Jakiś czas temu wdałam się w dość burzliwą dyskusję z przyjacielem (nazwijmy go Ka.), który zabił mnie jednym stwierdzeniem dotyczącym kobiet. Ka. rzekł bowiem, co następuje:
Bo wy, kobiety, jak patrzycie na faceta, to skupiacie się na głupotach typu ładne dłonie i wypucowane buty. Zwracacie uwagę na to, w jaki sposób on się wysławia, czy patrzy w oczy czy w cycki, jak gestykuluje, czy jest wysoki, niski, krępy czy szczupły. Do tego powinien być inteligentny, elokwentny, błyskotliwy, czarujący i oczywiście zabawny. Tymczasem my, faceci, wolimy po prostu patrzeć na laski, a nie zastanawiać się, jakie mają IQ, co sobą reprezentują i czy nadawałyby się do związku.
Słuchałam tego wywodu lekko rozbawiona i pomyślałam sobie, że jeśli wszyscy mężczyźni mają takie pojęcie o kobietach, jak Ka., to w którymś momencie ktoś gdzieś popełnił błąd. Gruby, tłusty i niepoważny błąd.
Dlatego, Panowie, usiądźcie wygodnie – mamy do pogadania.
Brałabym jak Pudzian białko
Wbrew temu, co – być może – wielu z Was myśli, kobiety w sprawach seksu i relacji damsko-męskich nie są nimfami unoszącymi się półtora metra nad ziemią. W kwestii brać czy nie brać mamy dokładnie takie samo podejście jak Wy.
Przykład?
Siedzimy w klubie: Anka, Olka i autorka tekstu. Pijemy wódkę na lodzie, zagryzamy cytryną i obserwujemy, co się dzieje na parkiecie.
Anka: – Czy Wy widzicie to, co ja?
Olka i ja, jednocześnie: – Mhm…
Pięć metrów przed nami podryguje na oko 32-letni koleś. Ciemna karnacja, czarne oczy, mocne ciemne brwi, uśmiech boga, szerokie bary i tyłek jak orzeszek. Matthew McConaughey i Adam Levine mogliby mu co najwyżej buty czyścić.
Anka: – Brałabym jak rolnik dotacje.
Olka: – A ja bym chciała zobaczyć ten tyłek na żywo. Nago.
Anka: – Myślicie, że ma sześciopak?
Ja: – Ja nie myślę, ja to wiem.
Olka: – Ciekawe, czy pieprzy tak dobrze, jak tańczy.
Kurtyna.
Przykład numer dwa.
Babski wieczór u koleżanki. Towarzystwo mocno sportowe – znamy się z treningów.
– No dobra, to którego chłopaka od nas brałybyście najchętniej?
– X!
– Tak, X!
– Zdecydowanie X. Chociaż Y też jest dobry.
– No, ma coś w sobie.
– Te jego oczy, o matko… Jak tak czasami przechodzi bez koszulki i na mnie spojrzy…
– A wiecie, że on ma ponad cztery dychy?
– Pierdolisz? Tym lepiej, zna się na rzeczy.
– A Zet? Ja bym brała Zet.
– Zet jest dobry, ale musiałby się zamknąć.
– Tak, zdecydowanie. Shut up and fuck me.
– Zapomniałabym o Q!
– Q? Przecież to małolat!
– No i co z tego? Dobry jest.
– To ja już bym wolała Wu. Też małolat, ale twarz ma dojrzalszą. Jakiś taki bardziej męski jest.
– Tak, Wu klasa. Imo też lepszy niż Q.
– Za bardzo cukierkowy jak dla mnie.
– Mnie jeszcze kręci G.
– Ten blondyn taki?
– No, fajny jest. Chociaż słodziak. Nie byłoby grzmocenia z nim.
– Z X by było, nie?
– Z X to byłby armageddon.
– Weźcie, bo mam przez was uderzenia gorąca nie tam, gdzie trzeba. Komu wina?
Facet do łóżka vs facet do życia
Jak widzicie, Drodzy Panowie, kobiety nie mają większego problemu z rozdzieleniem życia erotycznego od uczuciowego. Facet, którego chcemy mieć w łóżku, nie musi być super inteligentny ani zaradny życiowo. Wystarczy, żeby dobrze wyglądał i miał w sobie to coś… Spojrzenie, które rozbiera wzrokiem. Uśmiech, który mówi „chcę cię”. No i ciało – piękne, wyrzeźbione, mocne, którego chciałybyśmy dotykać i pod którym chciałybyśmy się znaleźć.
Proste?
Proste.
Problem może się pojawić tylko wtedy, kiedy trafiamy na mężczyznę idealnego do tańca i do różańca, czyli i do seksu i do życia. Wtedy owszem, istnieje spora szansa, że wpadniemy po uszy i będziemy dążyły do złowienia takiego zawodnika na trochę dłużej niż jedna, dwie czy trzy noce. Na szczęście tego typu sytuacje zdarzają się niezmiernie rzadko, tak więc już teraz możecie odetchnąć i przyjąć na klatę fakt, że jesteście dla nas dokładnie takimi samymi obiektami seksualnymi, jak my dla Was. Kiedy pierwszy raz widzimy faceta, który nam się podoba, nie zastanawiamy się, czy byłby dobrym ojcem dla naszych dzieci. Myślimy po prostu, jakby to było, gdyby nas przyparł do ściany i zadarł nam kieckę.
Nie mniej, nie więcej.