DLACZEGO LUDZIE ŁĄCZĄ SIĘ W PARY?

Tak sobie patrzę na siebie, moich znajomych i przyjaciół. Obserwuję swoje oraz ich mniej lub bardziej udane związki. I się zastanawiam, ile z tych relacji jest naprawdę dojrzałych: opartych na wzajemnym szacunku, zaufaniu, PRAWDZIWYM zrozumieniu drugiej osoby, na wzajemnej fascynacji, a przede wszystkim – miłości? No i mi kurwa wychodzi, że niewiele. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć. 

Potem patrzę na moich znajomych/kolegów/przyjaciół singli i singielki i się zastanawiam – ilu z nich jest naprawdę szczęśliwych sam na sam ze sobą? Z faktem, że nie mają tej swojej [nienawidzę tego zwrotu, ale go użyję] „drugiej połówki”? Ilu z nich akceptuje taki stan rzeczy i nie szuka rozpaczliwie towarzystwa na sobotni wieczór w internetach albo innych tinderach? I znów mi wychodzi, że niewielu. Na palcach obu rąk mogłabym policzyć. I są to, Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, w przeważającej większości mężczyźni. Ale o tym później.

 

DŁUGOŚĆ DŹWIĘKU SAMOTNOŚCI

 

Jak się tak zastanowić, to trochę to wszystko smutne jest. Bo wychodzi, że łączymy się w pary nie z miłości, a z lęku przed samotnością. Bo kiedy zostajemy sam na sam ze sobą, bardziej słyszymy własne demony. Nasze niedostatki stają się jakieś takie bardziej widoczne. Pustki w głowie i w sercu – głębsze.

Kiedy jesteśmy w związku, możemy skupić się na tej drugiej osobie. Ją wielbić i adorować, a później – ją zmieniać, kształtować, urabiać na własny obraz i podobieństwo. Ona staje się plastrem na wszystkie rany, wypełniaczem dziur, cudownym eliksirem, dzięki któremu rośniemy w swoich oczach. I to jest pierwszy podstawowy błąd, jaki ludzie popełniają, wchodząc w związki – oczekują, że dzięki tej drugiej osobie staną się lepsi, pełniejsi, szczęśliwsi. Że dzięki niej rozwiążą swoje problemy, zagłuszą smutki, wypełnią pustkę.

A takiego chuja. Bo z czasem okazuje się, że ten drugi człowiek też ma problemy, też ma wady, też bywa trudny, niezrozumiały, niewygodny… I nagle przestaje być lekiem na całe zło, a staje się źródłem wszelkiego zła. Znacie to, prawda? Wszyscy to znamy. Związek się rozpada, zostajemy sami i nagle musimy umieć być sami ze sobą. Z własnymi myślami, dołkami, problemami, tęsknotami, żalami, radościami, pragnieniami, oczekiwaniami… Większość z nas długo nie wytrzymuje takiego stanu rzeczy. Bo nagle okazuje się, że nie potrafimy [nie chcemy] się w siebie wsłuchać. Zmierzyć z tymi demonami, o których pisałam wyżej. Bo kto normalny wyciągałby trupy z szafy, kiedy można mocniej zatrzasnąć drzwi i udawać, że smrodu nie ma?

Tym sposobem przyklejamy kolejne plastry, wchodzimy w kolejne relacje bez przyszłości, nie widząc kompletnie tego, że nasz związek z własnym Ja mocno kuleje…

 

JESTEŚ SAMA? PRZEGRAŁAŚ ŻYCIE

 

Presja społeczna też nie pomaga, a jest ogromna, zwłaszcza na kobiety, by poznały se już tego swojego księcia Romana, wyszły za mąż i zdążyły zostać matką. W tej krypto-prorodzinnej nomenklaturze, jeśli jesteś dorosłą kobietą w wieku rozpłodowym, a nie masz partnera, coś z Tobą jest ewidentnie nie tak.

Mężczyzna – singiel, który ma 30 lat, żyje w wielkim mieście, zarządza jeszcze większą korporacją i mówi w siedmiu językach, nazywany jest człowiekiem sukcesu. Trzydziestoletnia singielka, która żyje w wielkim mieście, zarządza korporacją i mówi w siedmiu językach, nazywana jest korpobiczą. I starą panną.

Nie wiem, z czego wynika takie myślenie. Być może z faktu, że w naszym tradycyjnym, patriarchalnym społeczeństwie, sukces, rozwój, kariera i rozwiązłość seksualna wciąż traktowane są jako domena mężczyzn. Domeną kobiet jest za to rodzina, macierzyństwo, troska i dbałość o najbliższych. Zresztą, ten temat to słoń w salonie. Wszyscy go widzą, niewielu ma odwagę mówić o nim na głos, a ja dziś docelowo nie o tym.

Kobiety w tym kraju boją się być same. I nie potrafią być same. Dlatego wciąż i wciąż wchodzą w związki z nie tymi facetami, bo nie dają sobie czasu, żeby pobyć sam na sam ze sobą. Poznać się lepiej. Dowiedzieć, czego oczekują od potencjalnego partnera, a czego od siebie. Nie potrafią powiedzieć: „Ze mną jest tak, tak, tak i tak. Chcę tego, tego i tego, nie akceptuję tego, tego i tego. Wchodzisz w to, czy płacimy rachunek i każde idzie w swoją stronę?”.

Dr Andrzej Wiśniewski, psycholog, psychoterapeuta i filozof, w wywiadzie z Agnieszką Jucewicz, powiedział:

Kobiety muszą przekraczać taki społeczny stereotyp, który mówi, że kochać kogoś, to znaczy się poświęcić. Może on się trochę zmienia w ostatnich czasach, ale nadal jest bardzo popularny i jest bardzo wiele kobiet, które mimo że na zewnątrz się wyemancypowały, same się utrzymują, zajmują wysokie stanowiska, to w ich duszy drzemie przekonanie, że być z kimś oznacza poświęcić się.

I jeszcze:

Jesteśmy wychowani w micie, że miłość to uległość. Czasami nam się wydaje, że jeśli spełnimy oczekiwania partnera, to on odpłaci nam tym samym (…). A tymczasem stanowczość w związku jest czymś bardzo cennym. Najbardziej w cenie na rynku są mężczyźni, którzy potrafią być stanowczy i ciepli. To się nie wyklucza. Najcenniejsze na rynku są kobiety, które są stanowcze i delikatne. Mają wybór, mogą zachowywać się różnie.

 

SAM NIE ZNACZY SAMOTNY

 

Jakkolwiek trywialnie by to nie brzmiało, człowiek nigdy nie będzie w stanie stworzyć dojrzałego związku i realnie pokochać i zaakceptować drugiego człowieka, dopóki nie pokocha i nie zaakceptuje siebie samego. A co to znaczy kochać siebie? Być dla siebie dobrym. Co to znaczy być dla siebie dobrym? Zadbać o siebie. Wsłuchać się w SWOJE [a nie innych] potrzeby. Poznać swoje marzenia, pragnienia, lęki, smutki i radości. Potrafić przeżywać własne emocje [również te złe] i je oswoić. Pracować nad sobą, a więc zmieniać to, co przeszkadza Ci w tworzeniu zdrowych relacji z innymi ludźmi oraz przyjąć rzeczy, których zmienić nie możesz, na które nie masz wpływu.

Człowiek nie będzie w stanie stworzyć zdrowego, dobrego związku, dopóki sam nie dojrzeje, nie ułoży się ze sobą i nie będzie potrafił funkcjonować jako autonomiczna jednostka. A żeby to wszystko zrobić, trzeba umieć być samemu. Samej.

Ciężko, kurwa. Wiem. Ale inaczej się nie da.

A jeszcze na koniec cytat z Wiśniewskiego. Do serca, do mózgu, do poczucia i przemyślenia.

Dobre związki przeważnie mają ci ludzie, którzy czują się dobrze sami ze sobą. Czują, że życie ma sens, że mają różne kłopoty, ale potrafią z nich wychodzić. Są niezależni. Potrafią przekraczać jakieś wygórowane czy nadmierne oczekiwania środowiskowe. (…) Dopiero kiedy uznamy, że to my mamy kłopot w relacjach ze światem, możemy coś zacząć robić – pójść na terapię, spotkać innych ludzi, zapytać ich o opinię, rozpocząć trudne rozmowy, których dotychczas się baliśmy. Wtedy pojawia się możliwość zmian. Odzyskujemy siły, powoli wraca poczucie, że jesteśmy coś warci, że ktoś może zaryzykuje bycie z nami bez naszego podporządkowania się, stajemy się bardziej spontaniczni. Wtedy – pofantazjuję trochę – rodzi się największy skarb, jaki mamy dla naszych partnerów: zaakceptowana kobiecość i zaakceptowana męskość. Takim osobom nie można się oprzeć. Nawet kiedy mają jakieś niedoskonałości!

Tekst inspiowany jest książką „Żyj wystarczająco dobrze”. Jest to zbiór 20 rozmów z najlepszymi polskimi psychologami i terapeutami przeprowadzonych przez Agnieszkę Jucewicz i Grzegorza Sroczyńskiego.

Dedykuję ten wpis Bartkowi. Gdybym Cię nie poznała, chuja bym w swoim życiu zmieniła. Dzięki Tobie jestem na dobrej drodze. I wiem, że najlepsze jeszcze przede mną. Dziękuję :)

0 Like

Share This Story

Relacje
  • m0gart

    Malv, a Ty ciągle to samo.

    Wciąż poruszasz tematy, o których w zasadzie wszyscy wiedzą, ale nie chcą – nie portrafią? – mówić, bo to grozi spojrzeniem w lustro i stwierdzeniem, że wcale nie jesteśmy tacy fajni, za jakich lubimy uchodzić.
    Ludzie ni ch..ińskiego mandaryna nie potrafią być sami. Czy to biologia, czy wychowanie, czy presja społeczna, czy może po prostu łatwiej jest być z kimś? Bo się rachunki podzieli na pół, a i w łóżku przyjemniej. Tyle że najczęściej tworzą się takie parki, o których piszesz: na początku jest fajnie, więc na tym się poprzestaje. Nie rozmawia się o problemach, o różnicach, o wzajemnych nieporozumieniach i odmiennym pojmowaniu różnych kwestii. O tym, że mamy prawo się różnić, a mimo to świadomie decydujemy się na bycie razem. I po kilku latach ludzie mijają się w korytarzu, bo albo nie mają o czym rozmawiać, albo po prostu już nie mają ochoty z tym człowiekiem wymieniać myśli i emocji. Ale przecież się nie rozstaną, bo kredyt, bo dzieci, bo rodzina, więc tkwią w czymś, czego oboje mają szczerze dosyć.
    A związki, które są inne niż opisane powyżej, można na palcach obu rąk policzyć.

    PS „Żyj wystarczająco dobrze” to świetna książka.

  • Lisek

    Odpowiedni tekst w odpowiednim momencie . Dziękuje za mentalnego kopniaka do pracy nad sobą dla siebie ;)

  • asd

    Dłuugo byłem sam i jakoś dawałem sobie z tym rade, ale drugi raz sam… kiedy z kolejną byłą nie wyszło i nie można jej wyciągnąć z głowy, jest ciężko.
    Zasypianie samemu w łóżku, czy przebywanie przy znajomych, którzy mają pary, czuje się człowiek jak piąte koło u wozu… ciężko tu coś polubić.
    Fakt, można sobie poszaleć, ma człowiek mniejsze zobowiązania ale to działa dla mnie tylko na chwile i jest tylko takim zakłócaniem swoich myśli. (bo „puste łóżko” ma się codziennie).

    Znowu Fakt, ludzie wiążą się często z byle kim ze strachu przed samotnością… ale wydaje mi się że ten strach jest poważnie uzasadniony. Wizja umierania samemu, spędzanie starości samotnie, doświadczania pięknych chwil.. samotnie, jest dla wielu bardzo przytłaczająca.
    W dodatku lata lecą, ciało, zdrowie i sprawność fizyczna się starzeje i jest coraz trudniej zaimponować komuś kto się nam podoba w dobie tinderów, facebooków i portali randkowych, gdzie pełno jest chętnych zdrowych, pięknie zbudowanych, z mnóstwem podróży na zdjęciach (jakby byli bez problemów finansowych).

    Także, ten cały strach i ta codzienna niemoc bardzo utrudnia prace nad sobą. Bo po każdym głębszym wsłuchaniu się w siebie można czasem wpaść w jeszcze głębszą ciemność niż się wydawało że się jest. Ludzie się tego boją i troche rozumiem te bezrefleksyjne dziewczyny, które miesiąca bez jakiegokolwiek faceta nie mogą wytrzymać bo się załamują (taką odporność na samotność nabyć można tylko z przypadku (wychowanie, geny, doświadczenia) – nie każdy jest na to gotowy i ma do tego predyspozycje (chociażby biologiczne).

    Tekst mi się podobał,
    pozdrawiam serdecznie :)

    • Późne rokokoko

      Uważam, że odporność na samotność już nabyłem – jak to kolega napisał „z przypadku”, bo jako jedynak od dziecka musiałem się nauczyć być sam. Zgadzam się z wszystkim co napisane. O wpadaniu w głębszą ciemność. O trudnościach w zaimponowaniu. O piątym kole u wozu. O wizji samotnej starości.
      I choćbym nie wiem jaka odporność miał to nie da się tego polubić. Da się zaakceptować sytuacje i dostosować do niej swoje życie, ułożyć się w nim, ale nie polubić. I choćby nie wiem jak duża ta odporność była nie zmienia faktu, że strach przed samotnością pozostaje ciągle taki sam. Uczysz się z nim żyć i funkcjonować z nim na codzień, ale nie da się go pozbyć.

      • S.

        Da się go pozbyć. Zamień strach na ciekawość.

    • S.

      Zasypianie samemu w łóżku i znajomi którzy kogoś mają… faktycznie problemy rangi światowej.

      Sprowadzanie szczęścia do listy punktów, które trzeba odhaczyć to najlepsza droga do choroby psychicznej. Żyj, doświadczaj i ciesz się, że było Ci dane być częścią tego przedstawienia.

  • Edie Maciejewska

    Ukułam sobie ostatnio termin „samość”, na potrzeby rozmów o takim moim byciu solo. Bo to nie samotność przecież. Czasem mówię jeszcze „pojedynczość”, ale chyba przestało mi się to podobać. Ot nomenklatury potrzebujemy, jakbyśmy nie mogli sobie po prostu być.

    • Edie <3

      "Samość". Podoba mi się. Po prostu sobie bądźmy.

      • Paulina Hofman

        Ja nie cierpię tych haseł, że „silna niezależna kobieta” HA HA I LOL. Jakby to było złe, nieprawdziwe. Jakby to było jakieś niemożliwe do realizacji. Że kobieta, że silna, że niezależna. Nosz japierdole. Jak chcę to jestem zależna, mała, słaba i płaczę w poduszkę, ale staram się ogarniać. Siebie, życie, no. I za te próby, za to, że mi samej dobrze zostaję czasami wyśmiana iiii patrzą krzywo, bo jak to tak. No halo? Co to znaczy silna kobieta, niezależna, co to znaczy? Na pewno z nią coś nie tak, skoro jest sama. Na pewno. Nie, to nie kwestia facetów, złych facetów, żonatych, zdradzających mężczyzn, wyboru, braku czasu czy nawet „weny” na randkowanie. Na pewno z nią nie tak coś.

        Przyłączam się do klubu „po prostu bądźmy”. Przygarniecie? :)

    • pixel

      Była już kiedyś taka jedna samosia… Zosia, ta od Tuwima :)

    • Mariusz Duran

      Taka kobieta sama?. Bo..

  • NO NAME

    „Bo nagle okazuje się, że nie potrafimy [nie chcemy] się w siebie wsłuchać. Zmierzyć z tymi demonami” ja się skupiłem już tylko na tych demonach, niektóre mi się podobają i je pielęgnuję. Przestało mi zależeć na imitacji luksusu, pochodzącej z „chińskiej taśmy na produkcji”. Wolę swoje towarzystwo, niż kogoś, kto za chwilę będzie mnie drażnił chcąc wszystko we mnie zmieniać. Fuck off albo jestem sobą albo nie trać swojego i mojego czasu. Kup sobie plastelinę i zrób sobie swojego potworka, tak jak go sobie wyobrażasz. Inny problem stanowi nadużywanie rywalizacji, nie do celów związanych z flirtem ale pokazaniu drugiej osobie kto jest lepszy… – spadaj mała czym prędzej. Taki proces feminizacji, jakby niektóre kobiety zostały permanentnie tym nasączone. A jak wiemy, związek to partnerstwo, rywalizacja to coś innego. Inwigilacja, zabieranie tej przestrzeni mojego ja, które jest dla mnie ważne i do którego jej nie chcę dopuścić, to jest moje ja a nie nasze. Ona te ma albo powinna mieć takie swoje ja… dużo przyjemniej mieć pasje i spędzać czas oddając się im i pielęgnując je. Może kiedyś ludzie bez dostępu do wszystkowiedzącej elektroniki byli ciekawsi miż dzisiaj. Stereotypy… one się nie wzięły z kosmosu i nasze mózgi są ukierunkowane na myślenie oparte o stereotypy. Niekiedy się bronimy i mówimy o nie, ja taki nie jestem ale naukowo jest to udowodnione, że tacy jesteśmy. BTW. thx za tytuł książki, zapisuję ją na listę swoich must have. Fajny wpis, jak większość. Pozdro.

    • S.

      Mądre słowa. Czas jest najcenniejszym dobrem jakie mamy. Pieniądze, zawsze można zarobić, większe lub mniejsze. Straconego czasu nikt nam nie zwróci.

  • Ech… Tylko co zrobić kiedy człowiek tak bardzo siebie nie szanuje i gardzi sobą i nie może na siebie patrzeć i codziennie walczy o to, żeby siebie chociaż w 1% zaakceptować, bo o miłości tu już nawet nie wspominam, że wpada w błędne koło na zasadzie: pokocham siebie jak ktoś mnie pokocha i zwróci na mnie uwagę, ale nikt tego nie robi, bo najpierw muszę sama siebie pokochać, żeby ktokolwiek się mną zainteresował. Mimo prób i udawania, że wszystko jest okej, wiem że gdzieś tam przy kontakcie z innymi ludźmi widać we mnie to wszystko, ten brak miłości do samej siebie… I siedzę taka zmarnowana wciąż analizując rozstanie sprzed pół roku dręcząc się myślami o moim byłym, który zrównał mnie z ziemią gdy z nim zerwałam. I mam wrażenie, że w życiu nie wygrzebię się z tego beznadziejnego marazmu. Błędne koło.

    • Odwiedzić psychologa. Oni nie gryzą. Serio.

      • Gabi2

        Malv z ciekawosci,uczestniczylas kiedys w sesjach psychoterapeutycznych czy bylas kilka razy u psychologa? Naprawde polecasz? Pytam bo mam podobne podejscie do Gabi i rozwazam rozmowe(y) ze specjalista jednak.. boje sie troche/wstydze otworzyc przed kims w 100%, nawet kompetentntym.

        • Gabi

          No właśnie problem w tym, że doświadczenia z psychologami mam beznadziejne… ;)

  • KaZet

    Niby tak ale nie nam jest oceniac intencje wchodzenia kogos w zwiazek.Ja zawsze czulem sie dobrze sam i zawsze chcialem byc z kims wyjatkowym czyli z ta pelnia i szczesciem to troche bujda bo dazymy do bycia z kims jednak.Jakbysmy byli pelni i szczesliwi to po co by nam byl staly partner? A czy wsrod tych desperatow jest wiecej kobiet czy mezczyzn to roznie bywa, indywidualna sprawa kto jak sobie z tym radzi.

  • Może i założenie ogólne, że ludzie nie potrafią być sami w jakiś sposób jest prawdziwe. Może.
    Chciałem tylko dodać moją obserwację. Co raz więcej osób potrafi żyć/być samemu niż w związku partnerskim.

  • Burner81PL

    Przyznaje, ze bardzo miło sie czytało, pomimo tego, ze juz na poczatku zalozylem, ze to bedzie wpis w stylu „trawa jest zielona, niebo niebieskie – dobrze gada <3" no ale wybroniła sie Pani Autor. Jednak ostrzegam przed dostrzeganiem w tekscie uniwersalnosci. Jedni potrzebują "kopa" a inni "przytulenia". Ten tekst to raczej dla tych, ktorzy maja sile walczyc albo po prostu zyc z tym co maja. I tutaj zauwazyc pragnę dwie rzeczy… po pierwsze "pokochanie siebie aby moc kochac innych" moze okazac sie pulapka, bo w koncu dojdzie sie do wniosnku, ze sie jest tak super, ze nikt na ta superowosc nie zasluguje. Moze daleko stad do narcyzmu… no ale mimo wszystko, wg mnie taka postawa bardziej izoluje niz otwiera na swiat. Po drugie… mozna dojsc do wniosku… na co mi ktos, skoro mi samemu z soba tak dobrze? po co ma ktos to psuc? j Bardzo slepe tory!! Po trzecie… zwiazek to nie tylko wspolistnienie ale i wzajemne wzbogacanie sie. Owszem, dzieki super partnerowi, sami nie bedziemy automatycznie super… jednak, na pewno znajdziemy wiec motywacji do tego aby ruszyc tylek i zrobic cos wiecej w swoim zyciu. No a po czwarte… podziwiam silne kobiety, ktore odniosly "sukces". Te, ktore probowaly, takze. Wiem, ze im 1oo razy ciezej niz facetom. Jednak tak powszechnie wysmiewany obecnie "starodawny" model rodziny sprawdzal sie wysmienicie przez tysiace lat. Wiec cos jest na rzeczy i moze nie warto od razu to wyrywac z korzeniami. Zwiazek to wzajemne uzupelnianie sie, wzajemnie pogodzonych ze soba ludzi… i tego Wam zycze… szczescia w samotnosci lub odkrycia w zwiazku jakie bzdury sie czasem myślało ;) pozdr

  • Burner81PL

    tyle sie opisalem, a tu wyskoczylo, ze komentarze musza przejsc moderacje :D :D nooo truuudno :) tak czy owak miłego dnia :)

  • lidkaS

    jak zwykle trafnie.
    sama przeszłam przez związek, w którym wydawało mi się, że poświęcenie to jest to. że jak ja się poświęcę, on się poświęci… i właśnie przez to się wszystko posypało. dopiero po wszystkim przeanalizowałam fakty i zobaczyłam, jak bardzo ograniczałam siebie. i nie, nie on mnie ograniczał. sama sobie to robiłam, unieszczęśliwiając i siebie, i jego też.

    teraz jestem sama – „pojedyncza” – i w zasadzie dobrze mi z tym, choć myślę, że jeśli uda mi się stworzyć z kimś dobry, partnerski związek, to też będzie dobrze.
    i z przerażeniem patrzę na koleżanki, które tkwią w związkach, które dawno nie funkcjonują tak jak powinny, bo boją się coś zmienić, bo on odejdzie, bo nie chcę być sama… albo panicznie szukają miłości przez tindera, na imprezach, w warzywniaku…

  • Daniel Chrzciciel

    Ja sam przerażająco często słyszę od moich znajomych teksty w tym stylu:
    „Dam mu szansę, bo znowu ludzie będą jęczeć, że stara baba jestem, a nie mam nawet z kim na wesele pójść”
    A przecież jak już się kogoś ma to też jęczą, że nie taki jaki być powinien. Więc nie ma co się przejmować :).
    I tak sobie teraz myślę, że to wieczne „naprawianie” cudzych związków bierze się właśnie z tego o czym piszesz. Znam jakiś miliard osób, które niemal codziennie powtarzają mi: „Daniel znajdź sobie kogoś normalnego, związek jest po to, żeby być szczęśliwym i spełnionym, a nie po to, żeby dokładać sobie problemów”.
    Te same osoby ciągle od nowa wiążą się ze swoimi partnerami po to, żeby ludzie nie gadali albo żeby na chwilę poczuć się jak zakochany piętnastolatek, a za moment rozstają się z nimi z powodu jakichś pierdół.
    Myślę, że można być szczęśliwym i spełnionym w związku, w którym jest wiecznie pod górkę, jeśli chcę się być z TĄ konkretną osobą (sam mam to szczęście), a trudno osiągnąć to samo będąc z bezproblemowym człowiekiem, z którym jest jest się tylko dlatego, że chce się być z kimkolwiek (nie wiem czy ktoś coś z tego zrozumiał, jestem kiepski w pisaniu :/).
    W każdym razie myślę, że to ważny wpis, który powinno przeczytać wiele osób :) I jak zwykle świetnie napisany.

  • Późne rokokoko

    To już 3 lata samości (dobra nazwa). W zasadzie pogodzony z tym jestem. Nie szukam nic na siłę. Ale czy już zaakceptowałem siebie i pokochałem w 100%. Mam wątpliwości ciągle. Natomiast już dawno doszedłem do jednego – nie potrzeba mi byle jakiego związku z niewłaściwych pobudek. Nawet teraz mam taką sytuację, że coś się wydarza z jedną dziewczyną, ale mam nieodparte wrażenie, że jest to raczej wynik przedłużającego się braku bliskości drugiej osoby (i u niej i u mnie) niż prawdziwa „miłość”, więc raczej nic z tego nie będzie. Ale szczerze mówiąc sam już nie wiem co lepsze. Długa samość wynikająca z unikania byle jakich związków czy wiele byle jakich i przechodzenie z jednego w kolejny. Bo długa samość szkodzi. Szkodzi, bo się człowiek tak umości w samościowym życiu, że potem nie bardzo ma w nim miejsce na drugą osobę. I trudniej potem wejść w jakikolwiek związek. Tymczasem wśród wielu byle jakich związków chyba łatwiej w końcu trafić na ten dobry. Sam już nie wiem…

    • asd

      Tak, to kolejny problem z samotnością. Ja kiedyś nawet w takim krótkim związku (tak jak opisałeś, taki związek z samotności dwojga osób) ciężko się odnajdywałem po wielu latach samotności, potrzebowałem sporo czasu żeby być jednocześnie z kimś i być sobą, czuć się naturalnie (a nie udawać zabawy w związek).

      Ale myślę że takie gubienie się to głównie wina tego że ta druga połowa jednak nie pasuje do nas, nie rozumie nas, nie słucha dostatecznie.

      Ciężko coś doradzić nam obojga, jakąś złotą myśl przekazać. Trzeba samemu kombinować zależnie od napotkanej chwili.

      powodzenia :)

    • S.

      Już 3 lata? Ja bym powiedział dopiero.

  • Petsi

    Dużo razy usłyszałam coś typu, jak ty sobie radzisz? Naprawdę nikt Cię nie chce? Dlaczego jeszcze jesteś sama, nie czujesz samotności? Często płaczesz? Fakt chciało mi się płakać, gdy to wszystko słyszałam, tyle, że ze śmiechu. Sama wybrałam sobie taki los, wcale nie szukam tu czegoś na siłę. Po prosty potrzebuję siebie, rodziny i przyjaciół. Mam wrażenie, że przecież młoda jestem. Chcę być silna, niezależna, żyć bez zobowiązań i tłumaczeń. Czy to naprawdę dla innych oznacza bycie gorszym? przez co samotnym? Naprawdę nie rozumiem tu ludzi, gdy wiedzą, że chcę tego i dobrze mi się tak żyje.

    odrobinaciepla.pl

  • Maria Florkiewicz

    Kiedyś usłyszałam bardzo ładne zdanie, że nie można zbudować swojej osoby na kimś, bo nigdy nie będzie to trwały fundament. Niestety wiele lat żyłam w przeświadczeniu,że gdy kogoś znajdę to wreszcie będę spełniona i dużo moich problemów się rozwiąże. No cóż…rzeczywistość była inna, ale na szczęście trafiłam na faceta, który właśnie powiedział mi to zdanie. I przestałam się wstydzić,żeby przyznać,że potrzebuję pomocy w zbudowaniu siebie…na sobie :) żeby uświadomić sobie,że najpierw żyjesz dla siebie, że nie potrzebujesz się poświęcać,żeby stworzyć związek pełen szacunku…dla siebie. Myślę,że każdy ma swoich „Bartków”, dzięki którym chuja by zmienił w swoim życiu. Uważam,że musimy pamiętać,że nigdy nie jesteśmy sami…mamy najlepszego kompana w życiu, SWOJE JA, o które musimy dbać jak o nikogo innego.

  • Marta

    Myślę, że trochę przesadzasz.
    Bardzo kocham mojego męża, ale nie wstydzę się przyznać, że jestem z nim częściowo ze względu na to, że nie chcę (boję się?) być sama. Mam spore kompleksy na punkcie swojego wyglądu i pracuję nad nimi od lat, ale idzie mi to dużo lepiej od kiedy jestem z Wojtkiem (7 lat). Czasem dobry związek jest lekiem na (prawie) całe zło, łatwiej siebie kochać, gdy widzisz, że ktoś kocha Ciebie. Gdybym miała czekać, aż najpierw idealnie poznam i pokocham samą siebie, a potem aż spotkam faceta, z którym byłabym TYLKO i WYŁĄCZNIE z miłości, a nie strachu przed samotnością, miłość mogłaby mnie spotkać na emeryturze ;)

  • Maćku

    Padło tu wiele ważnych słów. Bardzo trafne i ciekawe cytaty. Kolejny świetny wpis ;)
    PS. „Kochaj wystarczająco dobrze” to także ciekawa pozycja.

  • jeco

    Tomku, przykro mi, że spotykałeś tylko takie kobiety na swej drodze, jakich obraz wyłania się z Twoich komentarzy fragmentów tekstu Malviny.
    Zaręczam Ci, że są też takie, które chwil słabości nie uznają za frajerstwo. Łączymy się w pary nie zawsze po to, aby zaspokoić potrzeby seksualne, chociaż niestety często tak bywa, a po prostu z miłości. Gwarantuję Ci, że poznanie siebie itd. nie przerasta ntelektualnie przeciętnej niewiasty. Chociaż, owszem, zdarzają się takie. Zdarzają się też tacy mężczyźni. Nie wiedzący czego chcą, kim są. Czasami lubiący podbudować własne ego kosztem kobiety w związku albo kobiet w licznych równoległych związkach. Nie chcę nikogo urazić, ale uważam, że akurat Tinder nie wymaga ogarnięcia się. Gwarantuję Ci również, że nie każda pani szefowa jest sfrustrowaną kociarą uciekajacą w pracę przed swoimi demonami. Panie szefowe, podobnie jak mężczyźni, bywają pewne siebie, szczęśliwe, spełniające swoje cele. A co najważniejsze, nie każda pani szefowa to córcia prezesa. To po prostu myślenie stereotypowe. Mogłeś dodać jeszcze kochanka prezesa. Za to osobiście znam prezesów, którzy są synami właścicieli firm. Więc bywa rożnie.
    Spotkania fajnej kobiety życzę i niech Cię gorycz nie pochłonie:)

    • Tomek

      „przykro mi że tylko takie kobiety spotkałeś” – słynne żal mi Ciebie połączone z mglistą obietnicą że gdzieś tam za górami za lasami czekają inne od innych :D a trafiamy (przecież nie tylko ja) na właśnie takie bo.. wydzielamy złe fluidy? O_o tak tak, wtedy zawsze wmawia się takim jak ja że problem tkwi w nich, na pewno coś z nimi nie teges i „przyciągają hieny”. Nawet jak chłopak jest uosobieniem zajebistości to forumowe strażniczki matrixu potrafią zrobić z niego ofermę która dostała na co zasłużyła. Można to skwitować tym że jeśli fakty (moja opinia o kobietach) nie pasuje do tezy (niebiańskie istoty) to tym gorzej dla faktów.

      Łączymy się w pary z miłości ale tak się jakoś dzieje że wtedy zawsze mamy ochotę na baraszkowanie ;) Jedyne co nas (zazwyczaj kobiety) przed tym blokuje to:
      a) traumatyczne przeżycia
      b) indoktrynacja religijna
      c) to jest beta provider, on nie do seksu xd
      Jak widać wszystko oprócz ostatniego punktu jest kobiecie narzucone z zewnątrz, energia seksualna została zduszona przez typa w ciemnej bramie lub klechę. Wiążemy się dla seksu głównie, taka jest moja opinia.

      Te kobiety jakich z niewiadomych przyczyn jeszcze nie spotkałem są tak łaskawe dla słabości bo jeszcze! misiu jest bardziej nad kreską niż pod czy po prostu tak mówią licząc że nikt nie dopyta o rozumienie tego słowa? :D

      Dalej jak zwykle pustosłowie, „zdarza się”, „nie każdy/a”, „bywa że”, kręcenie kotem z buszowaniem po tinderku no i #rakword – stereotyp. Napisz komuś że stereotyp/teoria spiskowa/antysemityzm itp. i zaorane. Tak btw. to sceptycyzm wobec kobiet =/ rozgoryczenie.
      Mimo to dziękuję za poświęcony czas :)

      • jeco

        Rany…z jednej strony. Z drugiej strony, dziękuję za zajęcie myśli. Mam przed sobą stresujące wydarzenie za jakąś godzinę, a dzięki Twoim komentarzom na chwilę przestaję o tym myśleć .
        Nie ma słynnego żalu, bo nie jest mi Cię żal. Niby dlaczego, nie znam Cię. Po prostu szkoda, ze nie spotkałeś do tej pory fajnej kobiety (umówmy się, że nienajlepsze określenie „fajna“ zawiera wszystko to o czym pisaliśmy wcześniej). Nie ma też mglistej obietnicy. Być może nigdy jej nie spotkasz. Uważam, że na świecie mniej jest normalnych, przyzwoitych, samoświadomych, ciekawych itd. ludzi niż tych w mojej ocenie, bardzo upraszczając, życiowo ogarniętych. Niestety.
        Nie wiem czy jest z Tobą coś nie tak, czy wydzielasz złe fluidy i czy problem tkwi w Tobie. Być może tak jest. A być może, póki co nie masz szczęścia. Tak też bywa. Po prostu. Można obwiniać los, świat, cokolwiek o to, że tak się dzieje. A można też podejść do tematu na spokojnie. Ok, miałem złe doświadczenia, ale mam nadzieję, że karta się odwróci. Jak nie to trudno. Nie będę przynajmniej z byle kim, bo na to nie zasługuję.
        Chętnie spotykam na swej drodze męskie uosobienia zajebistości i nigdy nie staram się z nich zrobić ofermy:) Ale też nie jestem strażniczką matrixu, może dlatego;)
        Zrozum proszę, że nie uważam, iż kobiety to niebiańskie istoty. Co to, to nie. Znam wiele naprawdę chujowych kobiet. Mężczyzn też. Znam też fajnych mężczyzn będących w związkach z chujowymi kobietami. Wtedy rodzi się pytanie czy ci mężczyźni są naprawdę fajni. Bo przecież „normalny“ facet nie byłby z kimś „niefajnym“ w związku. Także fakty są faktami, a teza, cóż, nie jest taka jak twierdzisz.
        Nadal podtrzymuję, że czasami i moim zdaniem tak być powinno, łączymy się w pary z miłości. A sex jest czymś oczywistym i ważnym w związku. Możesz się łączyć w pary dla sexu. Ja wolałabym mieć związek oparty na uczuciu, miłości oczywiście, w którym jest też sex:)
        Dla Ciebie pustosłowie, dla mnie różne doświadczenia, i te fajne i niefajne, którymi staram się z Tobą podzielić. Bo jak wiemy, świat nie jest czarno-biały (pustosłowie oczywiście):)

  • Tomek

    Może ja spróbuję. Otóż mężczyźni wykazują większe zaangażowanie w poszukiwaniu partnerki gdyż żyjemy w kulturze która przerzuca na nich trud rozpoczęcia kontaktu. Kobietom na portalach nagle się przypomina o szowinistycznej biologii i czekają aż ktoś zacznie się przed nimi pucować.

  • Siedzę sobie w sobotni wieczór sama (ojoj, ale nic takie wieczory mam już od czterech lat, przyzwyczaiłam się) słucham sobie radia, a tam taka gra: dzwoni chłopak i mówi, że od 6 miesięcy jest sam i że ma już 27 lat to już czas najwyższy sobie kogoś znaleźć. I wtedy pan spiker ogłasza, żeby dziewczyny przysyłały sms-y, wspólnie wybiorą jakąś randkę dla naszego Pana Czas Już Najwyższy. Ja chyba zbyt dużo mężczyzn nie znam albo się z nimi nie zaprzyjaźniam, ale mam wrażenie, że to kobiety są najszczęśliwsze same i wiedzą czego chcą i mają gdzieś te podwójne standardy, o których pisałaś, podróżują, mają hobby. A to z kolei mężczyźni nie potrafią się odnaleźć w tym nowym schemacie, plączą się, gubią się, niby chcą tylko seksu, a niby nie, niby myślą, że mają nieograniczony wybór, ale nie potrafią wybrać. A my kobiety sobie tak żyjemy i mamy ich gdzieś.

  • Katarzyna

    „Kochać wystarczająco dobrze” też jest świetną książką. Polecam <3

  • Klaudia

    Tym wpisem przypomniałaś mi, jak bardzo nie lubię zespołu Myslovitz..;)
    Kiedy mój wymarzony Rycerz Na Białym Koniu, postanowił kopnąć mnie w dupsko ponad 3 lata temu, myślałam, że tego nie przeżyję. Nie mogłam tego zrozumieć. Wyłam w poduszkę dzień w dzień 2 lata, a nawet i dłużej..Tyle seriali obejrzałam..Tyle chipsów i lodów zjadłam..Nie wspomnę już o wypitym alkoholu. Po rozstaniu wmówiłam sobie, że nie byłam wystarczająco dobra, mądra, atrakcyjna i troskliwa – i ten stan, pt. „to moja wina, że mnie zostawił”, utrzymywał się przez ponad pół roku. Oczywiście, wszyscy mężczyźni z marszu zostali „tacy sami” i obraziłam się na cały świat. Przestałam wychodzić z domu, unikałam nawet spotkań z koleżankami. Jedyne, co robiłam, to wyłam i wspominałam to, co mnie spotkało. Moje wyjście z domu ograniczało się do wyjścia na uczelnię/do sklepu/na spacer z psem. I kiedy w końcu doszłam do siebie i przestałam sobie wmawiać, że jestem gorsza, głupsza i brzydsza od wszystkich innych, odkryłam, że lubię spędzać czas sama ze sobą. Może nie kocham siebie w 100%, mam masę kompleksów, ale ciągle pracuję nad tym, żeby czuć się lepiej we własnej skórze. Chociaż nie było i nie jest łatwo. Ale kto powiedział, że będzie? :)
    Przegrałam życie, bo nadal jestem sama. Presja otoczenia/rodziny jest tak silna, że momentami nie mam już siły..Kiedy moja ciotka zaczęła (bez mojej wiedzy) umawiać mnie na randki w ciemno z synami swoich koleżanek z pracy, rozdawała mój numer na prawo i lewo, moja złość nie miała końca. Kiedy Twój ojciec mówi Ci, „Boże, ciągle z tymi koleżankami się umawiasz, z jakimś chłopakiem może w końcu byś wyszła?”, to wiedz, że coś się dzieje..Kiedy sąsiadki pytają, dlaczego jeszcze nie masz ani dzieci ani męża..To znak, że pierwszy lepszy Roman z wąsem byłby lepszy, niż żaden. A takiego *uja..;)
    Faktycznie, kiedy w końcu zaczęłam wychodzić z domu i z powrotem uśmiechać się do ludzi, byłam na paru lepszych i gorszych randkach. Nawet na paru naprawdę tragicznych. Poznałam fajnych ludzi. Jednak wszystko to, co się zdarzyło kiedyś, gdzieś tam jeszcze zaprząta mi głowę. Jestem nieśmiała i zdystansowana, ale nie nastawiam się od razu na „nie”. I pewnie, że fajnie byłoby być z kimś. Naprawdę KIMŚ, przysłowiowym DOBRYM facetem. Fajnie byłoby, gdybym nie musiała wiecznie otwierać puszek nożem i tłuczkiem do mięsa, bo trochę wiocha ;) Ciągle szukam i się nie poddaję :)
    Malvina, głowa do góry i cycki do przodu :) Jesteś świetną, ogarniętą babką, masz ręce, nogi, zdrowie i poukładane w głowie..Będzie dobrze – musi być! A że jestem troszkę Adasiem Miauczyńskim w spódnicy, to na koniec wkleję słowa Adasia: ” ale ja właściwie nie mam czasu ani miejsca na kobietę życia w moim życiu. Marzę o niej ale… nie mam miejsca ani czasu.”. No i jeszcze..”żeby nie jeść samotnie, jem z telewizorem”. Takie prawdziwe ;)

    • Dziękuję :) To dobry, wartościowy komentarz – naucz się być sam ze sobą, polub siebie, poukładaj ze sobą, a ten drugi człowiek się pojawi prędzej czy później. I to będzie dobry, dojrzały związek. Tak sądzę.

    • Panna K.

      To co Malvina napisała i Ty Klaudia -zgadzam się w 100% Przeżyłam podobne historie… Wieczne zamartwiania się rodziny… że taka samiutka etc. Teksty Koleżanek.. ” Ty masz pecha do mężczyzn.. ” Dołowałam się no nie powiem. Ale zrobiłam strajk w swojej głowie i wszystkim którzy byli tacyyyy troskliwi. Zaczęłam myśleć, wierzyć i mówić wszystkim, że ale o co Wam kur.. chodzi ? Przecież ten mój mężczyzna jest! Tylko zgubił się i jeszcze nie pokazał się na mojej drodze! Spokojnie dajcie mu czasu! Śmiali się… ja wierzyłam i chodziłam szczęśliwa po świecie…i pojawił się! :D także wszystko siedzi w naszych umysłach :)

  • WItt

    pozwolę sobie na skrót myślowy, bo całego wywodu pewnie nikt nie przeczytałby, do otwartych umysłów powinno to dotrzeć, otóż- Ludzie mają o sobie za duże mniemanie, myślą, że są jacyś wyjątkowi i chuj wie co, tym czasem w skali całej fauny i flory jesteśmy tylko kolejnym gatunkiem, który w swej zbiorowości ma za cel przetrwać. Trzeba to zrozumieć i wrzuć na luz.

  • Frank Zappa powiedzial: “If you end up with a boring miserable life because you listened to your
    mom, your dad, your teacher, your priest, or some guy on television
    telling you how to do your shit, then you deserve it.”

    Tak samo jest kiedy ludzie dobieraja sie w pary. Jesli robisz coś, bo wydaje ci się że powinnaś albo bo wszyscy inni tak robia – to jest to gotowa recepta na porażkę.
    Jak patrzę dokoła to ludzie tkwią w związkach najczęsciej dlatego, bo jest im tak wygodnie. Nie ma ognia, nie ma namiętności, nie ma nawet czułości. Jest za to wspólny kredyt, seriale i czasem dziecko w pokoju obok. Ale przynajmniej nie trzeba szukać nikogo, bo ktoś pod ręką jest. Jest hujowo, ale stabilnie.

    Co do tego, że kobiety muszą w pracy więcej – nie zauważyłem tego. Zauważyłem natomiast, że jeśli kobieta jest utrzymanką albo kura domową to jest to super cool i koleżanki często jej zazdroszczą. Jakby to samo robił facet – to okazuje się, że jest cipą i nie szanuja go ani koledzy ani kobiety….

  • pluskwa

    Niedawno rozstalam sie z facetem po 4letnim zwiazku…. jest ciezko. Czytajac twoj wpis wiem jaki mam problem … najwazniejsze to nauczyc sie zyc sama ze soba … cholernie wazne jest uwielbianie siebie samej, akceptowanie itd… bez tego nie da sie ruszyc z miejsca na przod. czytajac to czuje sie tak jakby byl o mnie, jakbys pisala tylko do mnie.. piekny wpis, przede wszystkim prawdziwy, trafiony w 10! Pozdrawiam

  • Agnieszka K

    Przeczytałam całość i nie ma żadnego słowa z którym bym się nie zgodziła. Jak ja komuś mówię, że dopóki sam nie będzie żył w zgodzie z sobą samym, to mnie wyśmiewa i mówi, że to ja źle robię, że nie szukam tak zwanej „drugiej połówki” tylko marnuje czas na życie sama ze sobą i swoje marzenia… ale ja swojego życia bym nie zamieniła w żaden sposób, żeby tylko ‚być z kimś’ i żeby nie być samotną, bo samotna, a sama to kolosalna różnica. ;) pozdrawiam, i pisz pisz, bo pięknie piszesz, to sama przyjemność czytać Twoje posty!

  • Robert Robak

    Czytałem wiele artykułów ale ten jest tak zajebisty ponieważ wiele w nim prawdy. Dziękuję Ci – jesteś moją bohaterką. Ratujesz mi dzień z nędzy i rozpaczy :D