Moich rówieśników bulwersuje serial „Euforia”. Odpowiadam: Biada waszym dzieciom

Za czasów mojej młodości (za młodość uznajmy wiek 16-17 lat) był raczej słaby dostęp do halucynogenów i piguł. Najłatwiej było dostać jaranie (marihuanę) i amfetaminę, kokaina była za droga. Nigdy nie byłam fanką kannabioidów (usypiały mnie), ale pamiętam, że w mojej szkole (pierwsza trójka kieleckich liceów) załatwienie jarania nie było absolutnie żadnym problemem. Jarała większość, pili wszyscy. Od tanich win w czasach deficytu po łiskacze podwędzone starym albo kupione za grosze podczas wycieczek na Słowację w czasach dobrobytu. Pierwsze małpki przemycaliśmy w plecakach w wieku trzynastu lat.

Dlaczego? 

Bo wiedzieliśmy, że nam nie wolno. Kiedy masz naście lat, wszystko, co zakazane, smakuje lepiej. Im bardziej zacieśniasz smycz na szyi swojego gówniaka, tym większą możesz mieć pewność, że wyrośnie z niego ćpun lub alkoholik. Zwłaszcza, jeśli wasz dom jest dysfunkcyjny. Just sayin’.

 

To było 20 lat temu

 

Nie chcę Was straszyć, młodsi i starsi rodzice, ale dziś jest jeszcze gorzej. Są media społecznościowe, w których Wasze dzieci odzierane są z godności i anonimowości. Jest też internet, w którym porno i tanie piguły hulają aż miło. Ale jeśli myślicie, że odcinając kabelek od UPC uda Wam się cokolwiek zdziałać, jesteście w dużym błędzie. Prawda jest taka, że im bardziej otwarcie rozmawiacie z dzieciakami na wszelakie tematy (palcówka, MDMA, fetysze, antykoncepcja, homoseksualizm, badania na HIV), tym lepszą więź budujecie. Im bardziej przyznajecie się do tego, że robiliście pewne rzeczy w młodości, tym większy szacunek zyskujecie i tym większa szansa, że Wasze dzieciaki nie będą czuły potrzeby, żeby powtórzyć Wasze błędy. 

Zakazując, rozkazując, uziemiając, zwiększacie prawdopodobieństwo, że będziecie robieni w chuja. Jestem tego żywym przykładem. Jako nastolatka musiałam meldować się w domu o 22, chuchać na wejściu i dawać plecak do przeszukania. Myślicie, że mnie to ruszało? Owszem. Czułam się kontrolowana i zniewolona. Dlatego z wściekłości i z chęci zemsty, kłamałam. Mówiłam, że idę do koleżanki na noc, a jechałam pociągiem do Krakowa. Zarzekałam się, że nie palę, a wystarczyło, że przed przyjściem do domu przeżułam cytrynę i zagryzłam gumą do żucia, a nikt nie był  stanie wyczuć tytoniu. W wieku siedemnastu lat paliłam jak smok i kombinowałam jak koń pod górę. Weszłam w dorosłe życie sądząc, że tak to właśnie wygląda, że tak trzeba. Rzeczywistość dość szybko kazała mi zweryfikować poglądy. Tylko że wtedy nie było już ani tatusia ani mamusi ze swoimi wykładami z moralności. Musiałam ogarnąć wszystko sama. 

 

Drugs, sex and parents

 

Tu akurat jestem ewenementem, bo zaczęłam późno. Seks w moim domu był demonizowany i obdarty z jakiejkolwiek intymności, pewnie dlatego nigdy za bardzo mi się do niego nie spieszyło. Ale pamiętam moje koleżanki z liceum, które traciły „wianek” w wieku 16, góra 17 lat. Wtedy była to norma, więc jak możemy dziwić się dzisiejszym 15-latkom, które w dobie internetu doskonale znają takie pojęcia jak „facesitting” czy „doublepenetration” i to niekoniecznie z teorii? 

Nie mam dzieci, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, jak creepy jest rozmawianie z nastolatkiem o lizaniu łechtaczki albo poprawnym zakładaniu kondona na fiuta. Na szczęście nikt nie każe Wam tego robić. Nie chodzi o to, żebyście nagle stali się rodzicami-creeperami, nieświadomie zawstydzającymi własne dzieci, ale byście w ogóle wiedzieli, co się aktualnie dzieje w świecie nastolatków. Żebyście byli świadomi, że rozmowy o pszczółkach są dobre, kiedy Wasz bąbel ma sześć, a nie szesnaście lat, i że w czasach Snapchata, Tindera, YouTube’a i PornHuba więcej jest w stanie zdziwić Was niż Wasze nastolatki.

 

#TrudneSprawy

 

Zamiast zabraniać, rozmawiajcie. Zamiast krytykować, pytajcie. Próbujcie nawiązać kontakt. Nawet, jeśli na początku jest dziwnie i spotykacie się ze ścianą, próbujcie. Bardzo ważne jest, by nie zgrywać przy dzieciakach świętych. You know, „a ja w Twoim wieku”. Tak, wszyscy wiemy, że byłeś/aś chodzącym przykładem dóbr i cnót, kiss my ass.

Opowiedz lepiej o Twoich pierwszych doświadczeniach, nawet bardziej w kontekście porażek niż sukcesów. Pośmiej się z siebie, podkreśl fakt, jak bardzo czasy się zmieniły i że rozumiesz, że dziś jest trudniej. Nie krytykuj, nie oceniaj, nie osądzaj. Akceptuj. To najlepsze, co jesteś w stanie zrobić swojemu dziecku. 

Akceptowane, kochane, dowartościowane, wysłuchane, zrozumiane i przekonane o własnej wartości dziecię zapewne i tak parę razy odwali zacną manianę i przyprawi Cię o zawał serca.

Ale jest spora szansa, że nie spierdoli sobie życia. 

 

Fot. Kadr z serialu „Euforia”, źródło: HBO GO

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • No nie wiem czy chciałabym opowiadać dzieciakom, że w sumie fajnie było na psychodelikach ;) Tyle, że eksperymentowałam już jako dorosła kobieta, za gówniaka tylko się chlało. Do osiemnastki, bo późnij już było nudno ;) Więc kolejny raz masz rację <3 U mnie w domu sex był czymś takim – niczym ekscytującym. Gdy weszłam w pierwszy poważny związek (uwierzysz, że miałam 15 lat i on został moim mężem, a jakieś 10 lat później się rozwiedliśmy) mój tata powiedział absolutnie poważnie, że jeśli pod jego dachem zajdę w ciążę to on ma pełne prawo nadać imię potomkowi i to będzie Leon. Nie mam nic do Leona ale taka forma antykoncepcji skutecznie zadziałała. Nie chciałam nie mieć kontroli. Dziś jestem po trzydziestce i mam małych synów: mieszkanie, stałą pracę i pełno ciekawych doświadczeń do których już raczej nie wrócę inaczej niż w sentymentalnym rozczulaniu się nad przeszłością… bum, teraz starość i biedość ;P

  • Tomek Degler

    W końcu!
    Ileż można czekać na te felietony…
    Przepraszam – na TE felietony! :-)
    Mocno, z sensem i teraz jeszcze ta sama jakość, z lekkim liftingiem, bo płaszczyzna porady praktycznej nabiera czytelniejszej i jaśniejszej formy.
    Jakby ta wartość, którą można się podzielić ze światem (czy też misja) została ostatecznie zdemaskowana i uformowana.
    W każdym razie dobrze się czyta.
    Chciałoby się częściej.

  • Adam Szulc

    podobną drogę przez dorastanie przeszedłem i w pełni się zgadzam i popieram że „warto rozmawiać”. Naprawdę warto. Zderzenie ze ścianą następuje dla każdego, w różnym wieku, ale rozmawiając można im tą ścianę nieco obić gąbką…