstaniu. Ale po roku albo dwóch?! Come on! Na ile trzeba nie lubić swojego życia albo nie szanować własnego świętego spokoju, żeby po kilkunastu miesiącach od rozstania sprawdzać fejsa albo instagrama pana ex? Znan co najmniej kilka dziewczyn, które praktykują tego typu masochistyczne zabawy, a są wśród nich kobiety w (podobno) szczęśliwych związkach. Przykład? Rozmowa na fb sprzed kilku dni:
– Jak on mógł mi to zrobić? Zabrał tę cipę do hotelu, do którego ZAWSZE RAZEM jeźdźiliśmy na wakacje.
– Czekaj… Mówisz o M.? Tym, z którym rozstałaś się jakieś pięć lat temu?
– Tak! Właśnie o nim. Ale jakie to ma znaczenie, kiedy się rozstaliśmy? Ty widzisz, co on wyprawia?
– Widzę, że od miesiąca, czyli odkąd poznałaś Jaśka, chodzisz jak naćpany elf unoszący się trzy metry nad ziemią, a sprawdzasz fejsa faceta, z którym nie jesteś od ponad pięciu lat. Ty mi to wytłumacz.
– Eee… Nie wiem.
Za to ja wiem. Śledzimy poczynania swoich byłych po to, żeby móc się dowartościować. „Ale przytył”. „Brzydka ta jego nowa laska”. „Wygląda na nieszczęśliwego. Pewnie wciąż nie może wydarować sobie, że mnie stracił”. Płytkie to i o kant dupy potłuc, bo przecież skoro z tym człowiekiem byłaś i go kochałaś, to powinnaś mu życzyć jak najlepiej, czyż nie? Takie praktyki à la pies ogrodnika są dobre chwilę po rozstaniu. Ba! Wtedy działają wręcz terapeutycznie, bo podsycają zdrowego wkurwa na człowieka, który w jakiśtam sposób nas zawiódł. Ale kilkanaście miesięcy post factum? Wtedy to już sygnał, że coś z nami jest nie tak i może warto zastanowić się: po co to robię? Po co po raz kolejny wpuszczam do swojego życia człowieka, na którym kiedyś postawiłam krzyżyk?
#4. Tworzenie nierealnych scenariuszy
Ten punkt jest zwykle przedłużeniem poprzedniego. Wiesz już, co u niego, więc zaczynasz wyobrażać sobie Wasze ponowne razembycie.
No bo skoro zmienił X, Y, Z, a i Ty przez ten czas trochę nad sobą popracowałaś, to może warto by było spróbować jeszcze raz? Nie mówię nie. Ale powinien zostać spełniony jeden warunek – oboje musicie tego chcieć.
Tworzenie w głowie scenariuszy o ewentualnym powrocie w momencie, kiedy nie macie kontaktu albo on jest w stałym związku z kimś innym, może i stanowi chwilowe pokrzepienie dla duszy, ale w dłuższej perspektywie jest zwykłym robieniem sobie wody z mózgu.
Zmienił się? Good for him. Nie zmienił się? Problem jego i ewentualnej Krysi, którą być może pozna za jakiś czas. To już nie Twoja sprawa i nie Twoje zmartwienie. Słowem: życz mu dobrze. Na odległość.
#5. Odnowienie kontaktu po latach i rozpacz
Bywa i tak, że zdążysz mieć w dupie swojego ex pięć razy, po czym on wspaniałomyślnie nagle się odzywa. Po roku, dwóch albo dziesięciu. Wtedy Ty, zamiast nadal mieć go w głębokim poważaniu, z konsekwencją radzieckiego czołgu realizujesz punkty 1, 2, 3, 4, serwując sobie sadomasochizm mózgu i życia. A czemu się odezwał? A po co? A może tęskni? A może chce wrócić? Po 10 latach? [sic!] A może to za niego powinnam była wyjść za mąż?
Niewiele z nas rozważa zgoła inne powody kontaktu. A może potrzebuje przysługi? Na przykład chce numer do tej cycatej Marleny, na którą zawsze skrycie leciał? A może mu się w związku nie układa i chciałby znów usłyszeć, jaki jest zajebisty w łóżku? A może nawet chciałby znów to usłyszeć na żywo, pieprząc Cię w klubowym kiblu jak burą sukę?
Tego nie wiesz, nie siedzisz w jego głowie. Możesz za to głębiej zajrzeć do swojej. Polecam. To działa.