Bo fantazja jest od tego…

– …i kiedy to się dzieje, mam wyrzuty sumienia.
– Poda pani jakiś przykład?
– Przykład? Choćby z wczoraj. Wsiadam do metra. W moim wagonie jest sporo wolnych miejsc, ale ja wybieram akurat to jedno między dwoma mężczyznami w garniturach. Mam na sobie krótkie szorty, na nogach podkolanówki, na stopach trampki, do tego obcisłą bluzkę odsłaniającą ramiona, odblaskowy worek na plecach, purpurowe usta, długiego kucyka do połowy pleców i perfumy: ostre, mocne, ciężkie. Wizualnie nie pasuję do współpasażerów, ale to kręci mnie jeszcze bardziej. Siadam, otwieram „Spis cudzołożnic” Pilcha, ale nawet nie zaczynam czytać. Kątem oka obserwuję obu. Ten po prawej pachnie Diorem i sam wygląda jak z reklamy perfum. Idealnie skrojony garniak, Lodingi, trzydniowy zarost, a twarz taka, że nic tylko chwycić za żuchwę i przyciągnąć do siebie. Ten po lewej prezentuje się trochę gorzej – jest grubszy, ciuchy ma gorzej dobrane, ale broni się bujną czupryną, mięsistymi, pełnymi wargami i mglistym spojrzeniem zza oprawek okularów. Wyobrażam sobie, jak na oczach wszystkich pasażerów chwytam każdego z nich za udo. Jak prawą i lewą dłonią jednostajnie, powoli podjeżdżam coraz wyżej, aż do krocza, za które łapię bez zażenowania, zdecydowanie. Jak z uśmiechem obserwuję ich zszokowane miny. Jeden z nich, ten po prawej, podrywa się z miejsca. Tacy jak on mają piękne żony i śliczne dzieci zapisane do najdroższych przedszkoli, nie potrzebują przygód, przynajmniej przez pierwsze trzy lata małżeństwa. Ale to nic, bo po chwili jego nerwowość ustępuje. Rozchyla uda swobodnie, jakby chciał powiedzieć: „rób co chcesz, mała, mam to pod kontrolą”. Wtedy ja wstaję, ale nie tak normalnie. Podnoszę się jak dziewczyny w tanich pornolach: powoli, wypinając tyłek, by dopiero po chwili wyprostować plecy. Szorty mam krótkie, obaj na pewno widzą to miejsce, gdzie pośladek łączy się z udem. Obaj patrzą na mnie, wiem to. Obracam się delikatnie, uśmiecham i wzrokiem pokazuję w kierunku drzwi. W tym momencie pociąg staje na stacji, a oni po raz pierwszy patrzą na siebie. Okularnik wstaje pierwszy. Ten po prawej waha się, ale tylko sekundę. Po chwili widzę go za swoimi plecami w odbiciu szyby. Delikatnie dotyka mojego pośladka, jakby chciał sprawdzić, czy jest prawdziwy. Idziemy w kierunku ruchomych schodów, stajemy po prawej stronie, ja o dwa stopnie wyżej niż oni. Obserwują mnie, ale ja nie odwracam się w ich stronę, dopóki nie docieramy do taksówki.
– Wyobraziła sobie pani seks?
– Nie zdążyłam. Dojechałam do Politechniki i musiałam wysiadać.
– A tak naprawdę, co się wydarzyło?
– Tak naprawdę nawet między nimi nie usiadłam. Wstydziłam się.
– No tak. Porozmawiamy o tym na kolejnej sesji, dziś nasz czas już się skończył. Ale mam jedną prośbę, a w zasadzie dwie. Niech pani zapyta swoich przyjaciółek o ich fantazje. I bardzo proszę nie traktować swoich własnych w kategorii zdrady męża. Do zobaczenia.

 

*

 

– Moja ulubiona jest taka, gdzie zupełnie obcy facet, ale wiesz, taki typowy kredens z siłowni, dojebany i wydziarany, rzuca sztangę, wyciera dłonią spocone czoło, a potem odwraca się w moją stronę, podchodzi i zupełnie bez słowa, jednym ruchem zdziera ze mnie legginsy i wbija się mocno, przygniatając mnie całym ciężarem swojego twardego, umięśnionego ciała.
– To brzmi jak gwałt.
– To fantazja. Moja fantazja. A w niej dzieje się tylko to, czego ja chcę, kochana.

 

*

 

– Ostatnio złapałam się na tym, że w ogóle nie fantazjuję o mężczyznach. Od lat wyobrażam sobie seks z kobietą. Najczęściej z taką jedną, którą po raz pierwszy wymyśliłam jakieś dziesięć lat temu… Ona jest zupełnym przeciwieństwem mnie. Po pierwsze, to blondynka. Po drugie, ma kręcone włosy. Poza tym duże piersi i pieprzyka nad górną wargą. Trochę jak Marylin Monroe, ale ładniejsza i zgrabniejsza. Najczęściej w tych fantazjach liżę jej cipkę… Nie mam pojęcia, czemu.
– Mówiłaś o tym Darkowi?
– Oszalałaś?! Jeszcze by się nakręcił i wymyślił jakiś trójkąt! A ja w życiu bym nie poszła do łóżka z kobietą.

 

*

– Odpowiem ci krótko: ksiądz w kościele, najlepiej na ołtarzu albo przynajmniej w zakrystii. A teraz sorry, ale za chwilę mam calla z klientem, nie mogę się rozpraszać.

 

*

 

– I jak? Odrobiła pani zadnie domowe?
– Taa…
– Jakieś wnioski?
– Wszystkie jesteśmy jebnięte, za przeproszeniem! Marzymy o sytuacjach, których nie możemy albo wręcz nie chcemy przeżyć. Co to w ogóle ma być?!
– To, droga pani, jest zdrowie psychiczne.

Amen.

 

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 8, sierpień 2017] oraz na logo24.pl

Fot. Valeria Boltneva, Unsplash.com

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Chriss

    Bardzo ciekawy wpis, świetnie się czyta, do tego świetna puenta.
    Nie sądziłem, że kobiety mówią o takich rzeczach w gabinecie terapeutycznym :)

    • Kobiety. Mężczyźni. O takich i „dużo gorszych” – z nawiasem i bez nawiasu.

      • Chriss

        No w gruncie rzeczy masz rację. Mam tu też na uwadze własne doświadczenia, w tym aspekcie.

  • On

    No nie – żeby chop pierwszy komentarz pisał …

  • Grider

    Zdrowie psychiczne i szczęście to odpowiedni dobrane leki psychotropowe :P

    • Bernadetta Janiszewska

      Tak!

  • Zdrowie psychiczne to interesująca sprawa, jak widzę.
    Ale dziękuję za przypomnienie, że chciałam przeczytać „Spis cudzołożnic”.
    Czemu ja w tramwajach i pociągach wyobrażam sobie głównie różne sceny wojenne z moim udziałem…? D: Za dużo Powstania Warszawskiego.

  • Jedno mi się nie zgadza, koleś z metra jeździ swoim Lamborgini, nie metrem.

    • Może miał kaca. Albo mu się auto popsuło. Plus nie przesadzałabym z tym Lambo. To, że facet pachnie Diorem i nosi garniak wcale nie oznacza, że zarabia 50k miesięcznie ;)

  • Hrabia Wroński

    Mignęłaś mi kiedyś w metrze.
    A „Spis cudzołożnic” czytałem, szanuję.

  • Ennilka Usagi

    Tekst wspaniały i trafiony. Każda fantazjuje o tym czego w sumie by nie chciała, lub zrealizować nie może.